Nie przegraliśmy tej wojny. Mamy powody do dumy, nie do kompleksów
Polacy właściwie wybrali, decydując się na stawienie oporu Hitlerowi. Dziś powinniśmy spoglądać na udział Polaków w II wojnie światowej jako powód do dumy, a nie wyłącznie motyw uczucia zdrady, żalu i wstydu – pisze prof. Andrzej NOWAK
Kto wygrał II wojnę światową?
.Minęło niemal 80 lat od zakończenia II wojny światowej. W 1945 r. III Rzesza przegrała, a Polska znalazła się w obozie zwycięzców. Polakom próbowano odebrać to poczucie w brutalny sposób, czego dowodzi choćby pominięcie Polski w defiladzie zwycięstwa spowodowane naciskami Moskwy i jej marionetek w Warszawie.
Polacy niewątpliwie stali się ofiarami wielkiej niesprawiedliwości, której symbolem jest Jałta. Tych, którzy podczas wojny doświadczyli niemieckich i sowieckich zbrodni, zmuszono do podporządkowania się dyktatowi mocarstw oraz życia w autorytarnym i zniewolonym państwie pod kontrolą ZSRS. W 1945 r. mieszkańców Wilna, Lwowa czy bliskich ofiar zamordowanych w Katyniu trudno byłoby przekonać do tego, że Polska nie przegrała II wojny światowej.
Spoglądając na powojenną Polskę z perspektywy kilkudziesięciu lat, dostrzeżemy kraj uszczuplony o blisko 70 tys. km² w stosunku do stanu sprzed września 1939 r. Jednocześnie zobaczymy państwo rozwijające się bardzo dobrze, które w zamian za utracone ziemie na wschodzie zyskało potężne nabytki terytorialne na zachodzie. Dziś te ziemie zrosły się z Polską całkowicie i stanowią fundament polskiej gospodarki.
Taki stan rzeczy zawdzięczamy postawie Polaków podczas II wojny światowej. Dzięki ich wysiłkowi Polska nie została całkowicie zniszczona ani okrojona do granic kadłubowego państewka skazanego na marginalizację. Prof. Bogdan Musiał, korzystając ze źródeł odnalezionych w Archiwum Wojskowym w Moskwie, wykazał, że mapa, na której Stalin przesunął granice Polski najdalej na zachód, zastanawiając się nad ich potencjalnym kształtem, została nakreślona podczas powstania warszawskiego. W tym kontekście heroiczne wysiłki zbrojne tamtego pokolenia Polaków, czasem oskarżane o bezsensowność, w żadnym wypadku nie okazały się bezowocne i nie mogą być nazywane bezcelowymi. Stalin, decydując o rozmiarach powojennych granic Polski, brał, rzecz jasna, pod uwagę rozmaite czynniki geopolityczne, ale swoista karta moralna, którą Polacy zapisali podczas wojny, nie mogła być całkowicie wyrzucona do kosza. Nie mógł przekształcić Polski w szesnastą republikę sowiecką ani zagarnąć jej ziem wschodnich bez rekompensat. Scenariusz, zgodnie z którym Polska zostaje zredukowana zaledwie do obszaru dawnego Generalnego Gubernatorstwa, przypominając raczej rezerwat Polaków niż państwo mogące stać na własnych nogach, nie ziścił się. Dzięki temu Polska jest dziś średnim krajem z aspiracjami, by walczyć o awans do wyższej ligi. Nie byłoby to możliwe bez polskich wysiłków na rzecz pokonania Niemiec podczas II wojny światowej.
Wyłącznie od starań współczesnych pokoleń zależy, co zrobimy z dziedzictwem zapewnionym przez ofiarność ludzi, którzy w 1939 r. powiedzieli Hitlerowi „nie”, a następnie przez blisko 6 lat walczyli z III Rzeszą po słusznej stronie. Ten aspekt również ma znaczenie. Nie możemy w imię poczucia krzywdy, niejednokrotnie słusznego, dać sobie wmówić, że Polska powinna żałować swojej postawy podczas II wojny światowej. Warto stawać opór złu. Przeciwna teza jest oparta na wyjątkowo perfidnych i błędnych kalkulacjach.
Współcześnie nie brak kawiarnianych ekspertów od geopolityki, którzy sami nigdy nie stali przed poważnymi dylematami natury państwowej, ale z uporem rozgrywają minione bitwy i potępiają tych, którzy w przeszłości postąpili inaczej, niż wynikałoby z obliczeń poczynionych post factum. Do najpopularniejszych scenariuszy alternatywnych lansowanych przez tego typu środowiska należy ten, zgodnie z którym należało pójść z Hitlerem na ugodę, bo to rzekomo pozwoliłoby Polsce uniknąć niepotrzebnych strat. Jest to teza całkowicie oderwana od rzeczywistości historycznej, ponieważ u jej podstaw leżą nie fakty, ale nigdy niezrealizowane fantazje. Ponadto takie rozumowanie wpisuje się w propagandę Władimira Putina, która głosi, że Polska wspólnie z Niemcami odpowiada za wybuch II wojny światowej, a Polacy do dziś żałują, że ich sojusz z Hitlerem nie był ściślejszy, bo to pozwoliłoby im jeszcze efektywniej uskuteczniać Holocaust, za który oczywiście są współodpowiedzialni…
Jeśli zanegujemy znaczenie polskiego wysiłku zbrojnego w czasie II wojny światowej, a ówczesne bitwy – zarówno zwycięskie, jak i przegrane, toczone zawsze po słusznej stronie – uznamy za nic niewarte, stworzymy złudne i nieprawdziwe wrażenie, że historia Polski to pasmo klęsk. Takie narracje są z gruntu fałszywe i osłabiają pozycję współczesnej Rzeczypospolitej.
Momenty przełomowe – kampania wrześniowa i bitwa o Anglię
.Jak zatem było w rzeczywistości? Warto sięgnąć do podstawowych faktów. Z militarnego punktu widzenia wkład Polaków w zwycięstwo nad III Rzeszą jest niemożliwy do pominięcia. W kilku momentach decydujących o dalszym przebiegu wojny czyn Polskich Sił Zbrojnych był rozstrzygający. Najważniejszy jest oczywiście moment rozpoczęcia działań wojennych w Europie, czyli 1 września 1939 r. i decyzja polskiego rządu, by walczyć z Hitlerem. Zacięty opór Polaków dał bezcenny czas Wielkiej Brytanii i Francji oraz zadecydował o tym, że oba kraje wypowiedziały Niemcom wojnę. Dzięki temu, mimo wcześniejszych porozumień Niemiec ze Związkiem Sowieckim i podziału terytorium Polski pomiędzy przyszłych agresorów (pakt Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r.), nie mogło być mowy o kolejnym akcie bezkarnego zaboru, jak w przypadku anschlussu Austrii czy aneksji Czechosłowacji. Zaczęła się wojna, którą określę wprost i z pełnym przekonaniem jako wojnę dobra ze złem, rzecz jasna, dobra nie w znaczeniu absolutnym, ale pojmowanego jako opór wobec agresywnej siły zła, którego ucieleśnieniem była III Rzesza.
Stopniowo do walki z hitleryzmem stawały inne kraje, co pozwoliło siłom sprzymierzonym zwyciężyć w 1945 r. Kampania nazywana wrześniową, choć trwała do października, była jednym z kluczowych czynników, które we wczesnej fazie wojny przesądziły o tym, że jej kontynuacja z myślą o zwycięstwie była w ogóle możliwa. Początkowo wysiłki Polaków jesienią 1939 r. oceniano bardzo krytycznie. Perspektywa zmieniła się w czerwcu 1940 r., kiedy Niemcy w dużo szybszy i prostszy sposób pokonali wielokrotnie silniejszą od polskiej armię francuską, uchodzącą za niezwyciężoną. Było to tym bardziej zaskakujące, że Francji nikt nie atakował z drugiej strony, Polskę natomiast najechał potężny sojusznik Hitlera, dysponujący drugą najpotężniejszą armią świata – Związek Sowiecki (17 września 1939 r.).
Według oficjalnych danych niemieckich podczas kampanii wrześniowej zginęło ponad 17 tys. żołnierzy III Rzeszy, a kolejne 36 tys. zostało rannych. Polacy zadali Niemcom również olbrzymie straty w sprzęcie. Zniszczeniu uległy tysiące czołgów i rozmaitych pojazdów, setki samolotów. Te ubytki miały znaczenie na dalszym etapie działań wojennych. Gdyby alianci zachodni zechcieli szybciej i efektowniej wykorzystać opór Polski stawiany przez ponad 5 tygodni, być może II wojna światowa zakończyłaby się szybciej. Tak się jednak nie stało, a podobny scenariusz trzeba zaliczyć niestety do domeny historii alternatywnej.
Drugim momentem, o którym trzeba mówić głośno, jest udział Polaków w bitwie o Anglię (sierpień – wrzesień 1940 r.). To starcie miało charakter batalii decydującej o losach świata. Wówczas Wielka Brytania była ostatnim bastionem walki przeciw Hitlerowi w Europie. Wszystkie pozostałe kraje były już pobite lub zniewolone, a ZSRS pozostawał jeszcze sojusznikiem Niemiec. Ewentualny upadek Wielkiej Brytanii byłby równoznaczny z przejęciem przez III Rzeszę pełnej kontroli nad całym kontynentem, a co więcej, także nad światowymi zasobami Imperium Brytyjskiego.
Bitwa o Anglię była bardzo wyrównana. Jej losy ważyły się do samego końca. W tym kontekście 12 proc. strat, które niemieckie lotnictwo poniosło w efekcie działań polskich pilotów, urasta do rangi decydującej. Winston Churchill miał słuszność, mówiąc, że „jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”. Kierował te słowa do wszystkich lotników broniących wówczas brytyjskiego nieba. Spośród kilku tysięcy pilotów to właśnie Polacy byli najefektywniejsi.
Na północy, południu, zachodzie i wschodzie
.Ze strategicznego punktu widzenia kampania wrześniowa oraz bitwa o Anglię to dwa najważniejsze etapy polskiego wysiłku na rzecz pokonania III Rzeszy. Na nich jednak ten wysiłek się nie kończy. Nie brak innych przykładów bohaterstwa i ofiarności polskiego żołnierza, które przyczyniły się do sukcesu koalicji państw sprzymierzonych w 1945 r.
Polacy mieli swój udział w pierwszym zwycięstwie aliantów podczas II wojny światowej – bitwie o Narwik (maj 1940 r.). Walczyli również we Francji (czerwiec 1940 r.), bronili Tobruku w północnej Afryce przed wojskami włoskimi i niemieckimi (kwiecień – listopad 1941 r.), ponosili wysiłki na rzecz dostarczania konwojów, bez których Związek Sowiecki nie przetrwałby naporu III Rzeszy rozpoczętego w czerwcu 1941 r.
Gdy w czerwcu 1944 r. alianci otworzyli na zachodzie Europy kolejny front, Polacy byli tam obecni. Podczas lądowania w Normandii (D-Day) dużym zaangażowaniem wykazały się Polska Marynarka Wojenna i Handlowa oraz Polskie Siły Powietrzne, które osłaniały aliancką flotę inwazyjną, wspierały piechotę szturmującą północne wybrzeże Francji, transportowały na miejsce kolejnych żołnierzy oraz zaopatrywały siły państw sprzymierzonych w sprzęt i prowiant. Na przełomie lipca i sierpnia w Normandii wylądowała 1. Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka, która odegrała ważną rolę podczas kampanii we Francji, blokując niemieckie siły pod Falaise (sierpień 1944 r.). Zwycięstwo umożliwiło dalsze postępy ofensywy aliantów. 1. DP kontynuowała szlak bojowy, wyzwalając kolejne miasta w Belgii i Holandii. Marsz zakończyła dopiero po przekroczeniu granicy Niemiec i zdobyciu Wilhelmshaven – głównego portu niemieckiej marynarki wojennej (kwiecień – maj 1945 r.).
Kolejny przykład polskiego zaangażowania w czasie II wojny światowej to, rzecz jasna, walki 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa na Półwyspie Apenińskim. Pamiętamy przede wszystkim o zdobyciu Monte Cassino i otwarciu aliantom drogi na Rzym (maj 1944 r.), ale to również inne znaczące epizody, jak wyzwolenie Ankony (lipiec 1944 r.) czy Bolonii (maj 1945 r.). Front włoski nie decydował o losach II wojny światowej, ale podobnie jak wszystkie inne miał znaczenie. Bez uwikłania wojsk niemieckich w walki na tym odcinku, co było zasługą m.in. 2. Korpusu Polskiego, Hitler miałby znacznie większą dowolność w dysponowaniu siłami, które mógłby posłać na front zachodni lub wschodni.
Na tym ostatnim również nie zabrakło Polaków. Mowa tu przede wszystkim o szlaku 1. i 2. Armii Wojska Polskiego (tzw. Ludowego), który znaczą ważne bitwy – w szczególności przełamywanie Wału Pomorskiego czy udział w operacji berlińskiej i samym zdobywaniu stolicy Niemiec.
Wreszcie ostatni front, podziemny, którego nie sposób pominąć. Tajne struktury państwa polskiego podlegające Rządowi RP na uchodźstwie wraz z ich siłą zbrojną w postaci Armii Krajowej niewątpliwie miały swój udział w zwycięstwie nad Niemcami. Akcja „Burza”, a w jej ramach powstanie warszawskie przez kilka miesięcy związały spore siły niemieckie oraz utrudniały Niemcom wycofywanie się po porażce w ZSRS. Na skutek polskich akcji dywersyjnych w latach 1939–1944 zniszczeniu uległo blisko 7 tys. niemieckich lokomotyw, wykolejono ok. 1 tys. transportów wojskowych, zniszczono ok. 40 mostów. To wszystko miało znaczenie strategiczne i przekładało się na wyniki zmagań na froncie wschodnim.
Polska myśl technologiczna i wywiadowcza
.Wkład Polaków w zwycięstwo nad Niemcami to nie tylko krew przelana na polach bitew. To również polska myśl technologiczna i sukcesy polskiego wywiadu.
W latach 70. XX w. w Stanach Zjednoczonych krążył popularny dowcip o wyjątkowo prymitywnym charakterze, dotyczący „polskiego wykrywacza min”. Parafrazując: Polak idzie przed siebie i własną stopą bada teren. Jeśli nastąpi wybuch, mina została wykryta. Przypominam o tym dlatego, że polski wykrywacz min istniał naprawdę (wykrywacz min Mark I). Stworzyli go dwaj porucznicy z Centrum Wyszkolenia Łączności Polskich Sił Zbrojnych: Józef Kosacki i Andrzej Garboś. Szybko okazał się jednym z najważniejszych wynalazków II wojny światowej i pomógł ocalić tysiące istnień. Kilkaset egzemplarzy tego urządzenia zastosowano podczas bitwy pod El Alamein, uznawanej za punkt zwrotny kampanii w Afryce Północnej (październik – listopad 1943 r.). Dzięki polskiemu wykrywaczowi brytyjska armia zdołała sforsować pole minowe, co walnie przyczyniło się do jej zwycięstwa.
Wykrywacz min Mark I to niejedyny polski wynalazek stosowany na masową skalę podczas II wojny światowej. Kolejnym był wyrzutnik bomb opracowany przez Władysława Świąteckiego, stosowany przez lotnictwo brytyjskie. Udoskonaloną wersję tego urządzenia stworzył inny Polak, Jerzy Rudnicki, którego znakomite wyrzutniki stosowało lotnictwo amerykańskie. Instalowano je w bombowcach B-17, tzw. latających fortecach. Bez tych wynalazków skuteczność alianckich nalotów – tak ważnych w strategii wojennej – byłaby mniejsza.
Najsłynniejszym przykładem polskiego wkładu technologicznego czy też technologiczno-wywiadowczego w zwycięstwo nad Niemcami jest bez wątpienia opracowanie metody, która pozwoliła rozszyfrować niemiecką Enigmę. Dokonał tego zespół polskiego Biura Szyfrów, który stanowili Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki. To osiągnięcie miało olbrzymie znaczenie choćby podczas bitwy o Anglię. Dzięki niemu Brytyjczycy mogli rozszyfrować niemieckie plany przygotowania do inwazji.
Wielkim sukcesem polskiego wywiadu oraz struktur państwa podziemnego było dostarczenie Brytyjczykom elementów niemieckiego pocisku V-2. Dostarczenie tych części do Londynu wydatnie pomogło w dalszych pracach nad obroną przed niemieckimi rakietami. Również polskiemu wywiadowi alianci zawdzięczają informacje pozwalające precyzyjnie określić lokalizację linii produkcyjnej rakiet V-1 oraz V-2, co umożliwiło skuteczne zbombardowanie ośrodka badawczego w Peenemünde i znacznie opóźniło produkcję tej niszczycielskiej broni (sierpień 1943 r.). Dane wywiadowcze zebrane przez Polaków pozwoliły także wykryć i zbombardować niemiecką fabrykę benzyny syntetycznej w Policach.
Polska dumna ze swojej historii, a nie pełna żalu i kompleksów
.Polski wkład w zwycięstwo nad III Rzeszą był wielowymiarowy. Sądzę, że przewyższa wkład francuski, a co najmniej mu dorównuje, choć to oczywiście kwestia obliczeń i dyskusji.
Redukowanie udziału Polaków w II wojnie światowej do popularnego i nieprawdziwego hasła „z lancami na czołgi” jest niewłaściwe. Polska kawaleria nigdy nie szarżowała na niemieckie czołgi z bronią białą w ręku, a udział Polaków w zwycięstwie nad Niemcami nie sprowadza się do bezmyślnego rozlewu polskiej krwi wszędzie tam, gdzie to możliwe. Podobne przekonania są efektem fałszywych narracji i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
W polskich dyskusjach na temat II wojny światowej często powraca wątek zdrady i niespełnionych nadziei. Polacy bez wątpienia mogli w kilku momentach odczuwać pretensje do swoich zachodnich sojuszników. Po raz pierwszy stało się tak we wrześniu 1939 r., kiedy podczas konferencji w Abbeville sztabowcy Wielkiej Brytanii i Francji podjęli decyzję o nieudzieleniu Polsce militarnego wsparcia w trwającej kampanii.
Tę decyzję trzeba uznać za moralnie i pragmatycznie wątpliwą. Francję było stać na przynajmniej częściowe odciągnięcie sił niemieckich z frontu polskiego. Kunktatorska polityka aliantów kosztowała Polskę bardzo wiele i zwiększyła polskie straty materialne oraz ludzkie. W tamtym momencie najważniejsze było jednak to, że 3 września zarówno Francja, jak i Wielka Brytania wypowiedziały Niemcom wojnę, którą toczyły do maja 1945 r. W tym sensie Polska nie została sama.
Drugi moment, kiedy Polacy mieli prawo poczuć się zdradzeni przez sojuszników, to konferencja jałtańska (luty 1945 r.). Formalnie nie podpisano tam układu przyznającego ZSRS kontrolę nad Europą Środkowo-Wschodnią, ale w praktyce stało się jasne, że wszystkie kraje regionu zostaną włączone w sowiecką strefę wpływów. Mocarstwa zachodnie sankcjonowały ten układ i w tym znaczeniu, celem realizacji własnych interesów, opuściły swoich sojuszników – w tym Polskę.
Znów wrócę jednak do perspektywy długofalowej. Z tego punktu widzenia najważniejsze jest to, że Polska nie została samotna w walce z niemieckim imperializmem. Mocarstwa zachodnie dołączyły do niej i wspólnie z Polską utworzyły koalicję antyhitlerowską, która ostatecznie odniosła zwycięstwo. Fakt, że tak się stało, a Polska przetrwała II wojnę światową i mogła odrodzić się po 50 latach jako państwo niepodległe w korzystnych granicach, jest rezultatem decyzji podjętej przez polskie władze we wrześniu 1939 r.
.Polacy właściwie wybrali, decydując się na stawienie oporu Hitlerowi i jego zbrodniczej machinie. Dziś, po niemal 80 latach od wybuchu II wojny światowej, powinniśmy spoglądać na udział Polaków w tym konflikcie jako powód do dumy, a nie wyłącznie motyw uczucia zdrady, żalu i wstydu. Ta druga perspektywa, którą proponuję odrzucić, skutkuje przyjęciem najgorszej z możliwych postaw, czyli zgody na rewizję prawdziwego obrazu II wojny światowej, a co za tym idzie, akceptacji tezy głoszącej, że zawsze należy ustępować przed siłą. Tego typu narracja, lansowana współcześnie przez Kreml, a także tzw. „realistów” zachodnich, w obliczu dzisiejszej ekspansji rosyjskiego imperializmu może przynieść krajom takim jak Polska tylko katastrofę.
Tekst ukazał się w nr 65 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].