"Pochwała narracji"
“Strong reasons make strong actions.”
(William Shakespeare)
Nudzenie jest proste. Każdy to potrafi. Wystarczy opowiedzieć coś bez frapującego początku, potem mocno rozwlec środek i zakończyć całość nagle, bezsensownie i bez zaskakującej puenty. Mnóstwo takich nudnych opowieści krąży wokół nas. Każdy taką opowieść słyszał (widział, czytał) wiele razy i za każdym razem ogarniała go nieznośna, beznadziejna, lepka nuda.
A nudy nie lubimy. Nuda wyjątkowo ludziom nie służy. Uciekamy od niej. Unikamy jej. Robimy wszystko, żeby nudno nie było. Tak jakoś jest już nasza ludzka natura skonstruowana, że nuda ewidentnie nie jest w cenie.
Dlatego opowiadamy. Opowieści otaczają nas dziś ze wszystkich stron. I nie mam na myśli tylko swojej wąskiej działki. Owszem, filmów, seriali, powieści i sztuk teatralnych jest wokół nas mnóstwo. Śmiało można postawić tezę, że tyle tego typu atrakcji narracyjnych nigdy w historii ludzkości nie było.
Ale to nie wszystko. Bo opowieścią jest wszystko. WSZYSTKO! Każdy przekaz, który widzisz, słyszysz, bądź czytasz, to opowieść. Każda rozmowa, każde relacjonowane przeżycie, wszystko, co nie jest TWOIM bezpośrednim, prywatnym i subiektywnym doświadczaniem rzeczywistości jest opowieścią.
Każdy przekaz reklamowy to opowieść. Każda mniej lub bardziej przemyślana wypowiedź polityka, celebryty, publicysty czy kogokolwiek innego to opowieść. Każda wnikliwa analiza „eksperta” od ekonomii w „poważnym” periodyku to opowieść. Każda piosenka, każdy wiersz, każdy teledysk, wywiad czy notka prasowa to opowieść. Każdy news zrelacjonowany w wieczornych wiadomościach przez spikerkę z wielkimi oczyma i wypiekami na twarzy to opowieść. Każdy plakat, baner, obraz, zdjęcie, rozkładówka, fotoreportaż, okładka to opowieść. Każde zdanie złożone co najmniej z jednego podmiotu i jednego orzeczenia to opowieść. Wystarczą zaledwie dwa słowa.
A skoro są to opowieści, to zaczynają na nie działać odwieczne, niezmienne i magiczne prawa DRAMATURGII. Nie ma wyjścia. To dokładnie tak jak z muzyką. Wystarczy parę nutek i zaczynają działać nieubłagane prawa harmonii muzycznej. W narracjach jest podobnie. Wystarczy jedno zdanie i już zaczyna działać dramaturgia.
Czym właściwie są zasady dramaturgii? Albo jeszcze ciekawsze pytanie: Dlaczego w ogóle są jakieś zasady opowiadania historii? Dlaczego nie można po prostu opowiadać, jak się chce?
Można. Tylko nikt nie będzie chciał tego słuchać. Natura zasad dramaturgii jest podobna do harmonii w muzyce. Istnieje muzyka nieharmoniczna, atonalna, oparta wyłącznie na dysonansie, ale z jakiegoś tajemniczego powodu nikt nie chce jej słuchać. Ludzie wolą piosenki Beatlesów, opery Pucciniego, symfonie Beethovena i hip-hop, bo są to rzeczy zgodne z zasadami harmonii muzycznej, oparte na skali i na właściwie zbudowanych akordach.
Tak samo jest z opowieściami. Dramaturgia to coś, dzięki czemu nie jest nudno. A jak już wcześniej ustaliliśmy, nudy ludzie nie lubią i słusznie.
Dramaturgia jest wszędzie. I najwięcej wcale nie jest jej w filmie, teatrze czy w powieściach. Najwięcej dramaturgii jest moim zdaniem w sporcie. Dobry mecz piłkarski, tenis, siatkówka, boks czy skoki narciarskie dostarczają milionom ludzi przeżyć właśnie natury dramaturgicznej. I są to przeżycia rozdzierające, gwałtowne i burzliwe. Niektórzy z powodu emocji sportowych są gotowi zabijać, gwałcić i wszczynać wojny. Pod kinami nigdy nie widziałem takich rozruchów jak przy stadionach piłkarskich.
Wszystko przez dramaturgię.
Życie również ma swoją dramaturgię. A właściwie bywają momenty w życiu, które mają dramaturgię. Momenty te są przedzielone krótszymi lub dłuższymi okresami nudy i “nic niedziania się”, ale te szybko ulatują w niepamięć. We wspomnieniach zostają tylko momenty z dramaturgią.
O dramaturgii i jej zasadach napisano tony książek. Sam napisałem moją niewielką książeczkę „Alchemia Scenariusza Filmowego” i ponad dwie setki wpisów na blogu o dramaturgi właśnie i jej zastosowaniu w pisaniu dla filmu.
Najbardziej jednak podoba mi się pięć słów wypowiedzianych dawno temu przez starego praktyka, i wysokiej klasy rzemieślnika robiącego w dramaturgii, Wiliama Szekspira. Te pięć słów w zasadzie wyczerpuje i wyjaśnia, o co tak naprawdę chodzi w dramaturgii, bez względu na to czy dotyczy to teatru, sportu, filmu, życia czy jakiejkolwiek innej opowieści (złożonej co najmniej z dwóch słów).
“Ważne motywy powodują zdecydowane działania.” (William Shakespeare)
Oto kwintesencja nienudzenia.
A teraz pozwólcie państwo, że rozszyfruję te dziwne pięć słów, które wstrząsnęły światem i w efekcie tej dekonstrukcji dojdę do jednego podstawowego, kluczowego i esencjalnego słowa, najlepiej wyjaśniającego moje rozumienie nienudzenia (dramaturgii).
Co zatem Szekspir miał na myśli? Oczywiście miał na myśli KONFLIKT. W każdym podręczniku dramaturgii to słowo odmieniane jest przez wszystkie przypadki. W naturze ludzkiej zaklęta jest głęboka miłość do konfliktu. Ja nawet poszedłbym dalej i zastąpił słowo KONFLIKT słowem
WALKA.
Uwielbiamy opowieści o walce. Kochamy słuchać (czytać, oglądać) o tym, jak ktoś staje przeciw komuś. Lubimy kibicować zwarciu, starciu, walce, wojnie. Chcemy wiedzieć, kto wygra, czyje racje zwyciężą, kto jest lepszy, sprytniejszy, silniejszy. Natychmiast instynktownie opowiadamy się po którejś ze stron, identyfikujemy się z nią i kibicujemy jej do utraty tchu. Tak już są skonstruowane nasze mózgi.
Kochamy walkę.
A teraz małe ćwiczenie, żeby nie było, że nie jestem w stanie udowodnić swoich śmiałych tez. Przypomnij sobie, szanowny czytelniku, kilka dobrych opowieści. Mogą to być filmy, które kochasz, powieści, do których wracasz, czy nawet mity greckie, które nie wiadomo dlaczego utkwiły ci w pamięci.
Już? Przypomniałeś sobie? Wróciły obrazy, strzępy dialogów, całe sceny? Masz to wszystko przed oczyma?
Założę się, że każda z tych opowieści jest o WALCE. Walce dobra ze złem, walce kochanków o miłość, walce Rycerzy Jedi z Ciemną Stroną Mocy, walce Vito Corleone z Turkiem Virgilem Sollozzo, walce Hansa Klossa z hitlerowcami, walce Harrego Pottera z Lordem Voldemortem, Janosika z Hrabią von Horwatem, Kargula z Pawlakiem, Leonardo DiCaprio z tonącym Titanikiem i zimnym Atlantykiem, Scarlett O’Hary z Rhett’em Butler’em i walce komisarza Kurta Wallandera z mrocznym światem zła i własnymi słabościami.
Mam rację? Mam. Wszędzie jest WALKA.
Pójdę nawet dalej. W sporcie walka jest sprawą oczywistą i widoczną gołym okiem, nie ma potrzeby niczego udowadniać. W przekazach politycznych walka również zaostrzyła się ostatnio niebotycznie. W dziennikarstwie podobnie – obiektywność i bezstronność zastąpiła brutalna walka między poszczególnymi, mocno upolitycznionymi redakcjami. Na Pudelku najgorętsze opowieści są o tym, jak jeden celebryta przyłożył drugiemu. Nawet telefony sprzedaje się dzisiaj poprzez walkę Apple z Samsungiem.
Dramaturgia zawładnęła światem. Jej prawa rządzą reklamą, sportem, dziennikarstwem, polityką i ekonomią. Dramaturgia wymknęła się z ciemnych sal kinowych, zakurzonych teatrów i szeleszczących kart powieści. Dżin uciekł z butelki i nie da się go już tam zagonić z powrotem. Dramaturgia rządzi. Walka z nudą to miliardowy biznes w dzisiejszym świecie.
Jest jeszcze jedno ciekawe prawo dramaturgii, o którym warto tu na koniec wspomnieć. Otóż opowieść wcale nie musi być prawdziwa, żeby była atrakcyjna. Więc jeśli szukasz PRAWDY drogi czytelniku, w opowieściach, które Cię dziś otaczają, jej nie znajdziesz.
Piotr Wereśniak
Tekst ukazał się w wyd. 2 kwartalnika opinii „Nowe Media”