Francja traci własną pamięć i tożsamość - Sonia Mabrouk i Philippe de Villiers w „Le Figaro”
Sonia Mabrouk i Philippe de Villiers analizują w wywiadzie dla „Le Figaro” kwestię pamięci zbiorowej i tożsamości Francji, a także odrzucenia religii i katolickich korzeni.
Sonia Mabrouk i Philippe de Villiers w „Le Figaro”
.Sonia Mabrouk jest francuską dziennikarką i felietonistką pochodzenia tunezyjskiego. Philippe de Villiers jest francuskim politykiem, byłym posłem i eurodeputowanym oraz autorem książek. W wywiadzie dla „Le Figaro” Sonia Mabrouk i Philippe de Villiers dyskutują o francuskiej tożsamości, a także o spojrzeniu Francuzów na historię.
Jak stwierdza Sonia Mabrouk, przed emigracją do Francji, mieszkając w Tunezji i chodząc do francuskiej szkoły, poznała Francję „w najpiękniejszy z możliwych sposobów, przez literaturę i powieści, dzięki wspaniałym nauczycielom francuskiego”. „Czasami nie jesteśmy rozumiani, gdy deklarujemy miłość do tego kraju. To nie konkurs patriotyzmu, ale coś, co głęboko odczuwam. W szkole nauczono mnie kochać ten kraj, który stał się moją przybraną ojczyzną. Później, 20 lat temu, przyjechałam do Francji i jej oblicze zaczęło się zmieniać na moich oczach. Mówię to z przykrością: widziałam, jak oblicze Francji zbrzydło. Chcę odnaleźć Francję, która mnie przyjęła, nie z powodu nostalgii, ale dlatego, że był to mój projekt na przyszłość. Dlatego popieram sposób asymilacji, który wprowadza się na drugim brzegu Morza Śródziemnego i na który nie pozwalamy sobie tutaj. To dość niesprawiedliwe, a przede wszystkim niepokojące dla kraju” – ocenia.
W swojej najnowszej książce Philippe de Villiers stwierdził, że Francuzi są ofiarami pamięciobójstwa. „Pamięciobójstwo jest dla narodu tym, czym ludobójstwo jest dla ludności. To zmuszanie narodu do życia z usuniętą pamięcią, co jest jeszcze gorsze niż usunięcie nerki. To zmuszanie narodu do życia z pamięcią pokutną, bez przekazywania żywej pamięci o tysiącletnim dziedzictwie. To zmuszanie narodu do życia z odwróconą pamięcią, nie tylko poprzez praktykowanie i wpajanie amnezji o tym, co wielkie, i hipermnezji o tym, co wynikało z tchórzostwa, ale również poprzez propagowanie, by żyć w sposób przeciwny do tego, jak żyli nasi ojcowie, nasze matki, nasi przodkowie. Wszystko się zmieniło, nawet sposób grzebania tych, co odeszli; kremacja jest perfekcyjnym pamięciobójstwem, które polega na powiedzeniu: Nie będziesz już o mnie pamiętał, nie szukaj mnie, nigdzie mnie nie będzie, rozsypiesz moje prochy” – ocenia w wywiadzie dla „Le Figaro”.
Jak podkreśla Sonia Mabrouk, kwestia śmierci jest „ostatnim bastionem sacrum”. „Rozbicie rytów pogrzebowych na Zachodzie, a dokładnie w Europie i we Francji, bardzo mnie uderza. Na Wschodzie te ryty są częścią składową tożsamości, rodowodu. Wraz z tą ewolucją jakby odrywał się pierwszy blok od naszej historii, naszej pamięci. Zanik sacrum wokół śmierci tłumaczy to, że nie ma już sacrum łączonego z przeszłością. Pojawia się pytanie o to, czego możemy się trzymać. Co możemy kochać? Do czego proponujemy asymilację? Kim są nasi wspólni bohaterowie, z czego jesteśmy dumni, jaka jest nasza uczuciowość? Dziś nie umiałabym już odpowiedzieć. Kiedy przyjechałam do Francji, miałam już cały wyobrażony panteon. Dziś nie widzę już tak jasno związków między tymi różnymi kwestiami i kluczowymi postaciami w historii” – stwierdza.
Islam to hegemonistyczna i wojownicza religia
.„W przeciwieństwie do tego, co przyjęło się myśleć, Bliski Wschód nie postrzega siebie jedynie względem Zachodu. (…) W Europie często wydaje się nam, że Zachód jest centrum historii świata. Choć to prawda, że zwłaszcza w Algierii narracja opiera się na kolonizacji i jej konsekwencjach. Często mówię, że protektorat, przynajmniej w Tunezji, miał swoje dobre strony, jak gdzieś indziej kolonizacja. Wystarczy przejść się po ulicach Tunisu, aby zdać sobie sprawę ze skali dziedzictwa, które pozostawiono i które na szczęście zachowano. To bez wątpienia dość schizofreniczne, ale istnieje tam dbałość o zachowanie piękna tego, co może przetrwać. Młodzież nie ma wpajanej nienawiści do Zachodu – w przeciwieństwie do Francuzów pochodzących z imigracji. Jako osoba urodzona w Tunezji, następnie przybyła do Francji, nie mam takiej samej historii jak osoby urodzone we Francji w rodzinie, która jest tu od dwóch czy trzech pokoleń. Zauważyłam, że często nie wiedzą one nic o wschodniej kulturze, nie znają nawet arabskiego. Kiedy niektórzy zarzucają mi podawanie w wątpliwość religii, uważając, że ją krytykuję, odpowiadam im, że nawet jej nie znają. Mamy do czynienia z rewanżem tych, którzy nie wiedzą nawet czemu się sprzeciwiają” – tłumaczy Sonia Mabrouk.
„Islam jest ze swojej natury hegemoniczny i wojowniczy tylko dlatego, że natura nienawidzi pustki. Są na naszym terytorium bojownicy mający perspektywę braku asymilacji czy wręcz perspektywę terroryzmu. Jednak islam sam w sobie, mimo że jest hegemoniczny, nie ma projektu podboju. Muzułmanie myślą o sobie jako o wspólnocie, która przewiduje spójność, stabilność, która zachowuje sacrum. Jest to na antypodach tego, co obiecuje dzisiejszy Zachód. Kiedy stajemy przed wyborem między Europą, która nie jest nawet w stanie powiedzieć, że ma chrześcijańskie korzenie, a pewną siebie religią, naturalnie kierujemy się w jej stronę” – ocenia.
.Jak zaznacza Sonia Mabrouk, podziwia przeżywany indywidualnie islam, jednak na poziomie podboju, prowadzonego przez ludność, „pociąga on za sobą poważny problem zastąpienia ludności i rekolonizacji; prawdziwą władzą jest demografia”. „Nie wchodzi się w taki sam sposób do meczetu na ziemiach islamu i do kościoła na ziemiach chrześcijańskich. To również pewna forma upadku. W meczecie przed wejściem zdejmuje się buty, zwykle zakrywa się głowę. (…) We Francji zauważyłam, że do kościołów czasami wchodzi się jak do supermarketów. Jak kraj, który nie rozróżnia już stref sacrum i profanum, może przetrwać? Gdy w taki sam sposób podajemy w wątpliwość autorytet (…), nie możemy powiedzieć, że islam toczy podboje, ale że szanuje jeszcze sacrum” – podkreśla.
Oprac. Julia Delanne