Andrzej KRAJEWSKI: Polska - Francja. Wielkie, acz jednostronne zakochanie

Polska - Francja. Wielkie, acz jednostronne zakochanie

Photo of Andrzej KRAJEWSKI

Andrzej KRAJEWSKI

Historyk i publicysta związany z „Dziennikiem Gazetą Prawną”. W latach 2011-2015 doradca prezesa IPN. Autor książek: „Między współpracą a oporem. Twórcy kultury wobec systemu politycznego PRL”, „Największe wpadki tajnych służb” oraz „Jak wykuwały się fortuny”.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Na początku Polacy uwielbiali wszystko, co francuskie, do pierwszych rozczarowań i zdrad. Aż po płomiennym uczuciu pozostała podszyta żalem obojętność – pisze Andrzej KRAJEWSKI

Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy – podkreśla „Mazurek Dąbrowskiego”. Nawet w pieśni, którą wyniesiono w II RP do rangi hymnu państwowego, można doszukać się podziwu dla Francji. Zachwyt wobec jej wspaniałości rozkwitł nad Wisłą co najmniej dwa stulecia przed tym, jak Józef Wybicki chwycił za pióro. Polaków uwodziły francuska moda oraz kultura. Rzeczą nie do pomyślenia było, żeby osoba wykształcona nie potrafiła posługiwać się mową Moliera i Woltera. Gdy zaś ziemie Rzeczypospolitej podzielili między siebie zaborcy, to we Francuzach widziano przyszłych wyzwolicieli.

„Napoleon przekraczający przełęcz Świętego Bernarda w 1800 roku”, Jacques-Louis David, 1800-1801, w zbiorach Zamku w Malmaison.

Zbawcy Polski

.Polacy pokochali Bonapartego, bo ofiarował im nadzieję na odzyskanie państwa. Zbiorową wyobraźnię urzekały jego triumfy, zwłaszcza gdy przynosiły chwałę także polskiemu orężowi. Romantyczny mit cesarza Francuzów, który pragnął wskrzeszenia Polski, na wiele pokoleń zakorzenił się w pamięci wraz z poczuciem wdzięczności. Umocniły ją czasy Wielkiej Emigracji, gdy po upadku powstania listopadowego w Paryżu znalazła schronienie polska elita polityczna i kulturalna. Nie przypadkiem właśnie tam książę Adam Czartoryski wykupił Hotel Lambert, by zmienić go w centralę wszystkich spisków wymierzonych w państwa zaborcze. Nad Sekwaną swe dzieła tworzyli Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Chopin. Polska kultura z czasów romantyzmu do głębi przesiąkła kulturą francuską. Jednocześnie ówczesna Francja stała się dla Polaków symbolem: dostatku, potęgi, światowości, a pod koniec XIX w. także wolności.

Bezkrytyczny zachwyt mieszał się z poczuciem niższości wobec tak wspaniałego kraju. Umocnił się on pod koniec I wojny światowej, gdy 4 czerwca 1917 r. prezydent Raymond Poincaré podpisał dekret o utworzeniu Armii Polskiej we Francji. Towarzyszyło temu powstanie pod egidą Romana Dmowskiego Komitetu Narodowego Polskiego, który za swą emigracyjną siedzibę obrał Paryż. Dzięki francuskim władzom sformowano liczącą 70 tys. żołnierzy, znakomicie uzbrojoną Błękitną Armię, dowodzoną przez gen. Józefa Hallera. Przerzucona do kraju późną wiosną 1919 r. okazała się bezcennym atutem podczas wojny z bolszewicką Rosją. Na konferencji pokojowej w Wersalu, dzięki protekcji Francji, Rzeczpospolita otrzymała część Pomorza Gdańskiego, a po sukcesach powstania wielkopolskiego twarda postawa marszałka Ferdinanda Focha wstrzymała niemiecką kontrofensywę. Wreszcie to Paryż zadbał, by po przegranym przez Polaków plebiscycie na Górnym Śląsku nie podzielono całego regionu wedle planu premiera Davida Lloyda George’a. Wówczas w granicach II RP pozostałby skrawek ziem bez kluczowych fabryk i kopalń. Tymczasem za sprawą III powstania śląskiego oraz poparcia francuskiego rządu międzynarodowa komisja rozjemcza podzieliła prowincję tak, że wprawdzie 70 proc. spornego terytorium przypadło Republice Weimarskiej, lecz to na pozostałej części znajdowały się najważniejsze zakłady przemysłowe. Dla odbudowującej się z wojennych zniszczeń Polski ich znaczenie było nie do przecenienia.

Pomnik Fryderyka Chopina przygotowany w Paryżu do transportu do Polski. Agence Meurisse, 1926.

Wdzięczni, ale zaniepokojeni

.„Nasz sojusz z Francją, tak bardzo ważny i wprost nieodzowny, był do maja 1926 r. długiem pasmem upokorzeń. Francja patrzała na nas gorzej niż na ubogiego krewnego, prawie jak na przybłędę” – skarżył się na łamach wydanej w 1935 r. książki „Idea Polski” Władysław Grabski. „Sam się o tem gorzko przekonałem w 1920 r. wtedy, gdy w Spa zwróciłem się o pomoc wojskową i dyplomatyczną” – dodawał.

Konferencja w Spa, podczas której Lloyd George zmusił premiera Grabskiego do zgody na oddanie bolszewickiej Rosji ziem na wschód od rzeki Bug, była pierwszym momentem, gdy postawa Francji rozczarowała. W Spa premier Alexandre Millerand „umył ręce”, godząc się na plan Londynu. Szczęściem dla Polaków o przyszłości zdecydowała nie konferencja, lecz bitwa na przedpolach Warszawy. W tym decydującym momencie, poza przekazanym przez Francję uzbrojeniem i hallerczykami, równie bezcenne okazało się wsparcie działającej w Polsce od 1919 r. Francuskiej Misji Wojskowej. Tworzących ją 400 oficerów intensywnie szkoliło kadry dowódcze polskiej armii. Wśród nich wielkim zaangażowaniem wyróżniał się kapitan Charles de Gaulle. Natomiast szef Misji, gen. Maxime Weygand, uczestniczył w pracach polskiego Sztabu Generalnego. Po bitwie warszawskiej to właśnie jemu endecka prasa przypisywała zaplanowanie zwycięskiej kontrofensywy. Sam Weygand konsekwentnie temu zaprzeczał. „Wyzyskanie powodzenia było prowadzone mistrzowską ręką, diabelskim rozpędem i z namiętną energią przez marszałka Piłsudskiego” – pisał we wspomnieniowym eseju opublikowanym 15 marca 1957 r. na łamach „Revue des Deux Mondes”. Odparcie bolszewickiego najazdu zbiegło się z apogeum miłości do Francji. Wówczas to do panteonu polskich bohaterów narodowych oprócz Napoleona dołączono też premiera Georges’a Clemenceau, marszałka Ferdinanda Focha i oczywiście gen. Weyganda.

Pamiątkowa seria znaczków z inicjatywy Ambasadora RP w Paryżu Tomasza Młynarskiego, kwiecień 2019 r.

Coraz bardziej zawiedzeni

.Narzekania Władysława Grabskiego nie wzięły się z niczego. Symptomy protekcjonalnego traktowania Polski odczuto w lutym 1921 r., gdy do Paryża pojechał Piłsudski. Okazane mu lekceważenie dałoby się przełknąć, gdyby towarzyszyło mu zawarcie równoprawnego sojuszu. Tymczasem Francja chciała maksymalnych korzyści gospodarczych w zamian za mało wiążące obietnice.

Podpisana wówczas konwencja wojskowa gwarantowała II RP pomoc militarną, gdyby atak przeprowadzony został „z terytorium Niemiec”. Natomiast o wsparciu w wypadku najazdu bolszewickiej Rosji nie było mowy. Na dokładkę strona polska zobowiązywała się konsultować z francuskim rządem swe posunięcia względem państw Europy Środkowej oraz otworzyć na francuskie inwestycje, co przyniosło całą serię afer. Biznesmeni znad Sekwany zachowywali się w Polsce jak w kraju kolonialnym. Inwestycja koncernu Schneider et Cie w starą fabrykę amunicji w Starachowicach zakończyła się tym, że żadna nowa nie powstała. Natomiast szef korporacji Eugène II Schneider próbował zmusić polskie Ministerstwo Spraw Wojskowych do zakupu uzbrojenia od czeskiego koncernu „Škoda”, którego był współudziałowcem. Z kolei szefostwo spółki „Frankopol” uzyskało od rządu w Warszawie zamówienie na zbudowanie zakładów lotniczych i wyprodukowanie 500 samolotów. Nie powstało ani jedno, ani drugie, natomiast 700 tys. złotych i 5 mln franków rządowej zaliczki rozpłynęło się w powietrzu. Na symbol francuskich inwestycji wyrósł Marcel Boussac, gdy doprowadził do upadku wielkie zakłady włókiennicze w Żyrardowie, niedługo po ich przejęciu. Z drugiej strony dzięki francuskim kredytom i inwestorom powstał port w Gdyni oraz łącząca go z Górnym Śląskiem magistrala węglowa. Również kontakty na niwie politycznej rozmijały się z polskimi oczekiwaniami.

W połowie 1924 r. poseł polski w Berlinie Kazimierz Olszowski otrzymał informację, że Paryż i Berlin negocjują możliwe zmiany przebiegu granic. Wkrótce Republika Weimarska wszczęła wojnę celną, mającą doprowadzić Polskę do bankructwa. Po czym w październiku 1925 r. na konferencji w Locarno mocarstwa alianckie w pakcie reńskim uznały nowy bieg zachodniej granicy Niemiec. Natomiast kwestię ich wschodniej granicy pozostawiono otwartą. Kiedy trwała konferencja, polski minister spraw zagranicznych Aleksander Skrzyński na próżno domagał się, by wpuszczono go do sali obrad.

Marszałek Foch i Madame Foch wracają z Warszawy. Gare de l’Est. Agence Meurisse, 1923.

Zdystansowani

.Po przewrocie majowym w 1926 r. Józef Piłsudski stopniowo dystansował się od Paryża, wybierając poprawę relacji z Niemcami oraz ZSRR.

Strategia balansowania między obu mocarstwami pozwalała Polsce uniezależnić się od III Republiki. Ambasador francuski w Warszawie Jules Laroche w 1932 r. ostrzegał Paryż, że Piłsudski „chce utrzymać sojusz z Francją, gdyż nie może go zastąpić, ale wykonuje go bez entuzjazmu, a nawet sceptycznie”. Słowa te potwierdzała likwidacja Francuskiej Misji Wojskowej, by uciąć jej wpływ na korpus oficerski, oraz mianowanie ministrem spraw zagranicznych płk. Józefa Becka. „Nie znosił protekcyjnego stosunku do Polski, nie chciał, by traktowano Polskę jako narzędzie polityki francuskiej” – zanotował jego podwładny w MSZ Jan Meysztowicz.

Przez kolejne lata relacje na linii Warszawa – Paryż mogły się kojarzyć z syberyjską zimą. „Francuzi nabrali przyzwyczajenia, by mieć nieustannie do nas o coś pretensję. Gdy mieliśmy złe stosunki z Rosją i z Niemcami, ubolewali, że to my jesteśmy główną zaporą i przeszkodą dla pokoju europejskiego, i gotowi byli się porozumiewać z Niemcami poza nami. Gdy porozumieliśmy się z Rosją, we Francji obrażono się jak gdyby na nas, że zrobiliśmy to sami, bez Francji. Gdy zawarliśmy porozumienie z Niemcami, zaczęto podejrzewać nas we Francji o ukrytą zdradę” – biadał w połowie dekady Władysław Grabski.

Ochłodzenie jednak przemijało za sprawą agresywnej polityki Adolfa Hitlera. Jesienią 1938 r. w Paryżu zaczęto panikować, bo gdy w Monachium Wielka Brytania i Francja dały III Rzeszy zgodę na rozbiór Czechosłowacji, za cichym przyzwoleniem Hitlera Polska anektowała Zaolzie. Francuski rząd zmroziła myśl, że Warszawa przyjmie ofertę przystąpienia do paktu antykominternowskiego.

Groźba odwrócenia sojuszy zaowocowała radykalną zmianą francuskiej polityki. II RP znów mogła liczyć na kredyty zbrojeniowe, dostawy broni, gwarancję wspólnych działań przeciw Berlinowi. „Francja chce, byśmy zaangażowali się przeciwko Niemcom, podczas gdy ona sama pozostałaby na uboczu” – ostrzegał w 1938 r. w raporcie wysłanym z Paryża ambasador Juliusz Łukasiewicz. Kierujący polską polityką zagraniczną po śmierci Piłsudskiego płk Beck nie ufał Francuzom, jednak odrzucał oferty Hitlera. Zresztą sojuszu z Niemcami prawie nikt w Polsce nie chciał. Tymczasem Führer nie zamierzał porzucić swych zaborczych planów i wojna stawała się nieunikniona.

Gen. Maurice Gamelin wracający z Warszawy, witany przez attache ambasady polskiej w Paryżu, Stefana Frankowskiego. Agence Meurisse, 1936.

Od żalu do zobojętnienia

.Rachunek polskich pretensji za rok 1939 r. prezentuje się pokaźnie. Francja wraz z Wielką Brytanią 3 września 1939 r. wypowiedziały wojnę III Rzeszy, lecz dziewięć dni później, na tajnej konferencji w Abbeville, zapadła decyzja o odwołaniu ofensywy na froncie zachodnim. Oczekiwana przez Polaków odsiecz nie nadeszła. Natomiast w Paryżu postanowiono skorzystać z okazji, że cały polski rząd oraz prezydent Mościcki ewakuowali się do Rumunii, po tym jak 17 września najechał na Rzeczpospolitą również Związek Radziecki.

Na prośbę francuskiego MSZ władze Rumunii internowały całą sanacyjną elitę. Dzięki temu rząd Édouarda Daladiera mógł zablokować przekazanie urzędu prezydenta II RP zbyt niezależnemu gen Bolesławowi Wieniawie-Długoszowskiemu. Zastąpiono go ugodowym Władysławem Raczkiewiczem, a na premiera wykreowano gen. Władysława Sikorskiego, najbardziej profrancuskiego z przedwojennych polityków, do tego jeszcze uwikłanego w konszachty z wywiadem wojskowym III Republiki. Ale dzięki temu bez problemu zaczął funkcjonować Rząd Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, rezydujący w Paryżu. Natychmiast też przystąpiono do formowania na terenie Francji polskich sił zbrojnych.

Zapewne gdyby wojna potoczyła się inaczej i zatriumfowałyby siły francusko-brytyjskie, niosąc Polakom niepodległość, wszystkie żale poszłyby w niepamięć. Jednak Francja poniosła klęskę, która zdruzgotała wiarę w jej mocarstwowość. Od tego momentu polski zachwyt dla niej mocno przygasł. Natomiast bliskie kontakty przecięła po II wojnie światowej żelazna kurtyna.

Wizyta Charlesa de Gaulle’a w Polsce. Katowice, 1969.

.Przyjazne uczucia błyskawicznie rozkwitały, gdy była tylko ku temu okazja. Znakomicie stało się to widoczne podczas tygodniowej wizyty w PRL prezydenta Charles’a de Gaulle’a we wrześniu 1967 r. Zwykli Polacy wszędzie, gdzie tylko się pojawił, urządzali mu owację. Również fakt, że rządzący PRL w latach 70. I sekretarz KC Edward Gierek przez wiele lat mieszkał we Francji, okazywał się jego atutem w oczach obywateli. On sam wielokrotnie okazywał sentyment do kraju swej młodości. Starał się też utrzymywać bardzo przyjazne relacje z prezydentami Georges’em Pompidou, a następnie Valérym Giscardem d’Estaing.

Przy tej okazji rozkwitła współpraca gospodarcza. PRL kupował w hurtowych ilościach francuskie licencje, a firmy znad Sekwany dostarczały urządzenia przemysłowe do kluczowych inwestycji tamtego czasu, m.in. Huty Katowice. Zbliżenie ucięło odsunięcie od władzy Gierka. W ekipie Wojciecha Jaruzelskiego nie było nikogo żywiącego dla V Republiki cieplejsze uczucia. Tym bardziej że w latach 80. kojarzyła się z krajem dającym schronienie emigrantom politycznym na czele z Jerzym Giedroyciem i redagowaną przez niego paryską „Kulturą”. To zdawało się znakomitym kapitałem na przyszłość, gdy upadł komunizm i Polska po 1989 r. odzyskała suwerenność.

Jednak idea, by Polska wraz z Francją i Niemcami w ramach tzw. Trójkąta Weimarskiego była osią konsolidowania Unii Europejskiej, pozostała w sferze teorii. Natomiast w praktyce pamięta się, że gdy polski rząd zaczął wspierać stanowisko USA wobec Iraku, prezydent Francji Jacques Chirac protekcjonalnie skarcił Warszawę słowami: „Stracili dobrą okazję do milczenia”. Zaledwie kilka lat później, w 2008 r., mocno zaiskrzyło między prezydentem Lechem Kaczyńskim a Nicolasem Sarkozym, zarówno przy okazji ratyfikacji traktatu lizbońskiego, jak i najazdu Rosji na Gruzję. Choć relacje między obu państwami nie były tak złe, jak ma to miejsce obecnie z racji protekcjonistycznej polityki gospodarczej prezydenta Emmanuela Macrona.

.Chłodnym kontaktom politycznym towarzyszy zobojętnienie Polaków na wszystko, co było niegdyś w kraju nad Sekwaną takie pociągające. Francuskie nowe idee, kultura, język interesują w III RP wąskie, elitarne grona. Blask starej republiki mocno przyblakł w oczach większości Polaków. Częściej dostrzegane są arogancja i protekcjonalny ton, które nie zachwycają, lecz w najlepszym razie irytują. Stara miłość zawsze może odżyć, ale w przypadku odgrzewanych uczuć trzeba bardzo dużo dobrej woli obu stron.

Andrzej Krajewski
Tekst pierwotnie ukazał się w nr 15 miesięcznika idei „Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 30 listopada 2019