80 lat temu gen. Władysław Sikorski zginął w katastrofie lotniczej

80 lat temu, 4 lipca 1943 r., w katastrofie samolotu w wodach wokół Gibraltaru zginął gen. Władysław Sikorski, współautor zwycięstwa nad Armią Czerwoną w 1920 r., w czasie II wojny światowej Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych i szef rządu RP na uchodźstwie.
Gen. Władysław Sikorski – sylwetka premiera Rządu RP na uchodźstwie
.Pomiędzy kwietniem a lipcem 1943 r. Polacy w okupowanym kraju oraz na uchodźstwie otrzymali trzy dramatyczne informacje. W kwietniu 1943 r. Niemcy ujawnili odkrycie mogił polskich oficerów w lesie pod Katyniem. Kilkanaście dni później Związek Sowiecki zerwał stosunki dyplomatyczne z Polską, państwem do tej pory sojuszniczym. W tym samym czasie Stalin rozpoczął przygotowania do powołania podporządkowanej sobie armii polskiej i przyszłego marionetkowego rządu w kontrolowanej przez siebie Polsce. Na początku lipca władze Polskiego Państwa Podziemnego ogłosiły dramatyczną informację o aresztowaniu 30 czerwca gen. Stefana Roweckiego „Grota”, dowódcy Armii Krajowej. Był on symbolem podziemnej walki o niepodległość i gwarantem ciągłości państwa. Podobną symboliczną rolę spełniał premier Władysław Sikorski, którego słowa docierały do Polski za pośrednictwem fal radiowych i przywracały nadzieję na kres okupacji.
Już jesienią 1939 r. na murach polskich miast i w rodzącej się prasie konspiracyjnej pojawiało się hasło „Słoneczko wyżej, Sikorski bliżej”. Śmierć premiera i Wodza Naczelnego była więc szokiem dla opinii publicznej, przekonanej, że to Sikorski doprowadzi polską armię u boku zachodnich sojuszników do odrodzenia Polski, silniejszej niż II RP. „Jego nazwisko kojarzy się ze zmaganiami narodu polskiego w latach II wojny światowej, tak jak Tadeusza Kościuszki z insurekcją 1794 r., a księcia Józefa Poniatowskiego z epoką Księstwa Warszawskiego. Wprawdzie każda z tych postaci odmiennie zaznaczyła się w dziejach narodowych, różny wywarła na nie wpływ, ale mimo to można chyba mówić o podobieństwie ich losu. W każdej z tych postaci zawarta jest bowiem olbrzymia doza tragizmu, ich własnego i powszechniejszego — narodowego” – podsumowywał pierwszy biograf Sikorskiego, Roman Wapiński.
Pozycję polityczną Sikorskiego w latach poprzedzających II wojnę determinował jego stosunek do rządów Józefa Piłsudskiego i jego ideowych następców. Został odsunięty od pełnienia wszelkich funkcji wojskowych. W okresie 1928-1932 przebywał za granicą, głównie we Francji i w Szwajcarii. Angażując się w działalność opozycyjną wobec rządów piłsudczyków, był w 1936 r. jednym z inicjatorów utworzenia Frontu Morges. W kampanii polskiej w 1939 r. pomimo starań nie uzyskał przydziału bojowego. 18 września przekroczył granicę polsko-rumuńską, a 24 września przybył do Paryża. 28 września został wyznaczony na dowódcę polskich sił zbrojnych mających powstać we Francji. Dwa dni później prezydent Władysław Raczkiewicz mianował go prezesem Rady Ministrów i ministrem spraw wojskowych. 7 listopada 1939 r. dekretem prezydenckim gen. Sikorski powołany został na stanowisko Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych.
W lipcu 1941 r., po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, Sikorski podpisał układ o współpracy wojskowej ze Związkiem Sowieckim, umożliwiający na jego obszarze organizację polskiej armii. Układ ten wywołał poważny kryzys wewnątrz rządu polskiego, którego główną przyczyną było niesprecyzowanie w układzie kształtu polskiej granicy wschodniej. „Prawie sześć miesięcy po układzie Sikorski-Majski doszło do podróży Sikorskiego do Moskwy i rozmowy ze Stalinem. Wydano deklarację o współpracy przeciw Niemcom. Stalin zrobił aluzję co do potrzeby porozmawiania o granicach, stwierdzając niezobowiązująco, że Polska cofnie się trochę („ciut-ciut”) na zachód, i do dzisiaj nie wiadomo, co to miało znaczyć. Istnieją spekulacje, iż zapewne chciał zagarnąć ziemie wschodnie państwa polskiego, ale zostawić przy Polsce Lwów. Sikorski uchylił się od rozmowy i powstaje wielkie pytanie, czy postąpił słusznie” – zauważa historyk dyplomacji prof. Marek Kornat. W kolejnych miesiącach stosunki polsko-sowieckie ulegały stopniowemu pogorszeniu, czego symbolem była ewakuacja Armii Andersa z „nieludzkiej ziemi” do Iranu.
Zerwanie stosunków dyplomatycznych z rządem RP przez Związek Sowiecki niezwykle komplikowało sytuację, w jakiej znajdowała się Polska, ale już wcześniej na horyzoncie rysowały się wydarzenia przesądzające o losach Polski. „Po wielkim triumfie pod Stalingradem w lutym 1943 r. w Moskwie zapadła decyzja zakładająca dominację nad przyszłą, okrojoną terytorialnie na wschodzie, Polską. Konferencja w Teheranie dała Sowietom w tej sprawie wolną rękę. Działo się to już pięć miesięcy po tragicznej śmierci premiera Sikorskiego” – zauważa prof. Kornat. Jak dodaje, premier był politykiem postrzeganym jako zwolennik kompromisu z Moskwą, który ratowałby suwerenność i granice Polski. Jednak w armii, której żołnierze i oficerowie w dużej części doświadczyli zbrodniczej polityki Stalina, uważano, że Sikorski dąży do kompromisu ze dyktatorem kosztem polskich interesów. Późną wiosną podjęto więc decyzję o podróży Sikorskiego na Bliski Wschód, gdzie stacjonowały oddziały, które wkrótce miały wylądować we Włoszech. Wbrew obawom rozpoczęta 25 maja wizyta udowodniła, że w szeregach wojska Sikorski wciąż cieszy się znaczącym zaufaniem. „Z prawdziwymi żołnierzami zawsze dojdę do porozumienia; aby dać temu wyraz — niech orkiestra zagra Pierwszą Brygadę” – mówił podczas jednego ze spotkań z oddziałami.
Ostatnim punktem podróży po Bliskim Wschodzie była wizyta w Libanie. Z Bejrutu Sikorski dotarł do Gibraltaru. Wraz z polską delegacją dotarł do brytyjskiej enklawy 3 lipca o godz. 14.30 miejscowego czasu. Spotkał się z brytyjskim gubernatorem Gibraltaru i wziął udział w przyjęciu dla polskiej delegacji. Wieczorem 4 lipca rozpoczęto przygotowania do odlotu do Wielkiej Brytanii. O 23.07 samolot Liberator II wystartował z lotniska w Gibraltarze. Około 16 sekund po starcie obniżył lot i uderzył w powierzchnię morza. Niemal natychmiast rozpoczęła się akcja ratunkowa. Zanim na miejsce dopłynęły motorówki, maszyna wywróciła się do góry podwoziem i zatonęła. Wyłowiono znajdujące się na powierzchni ciała gen. Sikorskiego, gen. Tadeusza Klimeckiego (szefa Sztabu Naczelnego Wodza) i Johna Percivala Whiteleya (doradcy wicekróla Indii). Na wodzie unosił się także czeski pilot Eduard Prchal, który odniósł niewielkie obrażenia. W kolejnych dniach morze wyrzuciło ciała Jana Gralewskiego (prawdopodobnie kuriera Polskiego Państwa Podziemnego) oraz płk. Andrzeja Mareckiego, szefa III Oddziału Operacyjnego Sztabu Naczelnego Wodza. Prawdopodobnie na pokładzie znajdowało się ok. 20 pasażerów. Śmierć poniosła m.in. córka Sikorskiego Zofia Leśniowska, której ciała nigdy nie odnaleziono.
Przyczyny katastrofy do dziś budzą ogromne kontrowersje. Według oficjalnej wersji, przedstawionej w raporcie brytyjskiej komisji badającej wypadek w 1943 r., przyczyną było zablokowanie steru wysokości. Niektórzy uważają jednak, że doszło do zamachu. Jako możliwych autorów wskazywano m.in. sowiecki wywiad, Brytyjczyków oraz polską opozycję wobec Sikorskiego.
W listopadzie 2008 r. w ramach śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej ekshumowano szczątki gen. Sikorskiego z sarkofagu w katedrze na Wawelu. Dzięki badaniom ustalono, że generał zginął w wyniku obrażeń wielu narządów, typowych dla ofiar katastrof komunikacyjnych. W grudniu 2013 r. pion śledczy IPN umorzył śledztwo w tej sprawie, stwierdzając, że dowody nie pozwalają ani potwierdzić, ani wykluczyć tezy o zamachu. Wykluczono, żeby do zamachu na Sikorskiego doszło jeszcze przed startem z Gibraltaru, a jego śmierć w katastrofie została spreparowana.
Atmosfera panująca na pogrzebie generała wydawała się potwierdzać to, w jak dramatycznej sytuacji znalazła się Polska w połowie 1943 r. Po przybyciu ciała premiera Sikorskiego do Wielkiej Brytanii na pokładzie ORP „Orkan” (10 lipca) trumnę wystawiono w gmachu Prezydium Rady Ministrów przy Kensington Gardens w Londynie. „Prezydent wszedł na salę krokiem powolnym, uroczystym, nieco sztywnym, podszedł do trumny. Położył na niej insygnia Orderu Orła Białego. W kilku słowach powiedział, że dekoruje męża stanu, który dobrze zasłużył się Ojczyźnie. Po czym, stojąc na środku sali, wypowiedział uroczyste przemówienie, nie szczędząc cytatów. Świece jarzyły się, w sali było upalnie i duszno. Nie było ani nastroju, ani serdecznego żalu, ani harmonii. Atmosfera była przepojona politycznym zadrażnieniem i starciem ambicji” – wspominał ambasador RP w Londynie Edward Bernard Raczyński. 14 lipca szczątki generała przewieziono do katedry Westminsterskiej, w której nazajutrz odprawiono żałobną mszę świętą. 16 lipca na cmentarzu polskich lotników w Newark koło Nottingham odbyły się uroczystości pogrzebowe.
17 września 1993 r. prochy generała spoczęły w krypcie św. Leonarda w podziemiach katedry na Wawelu.
Prof. Marek Kornat o polityce gen. Władysława Sikorskiego i katastrofie lotniczej w Gibraltarze
.Nikt na świecie nie mógł lekceważąco powiedzieć, że Sikorski jest nikim. Gdy go zabrakło, dokonał się przewrót degradujący sprawę polską – mówi prof. Marek Kornat, historyk z PAN i UKSW.
Jak na stosunki polsko-sowieckie spoglądał w połowie 1943 r. premier RP gen. Władysław Sikorski? Co uznawał za najważniejsze wyzwanie dla rządu na arenie międzynarodowej po zerwaniu stosunków dyplomatycznych przez Związek Sowiecki?
Prof. Marek Kornat: gen. Sikorski należał do tej grupy polskich polityków, którzy próbowali dojść do jakiegoś kompromisu w stosunkach ze Związkiem Sowieckim. Prowadzona przez niego polityka była wyrazem przekonania, że Polska jest na to wprost skazana. Zakładał, że w ówczesnych warunkach niemożliwe jest prowadzenie innej polityki. Był przekonany, że Związek Sowiecki jednak nie ulegnie Niemcom, jak początkowo uważało wielu. Trzy dni przed napaścią Niemiec na ZSRS, po rozmowie z ambasadorem brytyjskim w Moskwie Staffordem Crippsem, powiedział Sikorski, że Armia Czerwona „będzie się nieźle biła przeciwko Niemcom i jeżeli nawet nie powstrzyma ich pochodów w głąb Rosji, to w żadnym wypadku nie dopuści do jakiegoś szybkiego załamania się”. Nie pomylił się. Obserwował silne poparcie dla ZSRS ze strony mocarstw anglosaskich. Dostrzegał, że tworzy się ścisły, chociaż niepisany sojusz amerykańsko-brytyjsko-sowiecki. Żadna polityka polska nie będzie w stanie rozerwać ani przekonać swoich sojuszników, że jej interesy są ważniejsze od ich stosunków z Sowietami. Jednym słowem, bez porozumienia ze wschodnim sąsiadem rząd RP na uchodźstwie skazany jest na izolację, a więc klęskę. Założenia tej polityki były – moim zdaniem – zupełnie słuszne. Nie mogła ona jednak być skuteczna w konfrontacji z takim partnerem jak Stalin.
Apogeum polityki prowadzonej przez polskiego premiera według tej koncepcji nastąpiło w grudniu 1941 r. Prawie sześć miesięcy po układzie Sikorski-Majski doszło do jego podróży do Moskwy i rozmowy ze Stalinem. Wydano deklarację o współpracy przeciw Niemcom. Stalin zrobił aluzję co do potrzeby porozmawiania o granicach, stwierdzając niezobowiązująco, że Polska cofnie się trochę („ciut-ciut”) na zachód, i do dzisiaj nie wiadomo, co to miało znaczyć. Istnieją spekulacje, iż zapewne chciał zagarnąć ziemie wschodnie państwa polskiego, ale zostawić przy Polsce Lwów. Sikorski uchylił się od rozmowy i powstaje wielkie pytanie, czy postąpił słusznie. Jest to temat – prawdę mówiąc – na inną rozmowę. Proces upadku polityki Sikorskiego trwał przez cały rok 1942. Rozpoczął się „paszportyzacją” mieszkańców ziem wschodnich przedwojennej Polski. Spór terytorialny był nieunikniony. Po wielkim triumfie pod Stalingradem w lutym 1943 r. w Moskwie zapadła decyzja zakładająca dominację nad przyszłą, okrojoną terytorialnie na wschodzie Polską. Konferencja w Teheranie dała Sowietom w tej sprawie wolną rękę. Działo się to już pięć miesięcy po tragicznej śmierci premiera Sikorskiego, która do dzisiaj nie została wyjaśniona.
Sikorski musiał sobie zdawać sprawę z postępującego załamania stosunków polsko-sowieckich i upadku jego głównej koncepcji politycznej. Oczywiście żaden czynny polityk nie przyznaje się publicznie do przegranej. Wymordowanie tysięcy polskich oficerów, z których część zabito w Katyniu pod Smoleńskiem, było prawdziwą bombą rujnującą stosunki polsko-sowieckie. Kiedy więc Niemcy odkryli w kwietniu 1943 r. groby, Sikorski wystąpił do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z wnioskiem o obiektywne zbadanie tej sprawy, chociaż oczywiście nie miał wątpliwości co do tego, kto jest sprawcą zbrodni, choćby ze względu na ścisłe relacje składane przez tych Polaków, którzy przeżyli w niewoli sowieckiej i wydostali się z ZSRS z armią gen. Władysława Andersa. Wspomnę tu tylko ministra sprawiedliwości w rządzie Sikorskiego prof. Wacława Komarnickiego. Sowieci dostali pretekst, aby zerwać stosunki z rządem polskim. Sikorski w żaden sposób nie był w stanie ocalić swojej polityki. Jakikolwiek rodzaj modus vivendi w stosunkach ze wschodnim sąsiadem nie wchodził w rachubę. W założeniach tworzonych na Kremlu nie było dla Polski roli innej niż z marionetkowym rządem w Warszawie i w granicach narzuconych przez Moskwę.
Dlaczego w tak trudnej sytuacji międzynarodowej podjęto decyzję o podróży premiera Sikorskiego do polskich jednostek na Bliskim Wschodzie?
Prof. Marek Kornat: Mówiąc najkrócej, Sikorski pojechał tam, aby pokazać się wojsku. Nastroje w armii były złe. Mówiło się otwarcie o zdradzie. Sikorskiego krytykowano za ustępliwość wobec Sowietów. Polityka ugody z nimi wywoływała sprzeciw zwłaszcza u żołnierzy, którzy mieli za sobą pobyt „na nieludzkiej ziemi”. Do dzisiaj zresztą zwolennicy historiografii uprawianej wbrew zdrowemu rozsądkowi rozpowszechniają hasło, że zamach w Gibraltarze przeprowadzili Polacy, chociaż oczywiście nie ma na to żadnych dowodów. Czymś innym jest krytyka premiera – nawet bardzo ostra, a czymś innym jest podniesienie ręki na szefa rządu i Naczelnego Wodza, i to w jednej z najbardziej tragicznych godzin historii Polski. To pierwsze uprawiali liczni Polacy. Na to drugie nie był w stanie poważyć się żaden z nich. Jeśli Sikorski padł ofiarą zamachu – było to dzieło Sowietów, bo jego śmierć tylko im była na rękę. Wielka Brytania na jego śmierci na pewno nie korzystała.
Czy po zerwaniu lub, jak twierdził Kreml, „zawieszeniu” stosunków z rządem na uchodźstwie pozostałe rządy alianckie chętnie widziałyby zmianę na stanowisku premiera RP, która mogłaby na nowo otworzyć stosunki Polski i ZSRS?
Prof. Marek Kornat: Nie ma żadnych przesłanek do głoszenia tego rodzaju twierdzeń. Sikorski w oczach Winstona Churchilla i również Franklina D. Roosevelta uchodził za realistę i jedynego polityka polskiego określonego formatu, który dąży do porozumienia ze Stalinem. W gabinetach dyplomatycznych nie było mowy o zastąpieniu Sikorskiego przez jakiegokolwiek innego polskiego polityka. Oczywiście kiedy nastąpiło zerwanie stosunków dyplomatycznych z ZSRS, pozycja osobista Sikorskiego uległa jednoznacznemu osłabieniu. Churchill nie wycofał się jednak z przekonania, że to Sikorski jest liderem walczącej Polski. Myślę, że to samo założenie przyświecało prezydentowi Rooseveltowi. Mówię to z całą świadomością, że jednak obydwaj przywódcy mocarstw sojuszniczych nie brali nigdy w rachubę zaryzykowania konfliktu ze Stalinem z powodu Polski. Trzeba o tym pamiętać.
Czy w lipcu 1943 r., tuż po tragedii na Gibraltarze, ze strony dyplomatów USA lub Wielkiej Brytanii pojawiały się sugestie dotyczące potencjalnych następców Sikorskiego na stanowiskach premiera oraz Naczelnego Wodza?
Prof. Marek Kornat: Nie sądzę, aby takie sugestie były wyrażane wprost. W świetle konstytucji kwietniowej prezydent mógł powierzyć misję utworzenia rządu dowolnemu politykowi, którego uznawałby za odpowiedniego do pełnienia tej misji. Jednak w warunkach wojny kluczowe było dążenie do zachowania koalicji rządowej w postaci porozumienia czterech formacji (Stronnictwo Narodowe, Polska Partia Socjalistyczna, Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Pracy). W tym układzie rzeczy naturalnym kandydatem na urząd premiera był Stanisław Mikołajczyk, chociaż wiemy, iż prezydent Władysław Raczkiewicz złożył propozycję objęcia urzędu premiera Adamowi Ciołkoszowi z PPS, ten jednak po przeanalizowaniu sytuacji politycznej odmówił podjęcia się tej misji. Mikołajczyk był uważany przez stronę brytyjską, a także amerykańską, za kontynuatora linii politycznej Sikorskiego. Prezydent mógł zrezygnować z powołania nowego Naczelnego Wodza, przecież poszczególne polskie jednostki i tak znajdowały się pod bezpośrednim dowództwem operacyjnym naszych aliantów. Urząd szefa sztabu był obsadzony. W takich warunkach gen. Kazimierz Sosnkowski nie wszedłby do ścisłego kierownictwa państwa. Oczywiście moim zdaniem prezydent postąpił jednak słusznie.
Próby wymuszenia zmian w rządzie polskim przez bezceremonialną ingerencję aliantów w nasze sprawy wewnętrzne nastąpiły wiosną 1944 r. Strona sowiecka przedstawiła koncepcję takich zmian, żądając ustąpienia tych polityków, którzy są antysowieccy. Chodziło o usunięcie w ten sposób samego prezydenta Raczkiewicza oraz gen. Sosnkowskiego. Do koalicji dającej podstawę polityczną rządowi mieliby wejść komuniści. Mikołajczyk pozostałby premierem. Propozycje te przedstawił ambasador w Londynie Wiktor Lebiediew, który w międzyczasie zastąpił Iwana Majskiego. Rząd brytyjski doradzał stronie polskiej przyjęcie tych propozycji. Spełnienie tego żądania oznaczałoby dezintegrację władz na uchodźstwie. Szczęśliwie nie doszło do tak upokarzającej klęski.
Strona polska jednoznacznie odrzuciła plan Moskwy. Oparła się naciskom aliantów. Latem i jesienią 1944 r. Churchill groził Polakom, że bezkompromisowe działanie rządu na uchodźstwie zakończy się jego izolacją na arenie międzynarodowej. I rzeczywiście tak się stało, ale bez wątpienia udało się uniknąć niewyobrażalnej klęski, jaką byłoby nielegalne w rozumieniu konstytucji usunięcie głowy państwa na żądanie obcego rządu. Koncepcja brytyjskiego premiera w sprawie rozwiązania konfliktu polsko-sowieckiego miała cechy realizmu, ale był to realizm pozorny. Zakładała, że zanim zakończą się zmagania wojenne, trzeba Polsce zawrzeć z Sowietami układ, na mocy którego nastąpi zrzeczenie się ziem wschodnich. Rząd polski na uchodźstwie winien natomiast skupić się na walce o niepodległość i przyjąć terytorialną rekompensatę na zachodzie. Tyle tylko, że nie było ani jednego patrioty polskiego, który godziłby się na cesję ziem wschodnich, i Sikorski nie mógł tego zrobić. Poza tym celem Sowietów było ujarzmienie Polski przez narzucenie jej rządu. Podkreślmy tu, że Stalin powiedział do Milovana Djilasa, iż ten, kto zajmuje zbrojnie jakieś terytorium, ustanawia tam swój ustrój. Uważał to za oczywiste.
Pomiędzy kwietniem a lipcem 1943 r. na Polaków spadają trzy dramatyczne informacje: odkrycie mogił polskich oficerów w Katyniu, aresztowanie gen. Stefana Roweckiego „Grota” i śmierć gen. Sikorskiego. Jak te wydarzenia wpłynęły na nastroje polskich polityków w Londynie? Czy można było dostrzec znaczące pogorszenie się nastrojów?
Prof. Marek Kornat: Widać było, że następuje sekwencja bardzo groźnych wydarzeń, godzących w Polskę. W polityce jednak jest tak, że nawet wówczas kiedy widzi się, iż jest bardzo źle – należy o tym otwarcie nie mówić i starać się coś robić. Jednym słowem kontynuować misję. Sikorski podczas podróży na Bliski Wschód powiedział, że tak czy inaczej doprowadzi żołnierzy do wolnej Polski. Niewątpliwie politycy polscy próbowali pewnym optymizmem przesłonić to wszystko, co się dzieje. Oczywiście wiele w tych nastrojach (często dalekich od realizmu) brało się z powodu nieświadomości rzeczywistego położenia sprawy polskiej.
Nie posiadano informacji o skali zaangażowania rządu amerykańskiego w zbliżenie z ZSRS. Rozmawiamy o czasach przed uchwałami konferencji teherańskiej, ale prosowiecki kurs polityki Roosevelta był widoczny. Ambasador w Waszyngtonie Jan Ciechanowski otrzymywał rozmaite niepokojące sygnały od różnych urzędników Departamentu Stanu. Notował przecieki publikowane przez amerykańską prasę. Wszystko to przekazywał rządowi w Londynie, ale nie oznacza to, że polscy politycy mogli zakładać, że alianci dokonają sprzedaży Polski Sowietom. Wielu z nich łudziło się przekonaniem, że Związek Sowiecki po zakończeniu wojny (w której wziął na siebie główny ciężar walki przeciw III Rzeszy) będzie jednak osłabiony i nie będzie w stanie dyktować swej woli Polakom. Dodajmy jeszcze, że rząd w Londynie pracował w nastawieniu, że wojna musi się zakończyć konferencją pokojową, podobną do tej paryskiej z 1919 r. Uważano, że należy dotrwać do klęski Niemiec bez ustępowania żądaniom sowieckim, które zostałyby wykorzystane przez „sojuszników naszych sojuszników” i doprowadziły do narzucenia Polsce niekorzystnych rozwiązań – przede wszystkim terytorialnych. Można powiedzieć, że była to doktryna zachowania „czystego konta” do konferencji pokojowej.
Nie powiem niczego odkrywczego, stwierdzając, że śmierć Sikorskiego była dotkliwym ciosem dla polskiej polityki. Był on rozpoznawalnym mężem stanu na forum międzynarodowym. Miał opinię demokraty – co nie było bez znaczenia. Nikt na świecie nie mógł lekceważąco powiedzieć, że Sikorski jest nikim. Że nie jest przywódcą walczącej Polski. Gdy go zabrakło, dokonał się przewrót degradujący sprawę polską. Mikołajczyk nie miał tego formatu. Nie jestem jednak w stanie zgodzić się ze stwierdzeniami tych, którzy utrzymują, że gdyby Sikorski kierował rządem do końca wojny – to ocaliłby Polskę. Nie mógł sprawić, że Roosevelt odstąpiłby od swojej koncepcji długotrwałego sojuszu z Sowietami. Na ołtarzu tej idei Roosevelt był w stanie poświęcić interesy wszystkich małych narodów. Powiedział zresztą w Jałcie z wielkim rozdrażnieniem, że z Polską od pięciuset lat są tylko same kłopoty.
Rozmawiał Michał Szukała
Czas na raport o polskich stratach wojennych w wyniku działań Związku Sowieckiego
.„Decyzja o domaganiu się odszkodowań do rządu Niemiec wymaga dopełnienia podobnym posunięciem w stosunku do Rosji. Konieczne jest takie zrównujące podejście w zakresie roszczeń reparacyjnych za II wojnę światową” – pisze prof. Marek KORNAT we „Wszystko co Najważniejsze”.
Jak podkreśla, „państwo sowieckie nie wykonało postanowień finansowych pokoju ryskiego (z 18 marca 1921), i to w wielkiej mierze. A przecież rząd Rosji Sowieckiej zaciągnął je dobrowolnie. Następnie państwo sowieckie partycypowało w rozbiorze Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 r., o czym nie ma powodu przypominać Polakom, a co najwyżej cudzoziemcom. Wypełniając zobowiązania zaciągnięte w pakcie Ribbentrop-Mołotow, Sowieci napadli na walczącą Polskę 17 września 1939 r. Zdołali zagarnąć 56 proc. terytorium państwa polskiego z 13 milionami ludzi. Ziemie wschodnie państwa polskiego stały się prawdziwym laboratorium sowietyzacji. Zastosowano pełne instrumentarium tego procesu – terror fizyczny, psychologiczny, czystki etniczne, masowe deportacje, egzekucje. Eksterminacyjna polityka sowiecka na terytoriach wschodnich Rzeczypospolitej, okupowanych w latach 1939–1941, pozostaje ogólnie znana. Na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat była wielokrotnie rekonstruowana i poddawana wnikliwej analizie”.
„O ile dobrze rozumiem, raport o stratach poniesionych z rąk Niemców nie był pisany z myślą, że musi on przynieść powodzenie. Raczej chodziło o moralny obowiązek wobec własnego społeczeństwa. Chciano powiedzieć, że decyzja Bieruta z sierpnia 1953 r. nie jest stanowiskiem narodu, lecz krokiem wykonanym na polecenie Sowietów. Patrząc w taki sposób na straty wyrządzone przez Sowietów, należy oczekiwać podobnej kalkulacji, bez analizy politycznej, czy mamy szanse osiągnięcia czegokolwiek, czy też nie” – pisze prof. Marek KORNAT.
PAP/Michał Szukała/WszystkoCoNajważniejsze/PP