Feminizm eugeniczny na duńskiej wyspie Sprogo

Chciałam pokazać mechanizmy wykluczenia i przyjrzeć się temu, co sprawia, że niektórych ludzi uznajemy za przydatnych, a innych za zbędnych – powiedziała dziennikarka i autorka książki „Wyspa niechcianych kobiet” Agata Komosa-Styczeń.
„Wyspa niechcianych kobiet”
Czym była duńska „wyspa niechcianych kobiet”?
Agata Komosa-Styczeń: Sprogo była częścią Zakładów Kellera powstałych pod koniec XIX wieku, które miały sprawić, by osoby z niepełnosprawnościami albo trudnościami rozwojowymi miały dobre warunki życia. Miały być leczone, jednak trafienie na wyspę oznaczało tak naprawdę izolację.
Założycielem zakładów był Johan Keller, a kontynuatorem jego działań został jego syn Christian. Ośrodków, do których trafiały osoby uznane za niezdolne do samodzielnego życia lub „wątpliwe moralnie”, było w Danii kilka. Zakład na Sprogo przeznaczony był dla kobiet, a na Livo – dla mężczyzn.
Dlaczego budowano je na wyspach?
Agata Komosa-Styczeń: Niektórzy „pacjenci” wchodzili w niepożądane relacje intymne i uciekali z zakładów. Nadzór na lądzie nie był sobie w stanie poradzić z takimi jednostkami, więc postanowiono je odizolować. Przed ucieczką miały powstrzymywać bezkres morza i niebezpieczeństwo związane z próbą wydostania się z wyspy. W 1923 roku Kellerowi udało się pozyskać wyspę na poczet ośrodka dla kobiet „słabych duchem”.
Kto na nią trafiał?
Agata Komosa-Styczeń: Z założenia miały to być osoby z niepełnosprawnościami intelektualnymi. W tamtym czasie deficyty moralne także były postrzegane jako forma niepełnosprawności. Tzw. idioci – ze starogreckiego języka oznaczający ludzi, którzy dobrowolnie wyłączyli się ze społeczeństwa, a według rozumienia ówczesnych lekarzy postępujący niemoralnie – szkodzili społeczeństwu swoim zachowaniem. Definicja osoby „słabej duchem” była dosyć szeroka.
Typując je, bazowano na testach na inteligencję stworzonych m.in. przez francuskich psychiatrów, ale także na pytaniach wymyślonych przez Christiana Kellera, które były co najmniej dziwne, np. „czym się różni chłopiec od karła?” albo „kto to jest matka?”.
Brano pod uwagę także wyroki sądowe, np. za pracę seksualną, złe prowadzenie się albo włóczęgostwo. Na wyspie musiała być stale określona liczba rezydentek. Kiedy były braki, kierowano na nią np. kobiety, które miały liczne potomstwo bez stałego partnera. Również sieroty często trafiały na Sprogo.
Zakłady przypominały więzienie czy raczej ośrodki terapeutyczne?
Agata Komosa-Styczeń: Sprogo wyglądało jak idylliczna wyspa. Kobiety mieszkały w dobrze wyposażonych domach – miały ciepłą wodę, wanny, telewizję – mogły także korzystać z sali gimnastycznej, w której organizowano tańce. Miały zapewnioną opiekę lekarską. To nie zmienia faktu, że musiały na siebie zapracować. Wyspa odzwierciedlała dokładnie to, co dla Duńczyków jest tak istotne – pragmatyzm. Rezydentki uprawiały rolę, hodowały zwierzęta, szyły ubrania i gotowały. Funkcjonowały jako samonapędzająca się machina, jednocześnie realizująca cel wychowawczy.
Według zajmujących się nimi lekarzy na wyspie nie mieszkały kobiety, ale dziewczęta, które trzeba było nauczyć, jak być dobrą kobietą. Chciano z nich zrobić matki, panie domu, jednocześnie odmawiając im możliwości posiadania dzieci, gdyż przeprowadzano im zabieg sterylizacji. Poddanie się zabiegowi było jedyną możliwością opuszczenia wyspy.
Czy w analogicznych ośrodkach dla mężczyzn prowadzono takie same praktyki?
Agata Komosa-Styczeń: Tam również trafiały m.in. sieroty, osoby homoseksualne i pedofile. W przypadku mężczyzn było to jednak mocno zawężone. Mężczyzna z rozbuchanym apetytem seksualnym nie był problemem dla społeczeństwa, w przeciwieństwie do kobiety. Męskich rezydentów także poddawano kastracji.
W jednym z ośrodków zamknięty był ojciec premiera Danii Poula Nyrupa Rasmussena – Oluf. Niesamowicie ośmieszył tę ideę. Zakładano, że taki człowiek jak on nie wychowa obywatela, który może się przysłużyć Danii, a tymczasem jego syn stanął na czele rządu.
Kto finansował zakłady Kellera?
Agata Komosa-Styczeń: Początkowo zakłady miały charakter prywatny i to rodziny decydowały, czy posłać tam swoje dzieci. Zdarzało się to jednak rzadko – osoby zamożne zazwyczaj same potrafiły zająć się „problematycznym” dzieckiem. Prawdziwy dylemat pojawiał się w gminach, które musiały kalkulować, czy bardziej opłaca się utrzymywać taką osobę we wspólnocie, czy sfinansować jej pobyt w zakładzie, z którego mogła wrócić jako „sprawny obywatel”. Sytuacja zmieniła się po reformach K.K. Steinckego z 1933 roku, kiedy to koszty pobytu osób z niepełnosprawnościami w ośrodkach przejęło państwo. Od tego momentu gminy zaczęły kierować do zakładów większą liczbę „trudnych osób”, co znajduje odzwierciedlenie w obszernych aktach zakładów Kellera.
Czemu skupiła się pani na historii kobiet?
Agata Komosa-Styczeń: W ich przypadku szczególnie silnie działał aspekt oceny moralnej. Ostatnie ośrodki zamknięto dopiero w latach 60., a dziś Dunki uchodzą za kobiety wyemancypowane. Wzorzec „dobrej kobiety” został odwrócony – interesowało mnie więc to, co sprawiło, że w tak krótkim czasie podejście do swobody seksualnej i moralności zmieniło się tak radykalnie.
Odkryła pani odpowiedź na to pytanie?
Agata Komosa-Styczeń: Nie ma jednej odpowiedzi. Ogromną rolę odegrał nacisk na wprowadzanie kobiet na rynek pracy. Kiedy stały się potrzebne jako pracownice, zapewniono im ogromne wsparcie przy pracy opiekuńczej w postaci znakomitego systemu żłobków i przedszkoli, który je odciążył, oraz dobrą służbę zdrowia, dostęp do antykoncepcji i aborcji. Zorganizowano także pomoc przy opiece nad osobami starszymi. Twórcy systemu doszli do wniosku, że nikogo nie powinno interesować, co kobiety robią prywatnie, jeżeli swoją pracą przyczyniają się do wzrostu PKB i budowy państwa dobrobytu.
Duńczycy postawili na pragmatyzm i samodzielność obywatelską niezależnie od płci i wieku. Nawet duńskie dzieci są niesamowicie samodzielne.
Cofnijmy się na wyspę. Zanim Dunki doszły do tego, co mają dziś, w czasach ośrodka na Sprogo działały zwolenniczki feminizmu eugenicznego.
Agata Komosa-Styczeń: Określenie „feminizm eugeniczny” jest dzisiaj używane bardzo niechętnie, ale nie zmienia to faktu, że w pierwszej połowie XX wieku było popularne. Feministki eugeniczne skupiały się przede wszystkim na eugenice pozytywnej. Nie namawiały do sterylizacji kobiet z niepełnosprawnościami, pozostawiały to gestii lekarzy. Natomiast w myśl eugeniki pozytywnej ważnym aspektem feministycznego podejścia była edukacja – kobieta powinna wiedzieć, jak zadbać o męża i dom, jak sprawić, by było czysto, dzieci były zdrowe i postępowały moralnie. Jeżeli rodzina funkcjonuje dobrze, to państwo ma dobrych obywateli. Uważały, że kobiety powinny rodzić dzieci, ale kiedy miały ich za dużo, zachęcały do sterylizacji – chodziło o to, żeby nie ryzykować kolejnej ciąży i zadbać o już urodzone dzieci. Traktowano to jako kontrolę płodności, którą można zrealizować w ramach prawa. Co nie zmienia faktu, że ówczesnym feministkom zależało też na prawie do legalnej aborcji.
Wiele kobiet w zakładach poddawało się zabiegowi sterylizacji.
Agata Komosa-Styczeń: Przed reformami K.K. Steinckego z 1933 roku wymagana była zgoda osoby, która miała zostać poddana temu zabiegowi. Jednak ja takich zgód nie znalazłam w teczkach sterylizacji. Kobiety bardzo często nie wiedziały, na czym dokładnie polega zabieg i jakie niesie konsekwencje. Chciały się jedynie wydostać z wyspy.
Czy żyją jeszcze ofiary izolacji w ośrodkach, które mogłyby zdać świadectwo tamtych wydarzeń?
Agata Komosa-Styczeń: Żyje jedna z kobiet, Regine, i właśnie oznajmiła, że zamierza walczyć o odszkodowanie finansowe od państwa duńskiego. To jedna z dwóch kobiet, które uczestniczyły w przeprosinach skierowanych przez rząd do ofiar zakładów Kellera dwa lata temu. Karoline Olsen, która zapoczątkowała proces przeprosin, zmarła w czerwcu. Jeśli żyją inne kobiety, które mieszkały na Sprogo, to nie chcą się ujawnić. Nic nie wiadomo o ich dalszych losach po wyjściu z ośrodka.
Jak Duńczycy odnoszą się do tej niechlubnej historii?
Agata Komosa-Styczeń: Często nie znają jej zbyt dokładnie. Zazwyczaj na pytanie o wyspę odpowiadają zdawkowo: to ciemny okres w historii Danii.
Dlaczego w dalszym ciągu dzieją się podobne historie? W sierpniu duńskie władze odebrały córkę Grenlandce Ivanie Nikoline Bronlund godzinę po porodzie. Jak tłumaczyły – z uwagi na negatywny wynik testu na „kompetencje rodzicielskie”.
Agata Komosa-Styczeń: Grenlandia jest częściowo pod jurysdykcją Danii, ale jednocześnie jest oddzielnym państwem. Stosunki duńsko-grenlandzkie są dosyć specyficzne.
Duńczycy mają system włączania do społeczeństwa, czynienia własnym, uczenia bycia dobrym Duńczykiem. Niestety, wielokrotnie używają do tego brutalnych metod. Przypadek Bronlund nie jest odosobniony. W rządzie były pomysły rozdzielania małżeństw imigranckich i odbierania im kosztowności w ramach spłaty za przyjęcie ich do kraju i wsparcie socjalne. Duńczycy dopiero się uczą, jak sprawiać, by „Inni” stali się częścią wspólnoty. Poza kilkoma strasznymi przykładami robią to całkiem sprawnie. Droga do stania się obywatelem duńskim jest dosyć prosta, dostępne są m.in. darmowe kursy językowe.
Co chciała pani przekazać dzięki tej książce?
Agata Komosa-Styczeń: Bardzo chciałam opowiedzieć tę historię. W zakładach Kellera wydarzyło się jednocześnie dużo dobrego i dużo złego. Część kobiet ratowano z bardzo trudnych sytuacji życiowych, z patologicznych rodzin, w których były wykorzystywane seksualnie. System nie był w stanie wówczas zaopiekować się taką osobą, więc substytutem państwa opiekuńczego były zakłady. Rezydentki traktowano z dużo większym szacunkiem niż w podobnych ośrodkach na świecie. Niestety jednocześnie nie mogły same o sobie decydować i były poddawane okrutnym zabiegom.
Chciałam pokazać mechanizmy wykluczenia i przyjrzeć się temu, co sprawia, że niektórych ludzi uznajemy za przydatnych, a innych za zbędnych. Do dzisiaj społeczeństwo dzieli się na takie kategorie nie tylko w Danii. Czym się kierujemy, uznając kogoś za mniej potrzebnego? Kiedy pisałam o rezydentkach Sprogo, uderzyła mnie myśl, że teraz także nie słyszy się głosu np. osób z niepełnosprawnościami czy w kryzysie bezdomności, tak jak kiedyś nie słyszało się głosu tamtych kobiet. Ile jest jeszcze takich osób, których się nie słucha i zakłada, że są nieprzydatne?
Rozmawiała Zuzanna Piwek
Książka „Wyspa niechcianych kobiet” Agaty Komosy-Styczeń ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
Sztuka to duża wartość dodana do naszego życia
.„Kultura Najważniejsza” to newsletter dla tych, którzy szukają w kulturze czegoś więcej – inspiracji, zachwytu, nowych perspektyw. Podpowiadamy, co obejrzeć, czego posłuchać, co przeczytać i czym się delektować. Przypominamy, że kultura to nie luksus, lecz codzienna potrzeba, którą warto pielęgnować.
Sztuka porządkuje świat, ale i wytrąca z rutyny. Potrafi zaskoczyć, wzruszyć, zatrzymać. Dlatego co tydzień wybieramy najciekawsze propozycje – te, które poruszają i zostają na dłużej. O 21:00 w każdy czwartek w Państwa skrzynce ląduje starannie opracowany przewodnik po tym, co najcenniejsze w kulturze na nadchodzące dni.

Zaglądamy do kin i na platformy VOD. Przypominamy arcydzieła, które warto znać, i wskazujemy nowości, które mogą zyskać podobny status. Sięgamy po klasykę, ale nie ignorujemy trendów. Zestawiamy je, by zobaczyć, jak rozmawiają ze sobą stare i nowe obrazy.
Muzyka? Obowiązkowo. Albumy, koncerty, premierowe utwory – podpowiadamy, gdzie szukać dźwięków, które warto usłyszeć. Bo dobra muzyka, jak dobra opowieść, zostaje z nami na długo.
Zapisując się na bezpłatny newsletter „Kultura Najważniejsza”, dołączają Państwo do społeczności, dla której kultura to nie przerywnik, lecz sens. [LINK DO ZAPISÓW].
PAP/ Zuzanna Piwek