Europejska Unia Obronna, czyli osłabienie związków z USA - Frankfurter Allgemeine Zeitung

Niezdolność do wspólnego działania stanowi śmiertelne zagrożenie dla Europy – uważa niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger, proponując utworzenie Europejskiej Unii Obronnej. Wśród inicjatorów widzi obok Niemiec także Polskę.
„Wspólnota bezpieczeństwa i obrony” – apeluje Wolfgang Ischinger
.Wolfgang Ischinger na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) skrytykował obecną pozycję Unii Europejskiej. „Podczas obecnego światowego kryzysu, Unia Europejska okazuje się niezdolna do działania. Jest ignorowana lub marginalizowana” – napisał niemiecki dyplomata.
Sytuacja na świecie – pisze Wolfgang Ischinger – nie pozwala Niemcom na czekanie z inicjatywami wobec Brukseli czy Waszyngtonu do czasu, aż powstanie nowy rząd, czyli zapewne aż do Wielkanocy. Jego zdaniem kandydat na kanclerza Friedrich Merz z CDU i lider prawdopodobnego koalicjanta SPD – Lars Klingbeil powinni „bez zwłoki” wspólnie udać się do Waszyngtonu w celu rozmowy z Donaldem Trumpem.
Dyplomata zastrzegł, że wizyta niczego nie da, jeśli niemieccy politycy przyjadą z pustymi rękami. Konieczne jest znaczne podniesienie budżetu na wojsko zgodnie z propozycją ministra obrony Borisa Pistoriusa. Należy szybko wdrożyć rozmowy o nieodzownym funduszu specjalnym na Bundeswehrę.
Kluczowym obszarem wymagającym gruntownej przebudowy jest zdaniem dyplomaty Europa rozumiana jako „wspólnota bezpieczeństwa i obrony”. Wśród najpilniejszych zadań Wolfgang Ischinger wymienił podejmowanie decyzji w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa większością głosów, stworzenie konkurencyjnego europejskiego rynku zbrojeniowego, „aby nie kupować 70 proc. sprzętu wojskowego w USA”, a także wspólną produkcję, konserwację i szkolenie, co pozwoliłoby na oszczędności w wysokości kilkudziesięciu miliardów euro. Kolejnym krokiem powinno być wzmocnienie europejskiego odstraszania atomowego w oparciu o potencjał nuklearny Francji i Wielkiej Brytanii. Dyplomata zastrzegł, że NATO i Europejska Unia Obronna nie powinny ze sobą konkurować.
Wolfgang Ischinger zaznaczył, że obecnie nie wszystkie kraje UE będą chciały „wkroczyć na tę ścieżkę”. Realizacja tego projektu powinna bazować na zasadzie „różnych prędkości”. Punktem wyjścia może być Trójkąt Weimarski – Niemcy , Francja i Polska uzupełniony przez kraje założycielskie Wspólnoty – Kraje Beneluksu i Włochy, a także inne zainteresowane kraje jak chociażby Bałtowie. Należy rozważyć też mechanizm włączenia Wielkiej Brytanii.
„Przedstawiając taką propozycję przyszły niemiecki rząd mógłby pokazać, że traktuje poważnie wiodącą współodpowiedzialność za Europę. Bezpieczeństwo kontynentu wymaga odważnych kroków. Nadszedł czas na działanie” – pisze w konkluzji dyplomata.
Były wiceminister spraw zagranicznych Wolfgang Ischinger przez wiele lat kierował Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa (MSC). Obecnie jest prezesem Rady Fundacji MSC.
Ważną rolę Polski w przyszłej architekturze bezpieczeństwa widzi też komentator „Sueddeutsche Zeitung” Daniel Broessler. „Europa nie ma innego wyboru, jak tylko jak najszybciej z Niemcami, Francją, Wielką Brytanią i Polską na czele stworzyć w miarę wiarygodny system odstraszania, funkcjonujący z USA jako niepewnym sojusznikiem lub w razie potrzeby bez niego” – czytamy w „SZ”.
Berlin musi zmobilizować „ogromne sumy” na europejską obronę. „Bez wystarczających środków, czyli pieniędzy, europejskie demokracje pozbawione są perspektyw na przyszłość” – ostrzegł komentator.
Transatlantycka para jeszcze się nie rozwiodła
.Panika w sytuacjach kryzysowych nigdy nie pomaga. Europejczycy uczą się traktować wypowiedzi Donalda Trumpa nie jako oficjalne deklaracje, ale raczej teatralne preludium do negocjacji. Żądanie bogactw naturalnych Ukrainy jako spłaty za wcześniejszą pomoc, oskarżenia o „dyktaturę” czy przedstawianie ofiary agresji jako sprawcy – wszystko to jest okrutnie niesprawiedliwe. Ale te przepychanki, kłamstwa i obelgi są przede wszystkim przygotowywaniem sceny – pisze Edward LUCAS, brytyjski dziennikarz, europejski korespondent tygodnika „The Economist”.
Majaczące na horyzoncie zbliżenie amerykańsko-rosyjskie, podobnie jak wiele innych w przeszłości, może nie dojść do skutku. Obecność Donalda Trumpa na paradzie zwycięstwa 9 maja na placu Czerwonym może okazać się tylko ustawką pod chwytliwe zdjęcie, a nie wyznacznikiem obranego kierunku politycznego. Trump może w kolejnych miesiącach uderzyć w reżim Putina ostrą retoryką. Presja wewnętrzna ze strony rynków obligacji, wielkich przedsiębiorstw, Kongresu i wyborców może ograniczyć lekkomyślność nowej administracji. Możliwe, że gdy za kilkanaście miesięcy spojrzymy na wczesne tygodnie 2025 roku, nadal będziemy się wzdragać, ale nie będziemy już widzieć ich jako początku totalnej katastrofy.
Niemniej ryzyko i koszty są kolosalne. Nawet ukraiński patriotyzm ma swoje granice. Jeśli dojdzie do zdrady i porażki, polityczna, gospodarcza i społeczna implozja może zniszczyć Ukrainę, czego skutkiem będzie napływ milionów uchodźców do Europy. Co gorsza, z politycznego chaosu może wykluć się zgubna metoda.
Cały tekst dostępny na łamach „Wszystko co Najważniejsze” [LINK]
Jacek Lepiarz/PAP/WszystkocoNajważniejsze/rb