„Dojrzałe państwo po wyborach nie wyrzuca wszystkiego do kosza” – Andrzej Krajewski
„Wymiana rządzących nie musi oznaczać zaorania wszystkiego, co poprzednicy rozpoczęli. Wręcz przeciwnie zdolność do dokańczania planów dobrych dla państwa jest cechą dojrzałych i zamożnych demokracji” – pisze Andrzej Krajewski w tekście „Dojrzałe państwo po wyborach nie wyrzuca wszystkiego do kosza”, który ukazał się na łamach tygodnika „Gazeta Na Niedzielę”, wydawanego przez Instytut Nowych Mediów.
Andrzej Krajewski o polityce Stanów Zjednoczonych i Polski
.„Jeśli spojrzeć na Stany Zjednoczone, to tamtejsze społeczeństwo wydaje się spolaryzowane nawet mocniej niż polskie. Ten stan rzeczy za prezydentury Donalda Trumpa jedynie się pogłębił, a jednak nikogo nie oburzył fakt, że administracja Joe Bidena w kluczowych dla USA kwestiach kontynuowała zamierzenia poprzednika” – pisze Andrzej Krajewski w „Gazecie Na Niedzielę”. Zwraca uwagę szczególnie na stosunek prezydenta Bidena do Chin czy jego politykę względem Unii Europejskiej, których założenia przypominają, jego zdaniem, model uskuteczniany w przeszłości przez Donalda Trumpa.
Andrzej Krajewski podkreśla, że taki stan rzeczy jest możliwy, ponieważ Amerykanie prowadzą zimne kalkulacje, by ocenić, co najbardziej opłaca się ich krajowi. „Jeśli wynika z nich, że zerwanie ciągłości przyniesie bolesne straty, wówczas fakt, iż dokańcza się dzieło politycznych wrogów, traci znaczenie” – zaznacza Andrzej Krajewski.
Zdaniem publicysty zupełnie inaczej wygląda to w Polsce. Nad Wisłą „jeśli jedni coś zbudują, to drudzy muszą potem to zaorać i vice versa. Cały szkopuł w tym, iż uparte trzymanie się tej zasady po obecnych wyborach oznaczałoby w najbliższe przyszłości trudne do powetowania straty dla III RP i jej mieszkańców”.
Polska racja stanu: elektrownie jądrowe, terminal kontenerowy w Świnoujściu, CPK
.„Za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy zainicjowano kilka projektów, które mogą zaważyć na przyszłości Polski” – twierdzi Andrzej Krajewski. W jego opinii najważniejszym z nich jest budowa elektrowni jądrowej. „Trwa bowiem wyścig potrzeb energetycznych szybko rozwijającego się kraju z możliwościami ich zaspokojenia. Zwłaszcza gdy normy emisji CO2 wymuszają wygaszanie elektrowni węglowych, a słoneczne i wiatrowe ze względu na uzależnienie od pogody w całości tej straty nie zastąpią” – pisze publicysta. Dodaje on, że alternatywą są jeszcze elektrownie gazowe, te jednak wymagają olbrzymich i kosztownych dostaw zasilającego je surowca. Wobec tego Polska – niemająca jeszcze elektrowni jądrowych – w pewnej mierze uzależniona jest od dostaw energii, co wpływa na wzrost jej kosztów. „W końcu coraz droższa energia elektryczna zdusi rozwój ekonomiczny kraju. Bez reaktorów jądrowy uniknięcie tego scenariusza wydaje się skrajnie trudne” – twierdzi Andrzej Krajewski.
Autor podkreśla przy tym, że „drugie miejsce w rankingu powinna zająć budowa głębokowodnego terminalu kontenerowego w Świnoujściu. Tu również za sprawą szybkiego rozwoju ekonomicznego kraju dotychczasowa infrastruktura znalazła się na granicy wydolności. Polskie porty po prostu zaczynają się zatykać z nadmiaru zawijających do nich statków”. Andrzej Krajewski podkreśla, że „już teraz polskie porty obsługują najwięcej kontenerowców na Bałtyku a przewidywana średnia roczna wzrostu przeładunku na kolejne lata to 11 proc. Wszystko to idzie to w parze z olbrzymi wzrostem dochodów z tej działalności. Przy tak znakomitej koniunkturze zaniechanie budowy nowego terminalu kontenerowego w Świnoujściu byłoby nawet nie zbrodnią czy błędem ale skrajną głupotą. Niezależnie, jak wielki sprzeciw Niemiec wywołuje ta inwestycja”.
Trzecie miejsce w rankingu opracowanym przez Andrzeja Krajewskiego zajmuje budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego. Publicysta zwraca uwagę, że temat wzbudza dziś spore kontrowersje, „zamienił się bowiem z portu lotniczego w byt polityczny, a co gorsza w obietnicę wyborcą”. Oceniając sytuację z perspektywy czysto ekonomicznej i infrastrukturalnej, CPK – zdaniem Andrzeja Krajewskiego – jest Polsce niezbędne. „Jeśli Polska utrzyma tempo rozwoju gospodarczego (a wiele na to wskazuję) to wedle prognoz z lotnisk w III RP już w 2035 r, będzie chciało skorzystać 81 mln pasażerów, a tonaż przewożonych towarów co najmniej się podwoi. (…) Z winy szybkiego rozwoju ekonomicznego państwa jeden z kluczowych elementów krajowej gospodarki zmierza w stronę «zawieszenia się». Jeśli się zawiesi, rozwój zacznie hamować. Zaś CPK to na dokładkę „dwa w jednym”, ponieważ jego narodzinom miało towarzyszyć powstanie sieci kolei wielkich prędkości (tzw. szprych kolejowych)” – zwraca uwagę Andrzej Krajewski.
Rozważa on również ewentualność, w której projekt CPK zostanie zlikwidowany z powodów politycznych, a następnie wznowiony za kilka lat w innym miejscu polski, jako inwestycja pozornie nowa. Spowoduje to powiększenie kosztów, co według Andrzeja Krajewskiego „da się przeżyć”, jednak – jak podkreśla – „straconego czasu już nie uda się odzyskać”.
Całość tekstu Andrzeja Krajewskiego w „Gazecie Na Niedzielę” dostępna jest pod linkiem:
https://gnn.pl/kontynuacja-cpk-andrzej-krajewski/
Gospodarczy cud nad Wisłą
.„To, że w koszmarnych czasach międzywojnia Polska nie zbankrutowała, można uznać za jej wielki sukces. Fakt, że stworzono wówczas nowoczesne gałęzie gospodarki, należy traktować w kategoriach cudu” – pisze Andrzej Krajewski w tekście „Gospodarczy cud nad Wisłą” opublikowanym we „Wszystko co Najważniejsze”.
Jak podkreśla, „w zbiorowej pamięci współczesnych Polaków zupełnie zatarło się (a w świadomości mieszkańców Europy nawet nie zaistniało), że w 1918 r. odzyskująca niepodległość Polska znajdowała się w gronie państw najdotkliwiej spustoszonych przez I wojnę światową. (…) Wyjątek stanowił nietknięty wojną i rabunkami Górny Śląsk. Na jego obszarze przyłączonym do II RP znajdowały się 53 kopalnie węgla kamiennego, 9 hut żelaza, 18 hut cynku, ołowiu i srebra oraz 15 kopalń rud cynku i ołowiu. Stanowiły one gros potencjału przemysłowego młodego państwa”.
„Przez pierwszych kilkanaście lat polska gospodarka przypominała boksera uparcie podnoszącego się z desek po kolejnych, nokautujących ciosach. Otrzymała ich całe mnóstwo. (…) Kierujący polityką zagraniczną Republiki Weimarskiej Gustav Stresemann uznał w 1924 r., że zbankrutowana II RP zgodzi się na oddanie Pomorza, Górnego Śląska, a może nawet Wielkopolski. Jako że sprzedaż towarów na rynek niemiecki przynosiła aż 40 proc. całości dochodów polskiego eksportu, zablokowanie przez Berlin importu polskiego węgla i obłożenie cłami bojowymi setek innych produktów stanowiło bolesne uderzenie. Działo się to zaledwie kilkanaście miesięcy po tym, jak hiperinflacja zjadła większość oszczędności Polaków” – przypomina Andrzej Krajewski.
Podkreśla on, że „gdy rodziła się II RP, wszystkie siły polityczne chciały zbudować państwo na wskroś nowoczesne. Idealistyczne plany bardzo szybko zderzyły się z brutalną rzeczywistością. Nowoczesne państwo nie mogło istnieć bez silnej gospodarki. Tymczasem jedynym znaczącym kapitałem, który posiadano, były kadry. Okazały się one jednak bezcennym atutem. Późniejszy prezydent Ignacy Mościcki międzynarodową sławę zdobył dzięki opracowaniu nowatorskich metod produkcji kwasu azotowego. Był też znakomitym dyrektorem Państwowej Fabryki Związków Azotowych w Chorzowie. Wspólnie z inż. Eugeniuszem Kwiatkowskim uczynił z niej najnowocześniejszą wytwórnię nawozów sztucznych w Europie. W 1928 r., będąc prezydentem, przeforsował budowę jeszcze większych Państwowych Zakładów Związków Azotowych w Tarnowie. Dzięki tym inwestycjom produkcja nawozów sztucznych w 1937 r. przekroczyła 42 tys. ton, czyniąc z II RP jednego z największych ich wytwórców na świecie”.
„Mający spory udział w tym sukcesie inż. Kwiatkowski z ramienia rządu nadzorował też budowę Gdyni. Nieposiadająca portu morskiego II RP musiała błyskawicznie wybić sobie okno na świat. Port i miasto, wzniesione na miejscu rybackiej wioski, zaprojektował w 1921 r. inż. Tadeusz Wenda, biorąc też na siebie kierowanie wielką inwestycją. W ciągu zaledwie dekady Gdynia wyrosła na jeden z największych nadbałtyckich portów. W 1924 r. zawinęło do niej 29 statków. Dziesięć lat później przypłynęło 4592. Wówczas po raz pierwszy wyprzedziła Gdańsk” – pisze Andrzej Krajewski.
„Przez niecałe dwie dekady Polska zmniejszyła dwukrotnie dystans dzielący ją od jednej z najbogatszych gospodarek świata. Osiągnięto to na przekór ekonomicznym katastrofom przychodzącym spoza granic II RP. Gdyby ustały, a Hitler i Stalin pozwolili Polakom spokojnie się bogacić, wówczas nie musielibyśmy gonić Zachodu, i to już od wielu lat” – podkreśla Andrzej Krajewski.
GazetaNaNiedzielę/WszystkoCoNajważniejsze/SN