Czy Ukrainiec Wołodymyr Ż. zostanie wydany przez Polskę Niemcom?

W dniu 6 października warszawski sąd okręgowy przedłużył do 9 listopada areszt dla podejrzanego o wysadzenie Nord Stream Wołodymyra Ż. Mężczyzna był poszukiwany europejskim nakazem aresztowania wydanym przez niemieckie służby.
Czy Ukrainiec Wołodymyr Ż. zostanie wydany Niemcom?
.Warszawski sąd okręgowy rozpatrzył wniosek prokuratury o przedłużenie do 100 dni aresztu dla Wołodymyra Ż. Posiedzenie było niejawne. – Sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury w zakresie, w jakim wnioskowała – do 100 dni, tylko zastosował tymczasowy areszt na 40 dni – powiedział po zakończeniu posiedzenia obrońca Wołodymyra Ż. adw. Tymoteusz Paprocki.
Wskazał, że „niestety sygnał, jaki dzisiaj płynie z Sądu Okręgowego w Warszawie, jest taki, że obywatele Ukrainy, którzy są oskarżani o działania mające na celu pomoc swojemu kraju i w interesie tego kraju, mogą w Polsce przebywać w tymczasowym areszcie w trakcie trwania procesu”. – Ubolewam jako obrońca, że przy takich zarzutach, które strona niemiecka kieruje wobec mojego klienta, nie może on odpowiadać w Polsce z wolnej stopy – podkreślił obrońca Wołodymyra Ż.
Zapowiedział też złożenie zażalenia na tę decyzję, aby ścigany w warunkach wolnościowych przygotował się do procesu i przekonał do swoich argumentów sąd. Tymoteusz Paprocki wskazał na ponad trzyletni związek mężczyzny z Polską, tj. mieszkanie, prowadzenie działalności gospodarczej, czy złożenie wniosku o zakup nieruchomości. – Pomimo tych wszystkich elementów sąd stoi na stanowisku, że obywatel Ukrainy może opuścić Polskę. Obrona będzie kwestionować to stanowisko – powiedział. Zaznaczył, że dla sądu sytuacja geopolityczna i fakt, że za naszą wschodnią granicą toczy się pełnoskalowa wojna nie stanowią podstawy do rozstrzygania w tej sprawie. – Obrona uważa inaczej – stwierdził obrońca Wołodymyra Ż.
40-dniowy areszt dla Wołodymyra Ż.
.Podkreślił też, że podjęte zostaną wszelkie możliwe działania, aby jego klient na pierwszym merytorycznym posiedzeniu w sprawie wydania go stronie niemieckiej odpowiadał z wolnej stopy. Z kolei rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Anna Ptaszek przekazała dziennikarzom, że sąd nie uwzględnił wniosku prokuratora w całości i znacząco ograniczył stosowanie tymczasowego aresztowania od wnioskowanych 100 dni na dni 40 od dnia zatrzymania. Ten okres kończy się 9 listopada o godzinie 7.40.
Wyjaśniła, że 40-dniowy areszt dla Wołodymyra Ż. wynika z czasu, w jakim powinna zakończyć się sprawa w pierwszej instancji. – Podstawą do przedłużenia tymczasowego aresztowania są przepisy wiążące Polskę w zakresie europejskiego nakazu aresztowania – podkreśliła Anna Ptaszek.
Jak dodała, sąd uznał, że ścigany ma wprawdzie na terenie Polski miejsce zamieszkania, jednakże czynności wykonywane, szczególnie w 2024 roku, dotyczące europejskiego nakazu zatrzymania i europejskiego nakazu dochodzeniowego, wykazały, że ściganego nie było na miejscu. – W związku z tym sąd przyjął, że istnieje obawa ukrywania się mężczyzny i ucieczki – powiedziała sędzia.
Wskazała, że Wołodymyr Ż. ma dwa paszporty. Pomimo zadeklarowania przez jego obrońcę, że złoży on na ręce sądu oba paszporty, sąd uznał, że nie jest to okoliczność wystarczająca, żeby nie uznać, przynajmniej częściowo, wniosku prokuratury. Obecna w sądzie żona mężczyzny podkreśliła, że uważa to rozstrzygnięcie jest niesprawiedliwe. – Jesteśmy zszokowani tą decyzję i będziemy robić wszystko, aby walczyć dalej – zaznaczyła rodzina oraz znajomi Wołodymyra Ż.
Wołodymyr Ż. wysadził Nord Stream?
.Mężczyzna był poszukiwany europejskim nakazem aresztowania wydanym przez Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe w związku z podejrzeniem sabotażu konstytucyjnego, zniszczeniem mienia oraz zniszczeniem rurociągu Nord Stream 2. Został zatrzymany 30 września w miejscu swojego zamieszkania. Obecnie przebywa w Areszcie Śledczym w Warszawie. W dniu 1 października 2025 r. warszawski sąd okręgowy zastosował wobec obywatela Ukrainy siedmiodniowy areszt.
O jego ewentualnym wydaniu Niemcom również będzie decydował sąd, który wcześniej musi zapoznać się z dokumentacją. Ma na to 100 dni. Prokuratura poinformowała w dniu 3 października, że materiały dotyczące ściganego ENA mężczyzny zostały już przesłane mailem przez stronę niemiecką. Z kolei sędzia Ptaszek przekazała w dniu 6 października 2025 r., że sędzia referent niebawem wyznaczy termin rozprawy w tej kwestii.
Do zniszczenia trzech z czterech nitek Nord Stream 1 i Nord Stream 2, przeznaczonych do transportu gazu ziemnego z Rosji do Niemiec, doszło 26 września 2022 roku (ponad siedem miesięcy po wybuchu pełnoskalowej rosyjskiej agresji na Ukrainę) na głębokości około 80 metrów, na dnie Morza Bałtyckiego. 49-letni Ukrainiec twierdzi, że nie miał nic wspólnego z atakiem i że w czasie, gdy do niego doszło, przebywał w Ukrainie.
Dyshonor i upokorzenie
.Jeśliby Polska w jakikolwiek sposób pomogła Niemcom w dopadnięciu i ukaraniu Ukraińców, którzy podjęli się wykonania chlubnej i ryzykownej misji likwidacji rur bałtyckich – byłby to dyshonor i upokorzenie naszego kraju. Tylko mali i zawistni ludzie zwykli traktować bohaterów jako bandytów – pisze Jan ROKITA w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Dyshonor i upokorzenie„.
Kiedy mniej więcej rok temu w Niemczech zaczęły się mnożyć spekulacje o tzw. „polskim tropie” wysadzenia w 2022 roku rosyjsko-niemieckiego gazociągu na Bałtyku, pisałem wówczas, iż teraz należy się spodziewać fali nacisków na Donalda Tuska, aby pomógł Niemcom wyłapać i skazać sprawców tamtej eksplozji. Tym bardziej że wedle wieści, jakie uzyskał wtedy swoimi kontaktami amerykański dziennik „Wall Street Journal”, ponoć było tak, że o powstałym w Kijowie planie wysadzenia złowrogich rur gazowych na Bałtyku wiedziała CIA, zakazując tajnym służbom ukraińskim przeprowadzenia tego rodzaju operacji.
W Białym Domu siedział jeszcze wtedy Joe Biden, a w berlińskim Kanzleramcie – Olaf Scholz. Nie byłoby więc nic dziwnego, gdyby wspólny front niemieckich socjalistów, którzy swego czasu wymyślili ideę rur bałtyckich, oraz lewicowego rządu USA, rozeźlonego, że w Kijowie nie posłuchano jego rozkazów, naparł na Tuska, iżby ten „współpracował z sojusznikami”. Wtedy złowieszczym sygnałem był komentarz opublikowany na łamach „Rzeczpospolitej”, którego autor pisał, że utrudnianie niemieckiego śledztwa przez polskie służby jest równoznaczne z „ukrywaniem informacji o ataku na sojusznika i może podważyć zaufanie do NATO”. Tekst, który przeszedł do dziejów publicystycznej głupoty i nikczemności.
Ale przez długi czas sprawy wyglądały dla Polski dobrze i przyzwoicie. Niemiecki nakaz aresztowania wydany na mieszkającego stale w Pruszkowie ukraińskiego nurka (a zapewne i komandosa „pod przykryciem”) Wołodymyra Żurawlowa został u nas zignorowany. A w niemieckiej prasie utrwaliła się wersja (nie wiem, czy prawdziwa), wedle której polskie służby na czas ostrzegły Żurawlowa o możliwych kłopotach z prokuraturą, więc ten wyjechał na Ukrainę samochodem ze znakami dyplomatycznymi.
Od czasu do czasu jacyś niemieccy dygnitarze pienili się ze złości na polskie podejście do sprawy, a najgłośniejsze pod tym względem były występy niegdysiejszego szefa niemieckiego wywiadu Augusta Hanninga, który publicznie oskarżył Andrzeja Dudę i Wołodymyra Zełenskiego o „zawarcie umowy o wspólnym przeprowadzenia zamachu”. Ale Hanning – to niegdysiejszy pomocnik najsłynniejszego moskiewskiego agenta wpływu – byłego kanclerza Gerharda Schrödera, którego Kreml hojnie wynagradzał finansowo za jego działalność agenturalną. Więc wściekłość i oskarżenia ze strony tego rodzaju figury mogła tylko sugerować, że polski rząd (zarówno ten Morawieckiego, jak i ten Tuska) swoją postawą w sprawie ścigania Żurawlowa nadepnął na tajne moskiewsko-niemieckie interesy, za którymi ukryta tęsknota żyje do dziś dnia po obu stronach.
.Tymczasem niemieckie gazety (m.in. dobrze poinformowana „Politico”) upowszechniały pogląd, iż Warszawa po cichu odmawia kooperacji z Berlinem przy śledztwie w sprawie eksplozji na Bałtyku. A pojawiały się nawet takie plotki, jakoby minister Radek Sikorski postulował przyznanie w Polsce orderów i azylu ukraińskim uczestnikom tamtej akcji. Jeśli to prawda, to szkoda tylko, że szef MSZ-etu nie potrafił skutecznie przeprowadzić swego postulatu. Bo przecież wysadzając złowrogie rury, ukraińscy komandosi działali w najwyższym stopniu również w polskim państwowym interesie.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-rokita-dyshonor-i-upokorzenie/
PAP/MJ