Wszawica wraca. Co robić?

Wszawica nie jest przypisana do jakiegoś stanu społecznego, nie zależy od majętności rodziny ani od wykształcenia – powiedział dr n. med. Wojciech Feleszko, pediatra, immunolog i pulmonolog. Jak dodał, każdy, zwłaszcza dziecko, może być nią dotknięty, nawet niejednokrotnie.
Mira Suchodolska: Porozmawiajmy o wszawicy. Często dochodzą do mnie sygnały, zarówno od rodziców, jak również nauczycieli, że jest ona wciąż realnym problem w przedszkolach i szkołach. Tym większym, że niektórzy rodzice dzieci, które mają zanieczyszczone pasożytami głowy, nie tylko nie chcą ich wyczyścić, ale też nie zgadzają się, aby zrobiła to placówka. Więc jedne dzieci zarażają wszami kolejne i tak w kółko. A nie można dzieciaka z wszawicą odesłać do domu.
Dr Wojciech Feleszko: Ja bym nie był tak surowy w ocenach, gdyż wytępienie owadów, przy pewnym poziomie ich kolektywizacji, jest szalenie trudne.
Poza tym nie wierzę w to, żeby rodzice nie chcieli współpracować. Myślę, że każdy rodzic chce dobrze dla swojego dziecka i nie wierzę, żeby nie zareagował, poza jakimiś patologicznymi sytuacjami podpadającymi pod niebieską kartę, jeśli słyszy, że dziecko swędzi głowa.
Więc najczęściej matka czy ojciec reagują i myją głowę pociechy specjalnym szamponem zabijającym te pasożyty. Tyle tylko, że kurację trzeba po dwóch tygodniach powtórzyć, bo do włosów mogą być przyczepione jaja wszy, czyli gnidy, z których wylęgną się nowe owady.
Dlatego rodzic tę kurację powtarza i dziecko idzie do szkoły z czystą głową.
Ok, ale dzieci, a zwłaszcza dziewczynki, które do tego często mają długie włosy, bawią się często ze sobą w bardzo bliskim, intymnym kontakcie (chłopcy bawią się inaczej, z większym dystansem, i mają krótsze włosy), więc owady przełażą z jednego dziecka na drugie.
I teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: dziewczynka, nazwijmy ją Ania, jest po pierwszej kuracji, przed drugą, więc już w jej włosach wylęgły się z gnid nimfy (larwy wszy). I te nimfy przedostają się na włosy Ewy, która przeszła obydwie kuracje, więc ona i jej rodzice są pewni, że córka ma czystą głowę. Jeśli w klasie jest 10-15 dziewczynek, wszystkie są w bliskim kontakcie, to taka sytuacja będzie się powtarzać.
Dlatego daleki byłbym od oskarżania o zaniedbanie rodziców – po prostu naturą tego owada jest to, że on przełazi z dużą łatwością z jednych włosów na drugie
Przyjmuję pana wyjaśnienia, jednak nie mam także powodów, żeby nie wierzyć np. nauczycielom, którzy opowiadali mi o złej woli niektórych rodziców i swojej bezradności wobec niej.
Dr Wojciech Feleszko: Proszę zauważyć, że podczas epidemii COVID-u problem wszawicy właściwie nie istniał, ale wybuchł ze zdwojoną siłą, kiedy dzieci wróciły do placówek oświatowych. Poza tym mam w swoim dość bliskim otoczeniu przykład czteroosobowej rodziny, w której są dwie dziewczynki w wieku szkolnym – w ciągu ostatniego roku co najmniej dziesięć razy ich rodzice musieli walczyć z wszami. Jednak wydaje mi się, że nie ma sensu szukać winnych, bo to może doprowadzić do takiej spirali gniewu i oskarżeń, jak w książce Andrzeja Szczypiorskiego pt. „Msza za miasto Arras”, z której wszyscy wychodzą mniej lub bardziej pokiereszowani.
Zawsze musi być jednak ten pacjent zero…
Dr Wojciech Feleszko: Który przyniesie wszy do szkoły, dlatego że usiadł na niewłaściwym fotelu w kinie albo autobusie. Poza tym, mimo czyszczenia głowy, mycia specjalnym szamponem, nie tak łatwo pozbyć się z włosów gnid. Wprawdzie środki chemiczne zawarte w preparatach przeciwko wszawicy powinny zatykać jaja pasożytów, żeby uniemożliwić wyklucie się z nich nimf, ale nie zawsze tak się dzieje. Kolejna sprawa, że wszy uodparniają się na środki chemiczne, więc co jakiś czas trzeba zmieniać skład preparatów, bo stare przestają działać.
I jeszcze jedno: z jakichś bliżej nieznanych mi powodów, łagodne zimy sprawiają, że tych owadów jest więcej.
Co poradzić rodzicom, żeby jakoś zminimalizowali ryzyko wystąpienia wszawicy u swoich dzieci?
Dr Wojciech Feleszko: Powiem coś, co będzie szalenie trudne dla wszystkich do przyjęcia: iść do szkoły albo napisać na czacie klasowym dla rodziców „moje dziecko miało wszy, więc wszyscy rodzice, których córki bawiły się z moją, powinny wyczyścić im głowy”.
Zapewne nikt się nie odważy czegoś takiego zrobić, bo wszawica wciąż jest powodem drwin i stygmatyzacji, ale epidemiologia właśnie na tym polega, że staramy się dotrzeć do osób, które znalazły się w pobliżu źródła zakażenia.
Niedawno znajomy lekarz opowiadał mi, że na stacji dializ został przyjęty pacjent z aktywną gruźlicą, zanim personel się zorientował, chory nakaszlał na 60 osób. Teraz trzeba je odnaleźć, żeby uchronić przed chorobą.
Jednak wszawica, w przeciwieństwie do gruźlicy, nie jest chorobą zakaźną, nie ma więc mechanizmów – poza dobrą wolą, na którą nie zawsze można liczyć – aby móc skutecznie jej zapobiegać. Jak wspominałam, jeśli rodzice dziecka nie wyrażą zgody, nauczycielka czy higienistka nie może mu nawet zajrzeć do głowy.
Dr Wojciech Feleszko: Wobec takich patologii potraktowanie wszawicy jako choroby zakaźnej byłoby jakimś wyjściem, jednak jakiś czas temu zrezygnowano z tego, gdyż nie ma bezpośredniego związku pomiędzy wszami ludzkimi a jakąś poważną chorobą o charakterze internistycznym, która by zaburzała funkcję narządów. Kiedyś wszy przenosiły tyfus, dziś, odpukać, tyfusu w naszej części świata już nie ma. Niemniej wprowadzenie obowiązku eradykacji wszawicy nie byłoby złe.
Tak samo jest ze świerzbem. Teoretycznie, jeśli rodzice nie dopełniają obowiązku dbałości o higienę i zdrowie dziecka, dyrektor placówki ma obowiązek zawiadomić o tym pomoc społeczną, ale z jakichś powodów tak się zazwyczaj nie dzieje, gdyż szkoła nie chce się konfliktować z rodzicami.
Dr Wojciech Feleszko: Nie będę komentował postępowania dyrekcji szkół czy przedszkoli, natomiast muszę przyznać, że – przynajmniej od 10 lat – nie miałem w swojej praktyce do czynienia ze świerzbowcem ludzkim, a jestem na niego wyczulony. Natomiast wszawicę widzę co chwilę.
Powiedział pan, że wszawica nie jest zdrowotnym problemem, bo te pasożyty nie roznoszą dziś chorób. Można więc ją potraktować jako zaledwie lekki dyskomfort?
Dr Wojciech Feleszko: Historycznie rzecz biorąc, kiedyś wszy nie tylko roznosiły tyfus, ale także były „autorkami” kołtuna, zwanego także „wiślanym warkoczem” albo kołtunem, co w niemieckiej medycynie określane było jako der Weichselzopf. Chodziło o to, że włosy właściciela wszy sklejały się i plątały pod wpływem przesiąkających z ranek na głowie krwi i ropy. Ale żeby uzyskać tak spektakularny efekt, trzeba by hodować wszy na głowie, bez jej mycia, przez długi czas. Niemniej jednak, nawet w „mniejszej dawce” te pasożyty powodują trudny do wytrzymania świąd i prowokują do drapania, a potem do rozdrapywania sobie strupków na głowie.
Dziękuję za wyjaśnienia. Teraz będę się drapała po głowie przez następną godzinę.
Dr Wojciech Feleszko: Byłem kiedyś na sympozjum dotyczącym wszawicy. Trwało cały dzień, różne rzeczy nam pokazywano, także filmy ilustrujące te owady łażące po ludzkich włosach. Na sali siedziało z 300 osób, lekarze, pielęgniarki, dziennikarze, i proszę sobie wyobrazić, że wszyscy – jak jedna żona i jeden mąż – odruchowo drapali się po głowach. Tak to działa.
Wiem, dzisiaj, wracając samochodem ze spaceru z psami, poczułam łażącego mi po szyi kleszcza. Złapałam i wyrzuciłam drania przez okno, ale i tak, nawet po wzięciu prysznica, przez cały dzień czułam, jak łazi po mnie stado tych pajęczaków.
Dr Wojciech Feleszko I przy tym temacie powinniśmy się na chwilę zatrzymać, gdyż to właśnie kleszcze są znacznie większym problemem, niż wszy i świerzbowiec ludzki razem wzięte. Przenoszą naprawdę paskudne choroby, a właśnie trwa na nie sezon. Leczyłem niedawno dziewczynkę z kleszczowym zapaleniem mózgu – to była makabra, o której czytałem w książkach, ale po raz pierwszy coś takiego widziałem na własne oczy. Wysoka gorączka, bardzo silne bóle głowy, dziecko ledwo się ruszało, nawet nie było w stanie poruszać gałkami ocznymi. Z tego bólu wręcz wyła, takim charakterystycznym, mózgowym krzykiem. Nie poznawała rodziców, nie umiała nazwać przedmiotów, miała zaburzenia natury poznawczej.
Pobraliśmy od niej płyn mózgowo-rdzeniowy i okazało się, że ma odkleszczowe zapalenie mózgu. Na szczęście po kilku dniach od wdrożenia leczenia zachowała się jak wańka-wstańka: szybko wróciła do zdrowia, zaczęła normalnie funkcjonować. Mówię o tym dlatego, że takich przypadków będzie przybywało, bo z powodu ocieplenia klimatu różne, najbardziej groźne, gatunki kleszczy przybywają do Polski, asymilują się tutaj i atakują. Dlatego proszę wszystkich, nie tylko rodziców, aby – jeśli zaobserwują u siebie, u swoich bliskich – jakieś dziwne objawy, natychmiast zwrócili się do lekarza, gdyż szybka interwencja jest tutaj kwestią życia i śmierci. Nie chodzi tylko o odkleszczowe zapalenie mózgu; zapalenie naszej „centrali” może się odpalić także po grypie albo innej infekcji wirusowej. To się dobrze i szybko leczy, pod warunkiem że stanie się to szybko.
To ważne i ciekawe, co pan powiedział. A wracając do wszawicy…
Dr Wojciech Feleszko: Problem istnieje i należy sobie to uświadomić. Warto wiedzieć, że wszy nie skaczą, tak jak pchły, tylko łażą. I mogą przeleźć z głowy na głowę podczas zabawy, podczas snu, kiedy śpimy na jednej poduszce, kiedy używamy tego samego grzebienia czy szczotki do włosów. Można się nimi także zarazić, kiedy oprzemy głowę na wezgłówku fotela w kinie, teatrze, w pociągu – w tych miejscach, gdzie przed nami siedział ktoś zarażony wszawicą i zostawił po sobie „spadek” w postaci tych owadów.
Dlatego warto wiedzieć, że wszawica nie jest przypisana do jakiegoś stanu społecznego, nie zależy od majętności rodziny ani od wykształcenia. Każdy, zwłaszcza dziecko, może być nią dotknięty, nawet niejednokrotnie. Porzućmy więc fałszywy wstyd, wszawicę można i należy leczyć tak samo, jak każdą inną chorobę.
Rozmawiała: Mira Suchodolska
Dekalog rozmowy z pacjentem
.wiadomi swoich braków lekarze chętnie uczestniczą w treningach komunikacji z pacjentem. Większość grup prosi, by na zakończenie wskazać kilka najważniejszych zasad, do których warto się odwoływać w kontaktach z chorymi. Oto one (za: Hulewska, 2016b)
1. Przedstawiaj się pacjentowi – medycy często zapominają, by poinformować chorego o tym kluczowym fakcie. Potem dziwią się, że na pytanie pielęgniarki: „kto jest pańskim lekarzem prowadzącym?”, chory rozkłada ręce. Budowanie relacji z pacjentem zaczyna się od pierwszych sekund kontaktu. Nie bądź anonimowy.
2. Szanuj godność chorego – pacjent nie jest „nerką spod piątki” czy „miażdżykiem do amputacji”. To żywy człowiek, najczęściej w ogromnym stresie wynikającym z niepokoju o własne zdrowie. Traktuj go z szacunkiem – tak jak ty sam chciałbyś być potraktowany w najbardziej dramatycznych chwilach swojego życia.
3. Słuchaj i odpowiadaj na pytania – chory ma prawo wiedzieć, co mu dolega, jakie są rokowania, jakie procedery lecznicze proponujesz wdrożyć. Przedłożenie do podpisu obszernego formularza zgody na zabieg nie załatwia sprawy. To ty masz być głównym źródłem informacji, nie kartka.
4. Mówi jasno i klarownie – nie każdy zrozumie, czym jest „hormonalna dysregulacja” czy „przezskórna angioplastyka z implantacją stentu”. Pamiętaj, że nie rozmawiasz z kolegą z branży, ale – najczęściej – laikiem. Trzymaj się zasady, że im prościej, tym lepiej.
5. Sprawdzaj zrozumienie – nie zakładaj, że wszystko, co mówisz, jest dla pacjenta jasne. Stres, którego doświadcza 99% chorych, znacznie upośledza postrzeganie zdarzeń. Dlatego pytaj: „jak mnie pani zrozumiała?”, „czy może pan powtórzyć moje zalecenia?”. Paradoksalnie, informacja zwrotna znacznie oszczędza twój czas.
6. O sprawach trudnych mów we właściwym miejscu i czasie – nie na korytarzu, nie przy zbędnych świadkach, nie w biegu między jednym zabiegiem a drugim. Wiadomości o ciężkiej chorobie czy niepomyślnych rokowaniach wstrząsają ludźmi do głębi. Zatroszcz się o bezpieczną przestrzeń, w której twoi rozmówcy będą mogli wyrazić wszystkie emocje.
7. Szanuj prawo osób terminalnie chorych do informacji, jak i do braku informacji – część umierających potrzebuje dokładnie wiedzieć, jakie są rokowania i co ich czeka w przyszłości. Inni do ostatniej chwili wolą żyć nawet złudną nadzieją; nie chcą znać szczegółów. Bądź delikatny, uważnie obserwuj reakcje twojego rozmówcy. Jeśli jest zainteresowany, dopytuje – odpowiadaj i udzielaj wyjaśnień. Jeśli jednak odwraca wzrok, zmienia temat czy przerywa twoją wypowiedź – uszanuj jego wolę i wycofaj się.
8. Wystrzegaj się komunałów – „wszystko będzie dobrze” w odpowiedzi na pełne niepokoju pytania chorego – to nie wsparcie, to lekceważenie. „Głowa do góry!” w reakcji na rozpacz – to nie pocieszenie, to pustosłowie. Pamiętaj, że pacjent słucha cię i rozumem, i sercem. Bezbłędnie wychwytuje wszystkie fałszywe nuty.
9. Bądź asertywny – zasada poszanowania ludzkiej godności nie oznacza, że masz wysłuchać każdej, niezwiązanej z tematem, opowieści chorego czy znosić jego arogancję i agresję. Stawiaj granice. Jeśli pozwolisz się nadużywać, grozi ci przeciążenie i stres, a konsekwencji – groźne dla ciebie i twoich pacjentów – wypalenie zawodowe.
10. Wciągaj pacjenta w partnerską relację współpracy – zamiast wydawać dyrektywy, proponuj. Zamiast arbitralnie orzekać, rozmawiaj. Im bardziej uda ci się zaangażować chorego we wspólne działanie, tym większa będzie jego motywacja zdrowotna i ostateczne efekty lecznicze.\
Tekst dostępny na łamach Wszystko co Najważniejsze: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/agnieszka-piasecka-robak-aleksandra-hulewska-medycyna-3-0-dekalog-komunikowania-lekarz-pacjent/
PAP/MB