Tommaso della LONGA: Prawo humanitarne przestaje być oczywiste

Prawo humanitarne przestaje być oczywiste

Photo of Tommaso della LONGA

Tommaso della LONGA

Rzecznik Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca.

Podczas 80. Sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku Tommaso della LONGA, rzecznik Międzynarodowej Federacji Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca, wygłasza alarmujące ostrzeżenie: pracownicy humanitarni są zabijani na niespotykaną skalę, prawo międzynarodowe przestaje być respektowane, a neutralność coraz częściej poddawana jest atakom. Jednak, jak podkreśla, nadzieja musi pozostać fundamentem działań humanitarnych.

Michał KŁOSOWSKI: Podczas 80. Sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ kieruje Pan bardzo mocny przekaz. Co dokładnie chce Pan powiedzieć przywódcom świata?

Tommaso della LONGA: Przyjechaliśmy tutaj z bardzo jasnym przesłaniem. Rozmawiamy z delegacjami i liderami, aby zwrócić uwagę na tragiczną cenę, jaką płacą nasi koledzy zabici na froncie podczas niesienia pomocy innym.

– Świat nie jest przyzwyczajony do tego, by codziennie obserwować zabijanie pracowników Czerwonego Krzyża…

– Dokładnie. Wkraczamy w szokującą sytuację. Zasady, które do tej pory były dla nas oczywiste od czasów II wojny światowej – a nawet wcześniej – przestają obowiązywać. Przez dziesięciolecia uważano to za oczywiste: nie strzelasz do Czerwonego Krzyża, nie atakujesz pracowników humanitarnych. Naszą misją było i nadal jest niesienie pomocy potrzebującym. Ale dziś ta zasada nie jest respektowana. Rok 2024 przyniósł najwięcej ofiar śmiertelnych w historii wśród pracowników humanitarnych. Spośród setek ofiar 32 należały do sieci IFRC – naszych krajowych stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Większość z nich zginęła w Gazie i Sudanie, ale straciliśmy również wolontariuszy Magen David Adom w Izraelu 7 października, a także współpracowników w Demokratycznej Republice Konga, w Etiopii i w innych częściach świata. Niestety, perspektywy na rok 2025 nie wyglądają lepiej.

– Dlaczego tak się dzieje?

– W tym roku straciliśmy już 17 członków naszej sieci. Ośmiu z nich zginęło w prawdziwie przerażającym zdarzeniu w Gazie. Przez kilka dni nie mieliśmy z nimi kontaktu, a kiedy w końcu ich odnaleziono, było już za późno. Zginęli, wykonując swoją pracę, prowadząc ambulanse; nosili znak Czerwonego Krzyża, byli chronieni przez prawo międzynarodowe. Dlatego nasze dzisiejsze przesłanie dotyczy powrotu do podstaw – do międzynarodowego prawa humanitarnego, ale także do samej zasady humanitaryzmu. Należy szanować pracowników humanitarnych, chronić ich, pozwalać im wykonywać pracę. Tutaj, w Nowym Jorku, w ostatnią niedzielę wydarzyło się coś ważnego. Razem z ponad setką innych krajów podpisaliśmy deklarację wniesioną przez Australię, dotyczącą ochrony personelu humanitarnego. To krok o dużym znaczeniu.

– Ale świat w dużej mierze milczał w tej sprawie, prawda?

– Ponad sto krajów podpisało deklarację. IFRC będzie przez co najmniej najbliższe dwa lata pełnić funkcję sekretariatu „przyjaciół deklaracji”. Ważne jest nie tylko uznanie prawa humanitarnego, ale także odpowiedzialność. Muszą istnieć mechanizmy pociągania do odpowiedzialności tych, którzy naruszają te zasady. Dlatego będziemy nadal monitorować sytuację i wykorzystywać tę deklarację jako narzędzie naciskania na rządy na całym świecie, aby traktowały swoje obowiązki poważnie. Bo w końcu pracownicy humanitarni mogą wykonywać swoją pracę tylko wtedy, gdy strony konfliktu – i rządy – na to pozwolą.

– Mówiliśmy o Gazie i Afryce. Ale rozmawiając tutaj, w Nowym Jorku, naturalnie pojawia się pytanie o Ukrainę. Jak Czerwony Krzyż tam działa?

– Ukraina od samego początku konfliktu stanowi ogromne wyzwanie. Niedawno nasi koledzy z Ukraińskiego Czerwonego Krzyża zostali ranni podczas ataku. Na szczęście nikt nie zginął, ale było to kolejne brutalne przypomnienie ryzyka, z jakim oni mierzą się codziennie.

Mamy jednak szczęście, że Ukraiński Czerwony Krzyż jest silny, kompetentny i głęboko zakorzeniony w tamtejszych społecznościach. Pozwala to na realizowanie szerokiego wachlarza działań: od pierwszej pomocy, przez dystrybucję żywności i podstawowych artykułów, po jeden z kluczowych priorytetów – wsparcie zdrowia psychicznego. Nasi pracownicy pomagają również lokalnym i krajowym władzom w razie nagłych wypadków. I to jest dodatkowa wartość Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca na całym świecie: nasi wolontariusze są częścią swoich lokalnych społeczności. Tam żyją, tam są szkoleni i tam jako pierwsi reagują. Ale to także oznacza, że są bezpośrednio narażeni na ryzyko – podczas bombardowań, trzęsień ziemi czy innych katastrof cierpią razem z sąsiadami. Dlatego zawsze mówimy: tak, jesteśmy organizacją międzynarodową, ale jesteśmy zwolennikami działalności lokalnej. Działaniami ratunkowymi muszą kierować podmioty lokalne. Tak jest na Ukrainie i tak jest na całym świecie.

Niestety, rok 2024 był pierwszym w historii, kiedy pracownicy humanitarni byli celowo atakowani i zabijani na tak dużą skalę. Nasz świat staje się coraz bardziej spolaryzowany i radykalny – i tego nie możemy ignorować.

– Jak udaje się Wam zachować neutralność w tak skomplikowanym świecie, gdzie wszystkie strony mogą próbować wykorzystywać pomoc humanitarną do własnych celów?

– To właśnie coś, co nie daje nam spać w nocy. Neutralność to dla nas nie tylko zasada – to fundament wszystkiego, co robimy. Od poziomu lokalnego po międzynarodowy stała się ważniejsza niż kiedykolwiek. Oczywiście, naszą pierwszą zasadą jest człowieczeństwo. Ale obok człowieczeństwa niezbędne są niezależność, bezstronność – a przede wszystkim neutralność. Neutralność oznacza, że nie opowiadamy się po żadnej stronie konfliktu. Ale neutralność nie oznacza milczenia. Nie oznacza, że nie możemy wskazywać nadużyć ani stać po stronie potrzebujących. Wyzwanie dziś polega na tym, że neutralność jest często źle rozumiana. Jeśli nie potępiamy wyraźnie jednej strony, ludzie od razu zakładają, że popieramy drugą. To niezwykle skomplikowane. Ale neutralność jest jedynym sposobem na zapewnienie tego, co najważniejsze: dostępu. Jeśli muszę wybierać między konferencją prasową potępiającą jedną stronę a możliwością dotarcia do cywilów z pomocą następnego ranka, zawsze wybiorę dostęp. Taka jest rzeczywistość pracy humanitarnej dzisiaj. I jest jeszcze jedna rzecz: przez lata prawo humanitarne i zasady działania humanitarnego były uważane za oczywiste. Dziś już tak nie jest. Dlatego jesteśmy tutaj, w ONZ – bo bardziej niż kiedykolwiek musimy przywrócić człowieczeństwo do każdej debaty. Zbyt często rozmowy dotyczą liczb, strategii wojskowych lub politycznych. Ale każda liczba to ludzie, rodziny, ich życie. Stawianie ludzi w centrum uwagi zawsze będzie naszą misją.

– W tym roku mija 80 lat od powstania Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jesteśmy w samym sercu instytucji, która powstała, aby łączyć ludzi i pomagać im. Czy wciąż ma Pan nadzieję, gdy świat wydaje się tak podzielony?

– Nadzieja musi zawsze być obecna. Jako humanitarysta nie mogę sobie pozwolić na jej utratę – w przeciwnym razie powinienem zmienić pracę. Każdego dnia, czy to w Gazie, Sudanie, czy na Ukrainie, myślimy, że osiągnęliśmy najgorszy możliwy punkt, a następnego dnia dzieje się coś jeszcze gorszego. To, szczerze mówiąc, niewiarygodne. Ale nie możemy stracić nadziei. Mamy mały sekretariat, ale reprezentujemy 17 milionów wolontariuszy na całym świecie. Nasi koledzy na pierwszej linii frontu – na Ukrainie, walczący z Ebolą w Demokratycznej Republice Konga czy prowadzący ambulanse w Gazie – zasługują na to, abyśmy podtrzymywali nadzieję i reprezentowali ich na takich forach jak to.

Jednocześnie nie jestem naiwny. Same słowa nie wystarczą. Deklaracje muszą prowadzić do działań. Niedawna deklaracja dotycząca ochrony personelu humanitarnego była odważnym krokiem wielu rządów. Naszą nadzieją jest to, że teraz przełoży się ona na rzeczywistą ochronę w terenie – dla naszych ludzi, dla humanitarystów ryzykujących życie każdego dnia.

– Świat zmienia się na naszych oczach. Technologia coraz częściej podejmuje decyzje wpływające na życie ludzi. Na przykład armia izraelska przyznała, że wykorzystuje sztuczną inteligencję do nakierowywania pocisków w Gazie. Ale chciałbym odwrócić pytanie: jak nowe technologie mogą być wykorzystane, by pomagać ludziom, a nie ich niszczyć?

– To chyba pytanie dotyczące całego sektora humanitarnego. Sama technologia nie jest problemem – prawdziwe wyzwanie leży w etyce jej stosowania.

Jeśli spojrzymy wstecz zaledwie 15 lat, media społecznościowe praktycznie nie istniały, a dostęp do informacji był ograniczony. Świat od tego czasu zmienił się dramatycznie. Technologia przyniosła ogromne korzyści: możliwość natychmiastowego dzielenia się wiedzą, szybkie docieranie do ludzi, mobilizację społeczności. Ale widzimy też ciemną stronę – dezinformację, szkodliwe treści.

Dlatego zawsze powtarzam: nie chodzi o narzędzie samo w sobie, ale o to, jak jest używane. Sztuczna inteligencja na przykład może pomagać ratować życie. Już korzystamy z technologii w interwencjach prognozowanych, działaniach wyprzedzających i systemach wczesnego ostrzegania. Te innowacje dosłownie ratują życie, pozwalając nam przygotować się na katastrofy, zanim się wydarzą. Ale muszą istnieć czerwone linie. Dla Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca są to: etyka, ochrona danych i prywatność. I przede wszystkim – obowiązuje prawo międzynarodowe, niezależnie od użytej technologii. Cywile muszą być zawsze chronieni. Jeśli AI – lub jakiekolwiek inne narzędzie – jest używane do obejścia lub naruszenia prawa humanitarnego, jest to niedopuszczalne. Oczywiście, nie chcę brzmieć naiwnie. Znamy ryzyka. Spójrzmy, jak boty w mediach społecznościowych są wykorzystywane do manipulacji opinią publiczną. Sami padliśmy ofiarą szkodliwych kampanii dezinformacyjnych. Dlatego jednym z naszych priorytetów jest teraz budowanie globalnej sieci wśród 191 naszych stowarzyszeń narodowych, aby przeciwdziałać szkodliwym informacjom i być krok przed nimi, zamiast reagować dopiero po szkodzie. Nie ma magicznego rozwiązania. Ale naprawdę wierzę, że odpowiedzialne wykorzystanie technologii może decydować o życiu lub śmierci milionów ludzi.

– Powiedział Pan, że nie można stracić nadziei. Ale patrząc w przyszłość, od teraz do następnego Zgromadzenia Ogólnego, co przewiduje Pan dla sektora humanitarnego?

– Niestety, trend jest niepokojący. Widzimy coraz więcej rządów, które przesuwają priorytety z pomocy humanitarnej na wydatki obronne. W niektórych częściach świata nasze narodowe stowarzyszenia Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca są jedynymi obecnymi tam organizacjami humanitarnymi.

Potrzeby rosną, ale budżety maleją. Jesteśmy atakowani bardziej niż kiedykolwiek, ale nie możemy stracić nadziei, nie możemy przestać działać. To oznacza, że musimy być jeszcze bardziej obecni, bardziej reagujący i bardziej odważni w naciskaniu na rządy, by działały.

Jednym z naszych największych priorytetów jest zapewnienie, że finansowanie trafia do lokalnych społeczności, a nie tylko do struktur globalnych. Dla nas lokalność to nie slogan. Promujemy ją od dawna, robiliśmy to jeszcze przed Światowym Szczytem Humanitarnym. Jesteśmy siecią 191 stowarzyszeń i wierzymy, że lokalni aktorzy muszą prowadzić działania. Naszym celem jest przekazanie bezpośrednio na poziom lokalny 75 proc. naszych funduszy – i mamy nadzieję, że reszta świata humanitarnego pójdzie tym śladem.

– Czyli często jesteście o krok przed innymi. Jakie są konkretne plany na nadchodzący rok?

– Wiemy, gdzie są krytyczne punkty – Ukraina, Gaza, Sudan – gdzie nie możemy się wycofać, niezależnie od trudnych okoliczności. Naszą misją jest podtrzymywanie zasad humanitarnych, nawet gdy świat się od nich odwraca.

Jednocześnie musimy myśleć długoterminowo. Konflikty mogą się skończyć, ale podatność na nie pozostaje przez lata. Dlatego skupiamy się na wzmacnianiu lokalnej odporności. Zbyt często społeczność międzynarodowa patrzy tylko na potrzeby, a my patrzymy również na zdolności. Na poziomie lokalnym są one często niezwykłe. Naszym zadaniem jest umożliwienie ich wykorzystania – zapewnienie wsparcia, zasobów i narzędzi, aby lokalne społeczności mogły prowadzić działania w kryzysach. To nasze zobowiązanie na nadchodzące tygodnie i miesiące: pozostać obecnym, być blisko ludzi, którym służymy, i zapewnić, że działania humanitarne są tak lokalne, jak to możliwe – bo w końcu to lokalni aktorzy reagują pierwsi i często odchodzą ostatni.

Rozmawiał Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 4 października 2025