Łukasz JASINA: Francja – nasza była muza

Francja – nasza była muza

Photo of Łukasz JASINA

Łukasz JASINA

Historyk, publicysta. Rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Doktoryzował się w Instytucie Sztuki PAN.

zobacz inne teksty Autora

Francja zajmowała i zajmuje nadal ważne miejsce w polskich horyzontach politycznych i kulturowych, ale daleko jej do tego, co było niegdyś. Kulturowo więcej znaczą dla nas Anglosasi, a politycznie – Niemcy. Inteligencki kapitał, polegający choćby na głębszym zrozumieniu francuskiego języka i francuskiej kultury, będący efektem ubocznym fascynacji, został raczej bezpowrotnie utracony – pisze Łukasz JASINA

Jedną z najciekawszych anegdot opisujących wpływ Francji na Polskę i niegdysiejsze przeświadczenie wielu Polaków o wyższości wszystkiego, co paryskie i francuskie, nad tym, co nasze, nie jest wcale żadna z opowieści o męczeństwie naukowym Marii Curie czy koncercie Chopina, ale opowieść o uwielbieniu rezydentów wspaniałego pałacu w Białymstoku, czyli Branickich, dla usług paryskich praczek. Zajmujące się tą jakże ciężką pracą kobiety uchodziły do wybuchu rewolucji 1789 roku za najlepsze profesjonalistki w całej Europie. Bielizna Branickich z „podlaskiego Wersalu” w Białymstoku trafiała więc do Paryża i tylko tam była prana. W dobie przedkolejowej mieszkańcy jednej z najpiękniejszych rezydencji polskiego baroku woleli chodzić w brudnej bieliźnie, niż uprać ją na miejscu. Francja była najlepsza, a my byliśmy przy niej niczym, skoro nawet polski magnat czuł się nikim wobec francuskiej praczki.

Francja przez kilka stuleci była dla Polaków najważniejszym elementem europejskiego układu odniesienia. Paryż był naszą stolicą Europy. Stamtąd płynęły wzorce kulturalne i polityczne, a nawet prawne. We Francję wierzono niemalże równie mocno, jak teraz wierzą niektórzy z nas w więzy transatlantyckie albo w integrację europejską. Ale w ostatnich trzydziestu latach wiara ta dramatycznie upadła. Inteligent niekoniecznie włada już językiem francuskim, modne prądy nie przychodzą już do nas z Paryża. Zrozumienie ciągle sporego znaczenia Francji stało się domeną specjalistów, z czego nieuchronnie wynika, że nie jest ona dla nas już pierwszoplanowa.

Francja jako centrum świata

.Nie od razu Francja stała się centrum polskiego wszechświata. A może tylko o początkach nie wiemy zbyt wiele, bo jak to w Polsce, poginęły źródła? W średniowieczu relacje z Francją pojawiają się w naszym wypadku sporadycznie, ale nie jest to jeszcze późniejsze silne państwo, a i nasze horyzonty nie są jeszcze wystarczająco szerokie. Studenci, którzy trafiali na Sorbonę, księża, zakonnicy czy architekci – te forpoczty francuskiej kultury docierały nad Wisłę zapewne już od początku naszego istnienia. Francuski sposób rządzenia dociera do nas jednak już po kilku stuleciach istnienia.

Francja późnych Kapetyngów i wczesnych Walezjuszów, zasadniczo zjednoczona i wzmocniona, staje się mocarstwem europejskim. Siedzibą papieską stał się francuski Awinion, co wzmogło podróże Polaków do Francji. Boczna linia francuskiej dynastii panującej, znana jako Andegawenowie, zasiadła w wieku czternastym na tronie węgierskim, przenosząc tam galijską kulturę polityczną, pełną cynizmu, zbrodni i subtelnych działań. Dzięki nim Andegawenowie w osobie wnuka Piastów – Ludwika Węgierskiego – zasiedli na polskim tronie, a po nim odziedziczyła go Jadwiga, obecna święta. Niemniej nawet wtedy zainteresowanie Francją nie rosło. Najpierw musieliśmy wyjść z prowincjonalnych pieleszy i odkryć, że świat jest szerszy niż nasze lokalne konflikty z Zakonem Krzyżackim. Dopiero silne państwo unijne w dobie Jagiellońskiej zaczęło oddychać nieco bardziej mocarstwowo i odkrywać całokształt europejskiej kultury. W tym Francję.

Zjednoczone i coraz bardziej scentralizowane państwo francuskie rozpoczynało właśnie swoją drogę na szczyt. Pozycję, którą miała zmajoryzować wszystkich w Europie i wielu poza nią – miała sobie dopiero zbudować. Jak dotąd kompleks Francji mieli jedynie Anglicy, ale datował się on od czasów cokolwiek zamierzchłych. Dumnych mieszkańców Albionu najpierw podbili sfrancuziali Normanowie, a kolejna dynastia, Plantageneci, która rządziła Anglią przez ponad trzysta lat, była rodziną francuską. To we Francji pochowany jest Ryszard Lwie Serce i to jej językiem przez setki lat mówiły angielskie elity.

Francuzi nie podbili nas tak jak Anglików i na początku nasze relacje były cokolwiek równe.

Nie zdominowała nas Francja późnych Walezjuszów, wobec której nawet nasze elity odczuwały coś w rodzaju wyższości. Wybór Henryka de Valois na pierwszego monarchę elekcyjnego nie wziął się z poczucia niższości, a jego ucieczka, aby objąć tron, wcale tego nie zmieniła na lepsze. Ceniono Francuzów za ich kulturę i wspaniałość miejskich uroków Paryża, ale ich kultury za lepszą nie uznawali nawet tacy zwolennicy aliansu z Francją, jak Jan Zamoyski. W wielu sprawach uważaliśmy się za lepszych od Francuzów, co paradoksalnie pokazał francuski filmowiec Patrice Chéreau w „Królowej Margot”, gdzie poważni Polacy, którzy przybyli po swojego nowego króla, z niepokojem obserwują degrengoladę dworu w Luwrze. Wielkich miast także wtedy w Europie nie brakowało – zdobywany przez Polaków Psków jeden z oficerów Zamoyskiego porównał właśnie do Paryża.

Bardziej uległa wobec francuskich powabów okazywała się Rzeczpospolita słabsza, słaniająca się pod wpływem ciężarów wewnętrznych i zewnętrznych. Nad Wisłą zjawiły się wtedy pierwsze francuskie królowe i choć pamiętamy głównie Marię Kazimierę D’Arquien, czyli Marysieńkę Sobieską, to ważniejsza była ta pierwsza, w której wozach podróżnych przyjechała czteroletnia Maria. Maria Ludwika Gonzaga de Nevers (w Polsce: Ludwika Maria, by nie urazić Matki Boskiej) odegrała rolę podobną do swojej o stulecie starszej poprzedniczki – Bony Sforzy. Tamta wprowadziła modę na wszystko, co włoskie, a ta na „francuszczyznę”.

Polska powstania Chmielnickiego i potopu zaczęła się na potęgę uczyć francuskiego i jeździć nad Sekwanę. Tam podziwiać mogliśmy Francję nie byle jaką – państwo absolutne Ludwika XIV i jego splendor odradzający się później we Francji Napoleona i innych próbach budowy autorytetu władzy, do Macrona włącznie. I ta Francja porwała nas na trzy stulecia.

W przeciwieństwie do krwawej relacji z Moskwą przeradzającą się w Rosję mogliśmy na Francji opierać nadzieję. Rywali chwilowo nie było. Świat anglosaski mieliśmy poznać dopiero w XIX i XX wieku. Kupił nas więc blichtr budowanego Wersalu, ale kupił nie tylko nas. Inni nie popadali jednak wtedy w kryzys państwowości. Podobny kompleks Francji narodził się wtedy w tworzącym się państwie pruskim, którego elitą stali się wygnani z Francji hugenoci. Tam jednak państwo tworzyło się, a nie upadało jak w Polsce. U nas Francja piękniała na tle naszego niezwykle spektakularnego upadku. Pierwszy wzrost aksamitnego wpływu Francji w Polsce to czasy wspomnianej już królowej Ludwiki Marii Gonzagi. Opisana w „Cyrano de Bergeracu” francuska arystokratka była kolejno żoną Władysława IV i Jana Kazimierza Wazów. Towarzyszyła swojemu drugiemu mężowi w chwili klęski i próbowała reformować ustrój w kierunku bardziej absolutystycznym. Nic jej z tego nie wyszło, a oskarżenia o związki z Francją wcale nie pomagały, choć właśnie wtedy powstaje partia francuska, która ma się potem umacniać. Ludwika Maria umiera w roku 1667, a jej mąż po abdykacji osiada we Francji. Serce Jana Kazimierza spoczywa podobno we Francji do dziś dnia.

Mniemane sojusze

.Próba odbudowy pozycji międzynarodowej Rzeczypospolitej w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych siedemnastego wieku po raz pierwszy wzięła tak mocno pod uwagę potencjalny sojusz z Francją. Stosunki z dworem w Wersalu budowała dawna dwórka Ludwiki Marii – Maria Kazimiera Sobieska. Ostatecznie agresja turecka, która doprowadziła do bitwy pod Wiedniem, zmiotła ten alians. Austria i papiestwo byli Polsce bardziej potrzebni, a Ludwik XIV nie był zainteresowany wojną z Imperium Osmańskim. Ofiarą machinacji politycznych padł podskarbi koronny i najwybitniejszy poeta polski doby baroku – Jan Andrzej Morsztyn. Oskarżony o szpiegostwo na rzecz Francji ucieka do Paryża. Jego wnukowie i prawnukowie z linii książąt Czartoryskich też będą kiedyś uciekać do Francji, ale nie w niesławie.

Kolejne kilkadziesiąt lat to rosnące znaczenie mentalne Francji dla polskiej elity politycznej, przetykane kolejnymi klęskami opcji burbońskiej. Franciszek Ludwik książę Conti, wybrany na polskiego monarchę po śmierci Sobieskiego, dotarł jedynie do Oliwy i przegrał ze swoim saskim konkurentem Augustem II Mocnym. Francji wystarczało energii na skorumpowanie szlachty, ale nie na głębszą walkę o polski tron. Sytuacja powtórzyła się przy kolejnej elekcji. Tym razem dwór francuski wsparł Stanisława Leszczyńskiego, do czego był zresztą w pewnym sensie zobowiązany, gdyż uprzednio wygnany polski władca był teściem Ludwika XV – prawnuka Króla Słońce. Jego córka Maria została wybrana na królową Francji przez doradców szukających pozbawionej własnej pozycji katolickiej księżniczki. Jej ojca wesprzeć należało, ale po tym, jak zaczął on przegrywać z nowym saskim rywalem (Augustem III) i jego rosyjskimi sprzymierzeńcami w wojnie zwanej zresztą sukcesyjną polską, Francja przehandlowała go w zamian za Lotaryngię. Osiadły tam Leszczyński i jego córka przysłużyli się promocji Polski we Francji jak nikt dotąd.

W Wersalu występowały polskie chóry, tysiące Polaków szukały we Francji szczęścia, a sentyment szlachty do tego kraju rósł. Sentyment rośnie i w królewskiej dynastii, ale nie wystarczy go do zaangażowania się w Polsce bardziej niż symbolicznie, w czasie konfederacji barskiej i później. Rzeczpospolita upada zresztą mniej więcej wtedy, gdy swoją głowę traci wnuk Leszczyńskiego i Augusta Mocnego zarazem – Ludwik XVI. Ludwik XVII zdąży podczas wieloletniej tułaczki zamieszkać w Łazienkach. Brakuje dowodów, by uczynił to z miłości do ojczyzny swych polsko-szlacheckich przodków.

Po upadku

.Upadek I Rzeczypospolitej i Wielka Rewolucja Francuska zmieniły także charakter stosunków polsko-francuskich. Przestały być one tylko materią zapatrzonej w Paryż elity. Owszem, nie utraciła ona swojego znaczenia, ale pojawili się też w tej układance zwykli mieszkańcy Polski. Najpierw ci, którzy rozpoczęli epopeję rewolucyjno-napoleońską w szeregach Legionów, a potem stopniowo kolejni, walczący w szeregach napoleońskiej armii Księstwa Warszawskiego.

Dzięki Napoleonowi Bonaparte i jego bardzo ograniczonemu z obecnego punktu widzenia wsparciu dla „polskiej sprawy”, uzupełnionemu zniszczeniem, wyzyskiem gospodarczym ziem polskich i śmiercią wielu ludzi, powstał mit Francji jako jedynego wsparcia dla polskiej niepodległości.

Inne opcje – rosyjska czy pruska – z biegiem czasu upadały, a francuska trwała. Cóż, Francuzi nie byli zaborcami i zabiegać im o uczucia Polaków było łatwiej. Mitu nie zniszczyła ani klęska Napoleona, ani zdrada powstania listopadowego, ani zignorowanie polskich dążeń po wojnie krymskiej i w czasie powstania styczniowego. W międzyczasie nad Sekwanę podążały kolejne fale polskich emigrantów, czyniące ze stolicy Francji miasto współtworzące kulturę polską w stopniu nie mniejszym, a czasem większym niż Lwów, Kraków czy Warszawa. Zamki polskiej arystokracji, takie jak Montrésor Branickich, Mickiewicz i Słowacki, Chopin i Norwid, Hotel Lambert ks. Adama Jerzego Czartoryskiego i Biblioteka Polska (ta druga nadal istnieje), Komuna Paryska i jej polskie dowództwo – obok francuskiego sentymentu pojawiła się normalna nić kulturalna łącząca oba narody, dla zniewolonych i zakompleksionych Polaków silniejsza niż dla Francuzów. Ukoronowaniem budowy była ostatnia z fal emigracji polskich do Francji – już ściśle ekonomiczna. Wzrastająca rola Francji dla Polaków nie budowała podobnego poczucia po drugiej stronie. Paradoksalnie stopniowo sojusznikiem Francji stawała się Rosja. Niezwykle mocno ujawniło się to podczas I wojny światowej, kiedy to Francja zwlekała ze wsparciem polskich marzeń o niepodległości aż do rosyjskich rewolucji 1917 roku.

Przedwojenne marzenie

.Czy międzywojenne dwudziestolecie było apogeum polskiego zapatrzenia we Francję? Publicystycznie tezę taką można postawić, choć jest ryzykowna. Stawianie na Francję wydaje się z dzisiejszej perspektywy błędem, ale czyż można mieć pretensje do tego, że stawialiśmy na jedno z największych państw świata, posiadające olbrzymią flotę i wielkie imperium kolonialne? Pod wieloma względami nie mieliśmy zresztą żadnego wyboru. Innych tej klasy sojuszników nie mieliśmy, a sojusze asymetryczne (całkiem jak nasz obecny ze Stanami Zjednoczonymi) mają to do siebie, że jeden chce bardziej, a drugi to wykorzystuje. II RP znosiła ze strony Francji wiele upokorzeń: kolejne jej kompromisy z Niemcami bez gwarancji dla Polski i próby porozumienia z innym sąsiadem – Sowietami. Musieliśmy się poddawać także francuskiemu dyktatowi ekonomicznemu.

Ponownie wracając do sprawy – Francuzów i Francję darzono i tak znacznie głębszym sentymentem niż potencjalnych sąsiadów-agresorów. Pomagała też patriotyczna symbolika. Mit napoleoński był przez Piłsudskiego podtrzymywany, a nawet tytuł marszałka Polski był wzorowany na francuskim. Nie można zresztą Francuzów wyłącznie krytykować. Oni przynajmniej od czasu do czasu dotrzymywali zobowiązań – czego o innych partnerach powiedzieć nie było można. Paryż pozostawał dla Polaków czy polskich Żydów nadal ziemią obiecaną, ale tracił powoli dominującą pozycję. Rosła rola Ameryki czy Wielkiej Brytanii.

Symboliczną i faktyczną katastrofą mitu Francji w Polsce była II wojna światowa. Nie chodzi o niewykonanie sojuszniczych zobowiązań przez Paryż we wrześniu 1939 roku, ale raczej o klęskę Francji wiosną 1940 roku. Republika przegrała haniebnie i w gorszym stylu niż Polska. Samobójstwa, które zdarzały się w Warszawie po upadku Paryża, dowodziły końca dotychczasowego świata.

Od de Gaulle’a do „Berlieta” – nowe otwarcie czasów komunizmu

.Zmiany akcentów, spowodowane zniszczeniem Polski, wszelkimi fizycznymi przesunięciami naszego kraju, konsekwencjami zbrodni i popadnięciem w zależność od Związku Sowieckiego, podały w wątpliwość historyczne relacje z Francją. Wraz z odchodzeniem pokoleń ukształtowanych jeszcze w czasie dominacji francuskiego sentymentu zmniejszało się poczucie znaczenia Francji dla nas. Globalne procesy, które umniejszały je w skali całego świata, docierały także do Polski.

Relatywnie jednak Francja pozostawała tym krajem, z którym komunistyczna Polska utrzymywała najlepsze stosunki. Wpływały na to kwestia niemiecka, a także otwartość Francji na ZSRR i jego satelitów. Nawet w czasach głębokiego stalinizmu odwiedzały Polskę francuskie delegacje parlamentarne, a na ekranach kin wyświetlano filmy z Gérardem Philipe’em.

Silna diaspora generowała także zainteresowanie Polską choćby w chwilach kryzysu, takich jak rok 1968 (wtedy negatywne) czy 1981 (wtedy dla odmiany pozytywne). Polska stała się też miejscem, do którego emigrowali Polacy z Francji w latach czterdziestych (choćby późniejsza Violetta Villas czy Edyta Piecha) – był to jedyny taki wypadek, że emigrowano z wyżej rozwiniętego kraju do Polski. Najpopularniejszym politykiem zachodnim w Polsce był lubiący Polskę Charles de Gaulle, którego kepi stało się wzorcem popularnych czapek, a Polska Ludowa wspierała gospodarkę V Republiki poprzez zakup licencji nienadającego się na polskie drogi autobusu „Berliet”. Francja przestała być jednak centralnym punktem odniesienia. Nawet polska diaspora (zarówno polityczna, jak i ekonomiczna) stworzyła większe i mocniejsze ośrodki w USA czy Londynie (że o Niemczech nie wspomnimy).

Upadek

.Nowa Polska, która wyłoniła się z komunizmu, afektu do Francji już nie odbudowała. Choć może nie do końca – Francja zajmowała i zajmuje nadal ważne miejsce w polskich horyzontach politycznych i kulturowych, ale daleko jej do tego, co było niegdyś. Kulturowo więcej znaczą dla nas Anglosasi, a politycznie – Niemcy. Paradoksalnie najbardziej łączą nas więzy ekonomiczne – w końcu większość Polaków niemalże codziennie chodzi do sklepu należącego do francuskiej sieci. Do 2004 roku Francja miała dla nas też namacalne znaczenie w związku z procesem akcesyjnym do Unii Europejskiej. Później jednak społeczna odczuwalność wyżej wzmiankowanego znaczenia wyraźnie podupadła. Nawet obecny kryzys relacji Polski z niektórymi dużymi państwami Unii bardziej nas obchodzi w przypadku Niemiec. To błąd poważny, bo śmierć Francji ogłaszana od roku 1940 i teraz proklamowana jest nieco przedwcześnie. Inteligencki kapitał, polegający choćby na głębszym zrozumieniu francuskiego języka i francuskiej kultury, będący wprawdzie efektem ubocznym fascynacji, miał pozytywne znaczenie i został raczej bezpowrotnie utracony.

.A może Francuzi po raz pierwszy zainteresują się mocniej nami? Nie – jestem zbyt dużym optymistą.

Łukasz Jasina

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 9 lipca 2019