Pociski Tomahawk wykorzystują "martwe pola" rosyjskiej obrony

USA rozważają przekazanie Ukrainie pocisków manewrujących Tomahawk o zasięgu ponad 1,5 tys. km. Rakiety te mogłyby razić cele strategiczne w Rosji. Nawet Kreml przyznaje, że rosyjska obrona przeciwlotnicza ma „martwe pola”.
Mogą latać na niskich wysokościach i wykonywać manewry unikowe, minimalizując ryzyko przechwycenia
.Według doniesień dziennika „Wall Street Journal” z początku października, powołującego się na urzędników amerykańskiej administracji, USA przekażą Ukrainie dane wywiadowcze dotyczące ataków rakietowych dalekiego zasięgu na rosyjską infrastrukturę energetyczną. Informacja ta ukazała się dwa dni po tym, jak wiceprezydent USA JD Vance w wywiadzie dla stacji telewizyjnej Fox News ujawnił, że prezydent Donald Trump rozważa przekazanie Ukrainie pocisków manewrujących Tomahawk.
Agencja Reutera, powołując się na źródła w Pentagonie, podała, że przekazanie Ukrainie przez administrację USA pocisków dalekiego zasięgu Tomahawk może okazać się niewykonalne, ponieważ obecne zapasy są przeznaczone dla amerykańskiej marynarki wojennej i na inne cele. Jeśli jednak decyzja zostałaby podjęta, Waszyngton miałby sprzedać pociski europejskim sojusznikom Kijowa, którzy następnie przekażą je Ukrainie.
W niedzielę, 28 września, w programie „Sunday Briefing” telewizji Fox News, Keith Kellogg, specjalny wysłannik prezydenta Trumpa ds. Ukrainy, przyznał, że prezydent zatwierdził ukraińskie uderzenia w głąb Rosji. Pozyskanie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Tomahawk umożliwiłoby Ukraińcom przeprowadzanie takich uderzeń.
Pocisk Tomahawk z konwencjonalną głowicą ma zasięg powyżej 1,5 tys. km, a z głowicą jądrową (co w tym przypadku oczywiście nie wchodzi w grę) nawet 2,5 tys. km. Ukraina nie dysponuje obecnie „klasycznym uzbrojeniem” o takim zasięgu jak pocisk Tomahawk.
Tomahawki mogą latać na niskich wysokościach i wykonywać manewry unikowe, minimalizując ryzyko przechwycenia. Lecą tzw. lotem profilowym, odwzorowując rzeźbę terenu.
Oprócz własnych systemów (Flamingo i Neptun) Kijów dysponuje także m.in. europejskimi pociskami manewrującymi Storm Shadow o zasięgu około 250 km oraz amerykańskimi pociskami przeciwokrętowymi Harpoon. Pociski Tomahawk mogłyby razić różnorodne obiekty wojskowe, w tym lotniska i składy, zakłady przemysłu zbrojeniowego oraz instalacje naftowe na terytorium Rosji.
Przy okazji pojawienia się doniesień medialnych o możliwym przekazaniu Tomahawków Ukrainie sami Rosjanie przyznają jednak, że ich obrona przeciwlotnicza nie jest szczelna i da się w niej znaleźć „martwe pola” z powodu braku dostatecznej liczby patroli myśliwców i samolotów wczesnego ostrzegania AWACS.
Jewgienij Damancew, analityk wojskowy, ekspert kanału Telegram „Rosyjska broń”, na portalu eadaily.com wytłumaczył, dlaczego Tomahawki stanowią zagrożenie, z którym należy się w Rosji liczyć.
Jego zdaniem odpowiednio wczesne przechwycenie takich pocisków jak Tomahawki jest wykonalne, bo Rosja ma samoloty A-50U AWACS, oraz myśliwce, które mogą również pełnić rolę „miniaturowych” samolotów wczesnego ostrzegania. „Jednak w praktyce, samoloty AWACS są na służbie sporadycznie, a patrole myśliwców Su-35S nie zawsze są obecne na obszarach zagrożonych atakiem rakietowym lub pojawiają się nie w porę”, podkreślił Damancew. W jego opinii oznacza to, że jednostki wroga wciąż znajdują dogodne „okna” do ataków, przez które mogłyby z łatwością przeniknąć pociski manewrujące Tomahawk.
Pociski Tomahawk mogłyby zagrozić rosyjskim rafineriom
.Damancew przypomniał, że konsekwencją istnienia takich „okien” jest niedawny atak „zaledwie” czterema ukraińskimi pociskami taktycznymi Neptun-MD, które zostały wystrzelone w kierunku zakładu Elektrodetal w Karaczajewie w obwodzie briańskim.
Mają też jego zdaniem miejsce „niekończące się wtargnięcia” do rosyjskich rafinerii, nie tylko w regionie przygranicznym, ale także w Baszkirii, obwodzie wołgogradzkim i kilku innych regionach Rosji. Wszystko to jest według niego konsekwencją tych samych dziur w obronie, które są efektem braku patroli myśliwców i samolotów AWACS.
Produkowane przez amerykańską firmę Raytheon Tomahawki mają długość 6,1 m i ważą 1510 kg. Przenoszą konwencjonalną głowicę bojową o masie do 450 kg. Jak podaje Reuters, mogą razić wybrane cele nawet w obszarach z silną obroną powietrzną. Wystrzeliwuje się je obecnie zarówno z wyrzutni morskich (np. okrętów podwodnych) jak i lądowych.
Tomahawki są w USA wykorzystywane w mobilnym systemie Typhon, który został wprowadzony do amerykańskiego uzbrojenia w 2023 roku, w ramach programu Mid-Range Capability (MRC) i wykorzystuje elementy okrętowej wyrzutni pionowej Mk 41 VLS. Armia USA ma obecnie dwie baterie systemu Typhon.
Jak wynika z cytowanych przez Reutera danych Pentagonu, amerykański rząd planuje w 2026 roku zakup dodatkowych 57 Tomahawków, których koszt wynosi około 1,3 mln dolarów za sztukę.
Pentagon inwestuje także w udoskonalenie możliwości naprowadzania pocisków. Najnowszą wersję pocisku można przeprogramować w trakcie lotu.
Jak jednocześnie zachować bezpieczeństwo obywateli i stabilny rozwój?
.Przy mądrze prowadzonej polityce i ponoszonych obecnie i w przyszłości wydatkach na grożące nam wydarzenia możliwa będzie ochrona stabilnego rozwoju. Od krajowych i międzynarodowych decydentów powinniśmy domagać się głęboko przemyślanej polityki przewidującej zagrożenia i prowadzącej do podejmowania stosownych działań – pisze prof. Michał KLEIBER
Pojawia się coraz więcej politycznych i medialnych opinii, że znacznie zwiększone wydatki w państwach europejskich na obronność, walkę ze zmianami klimatu i ochronę środowiska naturalnego, zapobieganie pandemiom czy inne grożące nam problemy mogą drastycznie ograniczać wzrost gospodarczy mierzony za pomocą PKB i w konsekwencji powodować niekorzystny dla obywateli wzrost kosztów życia. Opinie te wygłaszane są nie tylko przez osoby generalnie odnoszące się krytycznie do konieczności ponoszenia tych wydatków, ale także przez osoby demonstrujące wiarę w potrzebę ich ponoszenia.
Zauważmy na wstępie, że tak formułowany dylemat wydatki vs PKB nie jest prawidłowo skonstruowany. Po pierwsze, PKB traktowany jest w nim jako najważniejszy bądź wręcz jedyny wskaźnik społecznego rozwoju, a nie reprezentuje on przecież całości rzeczywistego dobrostanu obywateli. Po drugie, społeczne konsekwencje wysokich wydatków chroniących nas przed zagrożeniami są trudne do przewidzenia, są one bowiem bardzo silnie zależne zarówno od przebiegu czekających nas wydarzeń, jak i od sposobu finansowania tych obszarów.
W tej pierwszej sprawie powiedzmy dobitnie, że jakość naszego życia i nasze samopoczucie są wprawdzie skorelowane z naszymi dochodami, ale z pewnością nie do końca od nich zależą. Wśród wielu innych czynników także dla nas ważnych są przecież takie, jak np. ilość wolnego czasu, czystość otaczającego nas powietrza i skuteczność troski o naturalne środowisko, jakość i zasięg świadczonych usług w ochronie zdrowia, standardy i dostępność edukacji przekazującej nam wiedzę oraz budującej kreatywność i obywatelską odpowiedzialność, osobiste bezpieczeństwo, szacunek dla kulturowych tradycji, możliwości społecznej aktywności czy brak deprymujących objawów skrajnej biedy u współobywateli. A to oznacza, że oceniając rezultaty wydatków ponoszonych na takie zagrożenia jak bezpieczeństwo lub walka ze zmianami klimatu, musimy odwoływać się do znacznie szerzej rozumianych konsekwencji, niektórych z pewnością także korzystnych.
Druga sprawa, dotycząca wydatków na walkę z zagrożeniami, jest również daleka od jasności. Decydujący będzie tu bowiem daleki od pewności rozwój sytuacji oraz polityka prowadzona przez kluczowe organizacje ponadnarodowe, czyli UE, NATO i ONZ, a także sposoby realizacji przekazanych przez nie wskazań przez poszczególne państwa.
Zacznijmy od sprawy wydatków na obronność. Troska o bezpieczeństwo wywołana jest oczywiście sytuacją w Ukrainie oraz napięciami narastającymi na całym świecie, nie sposób więc z pewnością kwestionować ponoszonych obecnie i planowanych w przyszłości wydatków na zapewnienie nam spokojnej przyszłości. Niezależnie od tego dyskutować zawsze powinniśmy na temat struktury tych wydatków, a w szczególności doboru partnerów do współpracy oraz zakresu niezbędnych zakupów. Pamiętać przy tym należy, że silna gospodarka zapewnia rządowi większą zdolność do finansowania wszelkich inicjatyw związanych z bezpieczeństwem i tym samym decyzje co do wydatków w tym zakresie powinny zawsze wykazywać dbałość o rozwój. To oznacza m.in. potrzebę wspierania krajowego przemysłu zbrojeniowego, a ze względu na dzisiejsze zagrożenia hybrydowe – konieczność inwestycyjnego i regulacyjnego wzmacniania sektora nowych technologii oraz wspierających je badań naukowych.
Silna gospodarka wpływa korzystnie także na wiele innych elementów ważnych dla bezpieczeństwa, takich jak atrakcyjność dla inwestycji zagranicznych, optymizm firm i obywateli sprzyjający działaniom innowacyjnym czy społeczne poparcie dla wydatków zbrojeniowych. W tej ostatniej sprawie istotne jest, aby wydatki te nie wpływały negatywnie na kluczowe dla takiego poparcia programy społeczne i infrastrukturę. Ważna w tym kontekście jest także tak problematyczna u nas stabilność polityczna zapewniająca kontynuację prowadzonej polityki. Wspomniane sprawy, czyli konsekwentna troska o stabilny rozwój gospodarczy, są w tej sytuacji z pewnością podstawowym elementem dbałości o bezpieczeństwo narodowe.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-michal-kleiber-wydatki-na-obronnosc-dobrostan-obywateli/
PAP/MB