Marcin KĘDRYNA: „Thank you, USA”

„Thank you, USA”

Photo of Marcin KĘDRYNA

Marcin KĘDRYNA

Analityk polityczny. Wieloletni współpracownik Andrzeja Dudy, b. dyrektor Biura Prasowego Kancelarii Prezydenta RP.

Atak rosyjskich dronów nie musi wcale być prowokacją, może być reakcją na dotkliwe dla Rosji działania Donalda Trumpa, z kolei polskie reakcje na słowa amerykańskiego prezydenta o „rosyjskim błędzie” są przesadzone i do niczego dobrego nie doprowadzą – pisze Marcin KĘDRYNA

.To mógł być błąd – powiedział prezydent Donald Trump, zapytany przez dziennikarza o naruszenie przez rosyjskie drony polskiej przestrzeni powietrznej. Prezydent Stanów Zjednoczonych dodał, że niezależnie od tego, że mógł to być błąd, nie jest zadowolony z całej tej sytuacji, ale ma nadzieję, że to się zakończy.

– Cieszy to, że Trump jest „niezadowolony” z całej sytuacji, bo przecież mogła go rozbawić – skomentował na zwanym „portalem X” Twitterze Kamil Dziubka z Onetu. Wyraził w ten sposób powszechne w Polsce oburzenie, biorące się z tego, że prezydent Stanów Zjednoczonych w kwadrans po upadku na polską ziemię pierwszego z tych kilkunastu rosyjskich dronów nie ogłosił, że w rewanżu zetrze z ziemi rosyjskie państwo, używając strategicznej broni jądrowej, albo przynajmniej nie powiedział, iż tak nie wolno.

Zostawmy redaktora Dziubkę, który jest jedną z tysięcy ofiar sytuacji, w której za autorytety z dziedziny geopolityki uchodzą redaktor Bartosz Wieliński czy doktor – proszę mi wybaczyć, jestem z Krakowa, a u nas posłem tytułuje się człowieka, który raz zaparkował przy Wiejskiej – Jacek Bartosiak.

Gorzej, że Radosław Sikorski, tytułowany przez CNN – co w sumie zabawne – polskim wiceministrem spraw zagranicznych, próbuje imputować prezydentowi Trumpowi, że Putin z niego drwi.

No i o ile do redaktora Dziubki nie ma co mieć pretensji, to minister Sikorski powinien dopuszczać do siebie możliwość tego, że istnieje szansa, iż rosyjskie drony lecące do Polski, podobnie jak pożar wagonów na Litwie, spowodowany podpaleniami blackout w Niemczech, a nawet polityczny mord w Stanach – to odpowiedź na ostatnie amerykańskie działania dotyczące gazu i ropy.

Cóż się wydarzyło w ciągu ostatnich dni? OPEC zdecydowanie zwiększył wydobycie, więc spadła cena ropy. Największa rafineria w Indiach przestała przyjmować rosyjską ropę, gdyż – to trochę skomplikowane – przestali do niej wysyłać ropę Arabowie, a bez arabskiej ropy rafineria ta nie może rosyjskiej ropy przetwarzać. Firmy ubezpieczeniowe zdecydowanie podniosły stawki dla ostatnich ubezpieczonych wożących rosyjską ropę zbiornikowców. (Bez ubezpieczenia nie da się wpływać do portów). No i jeszcze ogłoszono wielką inwestycję w instalacje gazowe w Mozambiku. Innymi słowy, Rosjanie dostali niemożebny łomot. I to w bardzo bolesne miejsce. W pieniądze.

Istnieje więc spora szansa, że się postanowili odwinąć, a w związku z tym, że mają w sumie dość ograniczone możliwości, zrobili to tak, a nie inaczej. Padło na nas. Powinniśmy z tego oczywiście korzystać, wzywając sojuszników do wsparcia, ale na pewno nie powinniśmy czepiać się Amerykanów i amerykańskiego prezydenta. Bo nic dobrego to nie przyniesie. Minister Sikorski powinien sobie z tego zdawać sprawę, jest przecież ojcem amerykańskich obywateli, w tym amerykańskiego żołnierza. Nic dobrego to nie przyniesie, bo Amerykanie są inni.  

.Wiosną 2016 roku przysłuchiwałem się spotkaniu prezydenta Andrzeja Dudy z przedstawicielami instytucji o dość pretensjonalnej nazwie The Institute of World Politics. Przy średniej wielkości stole siedzieli emerytowani funkcjonariusze Departamentu Stanu (tych było najwięcej), Departamentu Obrony i Centralnej Agencji Wywiadowczej.

Z całego spotkania zapamiętałem jedną wypowiedź: „Wy w Europie, gdy widzicie, że wyglądamy jak wy, mieszkamy w takich samych domach jak wy i jeździmy takimi samymi samochodami jak wy, myślicie, że jesteśmy tacy sami jak wy. A nie jesteśmy. Jesteśmy inni. Jeżeli tego nie zrozumiecie, nie będziecie się mogli z nami porozumieć” – mówił były funkcjonariusz CIA. Istnieje podejrzenie, że zapamiętałem to dlatego, że był Afroamerykaninem, a ja przecież rasizm wyniosłem z lektur z mojej szkoły podstawowej.

Co prawda mieliśmy w klasie koleżankę o wyraźnie ciemniejszym odcieniu skóry i nikt na to nie zwracał uwagi. Do mnie fakt, że jedno z jej rodziców musiało być czarnoskóre, dotarł wiele lat później. Mniej więcej w podobnym czasie jak to, że W pustyni i w puszczy czy Murzynek Bambo musiały ze mnie zrobić rasistę, a to, że nie mobbingowaliśmy naszej koleżanki, musiało wynikać wyłącznie z naszego braku spostrzegawczości.

W każdym razie słowa, które wypowiedział były funkcjonariusz CIA, miały głęboki sens. Ale miały też drugie dno. Otóż na co dzień jeżdżę amerykańskim samochodem i ten samochód jest zupełnie inny niż samochody europejskie. Jego amerykańskie określenie „truck” nie ma dobrego polskiego odpowiednika. Półciężarówka? Nikt tak już nie mówi. Zdarzało mi się też bywać w amerykańskich domach. U nich nawet spłuczki w toaletach działają inaczej.

Czyli tak jak my nie rozumiemy, jacy są Amerykanie, tak Amerykanie, nawet tacy z CIA, nie rozumieją, jacy są Europejczycy. Efekt tego jest taki, że się nawzajem nie rozumiemy tak bardzo, że nie rozumiemy, jak bardzo nie rozumie nas druga strona. Na przykład Polakom nie mieści się w głowie, że Amerykanie – nawet ci niby mądrzy – nie przyjmują do wiadomości tego, jak wygląda polski ustrój. Przede wszystkim nie za bardzo dopuszczają do siebie faktu o istnieniu premiera. No bo skoro mamy, jak oni, bezpośrednio wybieranego prezydenta, to on, jak u nich, musi rządzić. Nikt inny nie jest potrzebny.

.Kilka lat temu, prawie pewnie dziesięć, Ministerstwo Cyfryzacji z Kancelarią Premiera zorganizowały imprezę, na którą zaproszono śp. Susan Wojcicki. Jak to na PiS-owskiej imprezie, wszyscy chcą przemawiać, a jak już przemawiają, robią to zbyt długo. Więc się wszystko poprzesuwało. W końcu przemawiać ma premier Beata Szydło, a tu nagle Susan Wojcicki wstaje i wychodzi. Była umówiona w Pałacu Prezydenckim. Organizatorzy w szoku, gdyż przecież jakiekolwiek interesy by miała w Polsce do załatwienia, załatwić by je mogła z panią premier. Wybrała prezydenta. I zrobiła to z pełnym przekonaniem.

Mógłbym takich historii przypomnieć mnóstwo. Przypomnę jedną. Wspólny wyjazd do Stanów prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska. Do prezydenta Johna Bidena. Demokratycznego prezydenta. Prezydenta, który miał być śmiertelnie obrażony na Andrzeja Dudę za spóźnione gratulacje. I co? I nic. Premier Tusk był przez prezydenta Bidena traktowany jak kolejny członek prezydenckiej delegacji. Świetnie to widać na zdjęciach Kuby Szymczuka.

Dziesięć lat temu przyszedł do mnie pewien doświadczony dyplomata, wiele lat pracujący w Stanach, współpracownik wcześniej ministra Sikorskiego. Udało mu się z moją pomocą załatwić jedną rzecz z prezydentem Dudą – nie będę się rozpisywał na ten temat, w każdym razie dobrą dla polskich interesów – miał więc nadzieję, że to, co mi powie, trafi do prezydenckich uszu. Zresztą, jak się później dowiedziałem, nie byłem jedynym kanałem, który próbował wykorzystać. Powiedział coś takiego – Prezydent mówi, że Amerykanie muszą wysłać wojska do Polski, na wschodnią flankę NATO. Problem polega na tym, że Amerykanie to mocarstwo, a mocarstwa mają swoje kompleksy. Jednym z nich jest to, że uważają, iż nikt nie może im niczego kazać robić. Bo są mocarstwem. Więc jeżeli chcemy, żeby przysłali tu swoich żołnierzy, jeżeli wysłanie tu żołnierzy jest w amerykańskim interesie, nie możemy mówić, że muszą to zrobić, bo tego nie zrobią. Nawet wbrew swojemu interesowi. Działo się to za czasów Obamy, czyli – z dzisiejszej perspektywy – polityka w starym stylu. Dziś prezydentem jest Donald Trump, który Barackiem Obamą nie jest. Jest zdecydowanie bardziej prezydentem mocarstwa.

.Rozmowę z rzeczonym dyplomatą przypomniałem sobie, oglądając niesławną wizytę Wołodymyra Zełenskiego w Gabinecie Owalnym. No i komentarz do tej wizyty Piotra Kraśki. Na prezydenta mocarstwa nie wolno krzyczeć w jego gabinecie, nawet jeżeli się jest bohaterem Wolnego Świata. Minister Sikorski, mówiąc, że Putin kpi z pokojowych działań Donalda Trumpa, nie osiągnie dla Polski niczego dobrego. Pozostaje nam mieć nadzieję, że nikt tego nie zauważy. Cóż, według dziennikarza CNN jest tylko wiceministrem spraw zagranicznych.

Marcin Kędryna

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 12 września 2025