Powstanie Warszawskie 1944 - największa akcja zbrojna podziemia w okupowanej przez Niemcy Europie

1 sierpnia 1944 roku na mocy decyzji Dowódcy AK gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”, w Warszawie wybuchło Powstanie Warszawskie. Przez 63 dni powstańcy prowadzili z wojskami niemieckimi heroiczną i osamotnioną walkę, której celem była niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i dominacji sowieckiej. Dziś obchodzimy 79. rocznicę wybuchu.

1 sierpnia 1944 roku na mocy decyzji Dowódcy AK gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”, w Warszawie wybuchło Powstanie Warszawskie. Przez 63 dni powstańcy prowadzili z wojskami niemieckimi heroiczną i osamotnioną walkę, której celem była niepodległa Polska, wolna od niemieckiej okupacji i dominacji sowieckiej. Dziś obchodzimy 79. rocznicę wybuchu.

Powstanie Warszawskie – 79. rocznica

.Pierwsze samoloty z pomocą dla powstańczej Warszawy wystartowały w nocy z 4 na 5 sierpnia 1944 r., po raz ostatni zaś pojawiły się nad miastem w nocy z 12 na 13 września. „Akcja lotu nad walczącą Warszawę była bardzo niebezpieczną misją” – mówił Rafał Brodacki, historyk z Muzeum Powstania Warszawskiego.

„Kiedy tylko wybuchł zryw, powstańcze władze zwróciły się do Londynu i do aliantów z prośbą o trzy rzeczy – pomoc udzieloną powstańcom ze strony Sowietów, przerzut polskich spadochroniarzy, czyli Cichociemnych, oraz zrzuty z zaopatrzeniem dla walczącego miasta. Dwie pierwsze prośby od razu zostały przez aliantów odrzucone, zgodzono się jedynie na zrzuty” – powiedział Rafał Brodacki przypominając powstanie warszawskie.

Pierwsze samoloty z pomocą dla Warszawy wystartowały w nocy z 4 na 5 sierpnia 1944 r. „Polski rząd emigracyjny wspólnie z władzami brytyjskimi zaczął organizować tego rodzaju pomoc. Nie było to jednak łatwe zadanie. Brytyjczycy byli bowiem przeciwnikami zrzutów, szczególnie krytyczny był marszałek John Slessor, który dowodził siłami Royal Air Force w rejonie śródziemnomorskim” – przypomniał historyk.

„Slessor patrzył na ten problem po wojskowemu. Samoloty miały lecieć przez pół Europy, i to nad terytorium opanowanym w głównej mierze przez nieprzyjaciela. Akcja lotu nad walczącą Warszawę była zatem bardzo niebezpieczną misją. Dowódca uważał, że szkoda jest nie tylko sprzętu, ale przede wszystkim zwracał uwagę na straty w ludziach, których wcześniej trzeba było wyszkolić. Patrzył na to przez pryzmat rachunku zysków i strat, czyli na ile podjęte ryzyko i wysiłek przyniesie wymierne korzyści” – zaznaczył Brodacki.

Pomoc powstańcom

.Slessorowi udało się przeforsować swój punkt widzenia. Co prawda 5 sierpnia samoloty z pomocą jeszcze poleciały, jednak 8 sierpnia akcja została wstrzymana. „Na szczęście tylko na kilka dni. Polacy rozpoczęli intensywne zabiegi na rzecz udzielenia pomocy powstańcom. W efekcie premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill nakazał, aby udzielać jednak Warszawie pomocy w formie zrzutów” – zwrócił uwagę badacz. „W późniejszym czasie loty do Warszawy były jeszcze kilkukrotnie wstrzymywane” – dodał.

„Loty nad Warszawę faktycznie nie były łatwe. W trakcie trwających ponad 10 godzin operacji samoloty musiały pokonać w dwie strony bez lądowania trasę liczącą ok. 3 tys. km, ponieważ Sowieci nie zgodzili się na udostępnienie swoich lotnisk. Stąd do operacji zrzutowych wykorzystywano tylko bombowce o największym zasięgu, czyli Handley Page Halifax i Consolidated B-24 Liberator” – wyjaśnił Brodacki.

Samoloty startowały z Campo Casale koło Brindisi w południowych Włoszech i leciały nad Adriatykiem, a potem nad okupowanymi Albanią, Jugosławią, Węgrami i Czechosłowacją. Nad Polskę wlatywały od południa. „W okolicach Krakowa, Tarnowa i Bochni znajdowało się dużo niemieckich stanowisk artylerii przeciwlotniczej oraz bazy myśliwców. Równie niebezpiecznie było w okolicach jeziora Balaton na Węgrzech. Zresztą nie tylko Niemcy byli zagrożeniem dla załóg. Zdarzało się, że również sowiecka artyleria przeciwlotnicza ostrzeliwała alianckie samoloty 0 wojskowi z ZSRS tłumaczyli, że przypadkiem” – powiedział.

Jak wyjaśnił historyk z MPW, jednorazowo Halifaxy i Liberatory rzucały ok. 12 zasobników po ok. 100 kg każdy i 6–12 ok. 30-kilogramowych paczek. Zawierały one broń i amunicję (zarówno aliancką, jak i zdobyczną niemiecką), żywność i środki medyczne. „Pamiętać jednak należy, że nie wszystkie zasobniki udało się podjąć powstańcom” – podkreślił.

Operacja „Frantic 7”

.Do największej operacji zrzutowej dla Warszawy doszło 18 września. „Wówczas odbyła się operacja „Frantic 7”, podczas której amerykańska 8. Armia Powietrzna wykonała siłami 101 bombowców Boeing B-17 Flying Fortress dzienny lot zaopatrzeniowy nad Warszawę” – wyjaśnił Brodacki.

Po raz ostatni alianckie bombowce pojawiły się nad miastem w nocy z 12 na 13 września. Natomiast do 21 września trwały zrzuty na placówki odbiorcze pod Warszawą.

„Jak dziś wiemy, ze zrzutami do Warszawy latali nie tylko lotnicy polscy z 1586. Eskadry Specjalnego Przeznaczenia, lecz także Brytyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy i Kanadyjczycy służący w 148. i 178. dywizjonach RAF. Latali również Południowoafrykańczycy z dywizjonów 31. i 34. SAAF. Od 13 września zrzutów dokonywali ”sojusznicy naszych sojuszników”, czyli Sowieci. Różna była też technika wykonywania zrzutów” – zaznaczył badacz.

„Brytyjczycy i Polacy przez większość Europy lecieli na wysokości tysiąca metrów. Kiedy nadlatywali nad Warszawę, obniżali lot, lecąc właściwie nad dachami domów, a następnie podnosili samolot i dokonywali zrzutu z wysokości ok. 300 m na dane zrzutowisko. W wypadku, gdyby nie mogli go odnaleźć, mieli rozkaz zrzucić zasobniki gdziekolwiek na terenie miasta, licząc na to, że zasoby wylądują na terenach opanowanych przez powstańców. Z kolei Amerykanie dokonywali zrzutu z wysokości trzech tysięcy metrów. Używali do tego spadochronów bez opóźniaczy, które pozwoliłyby dokonać precyzyjnego zrzutu. W efekcie wiatr zwiał zasobniki i powodował, że większość spadła na tereny opanowane przez Niemców, do Wisły, a nawet na Pragę” – przypomniał.

Inaczej wyglądały także zrzuty sowieckie. „Były one w workach, zrzucane bez spadochronów. Właściwie Sowieci dokonywali zrzutów byle jak i byle gdzie, byle tylko pokazać, że wywiązują się z zobowiązań alianckich” – wskazał badacz.

Lot nad Warszawę wiązał się z ryzykiem śmierci

.W trakcie walk poległo 147 lotników alianckich, natomiast straty, jakie poniosło lotnictwo sowieckie, są trudne do oszacowania.

Samoloty zachodnich aliantów zrzuciły ok. 200 ton zaopatrzenia dla walczącej Warszawy. „Powstańcy przejęli od 60 do 90 t. Reszta natomiast spadła na tereny niedostępne dla powstańców lub wręcz w ręce Niemców. Z kolei jeśli chodzi o zrzuty sowieckie, to dokumenty mówią o tym, że teoretycznie 150 t zaopatrzenia trafiło w ręce Polaków. Trzeba jednak pamiętać, że sowieckie zrzuty były dużo gorszej jakości niż te zachodnie” – wyjaśnił.

Tak lot nad Warszawę wspominał Antoni Tomiczek, którego wspomnienia są dostępne w Archiwum Historii Mówionej MPW: „Już od Kielc było widać łunę nad Warszawą. Czerwony nieboskłon przeszukiwały reflektory – białe światła szperały wysoko, a niebieskie nisko, bo Niemcy wiedzieli, że latamy na różnych wysokościach. Dolatując do miasta, miałem nisko z boku reflektory niebieskie, a przed sobą lukę. Niemcy specjalnie wygasili reflektory z przodu i czekali, aż my tą luką wlecimy nad Warszawę. I tak się stało. A wtedy reflektory zaświeciły mi prosto w oczy, oświetlając samolot, na który natychmiast posypały się serie z działek szybkostrzelnych. Momentalnie położyłem maszynę w skręt o dziewięćdziesiąt stopni i ściągnąłem ster na siebie, ale w tym położeniu samolot stracił nośność i runął w dół. Chciałem go wyciągnąć – ster latał luźno, nie reagował. Dałem pełną moc, oddałem ster – pod sobą widziałem, jak obsługa niemieckiego działka wyskakuje zza osłony worków i ucieka przed spadającą na nich maszyną. Dosłownie nad samą ziemią odzyskałem sterowność, wyciągnąłem gwałtownie w górę, aż mnie zamroczyło. Gdy otworzyłem oczy, byłem już na tysiącu metrów, wyrównałem samolot. Artyleria dalej strzela. Koło mnie siedział mechanik. Nie miałem drugiego pilota. Przeleciałem nad Wisłą nad rosyjską stronę. Mówię do mechanika: Idź zobacz, bo wołam po kolei, tylko strzelcy się odezwali, natomiast nawigator nic. Idź zobaczyć, co jest. Wszedł, schodek był na dół, samolot piętrowy. Mówi: Leżą. Myślę sobie: Jasny gwint, chyba nie zabici. Przecież nie widać, żeby samolot był poharatany. Oni nie byli ranni, tylko z krzeseł pospadali, bo żaden nie był przypasany. Też się nigdy nie przypasywałem. Strzelcy powiadomili, że wystrzelali całą amunicję – ze strachu nacisnęli dźwignię zwalniającą spusty i wystrzelali wszystko, aż lufy były czerwone. Na jeden karabin było dwa i pół tysiąca naboi, więc razem poszło dziesięć tysięcy sztuk. Zawróciliśmy znad prawego brzegu i dokonaliśmy zrzutu, można powiedzieć, na dziko, na Marszałkowską, akurat był taki pas ognia tam, gdzie Powstańcy byli ostrzeliwani przez Niemców. Kawałek dalej dokonaliśmy zrzutu. Naraz mechanik sprawdza paliwo, mówi: Tosiek, prawe zbiorniki są chyba przestrzelone, bo nie ma paliwa. Mówię: Szybko przełączaj na te zbiorniki, gdzie niby nie ma paliwa, szybko na to przełączaj, bo tam może jeszcze coś jest, a ja nabieram wysokości. Przyjąłem już kurs powrotny od Warszawy, nabieram wysokości. Pytam się załogi: Słuchajcie, gdzie chcecie dostać się do niewoli, jak trzeba skakać, przygotujcie sobie spadochrony. Mieliśmy tylko szelki spadochronowe, spadochrony były piersiowe, każdy miał z boku w skrzyneczce. Mówi: Jak trzeba będzie skakać, to sobie przygotujcie spadochrony. Gdzie chcecie, czy do Niemców, czy do Rosjan?. U Rosjan byliśmy wszyscy z wyjątkiem nawigatora. Oni mówią: Do Niemiec idziemy. Skierowałem na prawą stronę Wisły na tereny zajęte przez Niemców. Jak nabrałem wysokości, to już byłem w rejonie Tatr, już miałem sześć tysięcy, silniki zaczęły przerywać – w porządku, czyli nie były przestrzelone, bo paliwo było. Mechanik przełączył na lewe zbiorniki, tak żeśmy lecieli. Jak byliśmy nad Węgrami, mówię: +Silniki grają, paliwo jest, ale te spadochrony dalej trzymajcie, bo nie wiadomo, czy dolecimy. Jak żeśmy dolecieli nad Morze Adriatyckie, mówię: Teraz jest mało ważne, z tych sześciu tysięcy to choćby silniki stanęły, przez morze nad brzeg włoski dociągnę. Możemy wodować. Szczęśliwie paliwo było, wylądowałem, przyleciałem na lotnisko po dziesięciu godzinach trzydziestu minutach”.

Powstanie Warszawskie – celem wyzwolenie stolicy

.Powstanie Warszawskie było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. Jego militarnym celem było wyzwolenie stolicy spod niezwykle brutalnej niemieckiej okupacji, pod którą znajdowała się od września 1939 r.

Dowództwo Armii Krajowej zakładało, że Armii Czerwonej zależeć będzie ze względów strategicznych na szybkim zajęciu Warszawy. Przewidywano, że kilkudniowe walki zostaną zakończone przed wejściem do miasta sił sowieckich. Oczekiwano również pomocy ze strony aliantów.

Opanowanie Warszawy

.Opanowanie miasta przez AK przed nadejściem Sowietów i wystąpienie w roli gospodarza przez władze Polskiego Państwa Podziemnego w imieniu rządu polskiego na uchodźstwie miało być atutem w walce o niezależność wobec ZSRS. Liczono na to, że ujawnienie się w Warszawie władz cywilnych związanych z Delegaturą Rządu na Kraj będzie szczególnie istotne w związku z powołaniem przez komunistów PKWN.

Premier Stanisław Mikołajczyk, udający się pod koniec lipca 1944 r. na rozmowy ze Stalinem, liczył, że ewentualny wybuch powstania w stolicy wzmocni jego pozycję negocjacyjną wobec Sowietów.

Opinii premiera nie podzielał Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który uważał, że w zaistniałej sytuacji zbrojne powstanie pozbawione jest politycznego sensu i w najlepszym przypadku zmieni jedną okupację na drugą. W depeszy do gen. Komorowskiego pisał: „W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji”. Pomimo takiego stanowiska gen. Sosnkowski nie wydał w sprawie powstania jednoznacznego rozkazu.

Przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu walki w stolicy nie bez znaczenia były także działania propagandy sowieckiej. Pod koniec lipca na ulicach Warszawy zaczęły pojawiać się bowiem odezwy informujące o ucieczce KG AK i o przejęciu dowództwa nad siłami zbrojnymi podziemia przez dowództwo Armii Ludowej. Z kolei oddana przez Sowietów Związkowi Patriotów Polskich radiostacja Kościuszko wzywała warszawiaków do natychmiastowego podjęcia walki. W tej sytuacji KG AK obawiała się, że komunistyczna dywersja może doprowadzić do niekontrolowanych i spontanicznych wystąpień zbrojnych przeciwko Niemcom, na których czele będą stawać komuniści.

Rozpoczęcie walk

.Za rozpoczęciem walk w stolicy przemawiała również ewakuacja Niemców, która w drugiej połowie lipca 1944 r. objęła niemiecką ludność cywilną i wojskową, oraz widoczne przejawy zaniku morale niemieckiej administracji i wojska, wywołane sytuacją panującą na froncie, a także zamachem na Hitlera 20 lipca 1944 r.

Były również poważne obawy co do konsekwencji bojkotu zarządzenia gubernatora Ludwiga Fischera, wzywającego mężczyzn z Warszawy w wieku 17-65 lat, do zgłoszenia się 28 lipca 1944 r. w wyznaczonych punktach stolicy, w celu budowy umocnień. Istniało niebezpieczeństwo, że zarządzenia niemieckie mogą doprowadzić do rozbicia struktur wojskowych podziemia i uniemożliwić rozpoczęcie powstania. Dodać należy, iż w ostatnich dniach lipca Niemcy wznowili gwałty i represje wobec ludności oraz rozstrzeliwanie więźniów.

Powstanie Warszawskie, rozkaz o wybuchu wydał 31 lipca 1944 r. dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór”, uzyskując akceptację Delegata Rządu Jana S. Jankowskiego.

1 sierpnia 1944 r. do walki w stolicy przystąpiło 40-50 tys. powstańców. Jednak zaledwie co czwarty z nich liczyć mógł na to, że rozpocznie ją z bronią w ręku.

Na wieść o powstaniu w Warszawie Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler wydał rozkaz, w którym stwierdzał: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

Powstanie Warszawskie – heroiczny i samotny bój z wojskami niemieckimi

.Przez 63 dni powstańcy prowadzili heroiczny i samotny bój z wojskami niemieckimi. Ostatecznie wobec braku perspektyw dalszej walki 2 października 1944 r. przedstawiciele KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki „Jarecki” i ppłk Zygmunt Dobrowolski „Zyndram” podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bacha w Ożarowie układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie.

Według postanowień układu żołnierze AK z chwilą złożenia broni mieli korzystać ze wszystkich praw konwencji genewskiej z 1929 r., dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Takie same uprawnienia otrzymali żołnierze AK, którzy dostali się do niemieckiej niewoli w czasie walk toczonych od początku sierpnia. Niemcy przyznali prawa jeńców wojennych także członkom powstańczych służb pomocniczych.

W podpisanym dokumencie strona niemiecka stwierdzała ponadto, że osoby uznane za jeńców wojennych „nie będą ścigane za swoją działalność wojenną ani polityczną tak w czasie walk w Warszawie, jak i w okresie poprzednim, nawet w wypadku zwolnienia ich z obozów jeńców”.

Śmierć ludności cywilnej

.Odnośnie do ludności cywilnej znajdującej się w czasie walk w mieście – Niemcy zapewnili, że nie będzie stosowana wobec niej odpowiedzialność zbiorowa. Dodatkowo gwarantowali: „Nikt z osób znajdujących się w okresie walk w Warszawie nie będzie ścigany za wykonywanie w czasie walk działalności w organizacji władz administracji, sprawiedliwości, służby bezpieczeństwa, opieki publicznej, instytucji społecznych i charytatywnych ani za współudział w walkach i propagandzie wojennej. Członkowie wyżej wymienionych władz i organizacji nie będą ścigani też za działalność polityczną przed powstaniem”.

Zgodnie z żądaniami niemieckiego dowództwa miasto mieli opuścić wszyscy jego mieszkańcy. Układ przewidywał, że ewakuacja „zostanie przeprowadzona w czasie i w sposób oszczędzający ludności zbędnych cierpień”, a „dowództwo niemieckie dołoży starań, by zabezpieczyć pozostałe w mieście mienie publiczne i prywatne”.

O realizacji ustaleń zawartych w układzie z 2 października 1944 r. tak pisał prof. Norman Davies: „W pierwszym stadium Niemcy z pewnością trzymali się postanowień zawartego układu. Po Powstaniu nie wróciły straszliwe masakry, jakie się zdarzały w czasie jego trwania. Nie próbowano tępić Żydów czy innego „niepożądanego elementu” i – ogólnie rzecz biorąc – ewakuowanych do obozów przejściowych nie bito, nie głodzono ani nie maltretowano na inne sposoby. Wiele tysięcy ludzi znalazło sposób, aby się wymknąć z oczek sieci, wielu też natychmiast zwolniono.

Przeważająca część jeńców z Armii Krajowej została – zgodnie z umową – odesłana do regularnych obozów jenieckich pozostających pod nadzorem Wehrmachtu. (…) Kobiety, które trafiły do niewoli, zgodnie z umową kierowano do specjalnych obozów (…) albo po prostu uwalniano. Jednak w miarę upływu czasu, gdy początkowa masa zaczynała topnieć, ujawniały się bardziej nieprzyjemne aspekty hitlerowskiej machiny. Kiedy dokonano ostatecznych obliczeń, okazało się, że znacznie ponad 100 000 warszawiaków wysłano na przymusowe roboty do Rzeszy, wbrew układowi o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie, a dalsze kilkadziesiąt tysięcy umieszczono w obozach koncentracyjnych SS, w tym w Ravensbrueck, Auschwitz i Mauthausen”. (N. Davis „Powstanie ’44”)

Chwała bohaterom

.Powstanie Warszawskie – w czasie walk zginęło ok. 18 tys. powstańców, a 25 tys. zostało rannych. Poległo również ok. 3,5 tys. żołnierzy z Dywizji Kościuszkowskiej. Straty ludności cywilnej były ogromne i wynosiły 120-150 tys. zabitych. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, ok. 500 tys., wypędzono z miasta, które po powstaniu zostało niemal całkowicie zburzone. Specjalne oddziały niemieckie, używając dynamitu i ciężkiego sprzętu, jeszcze przez ponad trzy miesiące metodycznie niszczyły resztki ocalałej zabudowy.

Do niemieckiej niewoli poszło ponad 15 tys. powstańców, w tym 2 tys. kobiet. Wśród nich niemal całe dowództwo AK, z gen. Komorowskim, mianowanym przez prezydenta RP Władysława Raczkiewicza 30 września 1944 r. Naczelnym Wodzem.

W wydanej nazajutrz po kapitulacji odezwie do „Do Narodu Polskiego” Krajowa Rada Ministrów i Rada Jedności Narodowej z goryczą stwierdzały: „Skutecznej pomocy nie otrzymaliśmy. (…) Potraktowano nas gorzej niż sprzymierzeńców Hitlera: Italię, Rumunię, Finlandię. (…) Sierpniowe powstanie warszawskie z powodu braku skutecznej pomocy upada w tej samej chwili, gdy armia nasza pomaga wyzwolić się Francji, Belgii i Holandii. Powstrzymujemy się dziś od sądzenia tej tragicznej sprawy. Niech Bóg sprawiedliwy oceni straszliwą krzywdę, jaka Naród Polski spotyka, i niech wymierzy słuszną karę na jej sprawców”.

Powstanie Warszawskie, jego wielkość strat poniesionych przez stronę polską powoduje, że decyzja o jego rozpoczęciu do dziś wywołuje kontrowersje.

Pięć lat terroru

.Ostrzał, bomby, zniszczenia – wszystkiego tego mieszkańcy miasta doświadczyli już pięć lat wcześniej. 1 września 1939 roku na Polskę napadły nazistowskie Niemcy – tak rozpoczęła się II wojna światowa. Gdy kilkanaście dni później od wschodu uderzyła Armia Czerwona, los 35-milionowego kraju był przypieczętowany. A jednak Warszawa bohatersko broniła się dalej. Dopiero pod koniec miesiąca skapitulowała przed Wehrmachtem. Nastała długa i krwawa okupacja niemiecka: dla Żydów gehenna getta i zagłada w komorach gazowych, dla polskiej ludności – łapanki, jawne i potajemne egzekucje, wywózki do pracy przymusowej i obozów koncentracyjnych – pisze na łamach „Wszystko co Najważniejsze” prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Karol NAWROCKI.

Po pięciu latach terroru, nieporównanie straszniejszego niż w zachodniej Europie, Warszawa była już mocno wykrwawiona. Ale i pełna nadziei, że wkrótce uda się zrzucić obce jarzmo. Dotychczasowy okupant, wcześniej tak brutalny i butny, latem 1944 r. wydawał się już słaby i zdeprymowany. We francuskiej Normandii Wehrmacht nie był w stanie powstrzymać alianckiej inwazji. Na froncie wschodnim w pośpiechu ustępował przed Armią Czerwoną. W okupowanej Polsce konspiracja niepodległościowa mimo represji osiągnęła apogeum swej liczebności. Armia Krajowa – zbrojne ramię Polskiego Państwa Podziemnego – w całym kraju miała ok. 380 tysięcy zaprzysiężonych żołnierzy. W samej Warszawie – kilkadziesiąt tysięcy. Owszem, poważnym problemem był niedobór uzbrojenia. To jednak planowano zdobyć na Niemcach i dzięki alianckim zrzutom – pisze w tekście „Na wskroś polskie powstanie” Karol NAWROCKI.

PAP/ Wszystko co Najważniejsze/ LW

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 1 sierpnia 2023