"Demokracja kończy się 230 km od Warszawy"

Photo of Robert TYSZKIEWICZ

Robert TYSZKIEWICZ

Poseł na Sejm RP, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Białorusi.

zobacz inne teksty Autora

Koniec demokracji jest tuż obok. 50 km od mego rodzinnego Białegostoku. 230 km od Warszawy. 3 godziny drogi – i lądujemy w innym świecie. Na Białorusi. 

Zaskoczeni: Białoruś wśród najważniejszych spraw, kwestii, idei, o których nie powinniśmy zapominać…? Tak. Zawsze. Nie tylko w 2014 roku.

Od tego, jaki jest i będzie ten kraj, zależy częściowo nasza przyszłość – bo to nasz sąsiad, jeden z najbliższych. Czy naprawdę komukolwiek, kto zna historię Polski, trzeba tłumaczyć, dlaczego aktywna polityka sąsiedztwa ma tak ogromne znaczenie dla naszego bezpieczeństwa, stabilizacji, rozwoju? Dotyczy to tak samo Niemiec, jak i Białorusi, Czech oraz Litwy. Może zresztą Białorusi, ze względu na jej sytuację wewnętrzną, znacznie bardziej niż innych państw. To od tego, co się w niej wydarzy, zależy, czy będziemy w stanie wykorzystać potencjał polityczny i gospodarczy Wschodu dla wspólnego, sąsiedzkiego rozwoju. To od Białorusi zależy, czy cała wschodnia Polska będzie rozwijać się szybciej, odciążając resztę kraju. I czy uda nam się szerzej niż dotychczas wejść na wschodnie rynki – a nowy rynek to przecież klucz do rozwoju wielu polskich firm.

Jestem czasem pytany, czy wieloletni  prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko nie jest przypadkiem gwarantem spokoju (a więc i rozwoju) w tym państwie – dyktator to dyktator, ale porządek w kraju jest. Cóż, jeśli ktoś lubi spokój cmentarny, to owszem, może tam na taki liczyć. Łukaszenko swoją rolę nadzorcy cmentarza wypełnia doskonale. Ja jednak wolę życie od cmentarza. A historia wielokrotnie pokazała i pokazuje, że prawdziwy, trwały ład i stabilizację buduje wyłącznie system demokratyczny –  bo opiera się na woli ludzi.

 Łukaszenko swoją rolę nadzorcy cmentarza wypełnia doskonale. Ja jednak wolę życie od cmentarza. A historia wielokrotnie pokazała i pokazuje, że prawdziwy, trwały ład i stabilizację buduje wyłącznie system demokratyczny –  bo opiera się na woli ludzi. 

Dużo do myślenia powinna nam dać historia tzw. cywilizowanych dyktatur na Bliskim Wschodzie – niedawno widzieliśmy, jak się kończy ład przez nie zaprowadzany. Zamieszki, wojna domowa, krwawe starcia. Dyktatury fundują sobie i światu ciągły niepokój i nieuniknione kryzysy.  Nie wolno nam, nie możemy jak bierni świadkowie czekać na wielki kryzys na Białorusi – choćby z tego powodu, że to sąsiad dużo nam bliższy niż kraje arabskie. Musimy – jeśli nie dla wartości ogólnoludzkich, dla wiary w niezbywalne prawa człowieka, stale naruszane przez białoruskie władze – to dla własnego bezpieczeństwa, wspierać scenariusze, które dają bardziej przewidywalną przyszłość naszym sąsiadom. Dlatego już dziś angażujemy się w budowanie przyszłych białoruskich elit, m.in. fundując młodzieży stypendia na studia w Polsce, dlatego uczymy Białorusinów – za polskie i unijne pieniądze – czym jest demokracja i jak z niej korzystać

Dzisiaj, chociaż  Łukaszenko chętnie posługuje się tym słowem, demokracji na Białorusi nie ma – i nic nie zapowiada, by pojawiła się szybko. Jestem przekonany, że zmiana w tym państwie nie odbędzie się na drodze rewolucji, tylko ewolucji.  Niezbędne są zmiany w świadomości ludzi, musi też wyrosnąć nowe pokolenie znające korzyści, jakie daje życie w demokratycznym kraju (a będzie je znało dzięki polskiemu i unijnemu wsparciu, dzięki setkom projektów i milionom euro). To jedyna droga.

Rok 2014 nie przyniesie więc rewolucji, przyniesie za to wybory lokalne. Rozpoczną one serię głosowań na Białorusi – w 2015 r. odbędą się wybory prezydenckie, a w 2016 r. – parlamentarne.  Pierwsze, lokalne wybory, zapewne zaowocują kolejnymi gestami Łukaszenki wobec Unii Europejskiej, być może nawet zwolnieni zostaną wszyscy więźniowie polityczni (oby!) –  przyniosłoby to przynajmniej realny pozytywny efekt, bo z doświadczenia wiemy, że na przyjaznych gestach Łukaszenki nie wolno budować strategii na przyszłość.

Wybory pozwolą też białoruskiej opozycji artykułować swoje postulaty i żądania, choć odbędzie się to w skrajnie trudnych warunkach. W grudniu 2013 r. wszedł w życie zakaz nawoływania do bojkotu wyborów, w ostatnich dniach 2013 r. wybrano komisje wyborcze, w których praktycznie nie ma przedstawicieli opozycji. Od 1996 r. żadne wybory na Białorusi nie zostały uznane przez OBWE za uczciwe. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie tak samo. Opozycja znajdzie jakiś sposób, by się wypowiedzieć, przekonamy się też, jakie są nastroje społeczne – ale to i tak nie wpłynie na wyniki wyborów, które w zasadzie już dziś są znane (choć odbędą się dopiero pod koniec marca). W kraju, gdzie panuje dyktatura, wybory nie są nawet wiarygodnym sondażem – ograniczone przez KGB, cenzurę, blokadę medialną – będą jedynie spektaklem o ustalonym wcześniej scenariuszu.

Warto więc patrzeć nie tyle na wyniki wyborów, ale na zachowanie administracji rządowej wobec opozycji; na zachowania samych Białorusinów, na sygnały płynące od nich – żeby wyczuć, czy w społeczeństwie narasta już potrzeba zmiany, czy też wszyscy musimy dalej cierpliwie czekać, wykonując razem z demokratyzującymi środowiskami na Białorusi niemal pozytywistyczną pracę u podstaw.

Rok 2014 pokaże również, czy deklaracja złożona przez Białoruś na wileńskim Szczycie Partnerstwa Wschodniego w listopadzie 2013 r. była kolejnym pustym gestem, czy też przyniesie realne działania. Władze białoruskie zadeklarowały, że chcą rozpocząć negocjacje z Unią Europejską na temat wprowadzenia ruchu bezwizowego. Praktycznym potwierdzeniem tych słów byłoby uruchomienie małego ruchu granicznego między Polską a Białorusią. Wszystkie niezbędne do tego procedury w Polsce zostały zakończone w 2010 r. Na Białorusi – w 2011 r. Nawet Łukaszenko podobno umowę podpisał! Tylko nigdy nie przekazał tego podpisu Polsce. I Polacy, i Białorusini czekają już prawie trzy lata na to, by choć w pasie przygranicznym łatwiej się poruszać. Ta granica, polsko-białoruska, to symbol minionej epoki. Nie mamy dziś takiej nawet z Rosją! Ale Łukaszenko nie zamierza wyjmować ze swojej strony żadnych cegieł z tego granicznego muru. Wystarczy, że z polskiej strony coraz więcej wolnej przestrzeni. Ach, jak dyktatorowi to polskie rozbieranie muru nie leży, oj, nie leży…

Robert Tyszkiewicz

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 31 grudnia 2013