Tysiące lat temu pierwsi ludzie polowali na bobry
Archaiczni ludzie już 400 tys. lat temu polowali na bobry – piszą naukowcy na łamach najnowszego numeru periodyku „Scientific Reports”.
Archeologiczne odkrycia w Niemczech dostarczają nowe fakty o tym jak polowali prehistoryczni ludzie
.Wykopaliska prowadzone we wschodnich Niemczech wskazują, że już 400 tys. lat temu archaiczni ludzie, nasi wymarli kuzyni, polowali na bobry. Zabijali bobry zarówno dla mięsa, jak i skór. Prawdopodobnie robili to systematycznie, przez co te zwierzęta były ich stałym źródłem pożywienia – dowodzą naukowcy z Niemiec i Holandii.
Dotąd uważano, że głównym źródłem pożywienia ówczesnych ludzi była duża zwierzyna. To przekonanie wynika jednak z faktu, że kości dużych zwierząt dłużej zachowują się w materiale archeologicznym – uważa Sabine Gaudzinski-Windheuser z Uniwersytetu Gutenberga w Moguncji (Niemcy).
„Do tej pory ślady nacięć na kościach bobrów z okresu paleolitu identyfikowano bardzo rzadko i tylko na pojedynczych kościach” – wyjaśnia badaczka. Jak dodaje, zmieniły to szeroko zakrojone prace archeologiczne i najnowsze, powtórne analizy znalezisk.
Ludzie polowali na młode bobry za pomocą kamiennych narzędzi
.Naukowcy za pomocą mikroskopów przebadali kości co najmniej 94 bobrów, wydobytych kilka dekad temu na terenie Turyngii.
Zidentyfikowali ślady nacięć za pomocą narzędzi kamiennych. Co ciekawe, dominowały szczątki zwierząt, które dopiero osiągnęły dorosłość. Oznacza to, że ówczesne homininy celowo polowały na niedoświadczone, ale w pełni dorosłe i bogate w tłuszcz zwierzęta.
Archeologia to pasja, którą której nie da się przecenić
.Nawet tak pozornie błahe odkrycia, jak kości upolowanych bobrów, mogą dostarczyć nam wartościowych informacji o tym, jak żyli kiedyś nasi przodkowie. W czasach, gdy rozwój technologiczny jest tak szybki, zatrzymanie się na moment i zastanawianie się o naszej wspólnej przeszłości jest tym bardziej warte naszej uwagi. Pisze o tym Michał KŁOSOWSKI, który w artykule opublikowanym na łamach Wszystko co Najważniejsze rozważa na temat znaczenia archeologii dla naszej tożsamości i jej sensu.
Bo ostatecznie to tego właśnie się jego zdaniem zawsze szuka – oznak sensu, okruchów celu, artefaktów myśli, przebłysków dążenia do czegoś więcej, nawet jeśli miałoby być to po prostu antyczne bogactwo w postaci monet czy kolejna piramida. Każda prosta linia kamieni z epoki brązu czy żelaza świadczy przecież o jakimś przebłysku myśli i celu. Biorąc to pod uwagę, nie powinno dziwić, że archeologia swoje triumfy święci w Polsce, kraju skazanym na wieczną tymczasowość, zawieszonym w historii ostatnich dwustu lat ciągle „pomiędzy”, ciągle z potrzebą odbudowy i koniecznością poszukiwania sensu.
Autor przypomina więc, że polscy archeolodzy to ekstraklasa światowa. Jeśli ktoś ma przenieść jedną z największych egipskich świątyń, zachowując jej oryginalny charakter i kształt, a jednocześnie ochronić ją przed wiecznym zalaniem, to będą to Polacy. To przecież wypisz wymaluj historia prac Kazimierza Michałowskiego w Abu Simbel, archeologa, który był uczniem wybitnego lwowskiego logika Kazimierza Twardowskiego, twórcy szkoły lwowsko-warszawskiej.
„Jeśli ktoś ma dostać się do najdalszych zakątków i najgłębszych zakamarków ludzkiej cywilizacji w górach Ałtaju, to także będą to Polacy. I jeśli ktoś ma starać się zrozumieć logikę w krwiobiegu środkowoamerykańskiej puszczy, karczowanej przed wiekami przez starożytnych Majów, to znowu – Polacy. Żaden inny naród nie ma tyle samozaparcia w tym, aby starać się w historii, wymagającym terenie, w poszukiwaniu wiadomości o umarłych postaciach i przeszłych wydarzeniach – dodaje autor.
Michał KŁOSOWSKI zaznacza, że zimne poznawanie historii innych jest łatwe. Mozolna odbudowa z ruin, nadawanie sensu kształtom kamieni i drewnianym drzazgom to jednak coś innego, coś, co wymaga zrozumienia. Nawet jeśli to tylko kilkadziesiąt kilometrów od Poznania, gdzie wśród bagien szuka się prakolebki własnego państwa w okresie, kiedy świat znów zaczynał dotykać ogień wojny. Bo zawsze tyle tylko pozostawało. Jedni przychodzili po to, aby po chwili odejść, zostawiając za sobą morze zgliszczy. A po tamtych inni, następni. I tak ciągle, przez stulecia.
„Poza tym wszystkim zadajemy pytania: dlaczego neandertalczyk, chowając bliskich w irańskiej jaskini Szanidar, pozostawiał im na ostatnią drogę malunki i wonne kwiaty? Albo jak to było z koczowniczymi ludami Wielkiego Stepu? Co ciągnęło je na zachód? Dlaczego Germanie tak nienawidzili Rzymu, a Wandalowie nie mogli zostawić stolicy imperium w spokoju? Co łączy koniec złotego okresu kultury Pueblo z małą epoką lodowcową i jaki jest sens tych malunków naskalnych, odkrywanych pod każdą szerokością geograficzną” – pyta autor. Może nie na wszystko znajduje się odpowiedzi, może nie zawsze ma się do dyspozycji najnowszy sprzęt, radary i drony.
„To jest pasja, której nie da się przecenić. I są pytania, które nie dają spokoju” – pisze Michał KŁOSOWSKI.
Autor dodaje, że historia to archiwum, wieczna biblioteka. Archeologia zaś to uczucia i wieczne pytania, ciągłe wątpliwości i próba zrozumienia. Rzucenie wyzwania losowi i liczenie na łut szczęścia. To poczucie, że robi się coś z sensem dla tych, których dookoła już nie ma, a byli. Że wydziera się przeszłości tajemnice, o których wszyscy zapomnieli, bo przecież mogły być takie kłopotliwe.
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB