Spada zaufanie do parlamentów, partii i rządów. W większości krajów świata

Zaufanie do instytucji reprezentatywnych, takich jak parlamenty, rządy i partie polityczne, spada w krajach demokratycznych na całym świecie – wynika z najnowszych brytyjskich badań opublikowanych na łamach „British Journal of Political Science”.
Zaufanie do demokratycznych instytucji spada
.Podczas gdy zaufanie do instytucji reprezentatywnych ogólnie spada, zaufanie do instytucji niereprezentatywnych, takich jak policja, służba cywilna i system prawny, pozostało stabilne lub wzrosło, co wskazuje na szczególny kryzys zaufania do wybieranych przedstawicieli krajów.
„Spadek zaufania publicznego do władz politycznych jest kluczowy dla wyzwań, przed którymi stoją obecnie rządy demokratyczne w wielu krajach” — wskazał dr Viktor Valgardsson, główny autor badania. – „Niskie zaufanie polityczne zwykle wiąże się ze wsparciem dla partii populistycznych i przywódców, którzy występują przeciwko politycznemu establishmentowi. Utrudnia to również rządom reagowanie na kryzysy, takie jak zmiana klimatu i pandemia Covid-19”.
Badania przeprowadzili naukowcy z University of Southampton. To jak dotąd największa i najbardziej wszechstronna analiza trendów w zaufaniu politycznym na świecie. Łączy wyniki z 3377 badań, przeprowadzonych w latach 1958–2019, obejmujących ponad pięć milionów respondentów ankiety, łącznie ze 143 krajów.
Naukowcy twierdzą, że wyniki są „znakiem ostrzegawczym”, który może utorować drogę niedemokratycznym przywódcom politycznym do wykorzystywania państwa w bardziej autokratyczny sposób.
„W Stanach Zjednoczonych zaufanie do rządu federalnego gwałtownie spadło w ciągu ostatnich kilku dekad i nie jest to przypadek, że obecnie jesteśmy świadkami dramatycznego ataku na instytucje demokratyczne, prowadzonego przez kandydata, który został wybrany po tym, jak obiecał to właśnie zrobić” – mówił profesor. – „Chociaż nadal istnieją dowody na to, że obywatele w dużej mierze popierają ideę demokracji, wielu z nich straciło wiarę w instytucje niezbędne do demokratycznych rządów, co skłoniło niektórych z nich do głosowania na kandydatów, którzy wydają się być zdecydowani na demontaż demokracji, jaką znamy”.
Zaufanie do parlamentu i rządu
.Jak wynika z badania, zaufanie do parlamentu spadło o około dziewięć punktów procentowych od 1990 do 2019 roku we wszystkich demokracjach na świecie, podczas gdy zaufanie do policji wzrosło w tym samym okresie o około 13 punktów.
Zaufanie do parlamentu spada w 36 demokracjach, w tym w Argentynie, Brazylii, Francji, Włoszech, Hiszpanii, Korei Południowej, Australii i Stanach Zjednoczonych, a wzrosło tylko w sześciu.
W Wielkiej Brytanii zaufanie do parlamentu i rządu stopniowo spadało w ostatnich dekadach, chociaż niewielkie ożywienie było widoczne w okolicach referendum w sprawie Brexitu. Zaufanie do systemu prawnego i policji, jak się wydaje, spadało do kryzysu finansowego w 2008 roku, ale od tego czasu stopniowo rośnie.
Zaufanie do parlamentu i rządu spadło na całym świecie po kryzysie finansowym w 2008 r., jednak istnieją pewne różnice regionalne; w Ameryce Łacińskiej zaufanie polityczne rosło do około 2014 r., ale od tego czasu gwałtownie spada. Tymczasem nie było wyraźnego spadku w Azji i na Pacyfiku.
Dania, Norwegia, Szwecja, Szwajcaria, Ekwador i Nowa Zelandia sprzeciwiają się globalnemu trendowi – rośnie tam zaufanie do instytucji przedstawicielskich.
„Spadające zaufanie do instytucji demokratycznych nie jest nieuniknione. Jeśli obywatele nie ufają czemuś w sposobie praktykowania polityki demokratycznej, być może polityka ta musi się zmienić” – zaznaczył profesor Will Jennings, współautor raportu z University of Southampton. – „Biorąc pod uwagę stale wysokie poparcie obywateli dla ideałów demokratycznych, zmiany te mogą zmierzać w kierunku bardziej, a nie mniej demokratycznych rządów”.
Polityczna gra w zaufanie
.Politycy tkwią w biznesie, w którym towarem jest nadzieja. Nadzieja ta wiąże się z przekonywaniem ludzi, że to właśnie ten konkretny polityk lub tylko ta partia gwarantuje skuteczne zarządzanie bezpieczeństwem narodowym, stabilność społeczną i wzrost gospodarczy kraju – pisze prof. Wojciech CWALINA na łamach „Wszystko co Najważniejsze”.
Encyklopedycznym celem polityki i polityków w systemach demokratycznych jest podejmowanie wysiłków i działań, które zaspokoją potrzeby i oczekiwania obywateli oraz będą powodować stały wzrost ich jakości życia. Gdy patrzymy na polską arenę polityczną, wzniosłe ideały demokracji często przesłania jednak kurtyna cynizmu. Kurtyna ta, można odnieść takie wrażenie, gęstnieje z roku na rok, jeśli nie z tygodnia na tydzień. I nie jest to zjawisko, które pojawiło się „właśnie teraz”. Narasta ono praktycznie od początku wyzwolenia się Polski z ustroju komunistycznego i pierwszego kontaktu z „demokracją naprawdę”.
Jeśli jednak uda się, przynajmniej na chwilę, uchylić tę zasłonę, to okazuje się, że wielu polityków jest bezgranicznie przekonanych, że służy społeczeństwu. Że w zasadzie są „nonprofitową” odmianą dostawców usług dla tych, którzy je zamówili, głosując na nich w wyborach. Cynizm, zwątpienie i agresja po stronie obywateli mają więc swoje źródła po części w naszej bezrefleksyjności przy urnie wyborczej. Niezmiennie głównym celem wyborów jest wyłonienie przez społeczeństwo swoich reprezentantów, którzy będą prowadzić politykę najbardziej przez nie pożądaną. Osiągnięcie tego celu wymaga spełnienia dwóch minimalnych warunków.
Po pierwsze, obywatele muszą wiedzieć, czego pragną. Muszą mieć poglądy polityczne i preferencje dotyczące poszczególnych sposobów realizacji swoich oczekiwań i potrzeb – tego, kto i jak je zaspokoi. Po drugie, politycy muszą mieć propozycje zgodne z oczekiwaniami obywateli, przekonać wyborców, że są w stanie je zrealizować – i… zrealizować je. Stwierdzenie, że „politycy są źli”, jest zatem tylko wierzchnią warstwą obrazu. Pod nią kryje się druga, głębsza: to my ich namaszczamy do sprawowania rządów.
Wielu z nas rzadko, jeśli w ogóle, zastanawia się, co to znaczy, że polityk, na którego głosujemy, będzie naszym „reprezentantem”. Po prostu – są wybory, są kandydaci, więc głosuję (lub nie). Jednak akt oddania przeze mnie głosu na daną osobę oznacza, że jestem gotów scedować na nią prawo do zarządzania moją wolnością. Brzmi to górnolotnie, ale warto przesadzić, aby uchwycić wagę głosowania. Poparcie konkretnego kandydata to jakby powiedzenie mu: „Przekazuję w Twoje ręce decydowanie w moim imieniu w sprawach istotnych dla mojego życia, dla życia moich najbliższych i całego społeczeństwa”. Można to wyrazić jeszcze bardziej obrazowo, tak jak uczynił to amerykański politolog Richard Fenno: „Jestem skłonny oddać siebie w Twoje ręce. Wiem, że możesz mnie zranić, chociaż nie wiem, kiedy może się to zdarzyć. Zakładam jednak, że nie zranisz mnie, i nie będę niepokoić się Twoim zachowaniem”. Oddanie głosu jest wyrazem naszego zaufania do danego polityka i – pośrednio – jego partyjnych kolegów.
Patrząc z tej perspektywy, bardziej konkretnym zadaniem, przed którym stoi wyborca, jest zidentyfikowanie najlepszego kandydata spośród tych, którzy ubiegają się o dany urząd. „Jakość” kandydata odnosi się głównie do jego niepolitycznych charakterystyk, które przesycają jego zachowania, takich jak moralność i kompetencje. Innymi słowy, jest to poszukiwanie odpowiedzi na pytania: „Czy ten polityk potrafi zrealizować to, co obiecuje?” oraz „Czy jest na tyle uczciwy, że mogę mu zaufać?”. Przy takim podejściu obywateli system wyborczy ma działać na zasadzie filtra, dzięki któremu wyborcy dążą do maksymalizacji jakości wybieranych przez siebie reprezentantów. Ci kandydaci, którzy nie spełniają kryteriów jakości, pozostają na dnie niczym osad.
Jednak od lat polscy politycy jako „grupa zawodowa” okupują dolne rejony w sondażach zaufania społecznego. Przy czym jeśli spojrzy się na „zaufanie” do konkretnych osób czy do konkretnych partii politycznych, sytuacja zaczyna wyglądać jak w krzywym zwierciadle. Okazuje się, że jednak są tacy, którym ufamy… i to – czasem – bardzo. Czy są to zatem „wybrańcy”, którzy pozytywnie przeszli próbę filtrowania? Czy może raczej nasze zaufanie do nich jest jedynie „quasi-zaufaniem”? Czymś, w co wierzymy, co czujemy, ale nie bardzo wiemy dlaczego? Zaufanie wyborcy jest tym, co polityk musi mozolnie i systematycznie wypracowywać i pielęgnować. Wymaga ono dużego wysiłku i przede wszystkim czasu. Nie da się zbudować zaufania w ciągu jednego dnia czy nawet w czasie kilkutygodniowej kampanii politycznej. Jest to proces trwający latami, obejmujący wiele kampanii. Wygrywać zaufanie, a przede wszystkim utrzymać je – to podstawowe zadanie każdego „jakościowego” polityka.
.W rzeczywistości systemy wyborcze w państwach demokratycznych mogą jednak wyłaniać kandydatów, którzy nie są prawdziwymi reprezentantami obywateli w instytucjach władzy, lecz którzy są jedynie lepszymi reprezentantami niż inne alternatywy wyborcze. Skład parlamentu i rządzący są więc raczej „efektem” sytuacji decyzyjnej, w której postawieni są wyborcy, niż procedur selekcji reprezentantów „wysokiej jakości”. Dokonujemy wyboru polityka spośród zamkniętego zbioru opcji – listy czy list. Zwłaszcza przy ordynacji proporcjonalnej lista kandydatów danej partii jest ustalana „odgórnie” przez jej władze. Nie przez obywateli. Obywatele mogą oczywiście zorganizować się i stworzyć własne propozycje, ale… szansa na to, że uzyskają 5-procentowe czy 8-procentowe poparcie w całym kraju jest znikoma – cały tekst [LINK].
PAP/ Paweł Wernicki/ WszystkocoNajważniejsze/ LW