Limit 100 ml płynów w bagażu podręcznym już nie obowiązuje na niektórych lotniskach

Na niektórych lotniskach, które używają określonego typu skanera bezpieczeństwa, zostanie zniesiony limit 100 ml na płyny przewożone w bagażu podręcznym – poinformowała rzeczniczka KE Anna Kaisa Itkonen. Takich urządzeń jest w całej UE 700 w 21 państwach członkowskich.
Dlaczego zniesiono unijny limit 100 ml?
.Chodzi o nową generację skanerów bezpieczeństwa C3 na lotniskach z systemem wykrywania materiałów wybuchowych. Wykorzystują one technologię tomografii komputerowej do tworzenia szczegółowych obrazów 3D bagażu, co pozwala na skuteczniejsze wykrywanie przedmiotów zabronionych.
W związku z problemem technicznym, w ubiegłym roku Komisja Europejska wprowadziła tymczasowy zakaz używania nowych urządzeń. Ogłoszona we wtorek decyzja oznacza zielone światło dla określonego typu zaawansowanych skanerów.
Na lotniskach, które ich używają, pasażerowie nie będą musieli wyjmować płynów i laptopów z bagażu podczas kontroli bezpieczeństwa. Na tych lotniskach nie będzie też obowiązywać limit płynów do 100 ml w bagażu podręcznym.
Itkonen podkreśliła jednak, że zatwierdzenie dotyczy 700 urządzeń rozmieszczonych w 21 państwach członkowskich. – Nie oznacza to zatem, że teraz wszyscy pasażerowie w całej UE mogą zabierać ze sobą większe pojemniki z płynami – zaznaczyła.
Jak dodała, obowiązek poinformowania pasażerów o tym, czy korzystają z tej najnowszej technologii, czy też nie, będzie spoczywać na lotniskach.
Rzeczniczka KE powiedziała, że istnieją także inne typy tych nowych skanerów bezpieczeństwa, których ocenę dalej prowadzi Europejska Konfederacja Lotnictwa Cywilnego (ECAC). Po zakończeniu analizy szczegółów technicznych, ECAC przekaże swoją ocenę KE, która będzie mogła ostatecznie zatwierdzić użycie kolejnych urządzeń. – Proces, aby lotniska mogły uruchomić te zaawansowane skanery, jest więc kontynuowany – podkreśliła.
Nie żyjemy w najlepszym ze światów, ale w czasach najbardziej wygodnych
.Rozwój technologiczny wzrasta równomiernie ze wzrostem przypadków depresji i innych chorób cywilizacyjnych, w tym chorób serca, cukrzycy i nowotworów – mówi Beata PAWLIKOWSKA w rozmowie z Mateuszem M. KRAWCZYKIEM.
Mateusz M. KRAWCZYK: Na łamach „Wszystko co Najważniejsze” ukazał się tekst prof. Luca Ferry’ego pt. „Żyjemy w najlepszej epoce, w jakiej moglibyśmy się znaleźć”. To był rok 2019.
Beata Pawlikowska: A czy prof. Luc Ferry wspomniał, że za tę „najlepszą epokę” odpowiada przede wszystkim postęp technologiczny, od którego ludzie stali się uzależnieni?
– Nie wspomniał. Zakładam zatem, że nie zgadza się Pani z tezą prof. Ferry’ego?
– Na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Czy z punktu ludzkiej wygody i komfortu żyjemy w najlepszej epoce? Tak. Mamy bezpieczne domy. Możemy się w nich schronić przed zimnem i gorącem. Kiedy jesteśmy głodni, mamy łatwy dostęp do pożywienia w lodówce, sklepie czy barze. Przyzwyczailiśmy się do tego, że życie jest łatwe i nie wymaga wysiłku. W tym kontekście może się wydawać, że żyjemy w najlepszym ze światów.
– Co z człowiekiem robi taka wygoda?
– Nadmiar wygody sprawia, że człowiek przestaje się rozwijać. Nasza cywilizacja zaczęła rozwijać się w stronę zaspokajania przyjemności. Raczej nie zajmujemy się rozwojem osobistym czy duchowym. Sukces życiowy jest mierzony posiadanymi dobrami materialnymi oraz dostępem do przyjemności. Dążyliśmy do tego, żeby życie było łatwe, proste i tanie, i to jest przewodni motyw naszej cywilizacji. Ale to ma swoje konsekwencje. Ludzie przyzwyczajeni do wygody i unikania wysiłku przestają sobie radzić z rozwiązywaniem problemów. Rozwój technologiczny wzrasta równomiernie ze wzrostem przypadków depresji i innych chorób cywilizacyjnych, w tym chorób serca, cukrzycy i nowotworów. Moim zdaniem nie żyjemy w najlepszym możliwym świecie. Żyjemy w świecie najbardziej wygodnym.
– Kiedy słyszę, że nasz świat jest najlepszy, to zwykle pytam, kto to powiedział i gdzie ta osoba mieszka. W końcu trudno powiedzieć, że ofiary wojen żyją w najlepszym świecie z możliwych.
– Dokładnie. Czy matka dwójki dzieci, która chroni się w budynku bombardowanym przez rosyjską armię, może powiedzieć, że żyje w najlepszej epoce? Na pewno nie.
– Zatem zarówno pandemia COVID-19, jak i teraz wojna w Ukrainie przypomniała nam, że dotąd żyliśmy nie w najlepszej epoce, ale w świecie iluzji?
– Trzydzieści lat temu po raz pierwszy odwiedziłam Amerykę Południową i zamieszkałam razem z tamtejszą rdzenną ludnością w dżungli amazońskiej. Najpierw patrzyłam na nich z perspektywy osoby wychowanej w Europie i współczułam, że nie mają butów, telewizji, kawy, książek i innych rzeczy. Ale potem zaczęłam myśleć inaczej.
– Wygodniej jest nam żyć w tej nieprawdzie?
– Człowiek bardzo chętnie przyzwyczaja się do iluzji. Unikamy zmian i trudności, co jest zrozumiałe z punktu widzenia fizjologicznego. Najważniejszym zadaniem mózgu jest oszczędzanie energii. Wprowadzenie każdej zmiany jest bardzo energochłonne, instynktownie staramy się więc tego unikać. Podobnie jest z uzależnieniami. Świat podsuwa nam coraz to nowe substancje, które pomagają nam utrzymywać się w stanie błogiej nieświadomości i działają na mózg w taki sposób, że jest przekonany o niezbędności takiego działania. Dlatego tak trudno jest to zmienić.
– Co zmieniła pandemia COVID-19? Czy sprawiła, że przypomnieliśmy sobie o tym świecie poza Europą, czy raczej skłoni nas do wznoszenia jeszcze większych barier?
– Muszę panu powiedzieć, że od dawna wiedziałam, że coś takiego się zdarzy. Podczas podróży po świecie widziałam, jak ludzie traktują ziemię, zwierzęta i środowisko naturalne, i często myślałam, że to jest niegodne i że świat nie może się na to zgadzać. Czasem żartowałam, że lwy na sawannie już pewnie organizują się, żeby wywołać rewolucję. Na szczęście lwy tego nie zrobiły. Wystarczył niewidzialny wirus, wywołany zresztą działalnością człowieka.
– Zatem czeka nas moment refleksji?
– Obawiam się, że ludzie szybko zapominają o przykrych rzeczach. Pandemia przyniosła też kilka dobrych zmian. Choćby to, że wiele firm przestawiło się na pracę zdalną, i okazało się, że nie trzeba kontrolować pracowników w biurze, żeby pracowali efektywnie.
– Wojna na Ukrainie, wojna w Syrii, Etiopii. Czy zawsze świat był tak niebezpieczny, czy jednak żyjemy w przełomowych czasach?
– Zawsze tak było. Czekam na moment, kiedy jako ludzie obudzimy się i przestaniemy myśleć wyłącznie poprzez kryterium zysku. W końcu jakie jest inne źródło wojen niż strach przed utratą władzy, wpływów, pieniędzy? Strach prowadzi do przemocy i w konsekwencji do wojen. Być może dziwnie to zabrzmi, ale tę falę przemocy możemy zatrzymać tylko poprzez życzliwość i chęć czynienia dobra. Dlatego tak bardzo potrzebny jest nam rozwój nastawiony na wzbogacanie się duchowe.
– Świat, o którym rozmawiamy, to także świat przyjemności, związany z podróżowaniem, często komercyjnym, w którym próżno czasem szukać szacunku do innych miejsc i kultur. Czy jest szansa, żeby to się zmieniło?
– Sugeruje Pan, że świat staje się coraz bardziej niebezpieczny i że lęk przed podróżowaniem może nas nauczyć szacunku? Czy taka panuje opinia?
– Wydaje mi się, że tak.
– To wspaniale! Być może tego właśnie trzeba, żeby ludzie przestali deptać i niszczyć wszystkie miejsca na ziemi. Tam, gdzie docierają turyści, zawsze pojawią się też osoby, które chcą zarobić na nich pieniądze. Wycina się lasy, buduje hotele. Z czasem skarby przyrody stają się turystyczną oazą pełną hoteli, basenów i restauracji. Więc tak, to dobrze, że ludzie zaczynają odczuwać lęk przed podróżowaniem. Świat jest niebezpieczny. Być może lepszym wyborem jest podróż do Słowińskiego Parku Narodowego i chodzenie po wytyczonych ścieżkach niż odwiedzanie odległych krajów, którym nie okazujemy należytego szacunku.
– Być może jedynym sposobem, żeby moment refleksji faktycznie nastał, jest to, żeby w Europie przyjąć styl życia, który znamy z globalnego Południa? Wyobraża to sobie Pani?
– Nie. Jesteśmy zbyt przyzwyczajeni do wygody. Taka refleksja może nastąpić tylko wtedy, gdy to, co mamy, zostanie nam odebrane. Człowiek, który zaczął oglądać telewizję, z własnej woli raczej nie będzie chciał przestać. Kiedy mamy łatwy dostęp do alkoholu, cukru i narkotyków, to nie będziemy chcieli z nich zrezygnować. Uzależnienie jest silniejsze od siły woli.
– Co z lekcją empatii?
– Najlepszym sposobem na naukę empatii jest czytanie książek. Czytam teraz opowiadania Jacka Londona i jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak opisuje życie poszukiwaczy złota na Dalekiej Północy pod koniec XIX wieku. Mieszkali w drewnianych chatach, jedli posiłki z cynowych naczyń, a za oświetlenie służyła im jedynie łojowa świeczka. To wielka lekcja pokory, empatii i wiedzy o świecie. Nie doświadczysz tego podczas wycieczki do meksykańskiego kurortu.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/beata-pawlikowska-nie-zyjemy-w-najlepszym-ze-swiatow-ale-w-czasach-najbardziej-wygodnych
PAP/MB