Michał BONI: "Śmierć Plejady"

"Śmierć Plejady"

Photo of Michał BONI

Michał BONI

Poseł do Parlamentu Europejskiego. Były minister pracy i polityki socjalnej, sekretarz stanu odpowiedzialny m.in. za politykę rynku pracy, szef zespołu doradców strategicznych Prezesa Rady Ministrów, minister administracji i cyfryzacji.

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Umierają najlepsi. Odchodzą zostawiając nas w zaskoczeniu. Wyciszają swoją obecność prawie aż do zapomnienia – by powrócić na jedno mgnienie chwili wspomnień. Żegnają się spokojnie przyjmując z pokorą werdykt losu. Zawsze, kiedy porzucają nas wybitni – czujemy, że odchodzą najlepsi, sama plejada.

Odeszła Nina Andrycz.

W rozmowie dla RMF Classic, Łukasz Maciejewski wspominając Ją – powiedział z ciepłem i uznaniem, że była wspaniałą dziewiętnastowieczną aktorką. Jakże nam zaczyna brakować aktorów, którzy mówią piękną polszczyzną i mają  w sobie klasę, by grać królów i królowe. Kiedy umarł Andrzej Łapicki i oglądałem przez kilka godzin filmy z nim na TVP Kultura – zadawałem sobie pytanie, czy ktoś tak jak on zagra jeszcze polskiego inteligenta?  Bo, z całym szacunkiem, wspaniały Robert Więckiewicz jako bohater filmu „Pod mocnym aniołem”, a zarazem jako Wałęsa w filmie Wajdy – jest po prostu i aż wspaniałym aktorem. I cieszę się, że nie reklamuje żadnego banku…

Jakże brakuje nam mistrzów słowa, którzy potrafiliby opisać nie tylko czas, którego doświadczamy, ale całą międzyepokę, w jakiej żyjemy rozumiejąc istotę ciągłego przejścia, jakie towarzyszy światu. Od pospiesznych, literacko ogarniętych, ale intelektualnie płaskich diagnoz otaczającej rzeczywistości, wolę czytać Jacka Bocheńskiego „Zapamiętanych”. Tam, w żałobnych przemówieniach wraca cała historia wspaniałych postaci polskiej literatury, nauki, kultury – żegnanych przez Bocheńskiego z ciepłem, ale i też z  klasą pozwalającą mu widzieć więcej, niż nam się wydaje, rozumieć głębiej, niż to właściwie możliwe.

Ludzie Plejady mają klasę, ludzie Plejady mają przenikliwość. Za trochę, za trochę trzeba będzie napisać  –  mieli przenikliwość.

Kiedy w meandrach polskiego losu Słowacki pracował jako urzędnik, a prawie dwa pokolenia później Prus spisywał kroniki dziennikarskie Warszawy, a jeszcze jedno pokolenie do przodu ojciec Zofii Nałkowskiej budował redakcję „Głosu”, gdzie można było dyskutować, pić herbatę, ale i przespać noc, jak się nie miało gdzie – to wykuwał się wówczas etos polskiej inteligencji. Materialnie często wydziedziczonej, ale z klasą codziennego bycia. Przenikliwej aż do bólu, bo intelektualna nierzetelność mogła być uznana za hańbę. Czułej na polską rzekę podziemną płynącą mimo ograniczeń cenzury i zakazów wolności. Jakby nie było – z tego byli: i Piłsudski, i Dmowski. Z tego dziedzictwa wyrośli powstańcy warszawscy 1944 roku, ale i krytycy starej rzeczywistości, ogarnięci – jak pisał Miłosz – ukąszeniem heglowskim. Z tego dziedzictwa i hartu losu był niezłomny profesor Kuratowski, Ajdukiewicz, Ossowski, prowadzący przez lata Teatr Współczesny w Warszawie Erwin Axer i Jego syn, Jerzy, reformator Uniwersytetu. A czy Leon Schiller, kiedykolwiek był ogarnięty jakimś ukąszeniem?

Jest fenomenem, jak wplótł się ze swoją niezależnością – każdą: polityczną, artystyczną, intelektualną, etos i misja inteligencji w zawiłe historie PRL. Wielkość Niny Andrycz nie brała się z Jej prywatnych związków z Cyrankiewiczem, wielkość pisarstwa Iwaszkiewicza nie brała się z Jego zawiłej gry z władzami, a wielkość Kołakowskiego była ufundowana nie tylko na rozliczeniu z filozofią marksizmu, ale na umiejętnej analizie świadomości religijnej czasów Spinozy. Plejada jest Plejadą bez względu na rytmy bieżącego życia – politycznych plenów, rad krajowych partii, ataków zimy, medialnych dyskusji.

Odchodzą najlepsi. Jest coraz bardziej pusto.

Dawnych inteligentów wymiotła fala profesjonalistów wnikających we wszystkie dziedziny życia z rzekomą wiedzą  –  ale bez przenikliwości i uważności, po co się coś robi. Dawne autorytety, do rozmowy z którymi dziennikarze przygotowywali się tygodniami – zostały zastąpione przez celebrytów, szybko odpowiadających na szybko zadawane pytania, z których nic, nic, nic nie wynika. Ale to sądy celebrytów: aktorów, sportowców, dziennikarzy, uczonych, polityków, policjantów i meteorologów budują zdania, jakich miliony Polaków używają każdego dnia w prostym naśladownictwie, nie wymagającym żadnego namysłu. 

Dawne opiniotwórcze gazety, grubo nasączone farbą drukarską, które dawały przyjemność lektury i rodziły np. chęć rozmowy  ze znajomymi o tym, co ktoś napisał – giną w konkurencji z portalami, gdzie jest tylko informacja, a na mądry komentarz nie ma czasu. Kiedy patrzę na portale, i widzę, z kronikarską dokładnością wyliczane godzina po godzinie wszystkie zabójstwa, wypadki samochodowe, wejścia CBA gdziekolwiek i po cokolwiek, to uzyskuję obraz świata, który jest karykaturą. Chałturnicy służą tej karykaturze. I nikt nie pamięta, że w oparciu o kroniki Prusa można było odtwarzać całość życia warszawskiego w drugiej połowie XIX wieku.

Plejada.. najlepsi… przenikliwi…wrażliwi….czuli…otwarci na innych…mówiący pięknie (co znaczyło mądrze) i słuchający z talentem. Nina Andrycz zawsze mi się kojarzyła z niecodziennością głosu, z tym,  jak płynęło Jej mówienie. W jakimś eseju, Konstanty Puzyna napisał o tym, jak ona umiała najpierw słuchać.  Tu jest sedno sprawy  –  najlepsi, z silnym ego zawsze umieli słuchać, tylko wiedzieli kogo i czego… Pamiętajmy o nich, pamiętajmy o ich portretach.

Odchodzą najlepsi. Tak działa czas, tak działa natura i historia splecione ze sobą. Ale –  czy najlepsi muszą tylko odchodzić?  W ekonomii często bywa tak, że gorszy pieniądz wypiera lepszy. Więc, żeby najlepsi nie tylko, w szerokim sensie tego słowa, odchodzili – trzeba zmienić tę zasadę. Trzeba odsunąć źle pojmowaną ekonomię chociaż z niektórych pól naszego życia publicznego – i przyjąć regułę: tu się nie sprzedaje, tu się mówi !  Wszędzie się nie da…

Michał Boni  

2 lutego 2014 r.

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 stycznia 2014