Prof. Jacek HOŁÓWKA: Imperialne marzenia Kremla

Imperialne marzenia Kremla

Photo of Prof. Jacek HOŁÓWKA

Prof. Jacek HOŁÓWKA

Filozof i etyk, profesor nauk humanistycznych związany z Uniwersytetem Warszawskim. Autor m.in. Relatywizm etyczny, Wybrane problemy moralne współczesności, Etyka w działaniu.

Ryc. Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Rosja nie jest pierwszym imperium, które głęboko przeżywa ograniczenie swych wpływów i posiadłości. W czasach nowożytnych to doświadczenie spotkało kolejno wszystkich kolonizatorów: Brytyjczyków, Francuzów, Belgów i Holendrów. Wytrącenie ich z roli metropolii kolonialnej raniło ich poczucie dumy, wydawało się bolesne i niesprawiedliwe – pisze prof. Jacek HOŁÓWKA

.W noworocznym orędziu prezydent Władimir Putin oświadczył, że „słuszność moralna i historyczna jest po stronie Rosji”. To oburzające oświadczenie, wypowiedziane z groteskowym tupetem. Wojskowy ton tej deklaracji – lub może ton służb specjalnych – utrudnia nawet jej dosłowne zrozumienie.

Putin twierdzi, że Rosja broni sprawy słusznej i świętej, mimo że to Rosja wywołała wojnę i Rosjanie próbują zagarnąć tereny ukraińskie, a nie odwrotnie. Można by tę noworoczną wypowiedź zbyć prostym komentarzem, że prezydent Rosji postanowił poprzestać na propagandzie i wystarczy mu, jeśli on sam i tysiące jego zwolenników uznają, że Ukraina jest odpowiedziana za wybuch wojny. Tak jednak myśleć i mówić nie wolno. Słowa znaczą to, co znaczą, i przekręcanie ich sensu nie robi prawdy z fałszu ani z agresora nie czyni zwycięzcy. Jawne kłamstwa to nieudolny zabieg polityczny, którym zaślepieni politycy zamazują swoje winy i nawet przed sobą ukrywają prawdę. Są skuteczne tylko na krótką metę.

Nie da się żadnymi zabiegami słownymi udowodnić, że Ukraina należy do Rosji

.Ukraina należy do Rosji tylko w tym fantastycznym sensie, w jakim do Rosji należą Prusy Wschodnie, czyli obwód kaliningradzki, wszystkie etnicznie polskie tereny objęte zaborem rosyjskim w XIX wieku, a także zagrabione obszary Azji Mniejszej lub Besarabii. W takim metaforycznym sensie do Rosji należą wszystkie ziemie, które kiedykolwiek były częścią imperium rosyjskiego i które stają się jego częścią w wyobraźni najemnych kondotierów. Deklarację noworoczną popiera jedynie prosty i bezwstydny pogląd, że zagrabienie czyjejś ziemi przez Rosjan jest zawsze słuszne, ponieważ Rosja jest mocarstwem i ma nim być zawsze. Tak uważa władca Kremla i to sprawę zamyka. Natomiast ewentualna utrata posiadanych przez Rosję terenów jest zawsze niesprawiedliwa, gdyż powstaje przez dławienie rosyjskiej państwowości. Jest to objaw samowoli ludów drugorzędnych, niemających historii lub pełniących podrzędną rolę w jej przebiegu. Rosja musi zawsze zwyciężać, ponieważ wymaga tego jej odwiecznie praktykowany tryb istnienia. Nigdy nie była republiką, krajem rządzonym przez parlament lub wolę ludu. I to nie ma prawa się zmienić, ponieważ co raz stało się rosyjskie, musi na zawsze pozostać rosyjskie.

Rosja nie jest pierwszym imperium, które głęboko przeżywa ograniczenie swych wpływów i posiadłości. W czasach nowożytnych to doświadczenie spotkało kolejno wszystkich kolonizatorów: Brytyjczyków, Francuzów, Belgów i Holendrów. Wytrącenie ich z roli metropolii kolonialnej raniło ich poczucie dumy, wydawało się bolesne i niesprawiedliwe. Kolonizatorzy zawsze cierpieli, pozostawiając zamorskie terytoria ich mieszkańcom. Uważali, że oddają je w ręce ludzi niepewnych i niedoświadczonych, czyli skazują je na upadek. Żadne wojsko nie lubi wycofywać się z administrowanych terenów. Gdy opuszcza pole swego działania, nagle widzi, jak jest bezużyteczne i zbędne. Widzi, że nie udało mu się zorganizować życia lokalnych społeczności, czyli dominowało jedynie dlatego, że stosowało przemoc bez żadnej racji.

Jak upadały imperia?

.Gdy Brytyjczycy, Francuzi, Belgowie i Holendrzy tracili kolonie, nie skarżyli się głośno i nie zapewniali siebie w Nowy Rok, że słuszność moralna i historyczna leży po ich stronie. Wiedzieli, że nikt ich nie poprze. Ich kraje zarobiły zbyt wiele na eksploatacji kolonii, by ktokolwiek uwierzył w altruistyczny charakter ich misji. Wojska kolonizatorów wycofywały się chyłkiem, nie odpowiadając na zaczepki i unikając otwartej, pożegnalnej walki. Rosję już raz spotkał podobny afront za czasów Michaiła Gorbaczowa, gdy jej wojska były wycofywane z Europy Wschodniej po rozpadzie ZSRR. Tysiące rosyjskich oficerów wezwano do ich kraju, dając im marną odprawę, pozbawiając ich dawnej roli i prestiżu. Jednak upadek imperium francuskiego w niewielkim stopniu przypominał upadek imperium rosyjskiego. Wojskowym wycofanym z Indochin ułatwiono powrót do cywilnego życia i nikomu nie przychodziło do głowy, by dowódcom z okresu wojny w Algierze powierzyć zadanie określenia współczesnej polityki zagranicznej Francji. Le passé est le passé. Upadek mocarstwowej Rosji wyglądał jednak zupełnie inaczej.

Wycofywanych sztabowców pocieszano medalami i dyplomami, awansami na fikcyjne stanowiska w administracji wojskowej lub powoływano na jakąś podrzędną, choć niebezpieczną funkcję na froncie w Afganistanie. Nic dziwnego, że weterani czuli się rozczarowani polityką „głasnosti”. To oni dziś stanowią główną siłę wspierającą „operację specjalną” na Ukrainie. Putin szuka poparcia przede wszystkim wśród pokolenia młodych Rosjan, pochodzących z domów, w których pielęgnowano tradycje wojskowe i podtrzymywano marzenia o wielkiej karierze w rosyjskich siłach zbrojnych. W takich rodzinach na jednego rekruta może przypadać po kilku stryjów, kuzynów, dziadków i przyszywanych krewniaków, którzy lubią śpiewać wojenne pieśni i z dumą przypinają sobie stare odznaczenia do mundurów. To oni, bardziej niż ktokolwiek inny, są pewni, że Ukraina musi być rosyjska, ponieważ ich własne, dziś odsunięte na bok pokolenie, pokonało faszystów, a teraz ze wstydem patrzy, jak ich następcy nieudolnie tropią jakieś zmyślone siły faszystowskie pochowane rzekomo w schronach i piwnicach. Dopóki ta odchodząca do lamusa grupa zwolenników Putina nie rozczaruje się imperialnymi planami swego kraju, dopóty na polach walczącej Ukrainy nie zapanuje pokój. Rosja to stan umysłu – jak mówiono już wielokrotnie.

Zdymisjonowani wojskowi

.Problem wzajemnego uzależniania zdymisjonowanych oficerów i aktualnych przywódców wojskowych przedstawia artykuł z 2000 roku napisany przez Tanyę Charlick-Paley (RAND Corp.) i Donalda A. Sylvana (Ohio State University): (The Use and…) Soviet and French Military Officers Face the Loss of Empire, opublikowany w „Political Psychology”. Jak się okazuje, styl myślenia zdymisjonowanego wojska we Francji i w Rosji był zdumiewająco podobny. Francuscy oficerowie w Indochinach czuli się misjonarzami polityki pokoju i wyższej cywilizacji. Zapewniał ich o tym sam prezydent Charles de Gaulle. W jednym ze swych przemówień oznajmił: „Francja z wielkim własnym poświęceniem i bez niczyjej pomocy przez wiele lat wprowadzała postęp i cywilizację w tych regionach świata, w których ich brakło. Te terytoria, które połączyliśmy z własnym losem, pozostały wierne tym zadaniom”.

Wydaje się niewiarygodne, by w kilkanaście lat po II wojnie światowej można było jeszcze ulegać tak wielkim złudzeniom i zakładać, że mieszkańcy obcych kontynentów chcą mieć u siebie nową, własną Francję, własną Notre Dame, własnego Kartezjusza i własną Marsyliankę. Weterani mają jednak osłabione poczucie realizmu politycznego. De Gaulle i Francuzi wierzyli, że można pogodzić powszechną równość dostępu do wysokich stanowisk w armii bez względu na kolor skóry i że można każdego wprowadzić do wysokiej kultury europejskiej w jego własnym kraju, jeśli tylko szczerze (choć bezskutecznie) marzy o osiedleniu się w Paryżu lub Londynie. De Gaulle jednak wierzył dosłownie, że Francja krzewi „wspólnotę metropolii i terenów zależnych, które postępują drogą prowadzącą do pełnej niepodległości”.

Tęsknota za Układem Warszawskim

.Jeszcze trudniej uwierzyć, że podobne złudzenia mogą dziś żywić liczni Rosjanie. Bo to jedna sprawa wraz z Yves Montandem śpiewać Quand nous chanterons le temps des cerises…, a zupełnie inna – dołączać do pieśni w stylu Szałandy połnyje kefali w nadziei, że to ona może stać się uniwersalnym przebojem rybaków na Bałtyku. Świat jest pełen zawiedzionych nadziei i pełen repatriowanych, zdemilitaryzowanych oficerów. Ich nierealistyczne nadzieje z czasów wojny (lub z czasów siłą narzuconego pokoju) leżą u podstaw wielu przebrzmiałych ideologii, choć to na nich najczęściej próbowano budować zręby nowych imperiów. To one legły u podstaw przekonań wspierających tworzenie Układu Warszawskiego. Podkreślił to z emfazą Wiktor Kulikow, szef Sztabu Generalnego ZSRR: „Układ Warszawski narodził się z krwi naszych i waszych najlepszych synów, którzy walczyli wspólnie przeciw faszyzmowi. Więcej niż milion sowieckich żołnierzy oddało swe życie w walce o uwolnienie sąsiednich krajów”. Tak zrodziła się „niezniszczalna przyjaźń” między Polską i Rosją, oparta „na jedności poglądów wszystkich uczestników i na prawdziwym szacunku”.

Mieszkańcy imperiów zawsze wierzą, że czas zatrzymał się dla nich na zawsze i że już zawsze wszystko będzie tak, jak w dniu zwycięstwa. Triumf odniesiony na wojnie przypisuje im na wieczność słuszność moralną i historyczną. Potomkowie zwycięzców spod Stalingradu mają być panami Rosji, Ukrainy i jeszcze nie wiadomo czego. Podobnie myśleli obserwatorzy z prawego brzegu Wisły przypatrujący się walkom prowadzonym podczas Powstania Warszawskiego, a także konstruktorzy bomb atomowych i wodorowych, przekonani o tym, że ich kraj prędzej czy później będzie rządzić całym światem. Kto podważa jego historyczną rolę, kto zapomina o czerwonym sztandarze zatkniętym na gmachu Reichstagu, jest nowożytnym faszystą, bo przecież jedyny sprawiedliwy ustrój już dawno został wywalczony i zaprowadzony na terenie rozciągającym się na dwanaście stref czasu, od Cieśniny Beringa po zachodnie granice NRD. Jeśli ktoś nie widzi, że Rosja jest mocarstwem sprawiedliwości, to dał się ogłupić cynicznemu Sołżenicynowi, który napisał: „Wierz raczej swemu oku zezowatemu niż bratu rodzonemu”, jeśli on cię już wielokrotnie oszukał. Sołżenicyn się poplątał, ponieważ trzeba zawsze wierzyć w to, w co mówi władza. I to właśnie nam przypomniał prezydent Rosji w sylwestra w 2022 roku.

Wojna ukraińsko-rosyjska spadła na Europę jak grom z jasnego nieba. Nikt się nie spodziewał, że Rosja zdecyduje się na wycięcie czterech kawałków wschodniej Ukrainy, ogłosi ich rosyjskość i uzna za część własnej ojczyzny. Pod jakim pretekstem mogła to zrobić? Okazuje się, że pod dowolnym. Powody wyliczył sam prezydent Rosji podczas uroczystości aneksji. Po pierwsze, przyłączenia żądali sami mieszkańcy tych terenów. Po drugie, Ukraina powstała dzięki Leninowi, a teraz o Leninie mówi się, że był komunistą. Po trzecie, ukraińskie stare kobiety prześladują na własnym podwórku rosyjskich ochotników uzbrojonych w karabiny maszynowe. Ta brutalność i to „bezobrazie” muszą zostać pokarane.

Czy można się było spodziewać, że podobne wymysły będą z powagą wygłaszane w naszych czasach? Jeszcze niedawno wydawało się, że to niemożliwe; że czasy bezwzględnej dominacji zbrojnej skończyły się wraz z upowszechnieniem się telewizji i internetu. Jednak okazuje się, że w Rosji może ciągle być inaczej. Tam mało kto starał się zrozumieć, czym była „polityka powstrzymywania” i dlaczego została przyjęta dobrowolnie przez wszystkie państwa Europy Zachodniej.

Długi telegram

.W 1946 roku dwie ambasady w Moskwie nie miały stale urzędującego ambasadora – amerykańska i brytyjska. Averell Harriman został odwołany do Waszyngtonu, a brytyjski ambasador sir Archibald Clark Kerr spędzał część czasu w Rosji, a część w Stanach Zjednoczonych. Placówkami dyplomatycznymi w Moskwie kierowali chargés d’affaires – w przypadku ambasady USA, George Kennan, w przypadku Wielkiej Brytanii sir Frank Roberts. Ci dwaj panowie często spotykali się z sobą; Kennan prawdopodobnie odgrywał w tych spotkaniach wiodącą rolę. W marcu 1946 roku, podczas kilkudniowej choroby zatok (która go zatrzymała na kilka dni w łóżku), Kennan napisał dokument, który później otrzymał nazwę Długi telegram.

Nota miała osiem tysięcy słów. To istotnie dość dużo jak na notę dyplomatyczną do własnego rządu, ale Długi telegram został przygotowany przez Kennana jako zasadniczy dokument programowy dla polityki zagranicznej USA i Wielkiej Brytanii w następnych latach. Kennan wziął się do tej pracy nieproszony, ale wykonał ją świetnie. Zawarł w niej kwintesencję „polityki powstrzymywania” (the policy of containment), którą proponował jako jedyny skuteczny program dla Europy Zachodniej w związku z zaostrzeniem postawy Stalina wobec sojuszników pod koniec II wojny światowej.

W tym czasie Związek Radziecki nie dążył już przede wszystkim do rozgromienia wojsk Hitlera, tylko unikał zsynchronizowanych działań militarnych, aby w miarę możności zagarnąć jak najszersze tereny na wschód od Berlina kosztem Polski, Ukrainy i krajów nadbałtyckich. Stało się to oczywiste 9 lutego 1946 roku, gdy Stalin dał pierwsze publiczne podsumowanie powojennej sytuacji w Europie. W tej mowie przedstawił bieg dalszych wydarzeń politycznych, nie precyzując, co uważa za naturalne i nieuniknione następstwo układu sił w Europie, a co stanowi plan działań, które będą celowo podejmowane przez ZSRR, aby zrealizować nową politykę rosyjskiego panowania w Europie (por. Robert C. Tucker, The Long Telegram, „The Princeton University Library Chronicle”, 2005).

Carski program dominacji w Europie kontynuowany przez Stalina

.George Kennan określił politykę Stalina jako kontynuację carskiego programu europejskiej dominacji, uzasadnioną nowymi ideologicznymi zadaniami. Długi telegram wywołał piorunujące wrażenie na prezydencie Harrym S. Trumanie i na amerykańskim establishmencie. Amerykański prezydent uznał, że osadzanie uzależnionych od Rosji rządów we wszystkich krajach satelickich w Europie stanowi preludium do wprowadzenia systemu totalitarnej kontroli na terenie całego ZSRR oraz ujawnia zamiar opanowania przez Rosję kolejnych krajów na świecie. Stalin był prawdziwym internacjonalnym komunistą i wyznawcą rosyjskiej mocarstwowości jednocześnie.

Zróbmy sobie szybkie powtórzenie z historii. Zasadniczy sens Długiego telegramu opisał sam autor po czterdziestu latach. Wiosną 1987 roku czasopismo „Foreign Affairs” opublikowało artykuł The Sources of Soviet Conduct sygnowany przez „X”. Pod tym pseudonimem wystąpił George Kennan. Nie chciał użyć własnego nazwiska, by nie uznano jego wypowiedzi za oficjalne stanowisko rządu USA. Wyłożył jednak w swym artykule zasadnicze tezy Długiego telegramu i ujawniał dodatkowe przekonania, których nie zdołał wyrazić w oryginalnym telegramie. Teraz pisał: „Trudno streścić zbiór ideologicznych założeń, z którymi przywódcy sowieccy dochodzą do władzy. Ideologia marksistowska w rosyjsko-komunistycznym wydaniu stale podlegała subtelnej ewolucji. […] Ale zasadnicze założenia myśli komunistycznej od 1916 roku można zapewne wyrazić następująco…”.

Tu następuje wyliczenie czterech dogmatów rosyjsko-komunistycznego programu. Są to punkty łączące dogmatykę marksistowską z carskim pragmatyzmem. Po pierwsze, centralnym czynnikiem w życiu człowieka, determinującym jego „fizjonomię społeczną”, jest system dóbr materialnych, które są wytwarzane i wymieniane. Po drugie, kapitalistyczny system produkcji jest „niegodziwy” (nefarious) i nieuchronnie wywołuje wyzysk klasy robotniczej przez klasę posiadaczy środków produkcji. Po trzecie, kapitalizm zawiera „nasiona swej zagłady” i nieuchronnie wiedzie do rewolucji. Po czwarte, ostatnią fazą kapitalizmu jest światowa rewolucja. To nie były dogmaty Marksa ani Lenina, jak się dziś łatwo zakłada, tylko zasady polityki zagranicznej ZSRR wyrażone przez Stalina. Było w nich tyle samo komunistycznej filozofii, ile carskiego programu mocarstwowej dominacji. W stanowisku Stalina rosyjscy militaryści znaleźli amalgamat myśli łączącej komunistyczny internacjonalizm z carskim szowinizmem. Ta myśl ponadto „dostarczała pseudonaukowego usprawiedliwienia ich niecierpliwości i wyjaśniała kategoryczną odmowę dostrzeżenia jakiejkolwiek wartości w systemie carskim. Usprawiedliwiała ich dążenie do władzy i pragnienie zemsty, a także ich skłonność do maszerowania na przełaj”. Powiązanie obu tradycji – komunistycznej i międzynarodowej oraz carskiej i nacjonalistycznej – pozwalało zwolennikom Stalina działać zawsze tak, jak sami uznają za wygodne. Albo dążyć do dominacji Rosjan nad innymi krajami, albo żądać ustępstw ze strony innych krajów w imię celów proletariackiej międzynarodowej współpracy.

Imperializm rosyjski i fanatyzm

.Może najważniejszą tezą Kennana było odkrycie, że niekonsekwencja w myśleniu nie jest efektem świadomego zakłamania, tylko wyrazem szczerego rosyjskiego pragnienia, by zdobyć coś, co jest logicznie nieosiągalne, ponieważ jest wewnętrznie niekonsekwentne. Niekonsekwencja może być całkiem przekonującym i silnie motywującym pragnieniem działania, którego tłumienie jest bardziej bolesne niż dostrzeżenie nielogiczności własnego myślenia. Pokrętna ideologia motywuje silniej niż prostolinijna, jasno wyrażona teoria. W polityce ideologia jest zresztą najłatwiejszym sposobem uporania się z przeciwnikami politycznymi. Każdego wroga politycznego można pokonać, zarzucając mu stronniczość i tendencyjność; przez pokazanie, że inni wybrali odwrotne stanowisko niż on, a z pewnością jedni i drudzy nie mogą jednocześnie mieć racji. Kennan przyznaje, że Lenin być może potrafiłby złagodzić powojenne konflikty polityczne i partyjne. Ale nie Stalin i jego akolici. „Oni nie byli ludźmi, którzy potrafiliby tolerować polityczną konkurencję w sferze władzy, do której pretendowali. Ich poczucie niepewności było zbyt silne. Ich szczególny rodzaj fanatyzmu, niemający nic wspólnego z anglosaską tradycją kompromisu, był zbyt zawzięty i zazdrosny, by przystać na jakikolwiek podział władzy”. Staliniści musieli „dławić krnąbrność” (chastise the contumacy) gdziekolwiek ją dostrzegli. I zupełnie nie dostrzegali, że to oni sami wywoływali opór, który później dławili.

Zasady polityki Stalina były proste. Ideologiczną nieomylność, czyli jedynie trafne wyważenie przeciwstawnych racji komunistycznych i imperialnych, mogła zapewnić tylko globalna hegemonia ZSRR. Na innych warunkach nie dało się ich uzgodnić. Cele świata kapitalistycznego były zasadniczo przeciwstawne wobec celów światowego komunizmu. Można było co najwyżej powiedzieć, że to bez znaczenia. Słuszność moralna i historyczna jest zawsze po naszej stronie.

Kreml nie zmienia swoich zasad działania

.Kreml nigdy nie prowadził jawnej, jednolitej polityki, ale też nigdy jawnie polityki nie zmieniał. Zmieniał tylko sposób swego działania – czasem działał jawnie, czasem działał skrycie. A ponieważ chciał zazwyczaj jednocześnie realizować cele światowe i imperialne, to zazwyczaj musiał działać skrycie. „Z tego wypływają rozmaite zjawiska, które są szczególnie irytujące w polityce zagranicznej Kremla: tajemniczość, nieszczerość, zwodzenie, brak zaufania, podejrzliwość wobec przyjaznych propozycji. Te ich tendencje nie ulegną zmianie, jak daleko tylko potrafimy sięgnąć swoją wyobraźnią”. Przywódcy partii komunistycznej zawsze w swym przekonaniu będą musieli mieć rację. Kłamstwa ich nie brzydziły, krętactwa nie zbijały z tropu, morderstwa nie mąciły snu. To stało się absolutnie niepodważalnym dogmatem przynajmniej od czasu, gdy w 1929 roku Stalin sformalizował swą osobistą władzę przez narzucenie wymagania, by decyzje biura politycznego partii podejmowane były zawsze jednomyślnie. Nie miały być konsultowane i nie podlegały rewizji. „To determinuje behawioryzm całego sowieckiego aparatu władzy” – pisał Kennan. W Rosji władza albo jest opresyjna, albo się rozpada. Tak było za Mikołaja II i tak było za Breżniewa. Za pierwszym razem sens rosyjskiej historii ujawnił Lenin, za drugim razem Gorbaczow. Ciągle jednak na darmo.

Warto spostrzec, że w obu przypadkach do rozpadu władzy przyczynili się emerytowani oficerowie, którym odebrano władzę, ale którym nie odebrano społecznego prestiżu. A oni, gdy sami nie chcieli lub nie mogli już dłużej walczyć, domagali się, by walka nie osłabła i by nowe pokolenia nadal dążyły do zwycięstwa i do wiecznej chwały. Starcom zazwyczaj marzy się zwycięstwo, a wszystko poza tym ich usypia. Czy tak też będzie na froncie ukraińskim? Czy może tym razem ktoś wcześniej oprzytomnieje, zatrzyma nabór rekruta i skłoni starców, by spokojnie cieszyli się zdobytymi wcześniej odznaczeniami? Zobaczymy.

Jacek Hołówka
Tekst opublikowany w nr 49 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei >>>]

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 2 marca 2023