Przyjęcie nowego budżetu i przyszłość Nowej Kaledonii to priorytety dla Francji [Sebastien LECORNU]

Premier Francji Sebastien Lecornu, który prowadzi rozmowy ostatniej szansy na temat powołania rządu, zaproponował, by w negocjacjach z partiami politycznymi skupić się na budżecie i przyszłości zamorskiego terytorium Francji, Nowej Kaledonii – podała w dniu 7 października 2025 r. w komunikacie kancelaria premiera Francji.
Przyjęcie nowego budżetu i przyszłość Nowej Kaledonii – priorytety dla Francji
.Sebastien Lecornu „zaproponował, by dyskusje koncentrowały się na dwóch priorytetach: przyjęciu budżetu (na 2026 rok) i przyszłości Nowej Kaledonii” – głosi komunikat po spotkaniu premiera z partiami centrowymi, czyli z obozem politycznym prezydenta Emmanuela Macrona. W spotkaniu uczestniczyli też szefowie obu izb parlamentu. Następne rozmowy z partiami politycznymi odbędą się we wtorek po południu i w środę.
Rano w dniu 7 października 2025 r. Sebastien Lecornu podał się do dymisji. Następnie Macron powierzył mu misję rozmów, których celem jest „zdefiniowanie płaszczyzny na rzecz działań i stabilności dla kraju”. Na te rozmowy „ostatniej szansy” Sebastien Lecornu ma czas do środy wieczór.
Lewica przeciwko premierowi Sebastienowi Lecornu
.Własne spotkania przeprowadza też opozycja. Rano w dniu 7 października 2025 r. spotkała się także część lewicy, w tym skrajnie lewicowa Francja Nieujarzmiona (LFI) i partia Ekolodzy. Po spotkaniu partie te oświadczyły, że będą przeciwne „każdemu rządowi, który wpisywałby się w kontynuację polityki macronowskiej” i zapowiedziały kolejne rozmowy w środę.
Do ich rozmów nie przyłączyła się Partia Socjalistyczna (PS), czyli umiarkowana lewica. Właśnie na jej poparcie liczył w ostatnich tygodniach Sebastien Lecornu, jednak w bardzo ograniczonym stopniu wyszedł naprzeciw żądaniom PS w sprawach socjalnych.
Polska – Francja. Wielkie, acz jednostronne zakochanie
.Na początku Polacy uwielbiali wszystko, co francuskie, do pierwszych rozczarowań i zdrad. Aż po płomiennym uczuciu pozostała podszyta żalem obojętność – pisze Andrzej KRAJEWSKI w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze’ tekście „Polska – Francja. Wielkie, acz jednostronne zakochanie”.
Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy – podkreśla „Mazurek Dąbrowskiego”. Nawet w pieśni, którą wyniesiono w II RP do rangi hymnu państwowego, można doszukać się podziwu dla Francji. Zachwyt wobec jej wspaniałości rozkwitł nad Wisłą co najmniej dwa stulecia przed tym, jak Józef Wybicki chwycił za pióro. Polaków uwodziły francuska moda oraz kultura. Rzeczą nie do pomyślenia było, żeby osoba wykształcona nie potrafiła posługiwać się mową Moliera i Woltera. Gdy zaś ziemie Rzeczypospolitej podzielili między siebie zaborcy, to we Francuzach widziano przyszłych wyzwolicieli.
Polacy pokochali Bonapartego, bo ofiarował im nadzieję na odzyskanie państwa. Zbiorową wyobraźnię urzekały jego triumfy, zwłaszcza gdy przynosiły chwałę także polskiemu orężowi. Romantyczny mit cesarza Francuzów, który pragnął wskrzeszenia Polski, na wiele pokoleń zakorzenił się w pamięci wraz z poczuciem wdzięczności. Umocniły ją czasy Wielkiej Emigracji, gdy po upadku powstania listopadowego w Paryżu znalazła schronienie polska elita polityczna i kulturalna. Nie przypadkiem właśnie tam książę Adam Czartoryski wykupił Hotel Lambert, by zmienić go w centralę wszystkich spisków wymierzonych w państwa zaborcze. Nad Sekwaną swe dzieła tworzyli Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Chopin. Polska kultura z czasów romantyzmu do głębi przesiąkła kulturą francuską. Jednocześnie ówczesna Francja stała się dla Polaków symbolem: dostatku, potęgi, światowości, a pod koniec XIX w. także wolności.
Bezkrytyczny zachwyt mieszał się z poczuciem niższości wobec tak wspaniałego kraju. Umocnił się on pod koniec I wojny światowej, gdy 4 czerwca 1917 r. prezydent Raymond Poincaré podpisał dekret o utworzeniu Armii Polskiej we Francji. Towarzyszyło temu powstanie pod egidą Romana Dmowskiego Komitetu Narodowego Polskiego, który za swą emigracyjną siedzibę obrał Paryż. Dzięki francuskim władzom sformowano liczącą 70 tys. żołnierzy, znakomicie uzbrojoną Błękitną Armię, dowodzoną przez gen. Józefa Hallera. Przerzucona do kraju późną wiosną 1919 r. okazała się bezcennym atutem podczas wojny z bolszewicką Rosją. Na konferencji pokojowej w Wersalu, dzięki protekcji Francji, Rzeczpospolita otrzymała część Pomorza Gdańskiego, a po sukcesach powstania wielkopolskiego twarda postawa marszałka Ferdinanda Focha wstrzymała niemiecką kontrofensywę. Wreszcie to Paryż zadbał, by po przegranym przez Polaków plebiscycie na Górnym Śląsku nie podzielono całego regionu wedle planu premiera Davida Lloyda George’a. Wówczas w granicach II RP pozostałby skrawek ziem bez kluczowych fabryk i kopalń. Tymczasem za sprawą III powstania śląskiego oraz poparcia francuskiego rządu międzynarodowa komisja rozjemcza podzieliła prowincję tak, że wprawdzie 70 proc. spornego terytorium przypadło Republice Weimarskiej, lecz to na pozostałej części znajdowały się najważniejsze zakłady przemysłowe. Dla odbudowującej się z wojennych zniszczeń Polski ich znaczenie było nie do przecenienia.
„Nasz sojusz z Francją, tak bardzo ważny i wprost nieodzowny, był do maja 1926 r. długiem pasmem upokorzeń. Francja patrzała na nas gorzej niż na ubogiego krewnego, prawie jak na przybłędę” – skarżył się na łamach wydanej w 1935 r. książki „Idea Polski” Władysław Grabski. „Sam się o tem gorzko przekonałem w 1920 r. wtedy, gdy w Spa zwróciłem się o pomoc wojskową i dyplomatyczną” – dodawał.
Konferencja w Spa, podczas której Lloyd George zmusił premiera Grabskiego do zgody na oddanie bolszewickiej Rosji ziem na wschód od rzeki Bug, była pierwszym momentem, gdy postawa Francji rozczarowała. W Spa premier Alexandre Millerand „umył ręce”, godząc się na plan Londynu. Szczęściem dla Polaków o przyszłości zdecydowała nie konferencja, lecz bitwa na przedpolach Warszawy. W tym decydującym momencie, poza przekazanym przez Francję uzbrojeniem i hallerczykami, równie bezcenne okazało się wsparcie działającej w Polsce od 1919 r. Francuskiej Misji Wojskowej. Tworzących ją 400 oficerów intensywnie szkoliło kadry dowódcze polskiej armii. Wśród nich wielkim zaangażowaniem wyróżniał się kapitan Charles de Gaulle. Natomiast szef Misji, gen. Maxime Weygand, uczestniczył w pracach polskiego Sztabu Generalnego. Po bitwie warszawskiej to właśnie jemu endecka prasa przypisywała zaplanowanie zwycięskiej kontrofensywy. Sam Weygand konsekwentnie temu zaprzeczał. „Wyzyskanie powodzenia było prowadzone mistrzowską ręką, diabelskim rozpędem i z namiętną energią przez marszałka Piłsudskiego” – pisał we wspomnieniowym eseju opublikowanym 15 marca 1957 r. na łamach „Revue des Deux Mondes”. Odparcie bolszewickiego najazdu zbiegło się z apogeum miłości do Francji. Wówczas to do panteonu polskich bohaterów narodowych oprócz Napoleona dołączono też premiera Georges’a Clemenceau, marszałka Ferdinanda Focha i oczywiście gen. Weyganda.
Narzekania Władysława Grabskiego nie wzięły się z niczego. Symptomy protekcjonalnego traktowania Polski odczuto w lutym 1921 r., gdy do Paryża pojechał Piłsudski. Okazane mu lekceważenie dałoby się przełknąć, gdyby towarzyszyło mu zawarcie równoprawnego sojuszu. Tymczasem Francja chciała maksymalnych korzyści gospodarczych w zamian za mało wiążące obietnice.
Podpisana wówczas konwencja wojskowa gwarantowała II RP pomoc militarną, gdyby atak przeprowadzony został „z terytorium Niemiec”. Natomiast o wsparciu w wypadku najazdu bolszewickiej Rosji nie było mowy. Na dokładkę strona polska zobowiązywała się konsultować z francuskim rządem swe posunięcia względem państw Europy Środkowej oraz otworzyć na francuskie inwestycje, co przyniosło całą serię afer. Biznesmeni znad Sekwany zachowywali się w Polsce jak w kraju kolonialnym. Inwestycja koncernu Schneider et Cie w starą fabrykę amunicji w Starachowicach zakończyła się tym, że żadna nowa nie powstała. Natomiast szef korporacji Eugène II Schneider próbował zmusić polskie Ministerstwo Spraw Wojskowych do zakupu uzbrojenia od czeskiego koncernu „Škoda”, którego był współudziałowcem. Z kolei szefostwo spółki „Frankopol” uzyskało od rządu w Warszawie zamówienie na zbudowanie zakładów lotniczych i wyprodukowanie 500 samolotów. Nie powstało ani jedno, ani drugie, natomiast 700 tys. złotych i 5 mln franków rządowej zaliczki rozpłynęło się w powietrzu. Na symbol francuskich inwestycji wyrósł Marcel Boussac, gdy doprowadził do upadku wielkie zakłady włókiennicze w Żyrardowie, niedługo po ich przejęciu. Z drugiej strony dzięki francuskim kredytom i inwestorom powstał port w Gdyni oraz łącząca go z Górnym Śląskiem magistrala węglowa. Również kontakty na niwie politycznej rozmijały się z polskimi oczekiwaniami.
.W połowie 1924 r. poseł polski w Berlinie Kazimierz Olszowski otrzymał informację, że Paryż i Berlin negocjują możliwe zmiany przebiegu granic. Wkrótce Republika Weimarska wszczęła wojnę celną, mającą doprowadzić Polskę do bankructwa. Po czym w październiku 1925 r. na konferencji w Locarno mocarstwa alianckie w pakcie reńskim uznały nowy bieg zachodniej granicy Niemiec. Natomiast kwestię ich wschodniej granicy pozostawiono otwartą. Kiedy trwała konferencja, polski minister spraw zagranicznych Aleksander Skrzyński na próżno domagał się, by wpuszczono go do sali obrad.
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/andrzej-krajewski-relacje-polski-z-francja-przypominaja-wielkie-acz-jednostronne-zakochanie/
PAP/ Anna Wróbel/MJ