Igor LYUBASHENKO: "Rewolucja. Rewolucja. Rewolucja. W schematach komunikacji"

"Rewolucja. Rewolucja. Rewolucja. W schematach komunikacji"

Photo of Igor LYUBASHENKO

Igor LYUBASHENKO

Politolog specjalizujący się w tematyce nowych mediów w Europie Wschodniej a także polityce zewnętrznej UE, stosunkach międzynarodowych na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej, procesach zachodzące w postsowieckich państwach Europy Wschodniej (w szczególności na Ukrainie i w Mołdawii). W 2010 r. obronił doktorat na Wydziale Politologii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, adiunkt w Centrum Studiów nad Demokracją SWPS.

zobacz inne teksty Autora

Transparentna rewolucja – takie określenie dobrze opisuje specyfikę wydarzeń ostatnich dwóch miesięcy na Ukrainie. Każdy krok protestujących, każde posunięcie stojących po drugiej stronie barykad specjalnych jednostek milicji odbywają się pod okiem wszechobecnych smartfonów i tabletów i natychmiast rozchodzi się po świecie. Owa transparentność w połączeniu z geograficzną bliskością, dużą ilością bezpośrednich kontaktów łączących Ukraińców z resztą Europy, stworzyła wrażenie odczucia „rytmu rewolucji” odbywającej się na ulicach Kijowa, a ostatnio także innych dużych ukraińskich miast. Obfitość informacji w tym przypadku – paradoksalnie – nie ułatwia społeczności międzynarodowej podejmowania szybkich, skutecznych, a przy tym rozważnych kroków skierowanych na rozwiązanie kryzysu. Rewolucja bowiem dotyczy nie tylko relacji między społeczeństwem a władzą.

Transparentność zmieniła coś jeszcze. Przez lata podstawowym punktem odniesienia w strategiach komunikacyjnych kluczowych ukraińskich graczy politycznych było pojęcie „stabilności”. Choć źródeł wybuchu społecznego należy szukać w pogarszającej się od lat sytuacji gospodarczo-społecznej kraju, na jego skalę, trwałość i intensywność niewątpliwie wpłynęły nowe schematy komunikacji masowej. Na skutek decentralizacji przebiegu informacji wraz z rozwojem sieciowych narzędzi komunikacji możemy wyrzucić „stabilność” z katalogu wyrazów opisujących ukraińską rzeczywistość polityczną w najbliższych latach.

W okresie niepodległości Ukraińcy nie po raz pierwszy wyszli na ulice. Jednak rzeczą, która wyraźnie różni obecny protest od poprzednich jest jego spontaniczność, brak struktur organizacyjnych, brak liderów (Majdan i opozycja parlamentarna działają jako „sytuatywni sojusznicy”), brak wyraźnie wyartykułowanych celów konstruktywnych (protestujący domagają się ustąpienia władz, bliżej niezdefiniowanego „resetu” systemu politycznego; nie wiadomo jednak, co zamierzają robić dzień po zwycięstwie, jaki mają pomysł na państwo).

Protest ukraiński ma wszystkie cechy opisywanego przez Manuela Castellsa ruchu usieciowionego. Jego powstanie i rozwój zalezą od dwóch kluczowych czynników: podobna ocena otaczającej rzeczywistości przez znaczną część społeczeństwa i związane z tym niezadowolenie z istniejącego stanu rzeczy oraz efektywny mechanizm komunikacji, umożliwiający transfer ładunku emocjonalnego między jednostkami. Mechanizm ten pozwala odczuć skalę zjawiska, ocenić liczbę ludzi myślących w sposób podobny jak my, ułatwiając tym samym decyzję o bezpośrednim udziale w protestach.

Media tradycyjne, mimo że dla większości społeczeństwa ukraińskiego wciąż stanowią podstawowe źródło informacji, stopniowo tracą na znaczeniu. W marcu 2013 r. 31,5% obywateli deklarowało brak zaufania wobec mediów ukraińskich[i]. Brak zaufania spowodowany był specyfiką przestrzeni medialnej, w której główne media nie są niezależne pod względem finansowym i odgrywają rolę swoistych dodatków informacyjnych dużych grup finansowo-przemysłowych (potocznie znanych jako „klany oligarchiczne”). Rywalizacja między nimi stała się swoistą podstawą dla pluralizmu, choć negatywnie odbiła się na jakości mediów, prowadząc do dominacji treści rozrywkowych, tworzenia jednostronnych przekazów poprzez „miękkie” ograniczanie w dostępie do mediów przeciwników politycznych.

Symptomatyczne – Ukraińcy interesujący się polityką nie pytają „jaką gazetę czytasz?” lecz „jakie strony przeglądasz?”.

Lukę braku zaufania do mediów tradycyjnych od kilku lat powoli zajmował internet, skupiający w przypadku ukraińskim gros poważnej analityki, stający się platformą dla debaty publicznej. Symptomatyczne – Ukraińcy interesujący się polityką nie pytają „jaką gazetę czytasz?” lecz „jakie strony przeglądasz?”.

21 listopada, kiedy rząd ukraiński podjął decyzję o zawieszeniu rozmów o podpisaniu umowy stowarzyszeniowej z UE (co stało się bezpośrednim powodem dla pierwszych protestów ulicznych), portale informacyjne były pierwszymi, które poinformowały o tym. W kolejnych tygodniach nastąpił lawinowy wzrost ich popularności. 2 grudnia, dzień po brutalnym rozpędzeniu protestu na Placu Niepodległości w Kijowie, odnotowano rekordową liczbę odsłon najważniejszych ukraińskich portali informacyjnych – 46 mln[ii] (liczba porównywalna z ilością mieszkańców Ukrainy, przy czym najnowsze dane Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego szacują wskaźnik penetracji internetu w kraju na ok. 34%).

Początek protestów zbiegł się w czasie z początkiem funkcjonowania kilku innowacyjnych projektów telewizyjnych, nadających w internecie i opierających komunikację na mediach społecznościowych (Hromadske.TV, Spilno.TV, Espreso.TV). Temat rezygnacji z umowy stowarzyszeniowej oraz związanych z tym protestów został potraktowany przez większość mediów tradycyjnych w sposób marginalny. Wspomniane media internetowe odegrały kluczową rolę w podkreśleniu tych problemów, krytycznego przemyślenia ich znaczenia dla społeczeństwa, a dynamicznie rozwijająca się, bezprecedensowa sytuacja polityczna w kraju sprzyjała ich popularyzacji. Można stwierdzić, że na Ukrainie dokonał się ważny przełom – Euromajdan spowodował ostateczne przeniesienie się najbardziej aktywnej pod względem politycznym części społeczeństwa do świata nowych mediów.

Rozwój nowych internetowych projektów medialnych pozwolił dużej części Ukraińców utwierdzić się w przekonaniu, że „jest coś chorobliwego w państwie duńskim”. Media społecznościowe dopełniły obraz. Przy odrobinie szczęścia można było obserwować narodziny Euromajdanu 21 listopada zeszłego roku, kiedy Mustafa Najem – jeden z najbardziej popularnych ukraińskich dziennikarzy – zaapelował na swoim profilu na Facebooku o protest „w realu” zamiast ciągłego narzekania i wylewania frustracji do sieci. Wpis szybko nabrał popularności. Kilka godzin później rozpoczęła się pierwsza manifestacja w Kijowie, która ostatecznie przerodziła się w stałe zajęcie przez społeczeństwo przestrzeni publicznej. Media społecznościowe i SMSy stały się podstawowym kanałem przepływu informacji o organizowanych akcjach protestu.

Mówiąc o motywacji protestujących należy podkreślić, że idea integracji europejskiej jako taka nie byłaby w stanie zmobilizować znaczną część ukraińskiego społeczeństwa do długotrwałego intensywnego protestu, a tym bardziej – do starć z milicją. O intensyfikacji i radykalizacji protestu zadecydowała brutalna reakcja władzy, łamiąca istniejące na Ukrainie niepisane reguły wzajemnych relacji między rządzącymi a społeczeństwem. Rozpędzenie Euromajdanu 30 listopada miało miejsce ok. godziny 4:00, a już o 9:00 komunikacja w mediach społecznościowych skupiła się na tym wydarzeniu. Obserwować można było zmianę emocjonalnego ładunku komunikacji – od strachu do złości. Społeczeństwo odpowiedziało najliczniejszymi w historii niepodległej Ukrainy manifestacjami, pierwszymi zamieszkami i barykadami na ulicach Kijowa. Tym razem protestującymi nie byli wyłącznie idealistycznie nastawieni studenci dążący do zbliżenia Ukrainy z UE. Kolejna fala radykalizacji, tym razem połączona z zajęciem gmachów publicznych także w regionach Ukrainy nastąpiła po rozpowszechnieniu się informacji o przekroczeniu kolejnej czerwonej linii – śmierci protestujących.

Centralne miejsce mediów społecznościowych w komunikacji uczestników Euromajdanu potwierdzają badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego. 49% uczestników otrzymywało informację o protestach za pośrednictwem Facebooka, 35% – za pośrednictwem VKontakte (rosyjskojęzyczny odpowiednik Facebooka), 51% – z portali informacyjnych, m.in. z wspomnianych wyżej nowopowstałych projektów telewizji internetowej. Co ważniejsze, badania potwierdzają, że protestujący uznali Facebook i portale informacyjne za bardziej wiarygodne źródła niż tradycyjna telewizja. Kluczowe znaczenie ma rozproszona komunikacja bezpośrednia. 47% protestujących otrzymało ważną informację od przyjaciół, 18% – od kolegów z pracy, 15% – od członków rodziny[iii].

 49% uczestników otrzymywało informację o protestach za pośrednictwem Facebooka, 35% – za pośrednictwem VKontakte (rosyjskojęzyczny odpowiednik Facebooka), 51% – z portali informacyjnych, m.in. z wspomnianych wyżej nowopowstałych projektów telewizji internetowej. Co ważniejsze, badania potwierdzają, że protestujący uznali Facebook i portale informacyjne za bardziej wiarygodne źródła niż tradycyjna telewizja.

Sieci społeczne wspomagane przez media społecznościowe stały się podstawową strukturą protestów. Zapewniały szybką mobilizację sympatyków ruchu w razie niepokojących sygnałów o przygotowywanych akcjach siłowych, przez co prawdopodobnie umożliwiły Euromajdanowi długotrwałość. Odpadła potrzeba stałego utrzymywania na manifestacjach ogromnych rzeszy ludzi. Wiele aktywnych uczestników w Kijowie to „rewolucjoniści po godzinach”, zapewniający także frekwencję w kluczowych momentach.

Euromajdan stał się zaskoczeniem dla ukraińskich elit politycznych – zarówno władzy jak i opozycji. Ostatnie dwa miesiące na Ukrainie to zatem nie tylko protesty, to także przyspieszona lekcja odnajdywania się w nowej rzeczywistości, zdefiniowanej przez aktywizację uzbrojonego w sieciowe narzędzia komunikacyjne społeczeństwa obywatelskiego. Władze ukraińskie prawdopodobnie po raz pierwszy uświadomiły sobie, iż nieuchronnie tracą doskonale sprawdzające się dotychczas możliwości kreowania rzeczywistości medialnej i wpływu na debatę publiczną poprzez kontrolowane środki masowego przekazu. Reakcja okazała niezbyt kreatywna. Wśród kontrowersyjnych tzw. „ustaw o dyktaturze”, przegłosowanych przez parlament 16 stycznia 2014 i uchylonych tydzień później po radykalnym zaostrzeniu konfrontacji, znalazły się m.in. przepisy umożliwiające zamykanie dostępu do stron internetowych ze względu na propagowanie przez nie bliżej niezdefiniowanego „ekstremizmu”, ograniczające działanie niezależnych mediów internetowych nieposiadających odpowiednich licencji.

Bardziej twórcze okazało się podejście społeczeństwa. Sieć przemierzyła fala mniej lub bardziej profesjonalnych utworów przedstawiających „poetykę rewolucji”. Podjęto także kilka oddolnych działań skierowanych na systematyczną popularyzację Euromajdanu na świecie – kilka tzw. „sztormów twitterowych”, jeden z których pozwolił wyprowadzić hashtag #digitalmaidan w światowe trendy.

Podstawowym problemem pozostaje brak wyraźnej, jednolitej narracji, opowiedzenia, do czego dąży nowopowstały ruch społeczny (nie bierzmy w rachubę zbyt ogólny cel wymuszenia na obecnie rządzących rezygnacji – jest on prawdopodobnie niezbyt przekonujący dla większości obywateli Zachodu, którzy często sami tracą wiarę w możliwość realnego wpływu na procesy polityczne). Nawet jeśli emocjonalne przekazy Euromajdanu przyciągają uwagę za granicą, nie przekształciły się one jak dotąd w rzeczywisty nacisk na światowych decydentów.

Nawet jeśli emocjonalne przekazy Euromajdanu przyciągają uwagę za granicą, nie przekształciły się one jak dotąd w rzeczywisty nacisk na światowych decydentów.

Obfitość informacji, a raczej surowych danych pozbawionych interpretacji, głębszej analizy stanowi potencjalnie jedno z największych zagrożeń dla Euromajdanu. Już teraz obserwujemy początek swoistej wojny informacyjnej – w mediach zachodnich i polskich zaczyna przebijać się narracja o niebezpieczeństwie związanym z nacjonalistycznymi (według niektórych wręcz faszystowskimi) hasłami głoszonymi przez najbardziej radykalne z sił obecnych na barykadach. Wracamy po raz kolejny do problemu braku reprezentacji, przywództwa, instytucji, które potrafiłyby skutecznie wyartykułować własną – koniecznie pozytywną – interpretację wydarzeń. Nie po raz pierwszy w historii o poważnych sprawach geopolitycznych mogą zadecydować strategie komunikacyjne.

* * *

Z wydarzeń, które zapiszą się w historii jako Euromajdan, powinniśmy wyciągnąć co najmniej dwie lekcje. Po pierwsze, współczesne technologie komunikacji sieciowej (przede wszystkim internet) pełnią ważne funkcje społeczne, łącząc się w dzisiejszym świecie nierozerwalnie z prawem do swobodnego wyrażania własnych poglądów. Na szeroko pojmowanym Zachodzie debata o społecznym znaczeniu Internetu przeszła na wyższy poziom. Omawiamy kwestie redefinicji prywatności, ba, nawet zagrożenia dla demokracji płynące z przeniesienia do sieci coraz większych obszarów życia społecznego. Przykład Ukrainy po raz kolejny przypomina, jak ważny jest kontekst instytucjonalny. W przypadku, gdy formalnie demokratyczne państwo przestaje de facto reprezentować interesy znacznej części społeczeństwa, narzędzia komunikacyjne stają się kluczowe dla zabezpieczenia fundamentalnych praw obywatelskich.

Po drugie, przykład Ukrainy dobitnie pokazuje, jak nowe media mogą przyspieszać powstanie i rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Jednak nie jest to wniosek wyłącznie pozytywny. Jest to bowiem społeczeństwo znacząco różniące się jakościowo od znanych nam wzorów. Zbudzone efektem łatwości komunikacji i szybkości przepływu informacji, okazało się doskonale przystosowane do aktywnego protestu. Czy jednak będzie zdolne do głębszej strukturyzacji, formułowania celów, delegowania odpowiedzialności (wydaje się, że właśnie na tym w istocie ma polegać właściwy „reset” w państwie demokratycznym, gdzie naród jest jedynym źródłem władzy)? Biorąc pod uwagę głębokie podziały w ukraińskim społeczeństwie, nie jest to bynajmniej oczywiste. Pod tym względem sytuacja znacząco się różni od tej, która miała miejsce w Polsce w latach 1980-ch i do której często jest teraz porównywana przez ukraińskich komentatorów. Najbliższe miesiące niewątpliwie przyniosą wiele ciekawego materiału dla porównania i analizy.

Igor Lyubashenko

Fot.www.twitter.com/EuromaidanPR

[i] Według danych Centrum Razumkowa, http://www.razumkov.org.ua/

[ii] Według danych http://watcher.com.ua/

[iii] Olga Onuch, Social networks and social media in Ukrainian “Euromaidan” protests, http://www.washingtonpost.com/blogs/monkey-cage/wp/2014/01/02/social-networks-and-social-media-in-ukrainian-euromaidan-protests-2/

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 stycznia 2014