Upadek francuskiego rządu. François Bayrou przegrał wotum zaufania. Co dalej?

Francuski rząd upadł w poniedziałek 8 września 2025 roku, po porażce wotum zaufania, o które premier François Bayrou sam poprosił. Prezydent Emmanuel Macron może teraz albo powołać nowego premiera, albo rozwiązać Zgromadzenie Narodowe i rozpisać przyspieszone wybory parlamentarne.
Upadek francuskiego rządu
Nie było ani niespodzianki, ani cudu. Lewica i prawica zagłosowały przeciwko wotum zaufania dla premiera Françoisa Bayrou – dokładnie tak, jak zapowiadały to od wielu dni. Nawet część posłów centrowych nie pospieszyła ratować premiera Bayrou.
To pierwszy raz w historii V Republiki, gdy szef rządu zostaje usunięty ze stanowiska po rozpisaniu wotum zaufania.
Żadna polityczna logika nie stała za decyzja premiera Françoisa Bayrou o poddaniu się wotum zaufania. Było oczywiste, że partie opozycyjne (większościowe we francuskim parlamencie) nie udzielą mu go. Co więc skłoniło François Bayrou, szóstego premiera za kadencji prezydenta Emmanuela Macrona, do popełnienia takiego samobójstwa? Prawdopodobnie zderzenie się z twardą rzeczywistością: finanse publiczne Republiki Francuskiej są w opłakanym stanie i nie jest możliwe wypracowanie zrównoważonego budżetu na 2026 rok. Lepiej zatem od razu się poddać i postawić prezydenta Macrona przed odpowiedzialnością za ten stan rzeczy.
.W trakcie debaty przed glosowaniem, premier François Bayrou wytłumaczył swoje stanowisko. Stwierdził, że próbował podjąć historyczne decyzje dla kraju, aby poprawić los kraju na płaszczyźnie gospodarczej, finansowej, socjalnej, demograficznej, imigracyjnej, bezpieczeństwa. Zaakcentował „mówienie prawdy” o sytuacji budżetowej Francji. Politycy partii opozycyjnych także wyrazili powody odmowy udzielenia zaufania premierowi. Boris Vallaud, lider Socjalistów, ostro skrytykował premiera Bayrou i ogłosił jednocześnie gotowość do rządzenia przez Socjalistów Francją.
Mathilde Panot, przewodnicząca klubu parlamentarnego radykalnie lewicowej La France Insoumise (Francja Niepokorna Jean-Luca Mélenchona) przypomniała, że jej ugrupowanie wnioskowało o upadek rządu Françoisa Bayrou od samego początku jego powołania, w grudniu 2024 roku. Zaapelowała także o dymisję prezydenta Emmanuela Macrona. Eric Ciotti, szef prawicowego UDR (sojusznik RN Marine le Pen) oskarżył Françoisa Bayrou i Emmanuela Macron o zwiększenie imigracji, torpedowanie francuskiej energii jądrowej i uległości wobec islamistów. Marine le Pen, z kolei podkreśliła, że Francja potrzebuje zmiany władzy.
Co dalej z Francją?
Teraz prezydent Emmanuel Macron stoi przed trudnym wyborem. Może, owszem, powołać nowego premiera, ale kto byłby wystarczająco odważny, aby podjąć się zadania, bez gwarancji przetrwania dłużej, niż kilka miesięcy na tym stanowisku?
Emmanuel Macron może także ponownie rozwiązać Zgromadzenie Narodowe, tak jak zrobił to, całkiem niepotrzebnie, w czerwcu 2024 roku, po druzgocącej porażce w wyborach europejskich. Jeżeli dokonał tego kroku gdy sytuacje tego nie wymagała, to czemu miałby go nie dokonać ponownie gdy sytuacja tym razem tego wymaga?
Francuzi są podzieleni, ale jednak woleliby nowe wybory (56% Francuzów jest za rozwiązaniem parlamentu, według sondażu, który opisaliśmy na portalu „Wszystko co Najwazniejsze”). Wynik wyborów stanowi znak zapytania, ale według badań Rassemblement National (partia Marine le Pen, prawica) i lewica (albo w postaci Nowego Frontu Ludowego, albo oddzielnie) powinny uzyskać więcej mandatów, kosztem bloku centrowego, po którym prawie nic by nie pozostało. Jak rządzić w takich warunkach?
Nowe wybory?
Najwazniejsze pytanie pozostaje jednak jeszcze inne: Jakie rozwiązanie jest najlepsze dla Francji? Przedstawiciele ideowej prawicy (Eric Zemmour, Philippe de Villiers…) twierdzą, że tylko wybory prezydenckie mogą nadać kraju nowy tlen, nowy rozmach, bo są najważniejszymi wyborami w politycznym kalendarzu V Republiki. Ani nowy premier, ani nowe wybory parlamentarne nie będą w stanie „wyciągnąć” Francję z głębokiego kryzysu który doświadcza.
Czy Emmanuel Macron będzie miał odwagę odstąpić? Na to się raczej nie zanosi. Polityk ten ma ambicje i silne ego. Chciałby zostać szefem Europy. Dymisja z urzędu prezydenckiego brzmiałaby jak przyznanie się do porażki i do odpowiedzialności za katastrofalna sytuacje kraju. W tych okolicznościach, rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego wydaje się być absolutnym minimum.
Nathaniel Garstecka