Dominika BYCHAWSKA-SINIARSKA, Zuzanna WARSO: "Wyrok Trybunału. Milowy krok w ochronie prywatności w sieci"

"Wyrok Trybunału. Milowy krok w ochronie prywatności w sieci"

Photo of Dominika BYCHAWSKA-SINIARSKA

Dominika BYCHAWSKA-SINIARSKA

Prawniczka, absolwentka Kolegium Europejskiego w Natolinie, pracowała w kancelarii Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, od 2008 r. szefowa „Obserwatorium wolności mediów w Polsce” Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, członek Panelu Doradczego Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej, odznaczona dziennikarską nagrodą „Artykułu 54 Konstytucji RP” za zasługi na rzecz wolności słowa w Polsce.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autorki

Photo of Zuzanna WARSO

Zuzanna WARSO

Prawniczka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, aplikantka w Okręgowej Izbie Adwokackiej w Warszawie. Koordynuje udział HFPC w programie badawczym „SATORI” (Stakeholders Acting Together on the Ethical impact assessment of Research and Innovation), którego celem jest stworzenie europejskich ram etycznej oceny badań naukowych i innowacji.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał długo oczekiwany wyrok w sprawie Google Spain i Google (sprawa C-131/12). Trybunał uznał, że można żądać usunięcia niektórych wyników wyszukiwania wyświetlanych po wpisaniu w okno wyszukiwarki imienia i nazwiska.

Orzeczenie bez wątpienia będzie miało wpływ na interpretację nowego rozporządzenia o ochronie danych osobowych w Unii Europejskiej i przepisów dotyczących prawa do usunięcia danych (na marginesie warto zauważyć, że w ostatniej wersji projektu rozporządzenia zaakceptowanej przez Parlament Europejski 12 marca 2014 r. nie pojawia się już pojęcie „prawa do bycia zapomnianym”). Co ciekawe, Trybunał nie podzielił opinii rzecznika generalnego Niilo Jaaskinena. Rozstrzygnięcie zaproponowane przez rzecznika było korzystniejsze dla operatorów wyszukiwarki. Jego zdaniem nie powinni być oni uznani za administratorów danych osobowych zawartych w wynikach wyszukiwania. W konsekwencji nie można od nich żądać modyfikacji tych wyników. Trybunał był jednak innego zdania. Nie podzielił stanowiska rzecznika, który wyszukiwarkom przypisał rolę jedynie pośredniczącą.

Stan faktyczny sprawy

Sprawa przed Trybunałem Sprawiedliwości w Luksemburgu ma swój początek w Hiszpanii. W 2010 roku skarżący, po bezskutecznej interwencji u wydawcy gazety, wystąpił do firmy Google z żądaniem, by wyniki wyszukiwania nie wskazywały linków do nieaktualnych treści sprzed kilku lat. Kwestionowane treści to internetowa wersja ogłoszenia dotyczącego licytacji nieruchomości w związku z niezapłaceniem ubezpieczenia społecznego. Mimo, że licytacja odbyła się ponad dziesięć lat wcześniej i sprawa przestała być aktualna linki nadal znajdowały się liście wyszukiwania. Skarżący interweniował w swojej sprawie w lokalnym Urzędzie Ochrony Danych Osobowych.

Hiszpański odpowiednik GIODO przychylił się do skargi i zażądał od wyszukiwarki Google wycofania danych skarżącego z jej indeksów. Urząd uznał jednak, że dostępne na stronie internetowej gazety informacje o licytacji należy pozostawić tam ze względu na ich legalny charakter – publikacja została zrealizowana na podstawie zarządzenia Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

Hiszpański sąd miał wątpliwości co do słuszności usuwania danych z indeksów wyszukiwarki i skierował sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).

Postępowanie przed TSUE

W postępowaniu przed TSUE jako pierwszy wypowiedział się rzecznik generalny, który starał się odpowiedzieć na pytanie, czy Google jest administratorem danych osobowych. Jego zdaniem wyszukiwarka jedynie dostarcza narzędzi lokalizacji informacji, nie administruje jednak danymi ze stron internetowych. To wydawca materiałów źródłowych zawierających dane osobowe ma wpływ na ich treść i to on może zastosować tzw. „kody wyłączenia”, które uniemożliwią pojawianie się strony w wyszukiwarce. Rzecznik uznał, że funkcja Google jest bierna, pośrednicząca i jako taka nie daje „rzeczywistej kontroli” nad przetwarzanymi danymi. Analogicznie do przekazywania informacji przy pomocy urządzeń telekomunikacyjnych czy świadczenia usług hostingowych, za administratora należy uznać tego, od kogo pochodzi komunikat, nie zaś osobę wykonującą usługę w zakresie transmisji czy przechowywania danych. Te podobieństwa prowadziły do konkluzji, że w przypadku lokalizowania informacji, które ma charakter zautomatyzowany, techniczny i bierny nie można mówić o „administrowaniu”. Zdaniem rzecznika dopóki Google respektuje stosowanie kodów wyłączenia, nie odpowiada za dane osobowe.

Rzecznik uznał, że funkcja Google jest bierna, pośrednicząca i jako taka nie daje „rzeczywistej kontroli” nad przetwarzanymi danymi. Analogicznie do przekazywania informacji przy pomocy urządzeń telekomunikacyjnych czy świadczenia usług hostingowych, za administratora należy uznać tego, od kogo pochodzi komunikat, nie zaś osobę wykonującą usługę w zakresie transmisji czy przechowywania danych. 

Poszukując odpowiedzi na pytanie czy państwa i UE powinny egzekwować od podmiotów prywatnych, takich jak firma Google, prawo użytkowników do „bycia zapomnianym” przez wyszukiwarki, rzecznik generalny przyjrzał się prawom zagwarantowanym przez Kartę Praw Podstawowych. Ważąc sprzeczne interesy, na jednej szali położył prawo do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego, którego elementem jest prawo do ochrony danych osobowych. Na drugiej – wolność wypowiedzi wydawców stron internetowych i osób publikujących w internecie, a także prawo do informacji użytkowników internetu. W opinii rzecznika w szczególności w świetle nasilających się tendencji do cenzurowania treści przez reżimy autorytarne prawo do informacji zasługuje na szczególną ochronę w prawie UE. Rzecznik wspomniał także o konieczności poszanowania prawa do prowadzenia działalności gospodarczej dostawców usług wyszukiwania, które dla sprawnego funkcjonowania rynku wewnątrz Unii ma kluczowe znaczenie. Ostatecznie, zdaniem rzecznika, w zaistniałej sytuacji nie było możliwości wzmocnienia ochrony osób, których dotyczą dane opublikowane w sieci legalnie. Uznanie, że każdy ma prawo skorzystania z prawa do bycia zapomnianym  pociągałoby za sobą poświęcenie innych kluczowych praw, takich jak swoboda wypowiedzi czy prawo do informacji.

Orzeczenie Trybunału

Trybunał uznał, że działanie operatora wyszukiwarki należy zakwalifikować jako przetwarzanie danych osobowych a sam operator jest administratorem danych osobowych.

TSUE nie podzielił opinii rzecznika, że Google nie ma kontroli nad treściami. Po pierwsze Trybunał uznał, że działanie operatora wyszukiwarki należy zakwalifikować jako przetwarzanie danych osobowych a sam operator jest administratorem danych osobowych. Trybunał uznał, że do przetwarzania dokonywanego przez Google mają zastosowanie przepisy europejskie, mimo że główna siedziba spółki jest poza granicami Europy.

Trybunał w Luksemburgu podkreślił, że działalność wyszukiwarki ma charakter dodatkowy i nie jest całkowicie wtórna wobec tej prowadzonej przez wydawców. TSUE zwrócił uwagę na to, że działanie wyszukiwarki ma szczególny wpływ na prywatność jednostki.  W opinii TSUE: „dokonywane za pomocą wyszukiwarek internetowych porządkowanie i łączenie w poszczególne całości publikowanych w Internecie informacji w celu ułatwienia jego użytkownikom dostępu do nich może − w sytuacji, gdy prowadzą oni wyszukiwanie przyjmując za punkt wyjścia imię i nazwisko osoby fizycznej − prowadzić do tego, że ci użytkownicy otrzymają w postaci listy wyników wyszukiwania ustrukturyzowany przegląd dotyczących tej osoby informacji, jakie można znaleźć w Internecie, umożliwiających im sporządzenie mniej lub bardziej szczegółowego profilu danej osoby”.

W opinii Trybunału w związku z ogromnym wpływem działania wyszukiwarek na prywatność jednostki, na operatorach ciążą pewne obowiązki. Operator jest między innymi zobowiązany, jeśli zaistnieją określone warunki, do usunięcia z wyświetlanej listy wyników wyszukiwania, która powstaje po wpisaniu w wyszukiwarkę imienia i nazwiska danej osoby, linków do publikowanych przez podmioty trzecie stron internetowych zawierających informacje na temat tej osoby. W opinii Trybunału tego rodzaju zobowiązanie może zaistnieć nawet w sytuacji, gdy informacje, do których prowadzi odnośnik zostały opublikowane zgodnie z prawem. W związku z tym osoba żądająca usunięcia linków nie musi w pierwszej kolejności zgłaszać się do wydawcy, aby móc oczekiwać usunięcia odnośników przez operatora wyszukiwarki. Trybunał uznał także, że można żądać od operatora wyszukiwarki usunięcia z listy wyszukiwania linków do określonych stron ze względu na to, że dana osoba nie życzy sobie aby zawarte na stronach internetowych informacje były także „pamiętane” przez wyszukiwarkę.

Komentarz do wyroku

Wielu komentatorów, w tym autorzy Financial Timesa, Guardiana czy New York Timesa uznało, że wyrok jest zamachem na wolność słowa i dostęp do informacji. Ich zdaniem orzeczenie umożliwi zmienianie i fałszowanie historii. To zacieranie historii może sprawić, że unijny internet zacznie przypominać sieć w Chinach, podkreślił na Twitterze redaktor naczelny Guardiana – James Ball. Każda osoba będzie bowiem mogła zgłosić wyszukiwarce prośbę o usunięcie jej danych. Oponenci wyroku, pytają jak szybko takie informacje powinny ulegać zatarciu – czy te same terminy powinny obowiązywać osoby wrzucające z nierozwagą prywatne zdjęcia do sieci, co osobę widniejącą w rejestrze dłużników czy też osobę uzależnioną od narkotyków? Tego TSUE ich zdaniem nie przewidział.

Kolejnym argumentem jest nierównowaga sił. Niewątpliwie osoby mające czas i odpowiednie fundusze będą mogły bardziej skrupulatnie domagać się usunięcia niepożądanych treści, fałszując tym samym swój sieciowy wizerunek.

Wyrok jest milowym krokiem w zakresie ochrony prywatności w sieci, której kształt obecnie prawie w całości zależy od polityki dużych firm internetowych. 

Ciężko jest jednak zgodzić się z tymi poglądami. Wyrok jest milowym krokiem w zakresie ochrony prywatności w sieci, której kształt obecnie prawie w całości zależy od polityki dużych firm internetowych. Wydaje się, że przeciwnicy wyroku zapominają o zasadzie proporcjonalności stanowiącej podstawę rozstrzygnięć instytucji, sądów i trybunałów międzynarodowych. Do tej zasady odwołał się TSUE, podkreślając, iż uznanie „prawa do zapomnienia”, a tym samym usunięcia internetowych treści będzie zależało od konkretnego przypadku. Urząd ochrony danych osobowych badający sprawę będzie musiał tę kwestię przeanalizować, podobnie – w razie odwołania – sąd krajowy. Nie jest więc tak, że nakaz usunięcia wyników wyszukiwania jest blankietowy i przysługuje w każdej sytuacji. TSUE wychodzi naprzeciw indywidualnym użytkownikom, którzy zorientowali się, że z wynikami wyszukiwania uzyskanymi przy pomocy ich imienia i nazwiska powiązane są nieaktualne bądź nieprawdziwe dane.

Oddalając argument dotyczący zacierania danych wyłącznie osób, które na to stać, co rzekomo będzie rezultatem wyroku TSUE, warto zaznaczyć, że już dzisiaj istnieją wyspecjalizowane firmy, które pracują nad odpowiednim wizerunkiem swoich klientów w sieci. Niewątpliwie już teraz są one dostępne dla osób dysponujących znaczącymi środkami finansowymi. Umożliwienie indywidualnym użytkownikom interwencji u operatorów wyszukiwarek bez wątpienia zdemokratyzuje ten proces.

Na zakończenie warto zaznaczyć, że TSUE robi wyjątek dotyczący osób publicznych. W stosunku do nich luksemburscy sędziowie nie przewidzieli „prawa do zapomnienia”. Takie podejście jest zbieżne z dotychczasowym orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach z zakresu wolności słowa. Osoby publiczne, w szczególności politycy, ze względu na swoją działalność sami wystawiają się na informacyjny „świecznik”. To informacje o tych osobach (bo na nich oddajemy głos) są dla internautów najistotniejsze i ich nie będzie można zatrzeć.

Trybunał robi wyjątek dotyczący osób publicznych. W stosunku do nich luksemburscy sędziowie nie przewidzieli „prawa do zapomnienia”.

Jak wskazuje TSUE, w praktyce internauta będzie mógł zgłosić się do operatora wyszukiwarki z wnioskiem o usunięcie linków do nieprawdziwych lub niestosownych treści. Gdy ten odmówi, przysługiwać będzie skarga do GIODO. W razie negatywnej decyzji GIODO, pozostawać będzie droga sądowa. TSUE, uznał bowiem, że Google operując na terenie Unii, podlegać powinien jurysdykcji sądów państw członkowskich. Jak w praktyce będzie wyglądał system zależeć niewątpliwie będzie od samych wyszukiwarek i ich podejścia do internautów. Warto jednak pamiętać, że ustanowione przez TSUE „prawo do zapomnienia” nie zastąpi rozwagi i ostrożności samych internautów udostępniających swoje dane w sieci.

Dominika Bychawska-Siniarska

Zuzanna Warso

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 28 kwietnia 2014