Prof. Jerzy MIZIOŁEK: Quo vadis w kulturze popularnej

Quo vadis w kulturze popularnej

Photo of Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Historyk sztuki, profesor nauk humanistycznych, w latach 2018–2019 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.

zobacz inne teksty Autora

Minęła 176. rocznica urodzin genialnego pisarza, absolwenta Szkoły Głównej (Uniwersytetu Warszawskiego) i laureata Nagrody Nobla (1905); z tej okazji warto przypomnieć o wielorakich obliczach dziejów sławy najsłynniejszego utworu Sienkiewicza – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK

W noweli Na jasnym brzegu Henryk Sienkiewicz włożył te oto słowa w usta jednego z bohaterów: „Ja myślę, że każdy człowiek ma dwie ojczyzny: jedną swoją najbliższą, a drugą: Włochy. Bo tylko zastanowić się, to i cała kultura, i cała sztuka, i cała wiedza, wszystko szło stamtąd… Weźmy ot taki renesans… Prawdziwie!… Wszyscy są, jeśli nie dziećmi, to przynajmniej wnukami Włoch…”. Miłość do Italii i świata antycznego zaowocowały arcydziełem pt. Quo vadis. Pomysł jego napisania zrodził się w Rzymie w październiku 1879 r.

Adaptacje arcydzieła w świecie muzyki

.Z najnowszych badań wynika, że istnieją 162 adaptacje muzyczne inspirowane Quo vadis. Najsłynniejsza z nich jest dziełem dwóch Francuzów. 10 lutego 1909 roku w Nicei, a więc w mieście, w którym Sienkiewicz ukończył swoją powieść, miała miejsce prapremiera opery Quo vadis z muzyką Jean Nougués’a do libretta Henri Caina. Librecista napisał swój utwór pod pierwszym wrażeniem lektury powieści Sienkiewicza i już w 1900 roku drukował fragmenty w paryskim „Temps”, przerabiając potem całość przez kilka lat. W wywiadzie udzielonym polskiemu czasopismu „Echo Muzyczne i Teatralne” kompozytor wyznawał: „Pojechałem na Forum Romanum i do Koloseum, siedziałem całe tygodnie w Pompei i wpatrywałem się w linie siedzib patrycjuszowskich, bo tu chciałem odczuć linię melodycznych inspiracji dla scen Petroniusza. A gdy ogrom wspomnień dziejowych i potęga opowieści Sienkiewicza przepełniły mózg mój bogactwem materiału, biegłem na Capri i tam rzucałem na papier szkice mego dzieła”. Operę grano następnie w Monte Carlo i Paryżu, gdzie w ciągu kilku lat osiągnęła niemal 300 wystawień, a następnie rozpoczął się jej triumfalny pochód przez sceny całego świata, osiągając ponad 3 tysiące przedstawień.

Sukces, do pewnego stopnia porównywalny z sukcesem dzieła Nougués’a, odniósł polski kompozytor – Feliks Nowowiejski. Jego adaptacja Quo vadis ma formę oratorium, które powstało pod wpływem pobytu w Rzymie w 1903 roku. Prawykonanie pierwszej wersji miało miejsce w 1907 r. w czeskim mieście Usti nad Łabą, wersja zaś ostateczna została zaprezentowana dwa lata później w Amsterdamie. Sukces tego wykonania był ogromny i niedługo potem oratorium zabrzmiało również w Rotterdamie, Utrechcie, Hadze i w wielu miastach niemieckich, austriackich, szwajcarskich, fińskich i węgierskich. W 1912 roku oratorium Nowowiejskiego wystawiono w Ameryce, w słynnej Carnegie Hall i jeszcze w tym samym roku w Warszawie w Filharmonii, ale tu nie przypadło do gustu słuchaczom i zabrzmiało zaledwie dwa razy. Utwór ten, który składa się z pięciu części: Forum Romanum, Marsz pretorianów, Liturgia w katakumbach, Via Appia i Finał, wraca ponownie na scenę i cieszy się znacznym powodzeniem. W sumie oratorium wykonano do II wojny światowej – w Europie i obydwu Amerykach – przeszło 200 razy. Obecnie ponownie wraca na sceny.

Na podstawie Quo vadis powstały liczne adaptacje baletowe, m.in. Eunice, wystawiona w 1907 r. na deskach Teatru Maryjskiego w Petersburgu. Wykorzystano w nim jeden tylko wątek obecny na kartach Quo vadis – miłość Petroniusza i Eunice. Autorem muzyki jest Andriej Szczerbakow, a libretto napisał hrabia Stenbock-Fermor. Balet był debiutem choreograficznym znakomitego baletmistrza – Michaiła Fokina. Rolę Eunice tańczyła Polka Matylda Krzesińska, a rolę Akte późniejsza sława Anna Pawłowa. Jak wiemy ze wspomnień Krzesińskiej, Fokin spędził sporo czasu w Ermitażu, gdzie studiował sceny na wazach greckich, by je potem adaptować do swego przedstawienia. Eunice wystawiono też w Warszawie w 1908, a następnie w 1912 r.

Ekranizacje Quo vadis

.W liście do Wandy Ulanowskiej z 24 kwietnia 1913 r. Sienkiewicz pisał: „W Warszawie wszystko po staremu. Sensację miejscową stanowi Quo vadis, które daje pięć kinematografów. Wszyscy na to chodzą”.

Dziedziną sztuki, która najbardziej spopularyzowała arcydzieło Sienkiewicza, było – i pozostaje do dziś – kino. Szczególnie ważne są tu – spośród ośmiu czy dziewięciu (zwykle mówi się o sześciu) – trzy filmy; wspomniana przez Sienkiewicza adaptacja w reżyserii Guazzoniego z 1912 roku, hollywoodzka kreacja z 1951 r., ale zrealizowana w Rzymie przez Mervyna LeRoya, i bodaj najwierniejsza ze wszystkich w stosunku do powieści adaptacja filmowa Quo vadis wyreżyserowana przez Jerzego Kawalerowicza w 2001 r. Nie bez znaczenia jest też włoska telewizyjna realizacja z 1985 r., ze znakomitą międzynarodową obsadą. Wszakże sztuka spod znaku dziesiątej muzy zainteresowała się książką Sienkiewicza już w 1901 r., a więc tuż po ukazaniu się pierwszych przekładów na języki obce. Ten pierwszy film trwa nieco ponad minutę i powstał we Francji, a wyreżyserował go Ferdinand Zecca.

Quo vadis Enrico Guazzoniego (1912)

Film Guazzoniego, byłego malarza, był pierwszą pełnometrażową ekranizacją Quo vadis; film trwa bez mała 2 godziny. Jego sukces na całym świecie był ogromny, m.in. dlatego że zastosowane w nim nowatorskie rozwiązania nie miały wówczas sobie równych. Zamiast porozwieszanych w tle landszaftów wprowadził trójwymiarowe dekoracje, znakomicie łączył zbliżenia z ujęciami ogólnymi, co było krokiem ku nieistniejącemu jeszcze wtedy montażowi. Roberto Paolella, krytyk kina niemego, napisał: „W tym filmie po raz pierwszy architektoniczny geniusz Włocha postawił przed nową sztuką problem perspektywy, co dało mu zwycięstwo nad przestrzenią”. Być może to właśnie dynamizm i barwne opisy poszczególnych scen, a także świata, w którym się one rozgrywają, zawarte w dziele Sienkiewicza pokierowały wyobraźnią reżysera w tym nowym i twórczym kierunku i jego dzieło w tak fascynujący sposób ukazujące antyczny Rzym znacząco zapisało się w historii kina światowego.

Ekranizacja Quo vadis z 1924 roku

W 1924 r. wyprodukowano we Włoszech kolejny film oparty na arcydziele Sienkiewicza. Producentem była Unione Cinematografica Italiana, scenarzystą był Gabriellino D’Annunzio, syn słynnego poety i dramaturga, reżyserował Niemiec Georg Jacoby. Centralną postacią uczynił reżyser, podobnie jak jego poprzednicy w pierwszych produkcjach tego tematu, okrutnego Nerona, którego rolę kreował Emil Jannings. W filmie prawdziwą grozę w widzach budziło stado lwów (podobno było ich aż 50) pojawiających się w scenach w amfiteatrze. Treserzy niezbyt dobrze radzili sobie z ich opanowaniem; musieli interweniować uzbrojeni żołnierze, którzy również statystowali w produkcji. Grający rolę Nerona Jannings salwował się ucieczką za kulisy, ratując się przed poturbowaniem lub nawet utratą życia. Filmowi Jacoby’ego zarzucano zbyt daleko idące odejście od oryginału sienkiewiczowskiego; zebrał jednak również pochlebne recenzje, ale nie cieszył się wielką popularnością. Jeden z krytyków pisał: „Obraz, w którym obok uduchowionej i pięknej twarzy Ligii (grała ją Lillian Hal-Davis) pojawia się ohydna twarz Nerona, należy do najudatniejszych”.

Hollywoodzka megarealizacja Quo vadis (1951)

Quo vadis pomimo upływu czasu nie zniknęło z pamięci filmowców, ale na kolejną filmową adaptację „powieści z czasów Nerona” trzeba było czekać aż do piątej dekady XX wieku. Wtedy to Louis B. Mayer z hollywoodzkiej MGM zdecydował się podjąć realizacji nowego filmu. Miał kosztować 7 milionów dolarów, a więc więcej, niż wyniósł budżet Przeminęło z wiatrem, reżyserować miał John Huston, a na realizację ogromnego projektu wybrano, co zupełnie nie dziwi – Rzym i jego Cinecittà. Projekt zaczęto urzeczywistniać od końca lat 40., a zrealizowano w 1951 roku ze znacznymi zmianami kadrowymi. W roli reżysera znalazł się ostatecznie Mervyn LeRoy, który wcześniej wyreżyserował m.in. Jestem zbiegiem i Małego Cezara. Powstał prawie trzygodzinny gigant w technikolorze, który przyniósł ogromny sukces. Film, który przyćmił wszystkie poprzednie realizacje Quo vadis, zarobił 25 milionów dolarów. Do dziś jest grany w telewizji w wielu krajach świata; w tym roku w Italii telewizja RAI pokazała go już trzy razy.

Powstanie hollywoodzkiej adaptacji Quo vadis zawiera sporo ciekawych historii. To sam Gregory Peck miał zagrać Marka Winicjusza, a Elizabeth Taylor Ligię. Jako Ligię przewidywano również Audrey Hepburn. Zarówno Peck, jak i Hepburn przymierzali nawet specjalnie uszyte dla nich stroje, o czym zaświadczają reprodukowane tu zdjęcia. Ostatecznie zagrali Robert Taylor i Deborah Kerr. Wypadli dobrze, ale film miałby dziś jeszcze większe wzięcie z Audrey i Gregorym w rolach głównych. Obydwoje zasłynęli niebawem – w 1953 r. – w Rzymskich wakacjach.

U niektórych widzów megaprodukcja Hollywood budziła mieszane uczucia. Oto opinia wybitnego poety Jana Lechonia: „Byłem wczoraj na Quo vadis, zniosłem je lepiej niż przypuszczałem, może dlatego, że przypuszczałem najgorzej. Przepych w tej skali jest już prawie sztuką, a w każdym razie inspiracją. Mimo straszliwych okaleczeń oryginału, ile razy się coś z niego odezwie, jak w scenie śmierci Petroniusza, czy w spotkaniu św. Piotra z Chrystusem, byłem wzruszony. Wzruszeniem tych samych lat, gdym to czytał po raz pierwszy. Ale dzisiaj uświadomiłem sobie, że hollywoodzcy barbarzyńcy dokonali na Sienkiewiczu jakiejś operacji niedozwolonej, gorszej niż przemilczenie Chilona, dziko prowincjonalny demonizm Poppei i błazeństwo Nerona. Winicjusz w tym filmie to głowa buntu wojskowego, który zwycięża Nerona przez Galbę. Otóż cały sens Quo vadis i całe jego piękno to początek innej rewolucji, to przeczucie panowania Chrystusa. Ta idea wznosi się ponad teatralność całego tego romansu, jest jego treścią wewnętrzną. Z tego nic w filmie nie zostało”.

Quo vadis dla włoskiej telewizji (1985)

W Italii pamięć o Quo vadis pozostawała dalej żywa. W 1985 roku kinematografia włoska podjęła ponownie próbę ekranizacji powieści Sienkiewicza. Telewizja RAI wyprodukowała sześcioodcinkowy serial w reżyserii Francesco Rossiego z Klausem Marią Brandauerem w roli Nerona i Maxem von Sydow w roli św. Piotra. Przy tej okazji rozgorzała dyskusja, czy film powinien być wierny literackiemu oryginałowi, czy przeciwnie – nowym ustaleniom historyków inaczej oceniających poszczególne sytuacje w epoce neroniańskiej. Zauważono słusznie, że w filmie z Brandauerem w roli głównej jest tyle samo Tacyta co Sienkiewicza, a więc posiłkowano się tworząc ten nowy obraz filmowy ulubionym autorem twórcy Quo vadis. Obrazowi Rossiego zarzucano więc zbyt daleko idące odejście od pierwowzoru i podkreślano, że film broni się jedynie żywiołowym aktorstwem Brandauera. Czy rzeczywiście tak jest? Film miał w 1985 i kilkakrotnie potem wielomilionową widownię, bo Quo vadis pozostaje jedną z najlepszych opowieści o antycznym Rzymie.

Quo vadis Jerzego Kawalerowicza (2001)

Dzieło Jerzego Kawalerowicza z 2001 roku uznawane jest za najdroższy z wszystkich polskich filmów. Ta megaprodukcja z udziałem m.in. Pawła Deląga w roli Marka Winicjusza, Magdy Mielcarz jako Ligii, Michała Bajora w roli Nerona, Bogusława Lindy jako Petroniusza, Franciszka Pieczki w roli św. Piotra i Jerzego Treli jako Chilona Chilonidesa była dla niektórych widzów częściowym rozczarowaniem, ale jest w rzeczywistości ważnym filmem. Można powiedzieć – nic dziełu Kawalerowicza nie ujmując – że jest to film wynikający z naszych polskich możliwości. Gdyby zaproszono do niego słynnych zagranicznych aktorów, film uzyskałby zapewne większe uznanie i sławę. Należy tu jednak odnotować wybitną rolę Jerzego Treli, wielką urodę Ligii, w którą wcieliła się Magdalena Mielcarz, wówczas studentka Uniwersytetu Warszawskiego, jak również dobrze zagrane role Petroniusza i Marka Winicjusza. Za niezwykłe osiągnięcie polskiego filmu uznać trzeba przede wszystkim starcie Ursusa z ogromnym, ważącym przeszło tonę bykiem, do którego grzbietu przywiązano omdlałą ze strachu Ligię; w amerykańskiej megaprodukcji ukochana Marka Winicjusza przywiązana jest do słupa. Kawalerowicz i jego współpracownicy znaleźli znakomitego tresera byków, który był w stanie okiełznać czy zmusić do posłuszeństwa ogromne zwierzę; padło na kolana i wreszcie legło na piasku areny. Dramaturgia sceny została zachowana; wypadła ona znakomicie, jak nigdy dotąd w żadnej filmowej adaptacji Quo vadis. Warto też podkreślić, że Kawalerowicz, podobnie jak sam Sienkiewicz, wykorzystał potencjał wizualny zawarty w kilku obrazach Siemiradzkiego o tematyce z czasów pierwszych chrześcijan.

Quo vadis i świat reklamy

Zaraz po ogromnym sukcesie filmu Quo vadis zrealizowanego przez Guazzoniego w 1912 roku wykorzystywał go, nie zawsze w dobrym guście, świat reklamy. Sława filmu i książki nie gasła w Italii przez całe dekady, aż wreszcie pojawiła się amerykańska, ale we Włoszech zrealizowana, superprodukcja z 1951 roku. Na dworcach włoskich kolei fabryka Bertolini e Magnoni umieszczała duże, kolorowe plakaty, gdzie miejsce Ligii na plecach powalonego byka zajął but albo sandał marki „Ursus”. Nazwa „Quo vadis” zalecała niektóre wyroby turyńskiej fabryki czekolady „Unica”, napis „Quo vadis” zdobił też burtę spacerowej łodzi w Viareggio. W „Corriere della Sera” z 15 lutego 1937 mydło mleczne „Viset” zachwalała ilustracja objaśniona napisem: „Ktokolwiek czytał Quo vadis, ten pamięta, że przepiękna Poppea miała w swym wspaniałym orszaku dwieście zwierząt, które dostarczały mleka do jej codziennej kąpieli…”. Z kolei producent medykamentu na przeczyszczenie ofiarowywał swoim klientom kolorowe książeczki z fragmentami Quo vadis. Pojawiły się nawet cygara o nazwie „Quo vadis”; reklamujący je plakat wykonał sam słynny Leonetto Cappiello. Reklama budowana na Quo vadis jeszcze bardziej kwitła w USA, zwłaszcza po sukcesie hollywoodzkiego filmu z 1951 roku, czego przykładami są reklama chleba i szortów „w stylu Nerona” (sic!).

Jerzy Miziołek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 maja 2022
1722189 QUO VADIS ? de MervynLeRoy avec Peter Ustinov (empereur NFot: Quo Vadis z 1951 MervynLeRoy z Peterem Ustinovem (Neron) 1951);