Piotr BARON: Francja-elegancja, jazz

Francja-elegancja, jazz

Photo of Piotr BARON

Piotr BARON

Muzyk jazzowy. Współpracował z najwybitniejszymi artystami z Polski, Europy i USA. Nagrał dziewięć płyt autorskich. Nominowany do nagrody "Fryderyk" jako muzyk roku w 2000, 2004 i 2009. Recenzent i publicysta, autor kilkunastu publikacji naukowych. Od grudnia 2015 do sierpnia 2018 pracował w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego jako doradca podsekretarza stanu i zastępca dyrektora departamentu. Od września 2018 powołany na dyrektora Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Jazz powstał na styku tragicznie przeciętych kultur – gdy biały porwał czarnego i uczynił go niewolnikiem na ziemi należącej do czerwonego. Wielkie tragedie, wielkie emocje, ale też wielkie wzruszenia. Francja była kolonialna od zawsze, za co płaci teraz niebagatelną cenę – pisze Piotr BARON

Obiegowo przyjętym miastem narodzin jazzu jest Nowy Orlean. To największe miasto stanu Luizjana, którego stolicą jest Baton Rouge. Zaczęli go grać Kreole (fr. Créole, ang. Creole). Ludność kreolska, mająca przemożny, niemal jedyny udział w powstaniu jazzu, to głównie Mulaci, Metysi i Murzyni, z rzadka Indianie (wtedy nie było określeń takich jak Afroamerykanin albo rdzenny Amerykanin, zatem pozwolę sobie użyć terminologii zgodnej z czasem, o którym piszę). Język kreolski był mieszanką niemal wszystkich języków ówczesnych kolonistów, wszakże w Luizjanie Kreole byli głównie frankofonami, a ich język nosił nazwę lingua franca, chociaż językoznawcy z przyczyn społecznych nie uznają go za kreolski.

Francuzi mają szajbę na punkcie wolności. Piękne to i romantyczne, jak jazz. Między innymi dlatego jazzmanów z Ameryki zawsze ciągnęło do Francji. Gdy Duke Ellington, ratując orkiestrę w czasie kryzysu muzyki big-bandowej, wyjechał na tournée do Europy, największe sukcesy odnosił we Francji właśnie. Powstało potem wiele kompozycji inspirowanych tą podróżą, francuski kolonializm zadziałał tu zwrotnie.

Po II wojnie światowej jazzmani amerykańscy byli traktowani we Francji jak bożyszcza, nic dziwnego zatem, że osiedlali się tam, często na zawsze. Giganci jazzu, tacy jak Sidney Bechet, Bud Powell, Kenny Clarke, Johnny Griffin czy Archie Shepp, stawali się rezydentami i koryfeuszami francuskiej sceny jazzowej, przed wojną zdominowanej przez gipsy swing, jaki zapoczątkowali w latach 30. Django Reinhardt i Stéphane Grappelli z Quintette du Hot Club de France. W latach 50. Miles Davis został zaproszony przez Louisa Malle’a do wyimprowizowania (wraz z francuskimi jazzmanami) ścieżki dźwiękowej do filmu „Windą na szafot” (muzycy grali, patrząc na ekran, co było z kolei rejestrowane na żywo i stanowiło potem całość z filmem), a Art Blakey ze swoimi Jazz Messengers nagrał soundtrack do filmu „Des Femmes Disparaissent” Édouarda Molinaro. Mało brakowało, a Miles także zostałby we Francji – ze względu na kobietę (cherchez la femme!), którą była Juliette Greco. Jak powiedział sam Davis, „kochałem ją zbyt mocno, by uczynić ją nieszczęśliwą”.

Najpiękniejszym filmem o jazzie, niebędącym dokumentem bądź fabułą opartą na faktach, jest „Round Midnight” (Autour de Minuit Productions) Bertranda Taverniera. Film, w którym niektórzy znajdą nawiązania do życiorysów dwóch legend jazzu – Lestera Younga i Buda Powella – opowiada o fikcyjnym saksofoniście z Nowego Jorku, Dale’u Turnerze. W postać tę wcielił się jeden z największych saksofonistów wszech czasów, Dexter Gordon, który notabene także przeżył swój „francuski okres” w karierze. Film o jazzie we Francji i Francji w jazzie powstaje w połowie lat 80., w tym samym czasie ukazuje się spisana przez Quincy’ego Troupe’a autobiografia Milesa Davisa – „Ja, Miles”. Tam także czynnik francuskiej inspiracji przewija się nieustannie. Oba wymienione dzieła wywierają kolosalny wpływ na behawioralne podejście do przeżywania muzyki całego pokolenia jazzfanów i jazzmanów, w tym piszącego te słowa.

Kiedy koncertowałem niedawno w Rosji, miejscowi muzycy pytani o najbardziej jazzowe kraje Europy odpowiadali zawsze tak samo: Francja i Polska. Możemy być zatem dumni. Ale to temat na zupełnie inny artykuł.

Piotr Baron
Tekst opublikowany w nr. 5 magazynu liderów opinii “Wszystko Co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 lipca 2018