Gambit Macrona z granatem w tle - komentuje Michał KŁOSOWSKI

Gambit Macrona

Decydując się więc na przyśpieszone wybory i oddając część wyborczego tortu w ręce skrajnej, francuskiej lewicy, Emmanuel Macron otworzył drzwi dla rosyjskich i niemieckich wpływów we Francji, rozdrobnił rodzimą scenę polityczną i sprawił, że wcale nie jest nieprawdopodobne, że Front Ludowy przejmie władzę we Francji za kilka lat czyniąc kraj bardziej jeszcze socjalistycznym, niż dotychczas.

.Odkąd 9 czerwca zarządził przedterminowe wybory, prezydent Emmanuel Macron żyje w niebezpieczeństwie. Decyzję podjął po tym, jak jego centrowa koalicja została zepchnięta na drugie miejsce przez Zjednoczenie Narodowe (RN), które w wyborach europejskich pod koniec czerwca zdobyło ponad dwukrotnie więcej głosów. Po wczorajszych wyborach parlamentarnych we Francji jasne staje się jednak, że zagrożenie ze strony RN zostało przynajmniej tymczasowo zneutralizowane przez radykalny wzrost poparcia dla francuskiej lewicy. Gambit Macrona się opłacił, prezydent zachował władzę i sterowność państwa. Podłożył jednak granat pod przyszłość francuskiej sceny politycznej.

To Emmanuel Macron wygrał te wybory

.Nawet biorąc pod uwagę, że jego partia Ensemble znalazła się na drugim miejscu wyborczego wyścigu, wyniki ostatniej elekcji z pewnością można odczytać jako częściowe zwycięstwo Macrona – polityka, o czym musimy pamiętać — który został po raz pierwszy wybrany, aby stawić czoła fali populistycznej, skrajnej prawicy. To jego podstawowe zadanie, które wciąż ma przed oczyma. Dlatego znacznie łatwiej jest mu się porozumieć ze światem radykalnej lewicy Jean Luca Melenchona niż jakimkolwiek ugrupowaniem centrowym czy tym bardziej prawicowym. Tworząc swój polityczny start-up w 2017 roku Emmanuel Macron świadomie w końcu przesunął polityczne centrum Francji w lewo. Utrzymanie tego stanu jest wciąż dla niego priorytetem.

W wyborach w 2017 roku Emmanuel Macron miażdżącym zwycięstwem zwyciężył we francuskiej prezydencji, pokonując Marine Le Pen 66% do 34%. Pięć lat później powtórzył ten wyczyn, zdobywając 59% głosów, a swe zwycięstwo na Polu Marsowym obwieścił światu w rytm marszu imperialnego rodem z Gwiezdnych Wojen. Jednak w ciągu dwóch miesięcy jego bezwzględna większość w Zgromadzeniu Narodowym, niższej izbie francuskiego parlamentu, zamieniła się we względną większość w wyborach legislacyjnych. W ciągu następnego roku jego popularność zaczęła słabnąć, głównie za sprawą dwóch ustaw: jednej podnoszącej wiek emerytalny z 62 do 64 lat, drugiej zaostrzającej imigrację. Mimo że do obu elekcji szedł obecny prezydent z postulatami zmiany, której większość Francuzów się faktycznie domaga, te koniczne zdawałoby się reformy nie spotkały się z przychylną reakcją społeczeństwa francuskiego. Zmiana — tak, ale najlepiej, żeby dotknęła tych „innych”. „Żółte kamizelki” najlepszym przykładem.

I tu jest clue obecnej sytuacji we Francji. Pierwszą ze wspomnianych ustaw uchwalono dekretem, drugą za pomocą głosów konserwatystów, a nawet skrajnie prawicowych deputowanych. Mimo oczywistej wrogości, prezydent Macron potrafi więc wygrać prawicę tak, że kiedy trzeba ta wspiera jego rządy. Przed wczorajszymi wynikami exit poll, kiedy będąc w Paryżu obserwowałem jadące przez miasto wozy policyjne, istniały obawy, że Macron, próbując uspokoić skrajną prawicę, mógł ją ośmielić. Rzeczywiście, te policyjne furgonetki jechały w kierunku siedziby RN, a Jordan Bardella, nowy przywódca Zgromadzenia Narodowego, już szykował się do objęcia teki premiera. Za szybko, stało się jednak inaczej. Niedawne wybory we Francji wygrał Emmanuel Macron, realizując swój odwieczny postulat blokowania francuskiej prawicy przed dojściem do władzy. Słowa Edouarda Philippe’a – byłego premiera, a wciąż bardzo popularnego polityka, który przewodzi frakcji w Ensemble — który stwierdził, że przyśpieszone wybory to „koniec makronizmu” okazały się błędne. Mimo pierwszego miejsca lewicy, wygrał Macron, który dogada się z każdym tylko nie z prawicą. Gambit Macrona się udał.

Granat pod Francją 

.Co dalej więc? Część odetchnęła z ulgą, zwłaszcza w Elysee. Przed Francją jednak dylemat: mając pozornie zawieszony parlament na horyzoncie, wspierany przez Nowy Front Ludowy (NPF), znajdzie się kraj na „niezbadanych morzach”. W powyborczym wystąpieniu Jean Luc Melenchon od razu przecież wezwał prezydenta Emmanuela Macrona do oddania lewicy teki premiera. I tak się pewnie stanie, ale wcale nie jest oczywiste, kto ją obejmie. Pomimo terminów w interesie Emmanuela Macrona jest po prostu zwlekać. Czekać.  Czy powstanie rząd jedności narodowej, złożony z centrolewicy (Socjaliści i Zieloni) czy centroprawicy (Republikanie)? Nie ważne, jakiś powstanie, a zdecyduje o tym Emmanuel Macron. Dziś nie zmienia się nic. A V. Republika, odkąd Charles de Gaulle ustanowił ją w 1958 r. z silną prezydenturą, jakoś sobie po prostu poradzi. Na razie.

Skąd więc słowa o dynamicie, podłożonym pod francuską scenę wyborczą? Emmanuel Macron, mimo że nie przegrał z RN, znajduje się na słabszej pozycji niż przed wyborami europejskimi. Francja też oczekuje więcej, każda bowiem elekcja nad Sekwaną to kolejny festiwal obietnic, które Francuzi chcą słyszeć, aby wierzyć że ich styl życia i dobrobyt zostanie utrzymany. O ile francuska prezydencja więc, a co za tym idzie sam Emmanuel Macron, zachowa pozycję silnej ręki w sprawach zewnętrznych, sprawczości polityki wewnętrznej i zagranicznej Macrona zostanie osłabiona. Mimo że premier we Francji wyłącznie administruje, pozory mają znaczenie a polityczny PR jest wszystkim.

Dotychczas przecież prezydent Macron stał na czele wysiłków na rzecz budowania europejskiej siły w obliczu rosyjskiej agresji, aby Europa mówiła jednym głosem wobec zagrożenia z Rosji, kreując się na króla-słońce kontynentu. Całkiem niedawno też, w podobnym tonie Emmanuel Macron dał jasno do zrozumienia, że ​​jest otwarty nawet na wysłanie francuskich wojsk lądowych na Ukrainę i obiecał ukraińskiemu prezydentowi Wołodymirowi Zełenskiemu dostawę francuskich rakiet i samolotów. Jean-Luc Mélenchon wielokrotnie jednak wzywał Stany Zjednoczone, aby „nie przyłączały Ukrainy do NATO”. Dla lewicowego przywódcy, na czas wyborów schowanego, a który jak królik z kapelusza wyskoczył dopiero na wyborczym spotkaniu w niedzielę 7. lipca, zacieśnienie więzi z Ukrainą z pewnością nie jest priorytetem. Rosja to w końcu sojuszniczy kraj dla radykalnej, francuskiej lewicy; kraj rewolucji, taniego gazu i nafty oraz sprzeciwu wobec kapitalizmu. I tu zaczynają się schody: francuska lewica jest nie mniej prorosyjska niż lepenowska prawica, a w dodatku antyrynkowa. Decydując się więc na przyśpieszone wybory i oddając część wyborczego tortu w ręce skrajnej, francuskiej lewicy, Emmanuel Macron otworzył drzwi dla rosyjskich i niemieckich wpływów we Francji, rozdrobnił rodzimą scenę polityczną i sprawił, że wcale nie jest nieprawdopodobne, że Front Ludowy przejmie władzę we Francji za kilka lat czyniąc kraj bardziej jeszcze socjalistycznym, niż dotychczas. To w końcu ludzie głosują, a lewicy chodzi o to, żeby przeciętnemu człowiekowi żyło się lepiej. Za wszelką cenę.

Testament króla-słońce

.Emmanuelowi Macronowi pozostały trzy lata prezydentury. Świat przyśpiesza, na horyzoncie są nieprzewidywalne wybory w Ameryce, a zagrożenie ze Wschodu nie maleje. Macron wkrótce znaleźć się może w trudnej sytuacji: nie mogąc dalej kandydować będzie chciał przejść do historii. Z czym będzie kojarzony? Póki co można powiedzieć, że od czasu dojścia do władzy w 2017 roku ułożył po swojemu francuski system polityczny, kładąc kres dominacji starych partii socjalistycznych i republikańskich. Wtedy też powiedział: rzuciłem im granat pod nogi, zobaczmy jak sobie z nim poradzą.

Jeśli więc celem Emmanuela Macrona jest wysadzić francuski system polityczny, to już mu się to udało. A wkrótce dowiemy się, czy przy okazji wysadził także siebie.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 8 lipca 2024
Fot. Yara Nardi / Reuters / Forum