

"Tolkien - pędzlem i piórem"
John Suffield, dziadek Tolkiena ze strony matki, odziedziczył po swych przodkach, rytownikach, grawerach i wytwórcach srebrnej zastawy stołowej, niezwykły talent. Oto brał czasem sześciopensówkę, kładł na kartce papieru, obrysowywał i używając bardzo cienkiego ołówka zapisywał wewnątrz słowa całej Modlitwy Pańskiej. Mały Ronald obserwował to z wielkim zachwytem. Dziadek był wesołym jowialnym staruszkiem z długą brodą (który dożył prawie stu lat), trudniącym się komiwojażerką po bolesnym bankructwie jego własnego sklepu tekstylnego w centrum Birmingham, które to zdarzenie odbiło się nie tylko na materialnej pozycji rodziny Suffieldów, ale też na ich estymie i poczuciu wartości własnej. Skojarzenia z krasnoludem z Ereboru chyba będą uprawnione…
Kiedy matka Tolkiena, Mabel, sama bardzo utalentowana, zaczęła domową edukację małego Ronalda, odkryła jego talent do rysowania. Zdecydowanie najlepiej udawały mu się pejzaże, portrety natury, drzewa, kwiaty i inne rośliny; przy okazji matka zapoznawała też syna z botaniką. A do tego podsuwała mu lektury bajek i baśni. Ronald szczególnie upodobał sobie Czerwoną Księgę Baśni (Red Book of Fairies) Andrew Langa – na końcu tej cudownej książki jest historia o Sigurdzie i smoku Fafnirze. Matka zaraziła syna fascynacją kaligrafią i ozdobnym pismem.
Lekcje małego Tolkiena z matką skończyły się dramatycznie szybko – Mabel Tolkien zmarła z powodu cukrzycy 14 listopada 1904 r.
Zamiłowanie i autentyczny talent do malowania i rysowania, odziedziczone po Suffieldach, zostały Tolkienowi na całe życie. Wiele napisano książek o pisarstwie Tolkiena. Na szczęście powstało też kilka o jego dziełach malarskich. Absolutnie genialna jest J.R.R. TOLKIEN. Artist & Illustrator Wayne’a Hammonda i Christiny Scull (oraz, tych samych autorów, szczęśliwie wydana po polsku, HOBBIT w malarstwie i grafice J.R.R. TOLKIENA).
Wayne Hammond i Christina Scull to prawdziwa instytucja wśród autorów poświęcających swe badania Tolkienowi. Oboje są… bibliotekarzami, co niewątpliwie widać w ich drobiazgowości, dokładności i bardzo rzetelnym opracowywaniu źródeł. W końcu to oni stworzyli THE J.R.R. TOLKIEN COMPANION AND GUIDE (I. CHRONOLOGY, II. READER’S GUIDE), poświęcone pamięci Raynera Unwina, „Mentora i Przyjaciela”, w którym opisują życie i twórczość Tolkiena z dokładnością do dnia, nie tylko do miesiąca! Teraz oczekuje na wydanie ich nowa książka – przewodnik po Władcy Pierścieni. Christina Scull jest byłym bibliotekarzem w Muzeum Johna Soane’a w Londynie oraz wydawcą magazynu The Tolkien Collector. Wayne Hammond jest zaś bibliotekarzem w The Chapin Library of Rare Books, w Williams College. Prowadzą wspólnie doskonałego bloga: Too Many Books and Never Enough.
J.R.R. TOLKIEN. Artist & Illustrator to pięknie wydany i bardzo bogato ilustrowany (ponad 200 prac!) album opowiadający o malarskiej twórczości Tolkiena, poczynając od szkiców i rysunków najwcześniejszych, z okresu, gdy miał trzynaście – czternaście lat oraz rysunków tworzonych z obserwacji (nie z pamięci), poprzez tajemnicze obrazy powstałe w związku z pracą nad Silmarillionem, rysunki do opowieści dla dzieci (Listy od Świętego Mikołaja, Pan Bliss), po ilustracje Hobbita, obrazy, szkice, mapy i faksymile do Władcy Pierścieni, aż po wzory, emblematy i godła zaprojektowane dla postaci Silmarillionu.
Z opisu autorów wyłania się obraz Tolkiena – rysownika i malarza właściwie niewiele odbiegający od jego osobowości pisarskiej – był jak tygiel, w którym mieszało się wszystko, co w życiu widział, odczuł i przeżył. Produkt końcowy nie był jednak w najmniejszym stopniu wtórny – prawdziwy wytwór geniuszu: z cytatów utworzyć nową wartość.
Pomyślałam, że warto poopowiadać o malarskiej twórczości Tolkiena, tej spoza Hobbita, żeby pokazać inna stronę jego osobowości. Ale o ilustracjach do Hobbita też będzie mowa. A na samym końcu będzie zagadka.
Nie jest łatwo opisywać słowami to, co namalowane pędzlem, piórem czy kredką, ale spróbuję. Użyjcie wyobraźni…
* * *
Najwcześniejsze dzieła oraz obrazy i rysunki tworzone z obserwacji natury znajdują się w jednym szkicowniku – The Black & White Sketch Book (wyd. Windsor i Newton), najprawdopodobniej zakupionym podczas wakacji, datowanym przez Tolkiena AUG (sierpień) 1912. Nasz ulubiony pisarz był szczególnie zainteresowany krajobrazem, głównie wiejskim, także nadmorskim i samym morzem. Malował lasy, drzewa, pagórki, rzeki, a także wiejskie domy. Używał ołówka, piórka, kolorowych kredek (kolorowe kredki Kooh – i – Noor zawsze leżały na jego biurku w Oksfordzie) i akwareli. Malował elegancko, delikatnie, miękką płynącą linią albo kropką i kreską – zupełnie zjawiskowe są na przykład motywy traw, którymi zajmował się w późnym okresie życia, trochę przypominające japońską kaligrafię.
Rysunek ołówkiem z 1910 roku przedstawia port w miejscowości Whitby – zachwyca drobiazgowością i genialnym oddaniem ulotności chwili. Po prawej beczki w porcie i domy Starego Miasta, po lewej most na rzece Eske, pod nim łodzie rybackie. W oddali wzgórza i domy. Prawie słychać krzyk mew wiszących w powietrzu nad Whitby.
Akwarela Foxglove Year datowana na 2 lipca 1913 przedstawia drzewa w lesie, a przez ich liście przesącza się miękkie światło, wydobywając rozmaite odcienie zieleni i zaznaczając purpurowo – różowe kolory naparstnic w poszyciu lasu.
Zupełnie niezwykły jest rysunek ołówkiem i kredkami High Life at Gipsy Green z 1917 roku. Tolkien bardzo rzadko w swym życiu malował postaci, a jeśli już próbował, to niemal zawsze w typie komicznym, karykaturalnym (i bardzo malutkie!). Na tym rysunku przedstawił sceny z życia w Gipsy Green, domu, w którym mieszkał z żoną i synem Johnem po powrocie z frontu we Francji. Mamy tu Edith Tolkien w ogrodzie, przed lustrem, przy toaletce – rozchlapującą wodę nad miską (sic!), przy pianinie, co ciekawe, zawsze tyłem. Obok tych miniaturek – koty, dziecięcy wózek, sam Autor w mundurze na rowerze zmierzający do obozu wojskowego (też tyłem), mały John w kołysce z baldachimem (en face), truskawka, powóz, drzewo i ptaki. Prawdziwy high life… Wygląda to jak notatki z pamiętnika.
Gdy w 1904 roku Mabel Tolkien znalazła się w szpitalu z powodu cukrzycy, Ronald i Hilary zostali wysłani do Hove w Sussex, do ciotki Jane Neave i jej męża Edwina. Z tego okresu pochodzą rysunki przygotowywane, jak się wydaje, do wysłania matce do szpitala.
Ronald narysował jeden z nich na odwrocie pocztówki – zatytułowany They Sleep in Beauty Side by Side (to cytat z popularnego wiersza), przedstawia ni mniej ni więcej tylko ciotkę i wuja o poranku w… małżeńskim łóżku. Czyżby Ronald wśliznął się ukradkiem do ich sypialni…?! Jest też rysunek przedstawiający Ronalda i wuja Edwina przy kominku zajętych „męskimi robótkami”, czyli cerowaniem i naprawami, podpisany What is Home Without a Mother (Or a Wife) – ciotka Jane musiała być wtedy w szpitalu u swej siostry Mabel… Na jeszcze innym rysunku wujek Edwin Neave, urzędnik ubezpieczeniowy, siedzi przy wysokim biurku, z kalendarzem Guardian Fire Insurance za nim na ścianie i napisem WORKING OVER TIME S.P.Q.R. Kolejny rysunek przedstawia Ronalda i wuja Edwina idących do biura i machających parasolami, podpisany FOR MEN MUST WORK… Szczególna to zapowiedź rozwoju poczucia humoru u kogoś, kto potem będzie podawał sprzedawczyni w sklepie, wraz z drobnymi, swą sztuczną szczękę. Tolkien był dobrym obserwatorem! I prowokatorem chyba też…
Rozdział J.R.R. TOLKIEN. Artist & Illustrator poświęcony dziełom ilustrującym Silmarillion (w znaczeniu legendarium, nie tytułu książki wydanej po raz pierwszy w 1977 r.) jest pasjonujący, gdyż pokazuje obrazy wyobraźni, a może nawet snów – w tych obrazach sporo jest mroku, czerni, może rozpaczy, tajemnicy, czegoś spoza tego świata. W lipcu 1913 roku Tolkien kupił szkicownik, który zatytułował później The Book of Ishness(zeszyt ten jest do obejrzenia w Bibliotece Bodlejańskiej w Oksfordzie).
Nazwy rysunków tłumaczą dobrze ten tytuł: Undertenishness, Grownupishness, Eariness, Wickedness etc. Do tego jeszcze: Before, Afterwards, Thoughts.
Undertenishness (akwarela) prezentuje dwa drzewa i drogę prowadzącą na wprost, drzewa mają czerwone liście; po obu stronach drogi znajdują się zagadkowe motywy i wzory – gdy spojrzy się na ten obraz z daleka, widać, że to nie droga, a motyl próbujący odlecieć. Grownupishness (tzn. Dorosłość – czarny tusz) zaś to dziwny, siedzący przed nami człowieczek z mnóstwem wykrzykników nad głową i podpisami: SIGHTLESS, BLIND, WELL – WRAPPED-UP.
Niesamowita para Before i Afterwards ma jedną wspólną cechę – nie da się chyba wyjaśnić, ani co właściwie przedstawia, ani jakie ma znaczenie. Before namalowano czarną i czerwoną kredką: przed oczami mamy wyjście z czarnego tunelu, na pierwszym planie po obu stronach zapalone czerwone pochodnie, tunel prowadzi do góry, do bramy w kształcie trylitu (Π), za którą jest światło, a może tak się tylko wydaje. Afterwards zaś to rysunek w niebieskiej, żółtej i brązowej kredce, bardzo eteryczny i delikatny, na którym z drzwi po lewej stronie wyłania się tajemnicza postać w długiej szacie, z wysuniętym w przód ramieniem, jak gdyby zasłaniająca dłonią światło, które razi ją w oczy; po prawej jest długi zacieniony korytarz z delikatnymi kolumnami. Być może filozoficzne przywiązanie Tolkiena do motywu mroku i światła ma z tymi rysunkami coś wspólnego.
Przepiękne akwarele w podobnym stylu The Land of Pohja (ilustracja do Kalevali), Water, Wind & Sand, Tanaqui, The Shores of Faery, The Man in the Moon, Glórund Sets Forth to Seek Túrin, Mithrim to niezwykłe kompozycje dużych plam koloru: czerni, bieli, purpury, fioletu, niebieskiego, złotego, zieleni; wydaje się, że są bardzo bliskie Art Nouveau, Art Deco, ale też mają coś z surrealizmu. Przy tym widoczne są również wpływy sztuki japońskiej.
Wspaniała akwarela Taur-na-Fúin przedstawia wielki, ciemny las z ogromnymi wysokimi drzewami o poskręcanych korzeniach. Ten obraz ma niezwykłą historię: w pierwszej wersji przedstawiał scenę z historii o Túrinie Turambarze – Beleg znajduje rannego Gwindora, elfa z Nargothrondu. Postaci elfów są malutkie, ale i tak Beleg ma przy sobie swój ogromny miecz. Obraz ten „znalazł swoją drogę” do Hobbita, w którym został Mroczną Puszczą (Mirkwood) po wymazaniu postaci elfów. We Władcy Pierścieni stał się z kolei lasem Fangorn (Fangorn Forest). Tolkien lubił przetwarzać motywy wykorzystane już wcześniej – np. wejście do pałacu króla elfów leśnych w Hobbicie (The Elvenking’s Gate) jest niemal identyczne z wejściem do pałacu w Nargothrondzie z Pierwszej Ery (Nargothrond – kilka wersji).
The Book of Ishness ma swoją własną historię. Szkicownik jest, jak zostało powiedziane, z roku 1913, ale pomiędzy 1915 a 1922 rokiem Tolkien dodał do niego tylko cztery prace, kończąc na małym studium swego najstarszego syna Johna. Potem porzucił szkicownik na pięć lat, aby w 1927-1928 powrócić do niego spektakularnie, właśnie m. in. w Glórund Sets Forth to Seek Túrin. Wtedy powstał też wspaniały Taniquetil (The Halls of Manwë), niezwykła akwarela obrazująca najwyższą górę Ardy. W najniższej partii góry świat oświetlają słońce i księżyc, wyżej są chmury i mgły, a najwyżej czarna przestrzeń roziskrzona gwiazdami – tu na szczycie płonie jasny ogień. Twórczość Tolkiena z tego okresu stoi pod znakiem gór i drzew. Góry sięgają gwiazd, a drzewa mają cechy wybitnie antropomorficzne.
* * *
Pamiętają Państwo historię tworzenia Hobbita ?
Najpierw, prawdopodobnie około roku 1929-1930, Tolkien zapisał na pustej stronie ocenianej przez siebie pracy egzaminacyjnej: IN A HOLE IN THE GROUND THERE LIVED A HOBBIT. Potem powstała Mapa Throra. Potem długo nic się nie działo… Następnie Hobbit egzystował w formie ustnej opowieści dla synów Autora. Gdy został w końcu spisany, manuskrypt krążył wśród rodziny i znajomych. Tolkien dał go do przeczytania swej uczennicy, pannie Elaine Griffith, którą z kolei polecił wydawnictwu Allen & Unwin jako korektorkę wydania Beowulfa. Panna Griffith „podała Pana Bagginsa dalej”, swej koleżance Susan Dagnall, a to w takim sensie, że nakłoniła tę pracownicę wydawnictwa Allen & Unwin do odwiedzenia Tolkiena i pożyczenia dzieła. Susan Dagnall nie trzeba było długo prosić, pojechała do Oksfordu i zdobyła Hobbita. Tyle że tamtej wersji kończył się on na śmierci Smauga. Zatem rezolutna Panna Dagnall uprosiła Tolkiena, żeby… skończył opowieść. I była skończona, w pierwszym tygodniu października 1936 roku. Stanley Unwin potrzebował już tylko rekomendacji swego 10-letniego syna, Raynera – za recenzję, oczywiście pochlebną, zapłacił szylinga i okazał się to być najlepiej wydany szyling w historii wydawnictwa. Okoliczności wydania Hobbita to materiał na inną opowieść – Rayner Unwin wspominał, że chyba nigdy żadne wydawnictwo nie dokładało tylu starań, żeby sprostać oczekiwaniom autora. „Wtrącał się” przecież do wszystkiego! Był nieznośny! Nawet ośmielił się zaprojektować i wykonać okładkę oraz obwolutę, bo nikt nie mógł zrobić tego lepiej! No, a do tego stworzył serię ilustracji, z którymi też były kłopoty („za dużo kolorów”, co wpłynęłoby na podniesienie kosztów druku i wydania). Rayner Unwin w swoich wspomnieniach (George Allen & Unwin: A Remembrancer) napisał tak: W samym tylko 1937 r. Tolkien napisał 26 listów do wydawnictwa Allen & Unwin, a otrzymał 31. Wszystkie jego listy są pisane ręcznie, często miewają do pięciu stron. Były szczegółowe, swobodnie rozwijające temat, często zgryźliwe, ale nieskończenie wręcz uprzejme i irytująco precyzyjne. Czas i cierpliwość, które wydawcy Tolkiena poświęcili temu, co powinno być prostym składem, są zdumiewające. Wątpię, by dzisiaj jakiś autor, choćby bardzo sławny, był traktowany z tak skrupulatną uwagą.
Ilustracje do Hobbita powstały właściwie już po jego napisaniu. Zupełnie inaczej było z ilustracjami do Władcy Pierścieni. Te ilustracje są jakby surowe, bo powstawały w trakcie pisania, może zamiast szkicu czy konspektu. Genialny rysunek ołówkiem, kredkami, czarnym i czerwonym tuszem Barad-dûr przedstawia potężną wieżę tej twierdzy z mostem po prawej i małą bramą; po lewej stronie, głęboko w dole, płynie rzeka lawy, która kończy się w oddali na górze ziejącej ogniem (uwaga: w filmie też są takie obrazy). Niemal żywe drzewo na narysowanym kredkami Old Man Willow bardzo porusza wyobraźnię. Wspaniale wygląda Brama Morii, skomponowana z dwóch części: górna to sama brama, przed nią rozlewisko rzeki wypływającej spod bramy, a poniżej rzeka spada w dół i płynie dalej. Ściana Morii jest potężna, wysoka i gładka (myślę, że wielbiciele serialu Gra o Tron mieliby pewne skojarzenia), a brama malutka, otoczona przez dwa drzewa.
Wiele szkiców Tolkien wykonał na rękopisie, tak np. wygląda rysunek wodospadów Rauros, portret Hornburga i Helmowego Jaru. Jako odrębne od tekstu obrazy powstały Dunharrow i Orthank. Na marginesie dobrze wspomnieć, że te wizje Tolkiena mają swe odzwierciedlenie w filmach Petera Jacksona. Co, jak sądzę, świadczy o tym, że twórcy WP i H poparli swą własną twórczość filmową rzeczywistą wiedzą o twórczości Tolkiena. W końcu, Tolkien podobnie postępował w swym pisarstwie. Czerpał i znał, ale nie kopiował.
Nie wolno zapomnieć, że Tolkien sam wykonał obwoluty do wszystkich trzech części Władcy Pierścieni w pierwszym wydaniu 1954-1955.
Warto też wspomnieć o niezwykłych kartach z Księgi Mazarbul, którą Drużyna znajduje i czyta przy grobie Balina, syna Fundina, władcy Morii. To doskonały przykład Tolkienowego dążenia do uwiarygodnienia opowieści (authentification)- tekst z tych stronic zapisano, albo lepiej – namalowano – na trzech osobnych kartach papieru, a to uwiarygodnienie polega na podziurawieniu, nadpaleniu i poszarpaniu brzegów, a na stronach widać stare ślady „krwi”. Tekst zapisano runami z Morii i Ereboru, pismo jest rozedrgane, na końcu się dramatycznie urywa… Pamiętacie?: The Watcher in the Water took Óin. We cannot get out. The end comes… drums, drums in the deep… they are coming.
Swoją drogą,Gandalf czytający Księgę Mazarbul zapewne wygląda podobnie do Tolkiena studiującego Beowulfa…
Karty Księgi Mazarbul trafiły do wydań Władcy Pierścieni. Inne wspaniałe ilustracje niestety nie, ze względu na konieczność ograniczenia kosztów wydania, chociaż Tolkien chciał, aby Władca Pierścieni był ilustrowany tak, jak Hobbit.
Jak to więc z Hobbitem było? Staranny opis znaleźć można nie tylko w albumie Hammonda i Scull, ale też w ich książce HOBBIT w malarstwie i grafice J.R.R. Tolkiena, a oprócz tego w THE ANNOTATED HOBBIT (Hobbit z objaśnieniami) Douglasa A. Andersona.
„Rękopis domowy”, jak się wydaje, zaopatrzony był w ilustracje. Nie da się jednak teraz ustalić, które to były dzieła. Tolkien sporządził też mapy, z których pięć dołączył do tekstu dostarczonego wydawnictwu Allen & Unwin w październiku 1936 roku. Zbiór wszystkich ilustracji związanych z Hobbitem liczy sobie około siedemdziesięciu (70!) sztuk. Osiem czarno-białych ilustracji i pięć barwnych oraz dwie mapy to obecnie swoisty „kanon”, ale wytworzenie tego standardu zajęło trochę czasu. Prawdopodobnie wszystkie czarno-białe rysunki do Hobbita powstały pomiędzy grudniem 1936 a połową stycznia 1937 roku. 4 stycznia 1937 roku Tolkien wysłał do Allen & Unwin mapę Throra i mapę Dziki Krain (co do pozostałych, uznał, że nie są potrzebne), a także cztery rysunki: BRAMA KRÓLA ELFÓW, MIASTO NA JEZIORZE, BRAMA GŁÓWNA i MROCZNA PUSZCZA. Po dwóch tygodniach przesłał następne sześć czarno-białych ilustracji: WZGÓRZE: HOBBITON ZA WODĄ, TROLLE, GÓRSKA ŚCIEŻKA, GÓRY MGLISTE OD WSCHODU, SALA W DOMU BEORNA i HOL W BAG END. Pierwsze brytyjskie wydanie zawierało jedynie dziesięć czarno-białych rysunków oraz dwie mapy. 25 kwietnia 1937 roku Tolkien dostarczył ostateczną wersję okładki (i obwoluty).
Cztery (z pięciu) kolorowych ilustracji Hobbita zostały namalowane w połowie lipca 1937 roku, jedynie barwna wersja WZGÓRZE: HOBBITON ZA WODĄ powstała w sierpniu tego roku. Tak więc kolorowe rysunki to: wspomniane WZGÓRZE, RIVENDELL, BILBA OBUDZIŁO WCZESNE SŁOŃCE ŚWIECĄCE MU W OCZY, BILBO PRZYBYWA DO SZAŁASÓW ELFICH FLISAKÓW, ROZMOWA ZE SMAUGIEM.
Pierwszy nakład Hobbita, półtora tysiąca egzemplarzy, ukazał się w Wielkiej Brytanii 21 września 1937 roku i sprzedał się tak szybko, że przed Bożym Narodzeniem trzeba było zrobić dodruk. Drugi nakład wyszedł na początku grudnia 1937 roku, część nieoprawionych egzemplarzy (dokładnie 423 sztuki) uległa zniszczeniu w listopadzie 1940 roku wskutek zbombardowania magazynów wydawnictwa. W drugim nakładzie brytyjskim wykorzystano cztery barwne ilustracje.
W Stanach Zjednoczonych Houghton Mifflin wydał Hobbita na początku marca 1938 roku, z kolorowymi ilustracjami. NEW YORK HERALD TRIBUNE przyznało Autorowi nagrodę 250 dolarów na najlepszą książkę sezonu dla młodzieży. Gdy czek na pięćdziesiąt funtów (wielka kwota w tamtych czasach) dotarł do Tolkiena (co działo się o poranku przy śniadaniu), ten natychmiast oddał go żonie, aby zapłaciła zaległy rachunek za poradę lekarską (John i Priscilla Tolkien napisali o tym w The Tolkien Family Album).
Kolejne wydania Hobbita, także w innych językach, były ilustrowane przez wielu artystów, m. in. przez Tove Jansson, Mamę Muminków. Brytyjskie wydanie z 1961 roku opatrzyła ilustracjami Pauline Baynes, bardzo ceniona artystka, która stworzyła także rysunki do Opowieści z Narnii C.S. Lewisa (1950-1956). Tolkien bardzo lubił prace Pani Baynes, ale to już zupełnie inna historia… Współcześni najbardziej znani ilustratorzy Tolkiena to Ted Nasmith, Alan Lee i John Howe.
Jak wspomniałam, Tolkien wybrał do wydania tylko dwie mapy, ale było ich więcej. Na podstawie analizy szkiców oraz korespondencji (z Charlesem Furthem, kierownikiem do spraw produkcji w Allen & Unwin) można przyjąć, że powstały następujące mapy: MAPA THRORA, DZIKIE KRAINY (WILDERLAND), mapa Gór Mglistych i górnego biegu Wielkiej Rzeki (Anduiny), mapa Samotnej Góry i jej okolic, mapa Jeziora Długiego z widokiem Samotnej Góry.
Tolkien chciał, aby runy księżycowe na Mapie Throra można było przeczytać tylko po skierowaniu w stronę światła. Nie udało się, bo mapy opublikowano jako wyklejki, w związku z czym runy (anglosaskie) umieszczono w formie konturów liter, żeby zaznaczyć ich magiczną naturę.
Mapę Throra trzeba było „przemalować”, aby nie było na niej zbyt wielu kolorów (np. czerwony był zbyt drogi!). Takie problemy dotyczyły też ilustracji – na słynnej obwolucie Hobbita oryginalnie czerwone słońce wychodziło bladoróżowe. A wszystko to związane było z techniką. Druk w technice kliszy kreskowej (line-block) nadawał się do reprodukowania grafik o mocnej kresce i wyraźnych kropkach, czyli do publikowania rysunków tuszem i piórkiem (np. takich jak TROLLE). Ale gdy trzeba było opublikować ilustracje kolorowe, w grę wchodziła tylko technika kliszy siatkowej (half-tone), znacznie droższa, używano przy tym śliskiego papieru powlekanego. Akwarele Tolkiena drukowano za pomocą kliszy siatkowej, ale używano do tego wielu klisz drukarskich – żeby je uzyskać, stosowano filtry, które wyodrębniały w grafice kolory oraz czerń.
Tworząc ilustracje do Hobbita, Tolkien miał za sobą wieloletnie doświadczenie z tym zakresie, także w kwestii tworzenia rysunków dla dzieci. Dobrze jest pamiętać, że np. Pan Bliss jest publikowany jako faksymile, gdyż został wykaligrafowany i narysowany (w polskim wydaniu tekst polski jest drukowany).
Czarno-białe WZGÓRZE: HOBBITON ZA WODĄ zostało użyte tylko raz, jako frontyspis pierwszego brytyjskiego wydania, potem zastąpiono je cudowną akwarelą, na której znajdziemy nie tylko Bag End, ale też Bagshot Row, drzewo urodzinowe, młyn Sandymana, a dalej, za Wzgórzem, widać nawet to, co we Władcy Pierścieni określone jest jako Północna Ćwiartka.
Przepiękna akwarela RIVENDELL jest w gruncie rzeczy wspomnieniem Tolkiena z wycieczki w szwajcarskie Alpy i prawie na pewno przedstawia dolinę Lauterbrunnen na południe od Interlaken. Ilustruje bardzo charakterystyczną cechę ilustracyjnej twórczości Tolkiena – jest sama w sobie opowiadaniem: o schodzeniu w głąb doliny między górami aż do Ostatniego Przyjaznego Domu, przy czym droga zaczyna się z prawej strony przy bardzo pięknej smukłej i delikatnej brzozie, potem wzrok podąża ścieżką w dół do wąskiego mostu na rzece, a na horyzoncie widać góry i wyróżniający się jeden wysoki szczyt…
Niezwykły i bardzo realistyczny orzeł z BILBA OBUDZIŁO WCZESNE SŁOŃCE ŚWIECĄCE MU W OCZY został „odwzorowany” z atlasu ptaków brytyjskich Alexandra Thornburna. Akwarela ta jest ciekawa z jeszcze jednego powodu: otóż po lewej stronie, za orłem, leży malutki Bilbo, który ewidentnie ma na nogach… wysokie czarne BUTY z cholewką. Tolkien napisał raz o tym, że przegapił wspomnieć w tekście książki, iż od wyjścia z Rivendell do powrotu tamże Bilbo nosił buty, pomimo, że jego stopy właściwie ich nie potrzebowały. Nie umknęło to jednak Autorowi na ilustracji (may the hair on his toes never fall out!).
SALA W DOMU BEORNA, czarno-biała, jest w gruncie rzeczy inspirowana wnętrzem nordyjskiego (wikińskiego) domu z pracy E.V. Gordona An Introduction to Old Norse. Nieco podobnie rzecz się ma z także czarno-białym MIASTEM NA JEZIORZE – miasto przypomina prehistoryczne osady na jeziorach, charakterystyczne dla Europy epoki kamienia i brązu (np. Robert Munro: Les stations lacustres d’Europe aux âges de la pierre et du bronze, 1908). Wiadomo ze źródeł historycznych oraz wyników badań archeologicznych, że podobne osady na jeziorach znajdowały się m. in. w Szwajcarii, Szkocji, Anglii, południowej Bułgarii i w okolicach Morza Egejskiego w Grecji.
Tolkien, bardzo krytyczny wobec swoich prac, a już wobec ilustracji w szczególności, upodobał sobie wyjątkowo akwarelę BILBO COMES TO THE HUTS OF THE RAFT – ELVES. Na pierwszym planie mamy Bilba płynącego na beczce, cztery beczki płyną przed nim, jedna wyłania się za nim, po obu brzegach rzeki mamy wielkie drzewa, które tworzą rodzaj bramy (ulubiony motyw Tolkiena), po prawej widać drugą odnogę rzeki Leśnej, a więc zbliżamy się do miejsca, w którym te odnogi się łączą. Po lewej widoczny już zacieniony piaszczysty brzeg rzeki i chaty elfich flisaków, dalej wysokie czarne wzgórze, zza którego właśnie wyłania się jasne słońce i oświetla widoczne w dali Jezioro Długie. Panuje tu cisza i szczególna świeżość, dająca wrażenie ulgi po przygodach w Mrocznej Puszczy i po ucieczce z pałacu Króla Elfów, zapewne dzięki użytym kolorom – dominuje niebieski, zielony w wielu odcieniach, nieco brązu i szarości oraz czerni, także żółty. Wykaligrafowany na dole tytuł ilustracji jest ozdobiony bordiurą z wzorem drzew i rzeki.
Szczególna jest też czarno-biała THE HALL AT BAG END, a to ze względu na zaburzone proporcje i inne „nieścisłości”. Pan Baggins jest zbyt mały, aby dosięgnąć do własnej klamki i w ogóle za mały w swoim własnym domu pod Pagórkiem! Obszar za drzwiami został zacieniony tak, że nie widać niemal klucza tkwiącego w zamku. Krzesełko po lewej jest bardzo malutkie, podczas gdy to po prawej zbyt duże. Ale najciekawsze dzieje się za okrągłymi drzwiami – widzimy tam DROGĘ po horyzont, na którą zawsze można wstąpić, wystarczy tylko przekroczyć próg. To niebezpieczne wychodzić poza próg domu, właśnie dlatego, że czeka tam Droga…
Henri Cartier – Bresson stwierdził, że dobra fotografia to taka, która pokazuje, co się zdarzyło przed i co się zdarzy po chwili utrwalonej na zdjęciu. Ta myśl da się zastosować do ilustracji Tolkiena. Poza tym, co narysowane, jest przeszłość i przyszłość, powtarza się motyw drogi, czegoś poza i spoza, jak na The Elvenking’s Gate – na wzgórzu za pałacem biegnie droga w kształcie litery S, prowadząca za to wzgórze. Nie można się zatrzymać, trzeba iść dalej. The Road goes ever on… Malarstwo Tolkiena to też opowieść, tyle że przy użyciu innych środków niż słowa.
* * *
Z ta malarską (ilustracyjną) twórczością Tolkiena jest jednak pewien problem. Tolkien (najwyraźniej zmieniając pogląd) napisał kiedyś, że opowieści nie powinny być ilustrowane, że wystarczy jedynie umiejętne namalowanie Krainy Baśni słowem, a Czytelnik będzie mógł doświadczyć samodzielnego, swobodnego, niezależnego, wolnego Tworzenia własnego świata tak, jak zrozumie słowa. Autor nie powinien narzucać Czytelnikowi własnej wyobraźni.
Rayner Unwin swej recenzji Hobbita napisał przecież ze znawstwem dziesięciolatka: Ta książka, z pomocą map, nie potrzebuje żadnych ilustracji jest dobra i powinna podobać się dzieciom od lat 5 do 9 (interpunkcja oryginalna).
Jak wspomniałam wyżej, wizje Tolkiena musiały wpłynąć na koncepcje artystyczne filmów Petera Jacksona – można twierdzić, że to dobrze, bo przynajmniej „niczego nie zepsuł” (tak pewnie myślą tolkieniści), ale z drugiej strony można zastanawiać się, co stworzyłby duet John Howe i Alan Lee, gdyby Tolkien nie miał talentu do malowania albo gdyby go przynajmniej nigdy nie ujawnił przed światem.
Pozostawiam Każdemu do rozważenia.
Czymże jednak byłby Hobbit bez ilustracji?!
Jeszcze słowo o Zagadce. Choć właściwie należy to nazwać zaskoczeniem. Albo odkryciem. A właściwie nie wiem, jak to nazwać (nie ma już takich słów w języku ludzi, więc chyba rozumiem, jak się czuł Bilbo na widok Smauga). Jest taki rysunek Tolkiena The End of the World, opublikowany w J.R.R. TOLKIEN. Artist & Illustrator.Odważę się go opisać…
Rysunek ma układ pionowy. Po prawej stronie jest wielkie urwisko, namalowane w odcieniach brązu i zieleni (kolorowymi kredkami), po lewej niebieska niespokojna otchłań bez dna, ze słońcem, księżycem, gwiazdami, naszkicowana kreską w manierze van Gogha, w kształcie pętli, okręgów, fal i temu podobnych wzorów. Niby nic się nie dzieje, gdyby nie jeden szczegół, którego właściwie na początku nie zauważamy. Oto malutki człowieczek w kapeluszu, zmierzając wyprostowany przed siebie z podniesioną głową, śmiało (desperacko?) stawia wielki krok w przepaść…
Tak jeden świat się kończy, ale zaczyna kolejny, świat, który dotąd był tylko w wyobraźni, a teraz można go doświadczyć. Żeby tak się jednak stało, trzeba coś stracić, porzucić… Jeśli to jest komentarz do samego Tolkiena, to chyba mówi wszystko… Gdy rysował The End of the World, miał około 20 lat.
A może jest to po prostu ilustracja do Baśni…?
Magdalena Słaba