Pół miliona złotych nagrody za głosowanie w drugiej turze wyborów

Pół miliona złotych otrzyma gmina w Lubelskiem, która wygra konkurs na najwyższą frekwencję w II turze wyborów prezydenckich 1 czerwca. Ogłoszony przez zarząd woj. lubelskiego konkurs dotyczy gmin do 20 tys. mieszkańców i ma ich zachęcać do liczniejszego udziału w głosowaniu.

Pół miliona złotych otrzyma gmina w Lubelskiem, która wygra konkurs na najwyższą frekwencję w II turze wyborów prezydenckich 1 czerwca. Ogłoszony przez zarząd woj. lubelskiego konkurs dotyczy gmin do 20 tys. mieszkańców i ma ich zachęcać do liczniejszego udziału w głosowaniu.

Zwycięskie gminy będą mogły wydać pieniądze na działania własne o charakterze inwestycyjnym

.Marszałek woj. lubelskiego Jarosław Stawiarski uważa, że frekwencja w pierwszej turze wyborów w woj. lubelskim (która wyniosła 65,58 proc.) nie jest zadawalająca. „Polska wieś – a większość mieszkańców woj. lubelskiego to mieszkańcy wsi – jest wykluczona i cyfrowo, i komunikacyjnie. Stąd ten konkurs, w którym apelujemy o zwiększenie frekwencji, jest adresowany do mieszkańców małych miejscowości i wsi” – powiedział Stawiarski na briefingu prasowym w piątek w Lublinie.

Na nagrody w konkursie pod hasłem „Aktywna wieś 2.0”, przeznaczono z budżetu województwa 1,25 mln zł. Mogą w nim wziąć udział gminy wiejskie, miejskie i miejsko-wiejskie, w których liczba mieszkańców nie przekracza 20 tys. Za najwyższą frekwencję w wyborach 1 czerwca i zajęcie I miejsca nagroda finansowa wyniesie 500 tys. zł. Za II miejsce będzie to 300 tys. zł, za III – 200 tys. zł, za IV – 150 tys. zł, za V – 100 tys. zł.

Zwycięskie gminy będą mogły te pieniądze wydać na działania własne o charakterze inwestycyjnym np. remonty świetlic, przedszkoli, rewitalizacje skwerów, placów zabaw czy remiz strażackich. Konkurs ma być rozstrzygnięty do końca czerwca. Środki finansowe na nagrody pochodzą z rezerwy ogólnej budżetu woj. lubelskiego na rozwój obszarów wiejskich.

Wicemarszałek Piotr Breś powiedział, że informacje o konkursie zostały rozesłane do włodarzy gmin, a także do proboszczów parafii na terenie tych gmin. Będą też publikowane spoty reklamowe w mediach.

Pytany, czy konkurs nie obejmuje wielu miast, ponieważ są takie miasta w woj. lubelskim, w których I turę wyborów wygrał kandydat KO Rafał Trzaskowski, Breś odparł, że konkurs ma charakter profrekwencyjny. Jak tłumaczył, konkurs skierowany jest do małych gmin, ponieważ tam udział w głosowaniu wymaga większego zaangażowania. „Przede wszystkim chodzi tu o wykluczenie komunikacyjne, bo inaczej jest pójść zagłosować w mieście Lublin, gdzie komisje są można powiedzieć za rogiem, a inaczej jest w danej gminie, gdzie komisja jest oddalona o pięć czy siedem kilometrów” – powiedział Breś.

Państwowa Komisja Wyborcza podaje na swojej stronie, że w pierwszej turze głosowania w woj. lubelskim w gminach do 5 tys. mieszkańców frekwencja wyniosła 61,6 proc., w gminach od 5 do 10 tys. mieszkańców było to 63,45 proc, a gminach od 10 do 20 tys. mieszkańców – 66,84 proc. Najwyższa frekwencja – 77,30 proc. – była w gminie Godziszów w powiecie janowskim, a najniższa – 51,96 proc. – w gminie Leśniowice w powiecie bialskim.

Spośród miast na prawach powiatu (które nie mogą brać udziału w konkursie) najwyższą frekwencję zanotowano w Lublinie – 70,63 proc. W Białej Podlaskiej było to 68 proc., w Zamościu – 63,79 proc., a w Chełmie – 61,93 proc.

Frekwencja ogółem w woj. lubelskim wyniosła 65,58 proc. i była wyższa niż w pierwszej turze wyborów prezydenckich pięć lat temu, kiedy do urn poszło 62,32 proc. uprawnionych do głosowania.

Przed drugą turą wyborów prezydenckich w 2020 roku Urząd Marszałkowski woj. lubelskiego zorganizował podobny konkurs, w którym wśród 12 gmin z najwyższą frekwencją rozdysponowano sumie 480 tys. zł

Marszałek woj. lubelskiego Jarosław Stawiarski uważa, że frekwencja w pierwszej turze wyborów w woj. lubelskim (która wyniosła 65,58 proc.) nie jest zadawalająca. „Polska wieś – a większość mieszkańców woj. lubelskiego to mieszkańcy wsi – jest wykluczona i cyfrowo, i komunikacyjnie. Stąd ten konkurs, w którym apelujemy o zwiększenie frekwencji, jest adresowany do mieszkańców małych miejscowości i wsi” – powiedział Jarosław Stawiarski na briefingu prasowym w piątek w Lublinie.

Na nagrody w konkursie pod hasłem „Aktywna wieś 2.0”, przeznaczono z budżetu województwa 1,25 mln zł. Mogą w nim wziąć udział gminy wiejskie, miejskie i miejsko-wiejskie, w których liczba mieszkańców nie przekracza 20 tys. Za najwyższą frekwencję w wyborach 1 czerwca i zajęcie I miejsca nagroda finansowa wyniesie 500 tys. zł. Za II miejsce będzie to 300 tys. zł, za III – 200 tys. zł, za IV – 150 tys. zł, za V – 100 tys. zł.

Zwycięskie gminy będą mogły te pieniądze wydać na działania własne o charakterze inwestycyjnym np. remonty świetlic, przedszkoli, rewitalizacje skwerów, placów zabaw czy remiz strażackich. Konkurs ma być rozstrzygnięty do końca czerwca. Środki finansowe na nagrody pochodzą z rezerwy ogólnej budżetu woj. lubelskiego na rozwój obszarów wiejskich.

Wicemarszałek Piotr Breś powiedział, że informacje o konkursie zostały rozesłane do włodarzy gmin, a także do proboszczów parafii na terenie tych gmin. Będą też publikowane spoty reklamowe w mediach.

Jak można zdobyć pół miliona złotych w drugiej turze wyborów prezydenckich?

.Pytany, czy konkurs nie obejmuje wielu miast, ponieważ są takie miasta w woj. lubelskim, w których I turę wyborów wygrał kandydat KO Rafał Trzaskowski, Breś odparł, że konkurs ma charakter profrekwencyjny. Jak tłumaczył, konkurs skierowany jest do małych gmin, ponieważ tam udział w głosowaniu wymaga większego zaangażowania. „Przede wszystkim chodzi tu o wykluczenie komunikacyjne, bo inaczej jest pójść zagłosować w mieście Lublin, gdzie komisje są można powiedzieć za rogiem, a inaczej jest w danej gminie, gdzie komisja jest oddalona o pięć czy siedem kilometrów” – powiedział Piotr Breś.

Państwowa Komisja Wyborcza podaje na swojej stronie, że w pierwszej turze głosowania w woj. lubelskim w gminach do 5 tys. mieszkańców frekwencja wyniosła 61,6 proc., w gminach od 5 do 10 tys. mieszkańców było to 63,45 proc, a gminach od 10 do 20 tys. mieszkańców – 66,84 proc. Najwyższa frekwencja – 77,30 proc. – była w gminie Godziszów w powiecie janowskim, a najniższa – 51,96 proc. – w gminie Leśniowice w powiecie bialskim.

Spośród miast na prawach powiatu (które nie mogą brać udziału w konkursie) najwyższą frekwencję zanotowano w Lublinie – 70,63 proc. W Białej Podlaskiej było to 68 proc., w Zamościu – 63,79 proc., a w Chełmie – 61,93 proc.

Frekwencja ogółem w woj. lubelskim wyniosła 65,58 proc. i była wyższa niż w pierwszej turze wyborów prezydenckich pięć lat temu, kiedy do urn poszło 62,32 proc. uprawnionych do głosowania.

Przed drugą turą wyborów prezydenckich w 2020 roku Urząd Marszałkowski woj. lubelskiego zorganizował podobny konkurs, w którym wśród 12 gmin z najwyższą frekwencją rozdysponowano sumie 480 tys. zł.

Wierzenie we własną wielkość to gwóźdź do trumny. A triumf w przedwyborczych sondażach zawsze staje się początkiem klęski

.”Pewność siebie to kluczowa cecha lidera, ale jej nadmiar bywa zgubny. Przekonało się o tym wielu, zwłaszcza w ostatnich czasach. Historia polityki uczy, że zbyt wcześnie świętowana przewaga w sondażach może obrócić się w pyrrusowe zwycięstwo. Najnowsze przykłady z polityki międzynarodowej i krajowej – od Donalda Trumpa, przez triumf Andrzeja Dudy w 2015 roku, po ostatnie wyniki wyborów w Wielkiej Brytanii czy Rumunii pokazują, jak cienka jest granica między pewnością a pychą. Są też znakiem końca pewnej epoki, kiedy zwycięstwo w sondażach pozwalało na mentalne bezpieczeństwo. No, chyba że ktoś „przejedzie ciężarną zakonnicę na pasach”, jak mawiał klasyk. A takich przypadków ostatnio coraz więcej. Po kolei jednak” – pisze Michał KŁOSOWSKI.

Doskonale pamiętamy wybory prezydenckie z 2015 roku. Bronisław Komorowski, urzędujący wówczas prezydent, niemal do końca kampanii pozostawał pewny swojej pozycji. Kibicowali mu też wszyscy niemal celebryci. Lekceważył Andrzeja Dudę, postrzeganego jako mało znany kandydat PiS. Feralna i fatalna okazała się debata przed pierwszą turą wyborów oraz nieskoordynowana kampania. Nie uświadomiło to jednak obozowi Komorowskiego, że jego pewność siebie była błędem. Andrzej Duda nie tylko zaskoczył w pierwszej turze, ale i przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę w drugiej, korzystając z energii swojej kampanii i mobilizacji wyborców. Energia to słowo klucz. Okazało się bowiem, że ciężka praca na wielu frontach przechyliła szalę i kandydat PiS, któremu nikt z establishmentu nie dawał szans, wygrał.

„Polska to wyjątek? Spójrzmy dalej. Donald Trump w 2020 roku wydawał się nie do pokonania. Wskaźniki ekonomiczne rosły, republikańska baza była zmobilizowana, a jego rywal Joe Biden uchodził za niemrawego. Trump otwarcie bagatelizował pandemię COVID-19 i polegał na własnym uroku osobistym, wierząc, że jego lojalny elektorat zapewni mu reelekcję. Wszystkim w końcu było lepiej. Jednak jego przekonanie o nieomylności odwróciło się przeciwko niemu – ignorowanie pandemii i zlekceważenie bardziej umiarkowanych wyborców w kluczowych stanach przyniosły porażkę. Fakt, że Trump lekcję odrobił i dzięki zaangażowaniu swojego wiceprezydenta J.D. Vance’a i pracy, do której nie była w stanie nawet zbliżyć się Kamala Harris, wygrał. Przeważył nie tyle amerykański pas rdzy, ile praca, spotkania, energia… I znów: sondaże się pomyliły. Amerykańskie wybory miały być o włos, okazały się jednak druzgocącą klęską demokratów” – dodaje autor Wszystko co Najważniejsze.

Podobny scenariusz rozegrał się w Rumunii, a więc blisko nas – w ostatnich wyborach, również prezydenckich. Socjaldemokratyczna Partia Rumunii (PSD), pewna zwycięstwa, prowadziła spokojną kampanię, uznając wygraną za formalność. Tymczasem dynamiczne działania opozycyjnej koalicji, skupione na młodym elektoracie i mediach społecznościowych, wywróciły polityczny porządek do góry nogami. W efekcie PSD musiała przełknąć gorycz porażki, mimo że jeszcze miesiąc wcześniej wszystkie sondaże dawały jej znaczącą przewagę. Teraz w Rumunii głównym pretendentem do zwycięstwa jest prorosyjski, antyzachodni kandydat, który był bagatelizowany przez wszystkich dookoła. Również on zakasał ręce i nie przejął się sondażami. Niestety dla nas – jest blisko zwycięstwa. Ale pokazuje pewną tendencję: sondaże w erze internetu, mikrotargetowania i kampanii narracyjnych są niemiarodajne. Kosztują zbyt wiele, a efektów mało. Przynajmniej kiedy mowa o tych publicznych. Wewnętrzne badania partii rządzą się w końcu innymi prawami; to zupełnie inna historia.

Czy historia się powtórzy w Polsce? Zbliżająca się rywalizacja między Karolem Nawrockim a Rafałem Trzaskowskim, już nie potencjalnymi kandydatami w wyborach prezydenckich, ale kandydatami dwóch Polsk, wydaje się tego doskonałym przykładem. Już dziś można przeczytać w wielu mediach, że Rafał Trzaskowski, kojarzony z wielkomiejskim elektoratem i umiarkowaną lewicą, może poczuć się pewny siebie, bo zwycięstwo ma w kieszeni. Szczególnie jeśli w sondażach będzie prowadził do samych wyborów. Z kolei Karol Nawrocki, kandydat prawicy, zdaje się iść drogą Andrzeja Dudy – teoretycznie pozostaje w cieniu, ale jego strategia może być znacznie bardziej wyrafinowana, niż się wydaje. Pewne jest jedno: oszczędzać energii nie będzie. I może zaskoczyć – jak pudełko ptasiego mleczka zaskakuje wielu nieznających Polski i naszej kultury, nie tylko politycznej.

Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/michal-klosowski-pycha-zawsze-kroczy-przed-upadkiem/

PAP/MB

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 maja 2025