Ewa RZECZKOWSKA: Władysław Siła-Nowicki i nieudana ucieczka z Rakowieckiej

Władysław Siła-Nowicki i nieudana ucieczka z Rakowieckiej

Photo of Ewa RZECZKOWSKA

Ewa RZECZKOWSKA

Adiunkt w Instytucie Historii KUL. Jest autorką lub współautorką 4 monografii, kilkudziesięciu artykułów naukowych i popularnonaukowych z zakresu historii najnowszej. Laureatka nagrody im. Profesora Tomasza Strzembosza za 2015 r.

Jesienią 1947 r. Władysław Siła-Nowicki został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Przeszedł ponadroczne śledztwo. Następnie Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na czterokrotną karę śmierci. Po wyroku przebywał w więzieniu na warszawskim Mokotowie. W styczniu 1949 r. wraz z grupą współosadzonych podjął próbę ucieczki z więzienia – pisze Ewa RZECZKOWSKA

.Pomimo ciążącej na nim kary śmierci Władysław Siła-Nowicki nie załamał się. Podtrzymywał na duchu innych więźniów. Nie oczekiwał też bezczynnie na wykonanie wyroku. Był inicjatorem i jednym z pomysłodawców planu ucieczki grupy więźniów z największej celi pawilonu ogólnego.

Przygotowania do niej rozpoczęto najprawdopodobniej już na przełomie grudnia 1948 i stycznia 1949 r. Jerzy Woźniak wspominał, że o planowanej ucieczce dowiedział się kilka dni po osadzeniu na „ogólniaku”. Droga ucieczki wiodła przez sufit w tej części celi, w której znajdowała się toaleta. Przez wiele dni zaostrzoną łyżką drążono otwór w suficie celi. Zajmowało się tym dwóch więźniów kryminalnych. Według relacji Władysława Minkiewicza, który w pawilonie ogólnym przebywał od listopada 1948 r., w plany ucieczki wtajemniczony był Dekutowski i jego oficerowie, a także Woźniak, Szmid oraz więźniowie kryminalni: Kuźma i Józef Górski. Natomiast z ustaleń kierownika Działu Specjalnego Więzienia Karno-Śledczego Warszawa I chor. Edwarda Chojnowskiego wynika, że inicjatorami ucieczki byli: Siła-Nowicki, Dekutowski i Łukasik. Do tego celu mieli się posłużyć dwoma więźniami kryminalnymi: Stefanem Makowskim i Józefem Górskim.

Plan mógł się powieść, bo toaleta była oddzielona od pozostałej części celi zasłoną z desek, która ciągnęła się od podłogi aż po sufit. Pomieszczenie, w którym przebywali więźniowie, znajdowało się na ostatnim, drugim piętrze budynku. Nad nim był tylko strych, którym można było dojść do jednopiętrowego budynku gospodarczego, przylegającego do pawilonu ogólnego. Przez niewielkie okno droga prowadziła na dach budynku gospodarczego. Z niego można było zeskoczyć wprost na chodnik, ciągnący się wzdłuż ulicy Rakowieckiej.

Najwięcej czasu zabrało wydrążenie otworu w suficie. Była to czynność, którą dość łatwo mogli zauważyć inni więźniowie. Pracę wykonywano więc nocą. Ustawiano wówczas w toalecie stołki jeden na drugim, tak żeby sięgały sufitu. Po nich wspinał się więzień Górski i mozolnie wiercił dziurę w suficie, starannie zbierając gruz, który następnie wrzucał do klozetu i spuszczał wodę. Jeśli któryś z więźniów budził się, aby skorzystać z toalety, Górski był informowany przez pozostałych osadzonych, wtajemniczonych w plany ucieczki i na chwilę przerywał pracę. Po kilku tygodniach otwór był na tyle szeroki, że Górski wszedł przez niego na strych i odbył trasę aż do okienka nad budynkami gospodarskimi.

Datę ucieczki zaplanowano prawdopodobnie na 17 lub 18 stycznia 1949 r., jednak nie doszła ona wówczas do skutku, gdyż tego dnia wykonywano wyroki śmierci na sześciu Niemcach. Zawsze w takim dniu w więzieniu ogłaszano alarm. Z tego powodu ucieczkę przełożono na następny dzień. Jak się okazało, jeden z więźniów, który wykonał otwór w suficie nie wytrzymał napięcia nerwowego i o planowanej ucieczce zameldował oddziałowemu. Tego samego dnia po południu, około godziny 14.00 do celi wkroczyli funkcjonariusze więzienni. Wydano komendę: „Padnij na ziemię” i zaczęto wyczytywać nazwiska osób, które miały opuścić celę. Jako pierwszego wezwano Dekutowskiego, następnie Siła-Nowickiego i Woźniaka. Woźniak został zaprowadzony do karceru, który mieścił się w dolnej części budynku. Tam kazano mu się rozebrać do naga i wejść do pomieszczenia o wymiarach 1,5 m na 2 m. Znajdowało się w nim już dziesięciu mężczyzn. Razem z nim było dwóch podkomendnych „Zapory”. Do innego karceru wtrącono ich dowódcę. Prawdopodobnie Siła-Nowicki także trafił do karceru.

W swoich wspomnieniach napisał, że w dniu, w którym wykryto plany ucieczki, został pobity przez naczelnika więzienia. „Leżałem na podłodze celi, której ściany na dole zbryzgane były krwią, a obywatel naczelnik kopał mnie z rozmachem w pierś, wydając okrzyki: »a bladź«, co odpowiada polskiemu wyrażeniu »o, ku…«. Zapamiętałem dokładnie uderzenia długiego wojskowego buta w żebra po prawej stronie”.

Wieczorem, w dniu wykrycia ucieczki, Woźniaka wywołano z karceru i, gdy się ubrał, zaprowadzono na parter na przesłuchanie. Przebywał w pomieszczeniu znajdującym się obok pokoju naczelnika. Dwóch oficerów śledczych pytało go, co wie na temat ucieczki, z kim zamierzał uciekać i z kim spoza więzienia uciekinierzy mieli utrzymywać kontakt. Woźniak odpowiedział, że w celi przebywał dopiero od kilku dni i nikt w plany ucieczki go nie wtajemniczał.

W pewnym momencie z sąsiedniego pomieszczenia Woźniak usłyszał mocny hałas. Wybiegli z niego przestraszeni funkcjonariusze śledczy. „Zobaczyłem wtedy – relacjonował – jak Władysław Siła-Nowicki trzyma w rękach krzesło i kręci nim wiatraka. Oficerowie śledczy podnieśli gwałt: »Zwariował!«. Odruchowo wbiegłem do tego pokoju. Krzyknąłem: »Władek, co ty robisz? Uspokój się«. A on: »Mam karę śmierci, a te sk…y chcą mnie lać! Łby im porozbijam!«. Widać było, że wpadł w szał. Uspokajałem go. Gdy trochę ochłonął, powiedział, że biją go za ucieczkę. Powiedział też, że ucieczka wpadła, ktoś zakapował, i o tym, że wiedzą o dziurze. Dopiero wtedy dowiedziałem się szczegółów o planowanej ucieczce, której strony technicznej nie znałem. Gdy udało mi się uspokoić Władka, śledczy i oddziałowi wrócili spod drzwi, gdzie stali gotowi do ucieczki”. Po tym zdarzeniu Woźniaka ponownie zaprowadzono do karceru, w którym przebywał do południa następnego dnia. Następnie umieszczono go w kilkudziesięcioosobowej celi na pierwszym piętrze pawilonu ogólnego.

Więźniów, przebywających w największej celi na drugim piętrze, skąd planowano ucieczkę, podzielono na kilka kilkudziesięcioosobowych grup i rozmieszczono w trzech innych pomieszczeniach. Rozdzielono też Siła-Nowickiego, Dekutowskiego i jego podkomendnych. Tudruj i Wasilewski trafili do celi na pierwszym piętrze „ogólniaka”, w której przebywał już Minkiewicz. Według jego relacji Siła-Nowickiego i Dekutowskiego, nagich, skutych kajdankami, przetrzymywano w karcerze. Tak samo postąpiono z Łukasikiem. Wszyscy trzej zostali ukarani umieszczeniem w pojedynczej celi przez 28 dni.

Kiedy 7 marca 1949 r. Siła-Nowicki został wezwany w sprawie ułaskawienia, miał zapytać naczelnika więzienia, ile jeszcze będzie siedział w tej piwnicy na dole. „To on jeszcze jest na dole?” – zdziwił się naczelnik. „Zabrać go stamtąd na górę w kibini matieru!”. Najprawdopodobniej Siła-Nowicki i Dekutowski przebywali w karcerze przez kilka dni. Następnie zostali umieszczeni w piwnicy pawilonu ogólnego, gdzie znajdowały się cele wieloosobowe i tzw. „pojedynki”.

Po rozmowie z naczelnikiem Siła-Nowicki został przeniesiony do mniejszej celi, prawdopodobnie na drugim piętrze „ogólniaka”. Spotkał się tam z Pelakiem i Miatkowskim, z którymi spędził ostatnie godziny ich życia. Tego dnia zobaczył się też z żoną Ireną. Kilka dni później wspólnie z Woźniakiem został przewieziony do więzienia w Rawiczu.

W więzieniu mokotowskim Siła-Nowicki przebywał prawie cztery miesiące. Przez 112 dni oczekiwał na wykonanie wyroku śmierci, który ostatecznie, dzięki zabiegom ciotki Aldony Kojałłowiczowej, został zamieniony na karę dożywotniego pozbawienia wolności. W tym czasie, wraz z grupą innych skazanych, podjął nieudaną próbę ucieczki. Przypłacił ją pobiciem przez funkcjonariuszy więziennych i co najmniej kilkudniowym karcerem. O ułaskawieniu dowiedział się w dniu, w którym stracono jego siedmiu kolegów.

Wspominając po latach swój pobyt przy Rakowickiej 37, Siła-Nowicki pisał przede wszystkim o ludziach, których tam spotkał. Zwracał uwagę na różnorodność społeczną lokatorów największej celi „ogólniaka”. Co ciekawe dużo miejsca poświęcił środowisku przestępców pospolitych, którzy licznie zasiedlali największą celę pawilonu ogólnego. Z punktu widzenia prawnika było to interesujące doświadczenie. Wiele lat później, wracając myślami do swego pobytu w więzieniu mokotowskim, napisał: „Tę celę rogową więzienia mokotowskiego, w której przeżyłem tak wiele, w której poznałem wielu wspaniałych ludzi, celę tragiczną, w której żegnałem tylu bliskich idących na stracenie, w której zza krat patrzyłem na ostatnią drogę tych bohaterów i słyszałem kończący wszystko pojedynczy strzał z katyniaka – pamiętać będę do końca swych dni […]”.

Zapewne doświadczenia procesu i kilkumiesięcznego oczekiwania na wykonanie wyroku spowodowały, że do końca życia Siła-Nowicki pozostał przeciwnikiem kary śmierci. Z perspektywy lat uważał, że osadzenie go we wspólnej celi z innymi więźniami oraz z Dekutowskim i sześcioma jego oficerami było dla niego szczęśliwym zrządzeniem losu. Inni więźniowie mogli zobaczyć, w jaki sposób odnosili się do niego zaporczycy, że cała ósemka była sobie bardzo bliska. W 1997 r. przed lubelskim sądem potwierdził to Jerzy Śmiechowski, który przez kilka miesięcy przebywał z nimi w jednej celi więzienia na Mokotowie: „W celi Władysław Siła-Nowicki miał duży autorytet. Był jednym z najstarszych wiekiem. Trzej chłopcy [mowa o Romanie Grońskim, Jerzym Miatkowskim i Tadeuszu Pelaku] z tej sprawy dobrze się o nim wyrażali. Mówili, że brał w czasie sprawy wszystkie winy na siebie. Starał się o to, aby możliwie odciążyć współoskarżonych, biorąc całą odpowiedzialność za całą sprawę. Mieli do niego szacunek, że odważnie występował na sprawie, odciążając współoskarżonych. Z tego co wiem, miał najwyższy wyrok, miał ze 3 lub 4 kary śmierci”.

.Jeśli po procesie Siła-Nowicki zostałby osadzony w pojedynczej celi, następnie ułaskawiony, niewątpliwie można by było snuć domysły, dlaczego tak postąpiono wobec niego, a na pozostałych zaporczykach wykonano kary śmierci. Trudno byłoby mu wtedy udowodnić, że swoje życie ocalił tylko dzięki ciotce Aldonie, która, jak napisał po latach: „zdoła przełamać wszechwładzę MBP i uzyskać od wielkorządcy, ambasadora radzieckiego polecenie dla Bolesława Bieruta, aby mnie ułaskawił”.

Ewa Rzeczkowska

Fragment książki Władysław Siła-Nowicki. Żołnierz i konspirator 1939–1956, Warszawa 2021. wyd. Instytutu Pamięci Narodowej [LINK]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 21 lutego 2022
Fot. Grzegorz ROGIŃSKI / Forum