Dlaczego Latynosi głosują na obrażających ich Trumpa? - „La Nacion”

Jedną z największych zagadek kampanii wyborczej w USA jest odpowiedź na pytanie, w jaki sposób kandydat Republikanów na urząd prezydenta, Donald Trump , który regularnie obraża imigrantów, w ostatnich latach wzmocnił swoje poparcie wśród Latynosów – zauważa komentator argentyńskiego dziennika „La Nacion”, zaznaczając, że Latynosi mogą zdecydować o wynikach wyborów.

Poparcie dla Trumpa wśród Latynosów wzrosło od wyborów z 2016 roku o 9 punktów procentowych

Latynosi stali się jedną z kluczowych grup społecznych na ostatnim odcinku kampanii wyborczej. Stanowią około jednej piątej ludności Stanów Zjednoczonych i około 14,7 proc. wyborców uprawnionych do głosowania w listopadowych wyborach. Według magazynu „Time” mają potencjał, by odegrać decydującą rolę w wyborach.

Trump bynajmniej nie wyprzedza swojej demokratycznej rywalki Kamali Harris w tej grupie wyborców. Według niedawnego sondażu „New York Times” przegrywa z nią stosunkiem 37 do 56 proc. – zaznaczył autor artykułu w „La Nacion”, mieszkający w USA argentyńsko-amerykański dziennikarz Andres Oppenheimer.

Jednak poparcie dla Trumpa wśród Latynosów wzrosło od wyborów z 2016 roku o 9 punktów procentowych. Harris popiera natomiast w tej grupie o 12 punktów procentowych mniej, niż osiem lat temu ówczesną kandydatkę Demokratów Hillary Clinton.

Oppenheimer zastanawia się, dlaczego poparcie dla Trumpa wśród Latynosów wzrosło, skoro „codziennie obraża on niezarejestrowanych” imigrantów, twierdząc, że imigranci dokonali „inwazji” na Stany Zjednoczone, są kryminalistami i „zatruwają krew” narodu.

Zdaniem autora,. jeśli sondaże mówią prawdę, to oznacza, że Trump robi to, co zwykle robią charyzmatyczni populiści: przekonuje ludzi, by głosowali przeciwko swoim własnym interesom.

Rzecznicy kampanii Harris mówią, że wielu Latynosów nie śledzi na bieżąco wiadomości i nie zdaje sobie sprawy z wypowiedzi, które odczłowieczają imigrantów, promują nienawiść rasową oraz nie bierze pod uwagę możliwych skutków ogłoszonego przez Trumpa planu masowej deportacji – napisał komentator „La Nacion”.

Dyrektor Centrum Studiów Latynoamerykańskich i Latynoskich (CLALS) na Uniwersytecie Amerykańskim Ernesto Castaneda uważa, że wielu Latynosów popiera Trumpa, bo nie sądzą, że w swoich tyradach antyimigranckich odnosi się do nich. „Niektórzy mówią: nie chodzi mu o mnie. Mówi o innych, o złych imigrantach. Ja jestem dobrym imigrantem” – twierdzi Castaneda.

Latynosi mogą zdecydować o wyniku wyborów

.Inni Latynosi – ocenił badacz – desperacko starają się zintegrować ze społecznością, w której żyją. Niektórzy sądzą, że „najlepszą metodą na bycie zaakceptowanym jako Amerykanin jest głosowanie na Trumpa”. Jeszcze inni są przekonani, że za prezydentury Trumpa Latynosom żyło się w USA lepiej, co jednak nie znajduje potwierdzenia w danych gospodarczych – napisał Oppenheimer.

Według analizy Poynter Institute, Latynosi mieli się dobrze za prezydentury Trumpa, za wyjątkiem okresu pandemii Covid-19, a pod rządami obecnego prezydenta Joe Bidena ich sytuacja dalej się poprawiała. Wciąż jednak występowała statystycznie przepaść pomiędzy Latynosami a białymi, której nie udało się zniwelować żadnemu z tych przywódców.

Zdaniem autora komentarza w „La Nacion” poparcie dla Trumpa wzrosło wśród Latynosów również dlatego, że Demokraci wzięli ich głosy za pewnik. Wiedzą, że z łatwością wygrają w głównych stanach o dużej liczbie mieszkańców o latynoskich korzeniach, jak Kalifornia czy Nowy Jork, oraz że przegrają na Florydzie i w Teksasie. Oppeheimer przyznaje jednak, że Latynosi mogą też odegrać istotną rolę w stanach „wahających się”, jak Nevada czy Arizona.

Według danych przytaczanych przez magazyn „Time” we wszystkich siedmiu stanach, określanych jako „wahające się”, populacja Latynosów jest większa, niż wynosiła różnica głosów pomiędzy Trumpem a Bidenem w wyborach z 2020 roku. Najwięcej, 1,3 mln, jest ich w Arizonie, gdzie w poprzednich wyborach Biden wygrał różnicą zaledwie 10 tys. głosów. Ponad 570 tys. Latynosow mieszka w największym ze stanów „wahających się” – Pensylwanii, gdzie Trump przegrał z Bidenem różnicą 80 tys. głosów.

Czy Trump może zwyciężyć?

.To „gorące pytanie” stawiane jest coraz częściej na całym świecie i staje się coraz gorętsze w miarę przybliżania się amerykańskich wyborów. Zanim jednak na nie odpowiem, przede wszystkim – z profesorskiego nawyku – dokonam kilku uściśleń.

Po pierwsze, wbrew pozorom Trump nigdzie nie odszedł. Nadal jest silnie obecny w amerykańskiej, nie tylko republikańskiej polityce. Wiele wskazuje też na to, że będzie (może raczej musi być) republikańskim kandydatem i że to będzie ten sam Donald Trump, bo nic nie wskazuje, że chciałby cokolwiek zmienić, że czegokolwiek żałuje. Można też wyobrazić sobie sytuację, w której Trump powraca w formie „trumpizmu” uprawianego przez innych polityków, mniej lub bardziej „trumpopodobnych”. Na tej zasadzie w Argentynie do dziś dnia żywy jest peronizm, a w Rosji stalinizm.

Po drugie, pojęcie „świata” dziś nieco trąci myszką, bo pochodzi z okresu szybkiego postępu globalizacji i unipolarnego obszaru zdominowanego przez jeden wzorzec cywilizacyjny, ekonomiczny, ustrojowy. Obecny świat jest coraz bardziej zróżnicowany, wielobiegunowy. Zakłócone zostały nie tylko łańcuchy dostaw, ale także przepływy informacji, wiedzy, ludzkiej mobilności. Osłabione zostały zdolności do uzgadniania rozbieżnych interesów i sprzecznych zamierzeń. Z punktu widzenia powrotu (lub nie) Donalda Trumpa najważniejsza jest oczywiście Ameryka, która jest światem samym w sobie. Dzisiejszy „koncert mocarstw” uzupełniają ponadto dwa autorytarne giganty: Chiny i chyba nadal Rosja (ze względu na obszar geograficzny i potencjał broni nuklearnej), z rozproszoną grupą mniejszych autokracji lub krajów skłaniających się ku takiemu modelowi rządzenia jak np. Turcja czy Brazylia.

PAP/WszystkocoNajważniejsze/MB
Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 30 października 2024