Przez 25 lat punkt ciężkości w NATO przesunął się na wschód - Edward Arnold

Przyjęcie Polski, Czech i Węgier do NATO było decyzją polityczną, bo ich wkład w bezpieczeństwo był niewielki, ale zmieniające się zagrożenia, a wraz z nimi rola sojuszu, sprawiły, że nowi członkowie stali się kluczowi – mówi Edward Arnold, ekspert londyńskiego think tanku Royal United Services Institute (RUSI).
Edward Arnold o rozszerzaniu NATO
.12 marca przypada 25. rocznica przyjęcia Polski, Czech i Węgier do NATO. Pierwsze po zimnej wojnie rozszerzenie NATO rozpoczęło falę kolejnych akcesji w następnych latach, w efekcie której sojusz liczy obecnie 32 państwa członkowskie, dwa razy więcej niż przed 1999 rokiem.
„Ta decyzja została podjęta całkowicie ze względów politycznych, a nie ze względów bezpieczeństwa. Chodziło o to, żeby umocnić proces ich integracji z zachodnimi strukturami – bo w parze z tym szła też integracja z Unią Europejską – a także żeby zapewnić im ochronę. Ale efektem tej politycznej decyzji stało się też z czasem unowocześnienie ich sił zbrojnych. Natomiast początkowo ich akcesja nie miała większego wpływu na bezpieczeństwo sojuszu” – mówi Edward Arnold.
Jak wyjaśnił, po części ten niewielki wpływ był związany ze zmieniającym się wówczas postrzeganiem roli NATO, które przestawało się ograniczać do zbiorowej obrony terytorium państw członkowskich, a zaczęło prowadzić operacje ekspedycyjne, mające na celu walkę z terroryzmem i rebeliami poza własnym obszarem, a także operacje pokojowe. A na tym polu wiodącą rolę odgrywały państwa, które tradycyjnie były mocarstwami ekspedycyjnymi – USA, Wielka Brytania i Francja – zatem to ich pozycja była dominująca.
Arnold przypomniał, że NATO jest organizacją zarówno polityczną, jak i wojskową, i kierowanie się kwestiami politycznymi przy przyjmowaniu nowych członków, jak to było w przypadku Polski, Czech i Węgier, ma uzasadnienie. „Rozszerzenie ma logikę polityczną, która niekoniecznie podąża za logiką wojskową. Weźmy na przykład przyjęcie do NATO Macedonii Północnej w 2020 roku. Militarnie nie wnosi ona wiele do NATO. Ma jednak znaczenie polityczne, nie tylko dlatego, że jest kolejnym krajem, ale daje NATO większą obecność na Bałkanach, które są drażliwym obszarem dla bezpieczeństwa w Europie” – wyjaśnił.
Ekspert dodał, że w pierwszej dekadzie XXI wieku, wraz ze wzrastającym zagrożeniem ze strony Rosji, zaczęła też rosnąć pozycja nowych państw członkowskich. „Kiedy NATO wróciło do obrony terytorialnej jako podstawowego celu, kraje, które zostały przyjęte w ciągu ostatnich 25 lat znalazły się znacznie bardziej w centrum sojuszu. Ten układ sił zmienił się zwłaszcza w ostatnich pięciu latach. Kraje bałtyckie, Polska, pozostałe kraje Europy Środkowo-Wschodniej, kraje nordyckie, szczególnie teraz Finlandia i Szwecja, mają znacznie większy wpływ, zarówno indywidualnie, ale co ważne także zbiorowo, ponieważ będąc geograficznie bliżej Rosji, mają podobne postrzeganie zagrożenia. Mają też instytucjonalną i osobistą pamięć o byciu pod okupacją sowiecką, tj. wiedzą, jak to jest, podczas gdy mieszkańcy Europy Zachodniej – nie” – zaznaczył ekspert RUSI.
Decyzyjność NATO
.Edward Arnold nie uważa, żeby dwukrotne zwiększenie liczby państw członkowskich negatywnie odbijało się na decyzyjności NATO i dodał, że nie należy jej postrzegać przez pryzmat kłopotów z wyborem nowego sekretarza generalnego. „Wybór nowego sekretarza generalnego jest zawsze kwestią polityczną. Ale uważam, że w kwestiach militarnych istnieje bardzo duży konsensus – chodzi o takie rzeczy jak planowane regionalne, to gdzie mają się znajdować grupy bojowe czy szerzej ogólnego kierunku NATO. Zagrożenie ze strony Rosji, które rośnie z tygodnia na tydzień, powoduje, że obecny poziom konsensusu jest znacznie większy niż był wcześniej” – ocenił.
Zauważył, że istnieje jednak wyraźny podział pomiędzy starymi i nowymi państwami członkowskimi i podkreślił, że te drugie, które lepiej rozumieją zagrożenie ze strony Rosji, powinny nadal działać wspólnie, aby przekonywać do swoich racji. „Jeśli np. Estonia chciałaby coś samemu przeforsować, to zapewne jej się to nie uda, ale jeśli najpierw przekona do tego pozostałe kraje bałtyckie, kraje nordyckie, Polskę czy niektóre inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej, to razem jako blok mogą przeważyć tradycyjne europejskie potęgi NATO, jak Wielka Brytania, Francja i Niemcy, zwłaszcza, że pomiędzy nimi nie ma jedności w różnych sprawach” – wyjaśnił analityk brytyjskiego think tanku.
Podkreślił, że w ostatnich latach wzrosła szczególnie rola Polski, co wynika nie tylko z faktu pieniędzy wydawanych przez nią na obronność, lecz także z tego, że przy okazji wojny na Ukrainie i pomocy dostarczanej temu krajowi, stała się dla USA węzłem logistycznym w Europie i to jest zmiana trwała, która utrzyma się też po zakończeniu wojny.
Zapytany o wyzwania dla NATO w najbliższych latach, Arnold wskazał na dwie kwestie. „Pierwszą jest tempo, w jakim się zmienia. NATO znajduje się w trakcie transformacji na dużą skalę, z pewnością największej od zakończenia zimnej wojny, ponieważ musi bardzo szybko reagować na działania Rosji i na to, co dzieje się na Ukrainie. Choć NATO poczyniło od 2022 roku znaczne postępy, głównie po stronie politycznej – wzrost wydatków, nowe zobowiązania – to naprawdę trzeba to jeszcze przyspieszyć, bo NATO musi być gotowe do walki” – wyjaśnił.
Jako drugie wyzwanie wymienił potencjalny powrót Donalda Trumpa na urząd prezydenta USA. „Nie chodzi o to, że Stany Zjednoczone oficjalnie wystąpią z NATO, lecz o to, że Trump celowo dystansuje się od NATO i to, co mówił w ciągu ostatnich kilku miesięcy na tyle podważyło wiarygodność NATO w zakresie obrony i odstraszania, że Rosjanie mogliby spróbować przeprowadzić operację wojskową przeciwko krajom bałtyckim i przetestować NATO pod względem politycznym i wojskowym. To jest obecnie prawdziwy powód do niepokoju dla NATO” – podkreślił Edward Arnold.
Europa potrzebuje planu awaryjnego
.O nowej sytuacji geopolitycznej, jaką w Europie wykreowała agresja Rosji na Ukrainę dyskutuje wielu naukowców i ekspertów. Niezwykłą dyskusję na ten temat przeprowadzili w ramach Conversations Tocqueville Bernard CAZENEUVE, Francis FUKUYAMA, Andrew MICHTA i Patrick POUYANNÉ, a jej zapis znalazł się na łamach „Wszystko co Najważniejsze„. „wojna na Ukrainie odzwierciedla wspomniane wartości euroatlantyckie. Ukraina jest atakowana przez państwo, którego przywódca nie podziela naszych wartości wolności i swobody, których odmawia swoim obywatelom. W tej walce stawką są nasze wartości, dlatego musimy działać razem. Aby to zrobić, musimy użyć dostępnych nam środków. Sankcje, o których zdecydowano w Unii Europejskiej, zostały powszechnie zaakceptowane w Europie Zachodniej, a także w Stanach Zjednoczonych” – przekonuje Bernard CAZENEUVE. „Przez ostatnie 30 lat od upadku Związku Radzieckiego Europa żyła w przekonaniu, że skoro nasze demokratyczne idee zwyciężyły, skoro pokonaliśmy ZSRR, skoro mamy wolny handel i dostęp do bogactwa, to będziemy żyli w pokoju. I funkcjonowaliśmy zgodnie z tym przekonaniem. A zarządy firm, w tym mojej, myślały, że będą zawsze już działać w warunkach pokoju. Ale gospodarka nie zmienia geopolityki. Geopolityka jest ważniejsza niż handel. Dlatego na świecie pojawiają się pęknięcia i zakłócenia. Odchodzimy od globalizacji. I my, jako Europejczycy, musimy reagować, ponieważ nie możemy liczyć na wsparcie Ameryki. Jeśli coś wydarzy się w regionie Pacyfiku, Stany Zjednoczone skupią się na tamtym obszarze. Musimy więc pracować nad naszą niezależnością – niezależnością wojskową, niezależnością pod względem bezpieczeństwa międzynarodowego i bezpieczeństwa wewnętrznego” – przekonywał w tej dyskusji Patrick POUYANNÉ.
PAP/Bartłomiej Niedziński/WszystkocoNajważniejsze/ad