Pierwsza we Włoszech sprawa sądowa o prawo własności do podcastu

Po raz pierwszy do sądu we Włoszech trafiła sprawa, która ma określić prawo własności do podcastu. Sąd w Mediolanie zajmował się jednym z najpopularniejszych podcastów – Muschio Selvaggio (dziki mech). Każdy jego odcinek ogląda od kilkuset tysięcy do ponad miliona osób.

Sąd ocenił do kogo należy podcast

.„Dziki mech” założyli w 2020 roku popularny raper Fedez i znany youtuber Luis Sal. Do studia, którego ściany wyłożono tapetą przypominającą mech, zaprosili na wywiady dziesiątki osobistości świata polityki, wymiaru sprawiedliwości, kultury, showbiznesu, mediów, sportu. Rozmowy te często były przedmiotem ogólnokrajowych dyskusji.

Przyjaźń rapera i youtubera-komika rozpadła się w zeszłym roku na tle sporów o formę podcastu, a sprawa jego własności stała się przedmiotem prawnej batalii.

Po tym, gdy Luis Sal przestał współprowadzić rozmowy, Fedez zaczął nagrywać kolejne odcinki z nowym prezenterem wykluczając swego wcześniejszego wspólnika i zarzucił mu porzucenie tego medialnego projektu.

Prawo do własności do podcastu przyczyną sporu jego twórców

.Sal przekazał sprawę prawnikom, także po to, by bronić swojego dobrego imienia w związku z zarzutami Fedeza. Ten zaś próbował odkupić prawo własności do podcastu i udziały Sala w spółce, którą założyli, by stworzyć podcast, bijący od początku rekordy popularności.

Obaj mieli w spółce równoważne udziały procentowe.

Gdy youtuber odrzucił ofertę wykupu swoich udziałów i nie zgodził się na wykluczenie ze spółki, na mocy klauzuli, nazwanej „rosyjską ruletką”, to on uzyskał prawo do wykupienia udziałów Fedeza. Ten zaś na to się nie zgodził, w związku z tym komik skierował sprawę do sądu. Luis Sal ogłosił we wtorek, że sąd przyznał mu rację.

Mediolański sąd nakazał konfiskatę udziałów rapera, co oznacza, że firma internetowego komika może złożyć ofertę ich wykupu, by stał się on jedynym właścicielem „Dzikiego mchu”.

O tej wyjątkowej batalii informują największe włoskie media, w tym główne dzienniki stacji telewizyjnych, co wynika z ogromnej popularności obu byłych wspólników, mających miliony fanów.

Cyfrowa rewolucja zmienia zasady gry

.Podcasty, które jeszcze kilka lat temu dalej były nowością, teraz stały się jednym z filarów internetowej kultury. Przestrzeń sieci cały się zmienia, tworząc innowacje, ale także zagrożenia. Na łamach Wszystko co Najważniejsze pisze o tym Michał KŁOSOWSKI, zastępca redaktora naczelnego oraz szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów.

W swoim artykule pisze on, że każdego dnia do sieci trafiają setki tysięcy godzin nagrań pornografii i przemocy. Czy takiego internetu chcemy? Nie. Czy taki miał być według jego twórców? Nie. Czy stać nas na inny? Tak. Choć będzie to wymagać ofiary od każdego z nas, użytkowników. Możliwe, że będziemy musieli zrzec się fragmentów sieciowej wolności, by pomóc uregulować internet; możliwe, że przez to ten sam internet nie będzie dostępny w każdej części świata; możliwe, że tak jak kiedyś przewidywaliśmy wojny o wodę, teraz musimy przewidywać wojny o internet.

„Dziś do gry wchodzą kolejne podmioty, od tych zajmujących się dezinformacją, przez korporacje, często komunikacyjnie silniejsze niż niejedno państwo narodowe, aż po instytucje tegoż państwa, które inwigiluje za pomocą sieci na coraz większą skalę. Warto jednak o internet walczyć, bo to wciąż narzędzie, które może uczynić świat lepszym. Choć podobno tracąc część wolności jako jednostki, zyskamy więcej jako wspólnota użytkowników. Tak przynajmniej mówią samozwańczy internetowi guru” – zaznacza autor.

Zdaniem zastępcy redaktora, cyfrowa rewolucja zmienia zasady gry, relacje międzyludzkie i międzypaństwowe, sytuację zdrowotną czy nawet kulturę określonych społeczności. Przyzwyczailiśmy się do tego, że sieć to miejsce, w którym znaleźć można wszystko – od krzeseł do ogrodu po wirtualną walutę. Poza konsumpcyjną otoczką dziś to miejsce spotkań, ale też inwigilacji, masowego pozyskiwania danych, miejsce niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci – w samym 2017 roku polscy internauci ponad 15 tysięcy razy alarmowali o potencjalnie niebezpiecznych treściach.

„O ilu nie informowali, ilu nie byli świadomi? Możemy tylko zgadywać” – pisze Michał KŁOSOWSKI.

Autor przypomina, że wkrótce minie trzydzieści lat od momentu, w którym powstała pierwsza strona internetowa. Sieć dawno osiągnęła dojrzałość, po okresie młodzieńczego buntu i formowania wchodzi w przyśpieszony kryzys wieku średniego. Internet jest dziś trochę jak Nowy Świat sto lat po kolonizacji przez białego człowieka – okręty ze złotem wciąż płyną z podbitych krajów do metropolii, ich logistyką zajmują się kolejne kompanie o wielkim kapitale, kolejni pionierzy zapełniają kolejne białe plamy na mapie, a zasiedlający teren bezbronni mieszkańcy patrzą na to bezradnie, popadając w kolejne choroby przywiezione przez kolonizatorów, mutujące, napotkawszy atrakcyjny grunt. 

„Toczy się walka o sieć – jej kształt i przyszłość. Trwa przeciąganie liny między gigantami technologicznymi a rządami, w którym użytkownicy często pozostawieni są bez podmiotowości. Z tych zmagań wyłania się jakiś nowy ład, nowy porządek. Tubylcy, bierni i bezradni – to my” – przypomina ekspert.

Co więcej, po początkowym zachłyśnięciu się wolnością i nieskrępowaną możliwością wypowiedzi, czasem „internetu dla ludzi”, kiedy pozostawiony sobie jakoś się rozwijał, dziś mamy do czynienia z „internetem poza ludem”. Z jednej strony przechodzimy przez okres perturbacji związanych z chęcią regulowania, a czasami przeregulowania, po dostrzeżeniu kolonialnego grzechu i z oporem wobec tego, a z drugiej z chęcią zmaksymalizowania zysku, a zarazem z obawą o możliwość wykorzystania sieci przeciw samym użytkownikom. W końcu internet to biznes i „cyfrowe kajdanki” dla wszystkich – widać to zwłaszcza dziś, kiedy państwa i instytucje oddały ten strategiczny zasób komunikacyjny na pastwę rynku czy różnorakich samozwańczych guru rodem z Instagramu. Każdy z siedzących przy cyfrowym stole tej gry dostrzega już jednak, że obecnego stanu nie da się obronić. Jeśli sami użytkownicy się nie zmobilizują, na zawsze pozostaną przedmiotem tej gry, bez wpływu na świat cyfrowy.

„Warto podjąć walkę o podmiotowość. Problemem jest jednak brak narzędzi i nierównowaga środków. Wszystkie karty już rozdano. Trzeba więc wywrócić stolik i zmienić zasady gry. Czas wypowiedzieć wojnę o internet” – podsumowuje autor.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 lutego 2024