Madera coraz popularniejszym kierunkiem wypoczynkowym wśród polskich turystów

Madera staje się coraz popularniejszym kierunkiem dla polskich turystów. Pomiędzy styczniem a lipcem 2025 roku ten portugalski archipelag odwiedziło ponad 89,3 tys. przybyszów z Polski, czyli o prawie 39 proc. więcej w porównaniu do podobnego okresu w 2024 r.
Madera coraz popularniejszym kierunkiem wakacyjnym wśród Polaków
.Jak wynika ze statystyk spółki ANA, zarządzającej portami lotniczymi w Portugalii, poza rodzimymi turystami z kontynentalnej części tego kraju, tylko dwie inne nacje z UE wyprzedzają Polaków pod względem obecności na archipelagu Madery: Niemcy i Francuzi. Pomiędzy styczniem a lipcem br. na Maderę przyleciało 189 tys. turystów z Niemiec oraz 96,1 tys. z Francji, czyli odpowiednio o 21,8 i 39,2 proc. więcej w porównaniu do analogicznego okresu w minionym roku.
Archipelag Madery, który w ciągu roku odwiedza prawie 2,5 mln turystów, cieszy się niesłabnącą popularnością wśród wczasowiczów, pomimo stosunkowo częstych opóźnionych bądź odwołanych lotów. Wynika to głównie z niestabilnej pogody utrudniającej lądowanie i start samolotów na lotnisku w Funchal. W pierwszej połowie września z powodu wietrznej aury nad Maderą na lotnisku im. Cristiano Ronaldo w Funchal nie wylądowało kilkanaście samolotów, w tym dwie maszyny lecące z Gdańska i Warszawy. Samoloty zostały skierowane na kanaryjską Teneryfę.
Porto Santo. Druga najpopularniejsza wyspa archipelagu maderskiego
.Choć bezpośrednie loty z Polski realizowane są do Funchal jeszcze z Katowic i Poznania, to wielu polskich wczasowiczów lata na Maderę z przesiadką w Lizbonie. – W tym roku udało mi się poprzedzić urlop na Maderze kilkudniowym pobytem w aglomeracji Lizbony. Poza portugalską stolicą zwiedziałam też m.in. Cascais, Estoril oraz Sintrę – powiedziała Ewa Zielińska, turystka z centralnej Polski.
Coraz częściej, co potwierdza maderski hotelarz Nuno Mira, polscy turyści odwiedzają też drugą wyspę archipelagu maderskiego – Porto Santo. – Zazwyczaj przypływają tu regularną linią morską z portu w Funchal – powiedział Nuno Mira. Dodał, że największą atrakcją pobytu na Porto Santo jest licząca 9 km długości piaszczysta plaża, uznawana za najlepszą w Portugalii.
Pracownik hotelu w Vila Baleira przyznaje, że w ostatnich latach widoczny jest napływ polskich wczasowiczów na Porto Santo, których określa mianem „wymagających turystów”. – Polacy nie ograniczają się tylko do leżenia na plaży. Wielu z nich udaje się na wycieczki rowerowe po wyspie, na kajaki, snorkeling, a także nurkowanie w poszukiwaniu zatopionych przy brzegu okrętów. Na Porto Santo lubią spędzać wczasy w sposób aktywny – podsumował portugalski hotelarz.
Pocztówka z Alanyi, czyli Wasserschlacht po polsku
.Turcy, obserwując upadający Zachód, najwyraźniej uznają dobór naturalny za mechanizm przydatny również w XXI wieku, a rozmnażanie się idiotów i pechowców za groźne dla cywilizacji – pisze Andrzej DYBCZYŃSKI w opublikowanym na łamach „Wszystko co Najważniejsze” tekście „Pocztówka z Alanyi, czyli Wasserschlacht po polsku„.
Wycieczka została kupiona. Skoro wczasy w nadmorskim kurorcie okazały się nieuniknione, a pięć lat wakacji od tego koszmaru współczesnej cywilizacji dobiegło końca, to moja karma musi się wypełnić do końca. Wycieczka być musi.
W podjęciu decyzji pomogły mi dwa zastrzyki znieczulające. Po pierwsze, udało się znaleźć wycieczkę polegającą na podziwianiu natury. Żadnych safari na quadach. Żadnego kretyńskiego pływania na bananie za motorówką. Żadnych bazarów z oryginalną chińską turszczyzną. Lekki niepokój wzbudziła wprawdzie obiecywana przez organizatora „bitwa na wodę”, ale przecież nie byłbym sobą, gdyby słowo „bitwa” nie zadziałało na mnie kusząco. Znieczulenie drugie było dość proste – zakup wycieczki przez aplikację internetową pozwolił mi udawać przed samym sobą, że nie jestem typowym turystą trzykrotnie przepłacającym za wycieczkę zamówioną przy nadmorskim deptaku w Alanyi. Jedna turecka rodzina będzie wieczorem miała jeden powód do szyderstw z turystów mniej. Swoją rolę w podjęciu decyzji odegrała też szansa na wyciągnięcie córki z plaży i pokazanie jej, że piękno przyrody ma również inne wymiary, niż nasz ogród. W przypadku atrakcyjnej siedemnastolatki to naprawdę spory sukces.
.Coś, co zapowiadało się na dzień dość przewidywalny, stało się jednak zwielokrotnionym doświadczeniem geopolityczno-kulturoznawczym… Zaczęło się dość niewinnie. Czekając przed hotelem na samochód odkręciłem butelkę wody z niesłabnącą przyjemnością doświadczaną od kilku dni. Uczucie nieskrępowanej wolności, w swojej istocie niemal metafizyczne, a Europejczykom już nieznane. Zakrętka nie jest przymocowana do butelki… Można ją zwyczajnie odłożyć na bok… Nie trzeba jej kretyńsko obracać wokół szyjki butelki… Nie trzeba zastanawiać się, jak przyłożyć butelkę do ust nie wykrzywiając sobie warg na cholernym kawałku plastiku. Nie trzeba pić z lękiem o oblanie się lub z tym samym lękiem nalewać zawartość do szklanki. Gdy doświadczyłem tego uczucia w Turcji po raz pierwszy, gdy oddzielenie zakrętki od szyjki nie wymagało użycia nadludzkiej siły, gdy nie towarzyszyło temu poczucie winy za niszczenie naszej planety, poczułem się jak rzymski niewolnik, któremu zdjęto polipropylenowe kajdany. Tego ranka ponownie wiedziałem, że jestem wolnym człowiekiem w wolnym kraju…
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/andrzej-dybczynski-pocztowka-z-alanyi-czyli-wasserschlacht-po-polsku/
PAP/MJ