Francja bez premiera albo prawie bez premiera [L'Opinion]

Dziennik „L’Opinion” ocenia, że strategia premiera Francji Francois Bayrou w sprawie głosowania parlamentu nad wotum zaufania dla jego rządu wydaje się już przegrana, a kraj znalazł się w sytuacji sprzed roku, gdy był „bez premiera lub prawie bez premiera”.
Poważna niestabilność polityczna, niepokój społeczny i presja rynków finansowych
.Francois Bayrou „miał nadzieję na merytoryczną debatę na temat powagi sytuacji w kraju”, jednak popełnił „błąd strategiczny w kwestii poziomu świadomości Francuzów na temat stanu ich kraju i błąd taktyczny w kwestii sposobu przyjęcia swojego planu (oszczędnościowego)” – pisze dziennik.
Zdaniem „L’Opinion” premier chciał zmienić głosowanie nad wotum zaufania w „absolutorium na temat konieczności oddłużenia kraju”, jednak strategia ta wydaje się już przegrana. Premier, tylko delikatnie popierany przez centrum, a odrzucany przez lewicę i skrajną prawicę, „jest od tej pory w zawieszeniu”.
Francja „wróciła do stanu sprzed roku, (gdy była) bez premiera lub prawie bez niego” – ocenia „L’Opinion”. Tym razem – jak podkreśla – towarzyszą temu wezwania do zablokowania kraju 10 września. Ta „poważna niestabilność polityczna, niepokój społeczny i presja rynków finansowych” sprawiają, że sytuacja jest dla kraju „katastrofalna” – podsumowuje „L’Opinion”.
Co dalej z Francją. Czy kraj bez premiera czeka polityczny chaos?
.Dziennik „Le Parisien” ocenia zapowiedziane na 8 września głosowanie nad wotum zaufania dla rządu jako „miecz Damoklesa nad głową premiera”. Podkreśla, że jeśli do głosów „przeciw” ze skrajnej lewicy i skrajnej prawicy z sojusznikami dołączy Partia Socjalistyczna (a zarazem wszyscy posłowie będą obecni i będą głosować), to rząd upadnie.
Dziennik rozpatruje też scenariusz, w którym socjaliści nie głosowaliby przeciwko wotum zaufania bądź wstrzymaliby się od głosu. Cytuje też ministrę edukacji Elisabeth Borne, która powiedziała, że najbliższe 15 dni „pozwoli (rządowi) na dialog z różnymi grupami parlamentarnymi” na temat głosowania 8 września. Na razie jednak – podkreśla „Le Parisien” – „los rządu wisi na włosku”.
Szef frakcji parlamentarnej Partii Socjalistycznej Boris Vallaud napisał w portalach społecznościowych, że socjaliści będą głosować przeciwko rządowi, a kraj „potrzebuje innego premiera”.
Francuski danse macabre nad trumną Le Pena
.Jean-Marie Le Pen nie jest Pol Potem czy Baszarem al-Asadem. Nie narzucił ludowi jarzma. Publiczną zniewagę – krzykliwą radość ze swojego zgonu – zaskarbił sobie swoimi poglądami. W tej postawie wyraża się rys głęboko ideologiczny francuskiego ludu, gotowego uchybić najbardziej elementarnym zasadom moralnym, aby wznieść w górę sztandar teoretyczny – pisze prof. Chantal DELSOL
To, co działo się na francuskich ulicach we wtorkowy wieczór, poraża, ale też sporo mówi o naszym kraju – setki Francuzów gromadzących się, aby wspólnie celebrować śmierć człowieka. Stare porzekadło „nie należy cieszyć się z czyjejś śmierci”, powtarzane nam przez wychowawców, nie jest bynajmniej napomnieniem o wyłącznie chrześcijańskim rodowodzie, lecz emanacją głębokiej mądrości i uniwersalnej duchowości. Prostą radą etyczną, by nie uchybiać cywilizacji humanistycznej.
Od zarania ludzkości śmierć szanowano niezależnie od jej przyczyn. Dlatego zupełnie naturalnie nasuwa się pytanie, jak nisko musieli upaść ci Francuzi, którzy wyczyniają tańce z szampanem w ręku nad niedomkniętym jeszcze wiekiem trumny. Zachowanie obsceniczne w ściśle etymologicznym znaczeniu.
Oczywiście nie jest tak, że owo porzekadło ma być przestrzegane bezwzględnie, czasami bowiem bywają powody, dla których tak się nie dzieje. Najlepszą tego ilustracją jest choćby śmierć tyrana. W dawnych epokach zdarzało się, że ludy zabijały swoich władców, co było przejawem pragnienia śmierci drugiego człowieka i radości z tego faktu.
Starożytność pełna jest przykładów tyranów ściganych i mordowanych przez swoje ludy – Kaligula, Neron, Witeliusz. Raczej łatwo przychodzi nam zrozumieć konieczność eliminacji potworów, którzy zamieniają życie swoich społeczeństw w koszmar. W czasach współczesnych, gdy rzadziej dochodzi do krwawych publicznych rozliczeń z władcami pokroju Nerona, ludzie cieszą się ze śmierci tego czy innego przywódcy, który zostawia po sobie więzienia pełne niewinnych, prześladowanych obywateli i całe mnóstwo temu podobnych niesprawiedliwości.
Kto by tak nie postąpił? W grudniu 2006 roku Chilijczycy wyszli tłumnie na ulice, aby świętować śmierć Pinocheta. Chodziło o uczczenie kresu tyranii, która odcisnęła silne piętno na społeczeństwie i której wielu bardzo boleśnie doświadczyło na własnej skórze. Ludzie świętują także śmierć przywódcy, z którego polityką diametralnie się nie zgadzają. Tak było po śmierci generała de Gaulle’a, celebrowanej wszakże w zaciszu czterech ścian, niemal w ukryciu, gdyż nikomu nie przeszła przez głowę haniebna myśl, aby wyjść na ulicę i hałaśliwie zamanifestować obsceniczną ideę radości ze śmierci bliźniego.
W tym wypadku jest inaczej. Jean-Marie Le Pen nie jest Pol Potem czy Baszarem al-Asadem. Nie narzucił ludowi jarzma. Publiczną zniewagę – krzykliwą radość ze swojego zgonu – zaskarbił sobie swoimi poglądami. W tej postawie wyraża się rys głęboko ideologiczny francuskiego ludu, gotowego uchybić najbardziej elementarnym zasadom moralnym, aby wznieść w górę sztandar teoretyczny. Warto sobie postawić pytanie: ki diabeł? Bo musi to być diabelską sprawką, gdy ktoś popija szampana, wyrażając publicznie satysfakcję ze śmierci drugiego człowieka.
W tle oczywiście pobrzmiewa lęk przed skrajną prawicą, od zakończenia wojny wrogiem publicznym numer jeden, spadkobierczynią nazizmu lub za taką uważaną (gdyż jest to w rzeczywistości dużo bardziej skomplikowane).
Trudno sobie wyobrazić, że znaleźliby się Francuzi, którzy w dzień śmierci Jean-Luca Mélenchona uczyniliby zniewagę jego pamięci, wylewając się na ulice z okrzykami radości na ustach. Skrajna lewica może mieć na sumieniu sympatyzowanie z Pol Potem, Koreą Północną czy kubańskim komunizmem, ale nigdy nie ściągnie na siebie odrazy Francuzów. Musimy więc uściślić: diabła Le Pena wyklęto nie dlatego, że bronił jakichś znienawidzonych reżimów. To, jak widzieliśmy, samo w sobie nie sprowadza hańby na człowieka. Więc jeśli spośród tyranii skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych tylko te pierwsze są wyklęte, to znaczy, że nie tyrania jest wyklęta, ale prawica. I w tym stwierdzeniu kryje się klucz do zrozumienia, dlaczego Le Pen jest aż tak demonizowany.
Po raz kolejny widzimy, jak odmiennie były i wciąż są traktowane nazizm i komunizm. A można je ze sobą porównywać, jak zrobiła to Hannah Arendt w swojej wybitnej książce o totalitaryzmie (i to nie przypadek, że tyle czasu musiała czekać na publikację we Francji). Gdyby uciekać się do jakiejś odrażającej licytacji na liczbę ofiar, to komunizm z łatwością pokonałby nazizm – ale tego nie będziemy robić. Odraza, totalitarne okrucieństwo wyrażały się po obu stronach z tym samym talentem. I gdy ciągle brak nam słów (filmów, książek), by potępić nazizm, komunizm może liczyć na odpust zupełny. Dość powiedzieć, że we Francji nadal działa partia komunistyczna, podczas gdy na samą ideę istnienia partii nazistowskiej ciarki przechodzą po plecach.
Oba totalitaryzmy stawia się nie na szali okrucieństw, bo w tym aspekcie są godnymi siebie kompanami, ale na skali nowoczesności. Tam należy dopatrywać się najcięższej zbrodni. Najcięższej zbrodni szukać mamy nie w obozach śmierci, w torturach na masową skalę, w ludobójstwach. Nie. Jej miejsce jest w obozach i torturach antynowoczesnych. Jak to możliwe, zapyta ktoś. Ale tak, najcięższą zbrodnią jest brak dążenia w stronę emancypacji, inkluzywności, równości. Komunizm był brutalny, gwałtowny, dziki. Owszem, ale w zamyśle miał brać kurs na nowoczesność. A tymczasem postać Jeana-Marie Le Pena była sztandarowym przykładem zamysłu antynowoczesnego. Le Pen był nieznośnym i dumnym z siebie patriarchą. I bardzo antypatycznym, co odczułam osobiście. Mieliśmy wielu takich narcystycznych i odpychających patriarchów, jeszcze paru zostało, ale czują się obecnie winni i stracili rezon. On tymczasem przez całe polityczne życie tryskał szczęściem z bycia autorytarnym, gardzącym „postępem” machismo, niestroniącym od prowokacji.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-chantal-delsol-francuski-danse-macabre-trumna-jean-marie-le-pen
PAP/MB