Czym jest medycyna pola walki?

Pomocy rannym w trakcie działań bojowych i ewakuacji rannych pod ostrzałem uczą się ratownicy medyczni z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego (WSPR) w Białymstoku. W szkoleniach z medycyny pola walki weźmie łącznie udział 30 ratowników.
Medycyna pola walki – czym jest?
.W teorii, ale też w praktyce z wykorzystaniem fantomu człowieka z kamizelką kuloodporną, na którym np. symulowano krwawienie po postrzale oraz na zajęciach z ewakuacji rannych pod ostrzałem w symulowanych warunkach na strzelnicy paintballowej – uczyła się 13 i 14 marca pierwsza 10-osobowa grupa etatowych ratowników WSPR. Szkolenia są realizowane dzięki dofinansowaniu z UE z programu transgranicznego Polska – Litwa.
Wicedyrektor ds. medycznych WSPR w Białymstoku dr Mirosław Rybałtowski powiedział, że takie praktyczne szkolenie jest bardzo wartościowe. Zaznaczył, że dotychczas nie było konieczności takiego szkolenia, a teraz jest potrzebne ze względu na obecną sytuację geopolityczną na wschodzie, np. potencjalne zagrożenia na tzw. przesmyku suwalskim.
„Obserwujemy, co się dzieje, sytuacja jest niestabilna. Chcieliśmy (…) dać naszym ludziom poczucie tego, co może ich kiedyś spotkać” – powiedział dr Mirosław Rybałtowski. Zajęcia poprowadził podkom. ratownik medyczny Marek Trzeciak. „Jest ciężko z uwagi na to, że ratownik medyczny jest przygotowany do udzielania pomocy w warunkach pokoju cywilom. On to wszystko potrafi, on to wszystko wie, tylko na polu walki w warunkach bojowych zjada go stres. Dlatego jest mu ciężko się przestawić” – ocenił Marek Trzeciak.
Ratownicy musieli się np. zapoznać z kamizelką kuloodporną, nauczyć się ją rozpinać, zdejmować. Uczyli się jak zabezpieczyć broń, która jest przy rannym. „Jeżeli ktoś nie miał styczności z danym sprzętem, to nie będzie (tego) potrafił” – wyjaśnił Marek Trzeciak. Dodał, że zabezpieczenie broni jest konieczne, aby np. ranny będąc w szoku nie chwycił za tę broń i nie zaczął strzelać do siebie czy do ratownika. Zwracał uwagę jak utrzymywać kontakt z rannym, co robić, gdy jest nieprzytomny, jakie czynności wykonywać po kolei, czego nie przeoczyć, np. koniecznie zdjąć rannemu buty i sprawdzić, czy nie krwawi ze stóp.
Kogo ratuje się w pierwszej kolejności na polu bitwy?
.Ratownicy poznawali także rodzaje opatrunków, z którymi nie mają do czynienia w codziennej pracy, a są stosowane przy ranach postrzałowych, wykonywali tzw. pakowanie rany, uczyli się opatrunków improwizowanych. Ratownicy poznawali też procedury, wytyczne dotyczące systemu segregacji rannych – triaż na polu walki, bo różni się on od triażu w cywilu. Trudną – jak ocenili – kwestią było przyjęcie do wiadomości, że na polu walki w pierwszej kolejności ratuje się te osoby, które po udzieleniu im pomocy będą w stanie dalej walczyć, a zostawia się najciężej rannych.
„Ratujemy osoby, które w pierwszej kolejności będą w stanie wstać i odpierać atak. W następnym etapie są to osoby z silnymi ranami krwawiącymi, które rzeczywiście potrzebują pomocy i będą też stwarzały dla nas zaplecze, żeby pomóc nam na polu walki odeprzeć atak” – wyjaśnił Marek Trzeciak. To odwrotnie niż triaż w cywilu, gdzie pierwszeństwo pomocy mają osoby w najcięższym stanie.
„Człowieka, który jest już ciężko ranny zostawia się na polu walki, a w cywilu najbardziej poszkodowany to priorytet (…). Ciężko się przełamać” – powiedział pan Mirosław, ratownik z blisko 40-letnim stażem. Pan Ryszard, który pracuje od 20 lat powiedział, że trudne jest też to, że rannym na polu walki jest kolega, bo to wywołuje dodatkowe emocje. „Normalnie zawsze się odsuwa rodzinę, bliskich od udzielania jakiejkolwiek pomocy. Tu jest kolega. Tu nie ma na kogo liczyć. Muszę. Chcę, czy nie chcę, muszę (pomóc) i te szkolenia właśnie są po to, abyśmy byli pewni w działaniu, świadomi swoich wzajemnych relacji i obowiązków” – dodał ratownik.
Działanie pod presją czasu
.Sami uczestnicy szkolenia mówili, że medycyny pola walki nigdy dotąd się nie uczyli, bo nie było takiej konieczności. „Nigdy wcześniej nie uczestniczyliśmy w takich ćwiczeniach. Widocznie nie było takiego powodu. Teraz widzimy jak ciężko jest w takich warunkach pracować, na polu walki, dlatego też jesteśmy tutaj, żeby zobaczyć, jak to jest, sprawdzić swoje umiejętności i przynajmniej w tych symulowanych warunkach poczuć jak mniej więcej jest na froncie” – powiedział ratownik Marcin Chomiuk.
Ratownik cenił, że najtrudniejsze jest działanie pod presją czasu, w trakcie natarcia. „Wtedy jest trudniej skupić się, myśleć trzeźwo, często się działa instynktownie. To jest trudne i dobrze, że mamy okazję w takich warunkach spróbować i poczuć, jak to jest” – dodał Marcin Chomiuk. Uważa, że warto, aby ratownicy mieli możliwość wielokrotnego przećwiczenia takich sytuacji, aby nabrać pewności w działaniu. Szkoleniowiec Marek Trzeciak ocenił, że ratownicy są psychologicznie i praktycznie przygotowani do niesienia pomocy, bo pracują w różnych sytuacjach, mają do czynienia z krwotokami, ranami, amputacjami kończyn, ale kluczem w medycynie pola walki jest oswojenie się ze wszystkim, co może ich spotkać oraz opanowanie stresu.
„Odsunięcie tego stresu, który może go (ratownika) spotkać, gdy np. lecą kule nad głową, czy gdzieś w okolicy jest wybuch – wtedy trzeba wiedzieć, czy dalej udzielać pomocy czy ewentualnie trzeba zaprzestać, bo musimy się wycofać czy schronić, żebyśmy sami nie zostali ranni” – zauważa Marek Trzeciak. Dodał, że gdy ratownik się ze wszystkim oswoi, wtedy „praktyka zrobi swoje”. Podkreślił, że ratownik jest żołnierzem, który słucha dowódcy, a głównym zadaniem jest odparcie ataku. „Natomiast to, że jest ratownikiem to jest jego drugorzędna rola (…). Gdy jest ostrzał, zaprzestajesz udzielać pomocy, bierzesz karabin, bo masz go na plecach i strzelasz, musisz się szykować do odparcia ataku” – mówił do ratowników Marek Trzeciak.
Szkoleniu z medycyny pola walki będzie służyć w przyszłości w Białymstoku Centrum Symulacji Medycznych (CSM), które powstanie w WSPR dzięki wsparciu z programu transgranicznego Polska-Litwa. Będzie tam symulator karetki, będą kupione tzw. fantomy urazowe. Wicedyrektor Mirosław Rybałtowski wyjaśnił, że w CSM będzie można symulować np. warunki, gdy są wybuchy czy działanie na różnych nawierzchniach. W ramach projektu WSPR przeszkoli z medycyny pola walki 400 osób: ratowników, pielęgniarek, lekarzy z WSPR. 600 kolejnych osób przeszkoli na Litwie strona litewska. Ratownicy z Białegostoku i Litwy chcą też wypracować wspólne scenariusze transgranicznych działań ratowniczych na wypadek konfliktu zbrojnego.
Rosyjski imperializm
.Na temat historii rosyjskiego imperializmu na łamach „Wszystko co Najważniejsze” pisze prof. Jacek HOŁÓWKA w tekście „Imperialne marzenia Kremla„. Autor zwraca w nim uwagę, iż Rosja nie jest pierwszym imperium, które nie może pogodzić się ze zmniejszeniem swojego terytorium i wpływów.
„Ukraina należy do Rosji tylko w tym fantastycznym sensie, w jakim do Rosji należą Prusy Wschodnie, czyli obwód kaliningradzki, wszystkie etnicznie polskie tereny objęte zaborem rosyjskim w XIX wieku, a także zagrabione obszary Azji Mniejszej lub Besarabii. W takim metaforycznym sensie do Rosji należą wszystkie ziemie, które kiedykolwiek były częścią imperium rosyjskiego i które stają się jego częścią w wyobraźni najemnych kondotierów. Deklarację noworoczną popiera jedynie prosty i bezwstydny pogląd, że zagrabienie czyjejś ziemi przez Rosjan jest zawsze słuszne, ponieważ Rosja jest mocarstwem i ma nim być zawsze. Tak uważa władca Kremla i to sprawę zamyka. Natomiast ewentualna utrata posiadanych przez Rosję terenów jest zawsze niesprawiedliwa, gdyż powstaje przez dławienie rosyjskiej państwowości. Jest to objaw samowoli ludów drugorzędnych, niemających historii lub pełniących podrzędną rolę w jej przebiegu. Rosja musi zawsze zwyciężać, ponieważ wymaga tego jej odwiecznie praktykowany tryb istnienia. Nigdy nie była republiką, krajem rządzonym przez parlament lub wolę ludu. I to nie ma prawa się zmienić, ponieważ co raz stało się rosyjskie, musi na zawsze pozostać rosyjskie”.
.”Rosja nie jest pierwszym imperium, które głęboko przeżywa ograniczenie swych wpływów i posiadłości. W czasach nowożytnych to doświadczenie spotkało kolejno wszystkich kolonizatorów: Brytyjczyków, Francuzów, Belgów i Holendrów. Wytrącenie ich z roli metropolii kolonialnej raniło ich poczucie dumy, wydawało się bolesne i niesprawiedliwe. Kolonizatorzy zawsze cierpieli, pozostawiając zamorskie terytoria ich mieszkańcom. Uważali, że oddają je w ręce ludzi niepewnych i niedoświadczonych, czyli skazują je na upadek. Żadne wojsko nie lubi wycofywać się z administrowanych terenów. Gdy opuszcza pole swego działania, nagle widzi, jak jest bezużyteczne i zbędne. Widzi, że nie udało mu się zorganizować życia lokalnych społeczności, czyli dominowało jedynie dlatego, że stosowało przemoc bez żadnej racji” – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/prof-jacek-holowka-imperializm-rosyjski/
PAP/WszystkocoNajważniejsze/MJ