Francis FUKUYAMA we „Wszystko co Najważniejsze”
27 października 1952 r. urodził się Francis FUKUYAMA, politolog, filozof polityczny i ekonomista, autor eseju „Koniec historii?”, jeden z najbardziej wpływowych i rozpoznawalnych intelektualistów na świecie. Redakcja przypomina z tej okazji teksty Francisa FUKUYAMY opublikowane we „Wszystko co Najważniejsze”.
Awaria świata
.„Wiele osób zaczęło postrzegać internet jako jedno z głównych zagrożeń współczesnej demokracji. Internet i duże platformy, w szczególności Google, Facebook i Twitter, obwinia się dziś za wzrost poparcia dla Donalda Trumpa i ekspansywność populizmu, który były prezydent Stanów Zjednoczonych reprezentuje, rozprzestrzenianie się teorii spiskowych i fake newsów oraz polaryzację, która dotyka Stany Zjednoczone i wiele innych krajów demokratycznych. (…) Jest jednak wiele niejasności dotyczących tego, co jest prawdziwym zagrożeniem dla demokracji. Zaczyna się to od pytania o pierwszą przyczynę: czy platformy internetowe odzwierciedlają istniejące konflikty polityczne i społeczne, czy przyczyniają się do ich powstawania? Odpowiedź na to pytanie jest kluczem do znalezienia środków zaradczych w odniesieniu do problematycznej sytuacji, w której wszyscy dziś się znaleźliśmy” – pisze Francis FUKUYAMA w tekście „Awaria świata”.
Jak podkreśla, „problem, z którym mamy dziś do czynienia, jest problemem skali: platformy internetowe stały się tak duże, że zaczęły kształtować przestrzeń, w której obywatele prowadzą publiczny dialog, omawiają kwestie społeczne oraz idee ważne dla całej wspólnoty. Jest wiele prywatnych korporacji, które zarządzają publikowanymi przez siebie informacjami, ale «New York Times» czy «The Wall Street Journal» nie docierają do tak wielu odbiorców jak platformy mediów społecznościowych. Żadna z tych starszych firm nie ma też tak dominującej pozycji, takiego monopolu jak Twitter, Facebook i Google”.
„Kwestia skali platform internetowych jest na tyle istotna, że podejmowane przez ich zarządców decyzje mogą wpłynąć na wynik demokratycznych wyborów w sposób, w jaki nie były w stanie tego nigdy sprawić dotychczasowe decyzje innych firm medialnych w historii. Nie wspominając o przejrzystości tych decyzji i samego zarządzania, co jest kolejnym ważnym problemem związanym z dużymi platformami internetowymi. Podczas gdy Twitter zablokował Donalda Trumpa, Facebook i Google każdego dnia podejmują dosłownie tysiące decyzji dotyczących selekcji treści… Ogromna ich liczba jest stosunkowo mało kontrowersyjna, podobnie jak masa innych decyzji, których celem jest walka z podżeganiem do terroryzmu, pornografią dziecięcą lub szerzącymi się teoriami spiskowymi” – twierdzi Francis FUKUYAMA.
Naukowiec dodaje, że „niektóre decyzje dotyczące oflagowania lub usunięcia takich czy innych postów były albo bardziej kontrowersyjne, albo po prostu błędne. Szczególnie odkąd platformy zaczęły w coraz większym stopniu polegać na sztucznej inteligencji (AI), którą posługiwały się do moderowania treści podczas pandemii COVID-19. Bardziej zasadnicze pytanie dotyczy więc nie tyle tych treści, które są kasowane, ile raczej tych, które wyświetlają się każdego dnia na ekranach urządzeń użytkowników. Treści, które faktycznie widzimy w naszym kanale na Twitterze lub Facebooku, są wybierane przez złożone algorytmy AI, zaprojektowane przede wszystkim w celu maksymalizacji przychodów firmy, a nie ochrony wartości demokratycznych. Nie dziwi więc, że te platformy zostały wręcz obwinione o rozpowszechnianie teorii spiskowych, oszczerstw czy innych szkodliwych treści, które rozchodzą się jak wirusy – takie treści cieszą się największą popularnością i po prostu są tym, co się najlepiej sprzedaje. A użytkownicy nie wiedzą nawet, dlaczego na ekranach swoich urządzeń widzą to, co widzą. Tym bardziej nie wiedzą, czego nie widzą z powodu decyzji podjętych przez algorytmy sztucznej inteligencji”.
Francis FUKUYAMA stoi na stanowisku, że „prawdziwy problem dotyczy więc zdolności platform do wzmacniania lub wyciszania określonych komunikatów, i to na niespotykaną dotychczas skalę. Skala ta może nawet zmieniać wyniki wyborów, także w największych krajach świata. Żadne bowiem działanie polityczne nie powinno mieć na celu wyciszania części debaty publicznej, która może być uznana za politycznie szkodliwą dla tego czy innego elektoratu”.
„Zmniejszenie władzy platform internetowych ma kluczowe znaczenie dla przetrwania demokracji na całym świecie. Podczas gdy Europejczycy dokładali starań, aby ograniczyć władzę podmiotów takich jak Facebook czy Google, Amerykanie próbowali zapomnieć o problemie. Teraz, gdy wspólnie dochodzimy do zgody, że duże platformy stanowią zagrożenie dla amerykańskiej demokracji, ważne jest, aby zrozumieć dokładnie, gdzie leży to zagrożenie i jakie środki zaradcze, polityczne i technologiczne, są możliwe” – twierdzi Francis FUKUYAMA.
Internet i demokracja. Co możemy zrobić z Google’em i Facebookiem?
.„Najważniejszą propozycją wynikającą z prac powołanej na Uniwersytecie Stanforda grupy roboczej ds. skali działalności platform było przekazanie kontroli nad treściami politycznymi pojawiającymi się na dużych platformach, takich jak Twitter, Facebook i Google, zewnętrznym konkurencyjnym firmom, oferującym oprogramowanie pośredniczące, co pozwoliłoby ograniczyć wpływ wspomnianych platform na kształt debaty politycznej” – zauważa Francis FUKUYAMA w teście „Internet i demokracja. Co możemy zrobić z Googlem i Facebookiem?”.
Naukowiec zaznacza, że „w trzech spośród czterech opinii na temat naszych zaleceń zarzuca się nam niewzięcie pod uwagę tego, co autorzy tych opinii postrzegają jako główny problem dzisiejszego internetu. Problemem tym jest rozpowszechnianie mowy nienawiści, teorii spiskowych, fake newsów i innych szkodliwych treści, które zagrażają systemom demokratycznym na całym świecie, wpływają na wzrost znaczenia sił skrajnie prawicowych oraz odpowiadają za sytuację, w której około jedna trzecia amerykańskich wyborców uznała, że podczas wyborów prezydenckich w roku 2020 doszło do fałszerstw na masową skalę”.
„Robert Faris i Joan Donovan, Nathalie Maréchal oraz Dipayan Ghosh i Ramesh Srinivasan stwierdzili, podając różne argumenty, że oprogramowanie pośredniczące nie powstrzyma szkodliwych treści, a nawet może je w pewien sposób nasilić. Faris i Donovan piszą, że «tak naprawdę [lekceważę]wpływ i zagrożenie ze strony ludzi złej woli, którzy wykorzystują otwartość forów internetowych, aby wypaczać debatę polityczną, manipulować nią oraz tłumić głos marginalizowanych w przeszłości grup poprzez nękanie i groźby»” – pisze Francis FUKUYAMA.
„Nie lekceważę tego niebezpieczeństwa. Uważam je nawet za najważniejsze współczesne zagrożenie dla amerykańskiej demokracji. Z przykrością stwierdzam, że jest ono cały czas obecne w naszym społeczeństwie, za co odpowiada szereg czynników o charakterze politycznym, gospodarczym, kulturowym i społecznym. Nie bez winy jest również technologia, choć to nie ona jest źródłem problemu” – podkreśla naukowiec.
Francis FUKUYAMA pisze ponadto, że „rekomendując oprogramowanie pośredniczące, nasza grupa robocza kierowała się normatywnym przekonaniem o niezmiennie istotnym znaczeniu swobody wypowiedzi. Ubolewam nad toksycznością współczesnego dyskursu politycznego w Stanach Zjednoczonych i innych demokracjach, ale nie chcę podejmować prób rozwiązania tego problemu, które oznaczałyby ograniczenie prawa do swobody wypowiedzi. Poza tym oprogramowanie pośredniczące to z politycznego punktu widzenia najbardziej realistyczna perspektywa. Rozwiązań, które sprzyjają jednej stronie sporu politycznego kosztem drugiej, raczej nie uda się wprowadzić, bez względu na to, czy mówimy o lewicowych pomysłach na ustawy regulujące szkodliwe, skrajnie prawicowe treści, czy o wysuwanych przez prawicę propozycjach zmiany art. 230 ustawy o normach przyzwoitości w telekomunikacji (Communications Decency Act). Bardziej zdecydowane egzekwowanie przepisów antytrustowych może wprawdzie zniwelować część szkód gospodarczych spowodowanych przez duże platformy, ale nie wpłynie bezpośrednio na wskazane przeze mnie szkody polityczne. Przepisy antytrustowe działają ponadto niezwykle wolno i nawet jeżeli udałoby się w końcu doprowadzić do podziału Facebooka i Google’a na wzór AT&T, byłoby to prawdopodobnie nieskuteczne, zważywszy na efekt ekonomii sieci. Z kolei krajowe przepisy o ochronie prywatności, choć niewątpliwie bardzo pożądane, mogą doprowadzić do wzmocnienia platform Google i Facebook zamiast je osłabić”.
„Inaczej jest z oprogramowaniem pośredniczącym, które nie służy wyłącznie jednej stronie obecnego podziału. Być może w przypadku niektórych partii jego wprowadzenie pogłębi polaryzację, ale istnieje przynajmniej szansa na wypracowanie szerokiego porozumienia co do zasadności takiego podejścia. Jak zauważa Daphne Keller, z wprowadzeniem strategii opartej na oprogramowaniu pośredniczącym wiąże się jeszcze dużo nierozwiązanych problemów, ale dopóki nie spróbujemy jej wprowadzić, nie dowiemy się, czy można je rozwiązać” – twierdzi Francis FUKUYAMA.