Nasze gospodarki nie potrzebują imigracji — "Le Figaro"

Najpoważniejszy francuski dziennik „Le Figaro” publikuje apel dwóch przedsiębiorców stojących na stanowisku, że należy skupić się na szkoleniu pracowników i na automatyzacji gospodarki zamiast na ściąganiu taniej siły roboczej spoza Europy. Sytuacje Francji i Polski różnią się, owszem, ale te same propozycje powinny zostać rozważone także nad Wisłą.
Nie potrzebujemy już imigracji
.„W kraju z trzema milionami bezrobotnych uciekanie się do imigracji w celu zrekompensowania spadku liczby osób pracujących jest iluzją. Lepiej byłoby uczynić pracę bardziej atrakcyjną i ułatwić Francuzom zmianę zawodu”, piszą na łamach dziennika „Le Figaro” Stanislas i Godefroy de Bentzmann, prezesi firmy Devoteam, specjalizującej się w doradztwie technologicznym.
Francja „musi przywrócić bezrobotnych do pracy, wykorzystać sztuczną inteligencję i zmodernizować rozdęte państwo”, twierdzą. Jedyna różnica w odniesieniu do Polski jest taka, że bezrobocia w Polsce nie ma, ale reszta postulatów jest słuszna: postawić na nowe technologie i automatyzację oraz zreformować skostniałe socjalistyczne państwo.
Wszyscy się zgadzają, że obniżenie liczby pracujących stanowi poważne ryzyko w przypadku braku reformy systemu emerytur i braku dążeń do automatyzacji gospodarki. Państwa postanowiły zatem przyzwolić na masową imigrację niewykwalifikowanej siły roboczej spoza Europy. Ta masowa imigracja zagraża na dłuższą metę przetrwaniu naszej cywilizacji zachodniej.
Stanislas i Godefroy de Bentzmann wysuwają kilka pomysłów: „Musimy skorygować obecne czynniki zniechęcające, zachęcić ludzi do pracy w sektorach deficytowych (budownictwo, opieka zdrowotna, gastronomia itp.) oraz ułatwić przekwalifikowanie i mobilność. Niemcy zrobiły to dzięki ustawom Hartza w latach 2003–2005 i osiągnęły spektakularny rezultat. Musimy pójść o krok dalej: uczynić pracę bardziej atrakcyjną poprzez zwiększenie wynagrodzenia netto, obniżenie składek na ubezpieczenie społeczne, zachęcenie do kształcenia się przez całe życie i ograniczenie zasiłków dla bezrobotnych”.
Polska mogłaby skorzystać z tych rad, jeżeli chodzi o zwiększenie atrakcyjności pracy i lepsze planowanie potrzeb rynku pracy. Należy na przykład promować kierunki studiów i szkoleń zgodnie z potrzebami sektorów. Obecnie nie potrzebujemy rzeszy socjologów i prawników, ale rzemieślników i specjalistów.
Nowe technologie zamiast tanich imigrantów
.„Sztuczna inteligencja już teraz wstrząsa rynkiem pracy. Według badania McKinsey z 2023 r. 30 proc. obecnych zadań może zostać zautomatyzowanych do 2030 r. Niektóre miejsca pracy znikną, podczas gdy inne się pojawią, aby zaspokoić nowe potrzeby. Główną kwestią będzie produktywność, która sprawi, że ludzie będą musieli przekwalifikować się na zawody, w których będzie brakowało rąk do pracy”, słusznie zauważają autorzy. Państwa europejskie powinny już teraz o tym myśleć i się do tego przygotowywać.
Jako przykład Stanislas i Godefroy de Bentzmann wymieniają kraje skandynawskie: „Pod rządami socjalistów Dania drastycznie ograniczyła imigrację i postawiła na zaawansowany system edukacji. Dziś jest to spokojne i dobrze prosperujące społeczeństwo. Z kolei Szwecja, która pozwoliła na masową imigrację, stoi w obliczu eksplozji przestępczości i jest zdestabilizowana przez podziały kulturowe w swojej populacji”. To samo grozi Polsce w ciągu kilkudziesięciu lat, jeżeli przyjmie założenia europejskiego paktu migracyjnego i ślepo podąży za krótkowzrocznymi wymaganiami niektórych sektorów gospodarczych, które żądają sprowadzenia taniej siły roboczej z Afryki lub Azji.
„To dzięki rozwijaniu umiejętności naszych uczniów, studentów, pracowników i bezrobotnych będziemy mogli stać się zaawansowaną, konkurencyjną i suwerenną gospodarką. Wysiłek ten jest niezbędny, jeśli chcemy ożywić nasz wzrost w perspektywie długoterminowej, przywrócić równowagę finansów publicznych i zbudować zjednoczone, pewne siebie i optymistyczne społeczeństwo”, czytamy w artykule „Le Figaro”. Dokładnie to samo można napisać o Polsce. Należy już dzisiaj podjąć działania w tym kierunku.
Nataniel Garstecka