Musimy być silni. Silni i mądrzy
Nie możemy pozwolić sobie na dalsze podążanie drogą słabości. Zachód musi podjąć ogromny, bezprecedensowy wysiłek odbudowy swojej siły. Nie mamy czasu do stracenia – pisze Nikki R. HALEY
.Od dziesięcioleci nie mierzyliśmy się z takimi niebezpieczeństwami Wrogowie wolności zwiększają swoją siłę, a wolne kraje Zachodu, z nielicznymi wyjątkami, są w odwrocie. Odmawiają utrzymania, a co dopiero zwiększenia swojej siły. Nie wywiązują się z najważniejszego zadania, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa swoim obywatelom. Ten brak przywództwa przynosi kolejne kryzysy.
Przeprowadźmy mały eksperyment myślowy. Cofnijmy się o 10–15 lat, do czasu tuż po globalnym kryzysie finansowym. Już wtedy było oczywiste, że komunistyczne Chiny, Rosja, Iran i inne kraje szykują się do konfrontacji z Zachodem. Wyobraźmy sobie teraz, że Zachód dostrzegł ten fakt i już wtedy podjął odpowiednie działania.
Wyobraźmy sobie, że Stany Zjednoczone, nasi europejscy i azjatyccy sojusznicy oraz ich partnerzy natychmiast przystąpili do odbudowy sił zbrojnych. Że porzuciliśmy marzenia o wzmacnianiu państw opiekuńczych na rzecz budowania silniejszych gospodarek. Zjednoczyliśmy naszych przyjaciół i sojuszników. I byliśmy szczerzy wobec naszych obywateli co do skali zagrożeń, przed którymi staliśmy. Nie byłoby to przesłanie rozpaczy, ale nadziei. Powiedzielibyśmy im, że działamy, aby zapobiec wojnie i utrzymać trwały pokój.
Gdybyśmy rzeczywiście zrobili to wszystko, Zachód byłby dziś silny, a świat znacznie bezpieczniejszy.
Gdyby Zachód był silny, Afganistan nigdy nie zostałby opanowany przez talibów. Kraj ten nadal cieszyłby się wolnością, a terroryzm nie miałby nowej bazy do przygotowywania globalnych ataków. Gdyby Zachód był silny, Rosja nigdy nie napadłaby na Ukrainę. Kreml wiedziałby, że koszty są zbyt wysokie, a szanse na zwycięstwo zbyt niskie. Mielibyśmy pokój w Europie Wschodniej, a nie dwuipółletnią wojnę bez widoków na zakończenie.
.Gdyby Zachód był silny, Bliski Wschód nie stanąłby w płomieniach. Iran zostałby sparaliżowany sankcjami gospodarczymi i nie miałby szans na budowanie broni nuklearnej. Jego terrorystyczni pełnomocnicy nie mieliby tylu rakiet i nie byliby tak agresywni. Nie dochodziłoby do ataków na statki na Morzu Czerwonym. Syria i Liban miałyby szansę wyrwać się z uścisku Iranu. A Hamas nie dokonałby barbarzyńskiej masakry 7 października, ponieważ byłby zbyt słaby i zastraszony.
Wyobraźmy sobie, co oznaczałby silny Zachód dla Azji, zwłaszcza dla Tajwanu. Chiny byłyby otoczone przez wolne narody dysponujące silnymi armiami, zdolnymi przeciwstawić się ich ekspansjonistycznym zapędom. Partia komunistyczna zastanowiłaby się dwa razy przed militaryzacją Morza Południowochińskiego. Zrezygnowałaby z nękania Wietnamu, Filipin, Korei Południowej i Japonii. Dręczenie Tajwanu przez Chiny znacznie by osłabło. Dlaczego? Ponieważ Stany Zjednoczone i sojusznicy wspieraliby Tajwan. Ta wyspa byłaby nie tylko bezpieczna militarnie, ale na arenie międzynarodowej Tajwan miałby pełne wsparcie dyplomatyczne i gospodarcze wolnego świata. Chiny wiedziałyby, że inwazja na Tajwan nie wchodzi w grę. A gdyby mimo to spróbowały, poniosłyby porażkę, co doprowadziłoby do upadku partii komunistycznej.
Najgorsze, co możemy teraz zrobić, to pozwolić, by kolejne lata wiodły nas dalej w tym samym kierunku. Nie możemy pozwolić sobie na dalsze podążanie drogą słabości. Zachód musi podjąć ogromny, bezprecedensowy wysiłek odbudowy swojej siły. Nie mamy czasu do stracenia.
.Pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką musimy zrobić, jest modernizacja sił zbrojnych. Nuklearnych okrętów podwodnych, bombowców typu stealth i okrętów wojennych nie da się zbudować z dnia na dzień. Dlatego powinniśmy natychmiast zwiększyć produkcję. Musimy też natychmiast zwiększyć produkcję systemów obrony przeciwokrętowej i przeciwlotniczej, w tym technologii niezbędnych do obrony, takich jak drony i broń autonomiczna. Równocześnie powinniśmy rozpocząć odbudowę gospodarczą. Stany Zjednoczone powinny zawrzeć umowę o wolnym handlu z Tajwanem. Byłoby to korzystne dla obu stron, a jednocześnie osłabiłoby przewagę gospodarczą Chin.
Wreszcie musimy podjąć ofensywę dyplomatyczną. Jako silna demokracja Tajwan zasługuje na pełne prawo głosu. Przez ponad 50 lat Tajwan doświadczał wielkiej niesprawiedliwości. Kiedy w 1971 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych uchwaliła rezolucję 2758, dała partii komunistycznej prawo do reprezentowania Chin. Od tego czasu Pekin twierdzi, że rezolucja ta czyni Tajwan częścią Chin. Ale tak nie jest. Rezolucja w ogóle nie wspomina o Tajwanie. USA i ich sojusznicy powinni byli od początku głośno tym mówić. Już na początku swojej pracy w ONZ zapowiedziałam, że będę wspierać przyjaciół Ameryki i przeciwstawiać się naszym wrogom. Wspierałam Izrael, Ukrainę i wiele innych państw.
Na żądanie Chin ONZ odmawia uznania jakichkolwiek dokumentów tożsamości wydanych przez rząd Tajwanu. Oznacza to, że nikt z tajwańskim paszportem nie może postawić stopy wewnątrz obiektu ONZ. Przywódcy, dziennikarze, a nawet wasi studenci – nikt z nich nie może wejść na teren Organizacji Narodów Zjednoczonych, ponieważ Chiny przekonały świat, że 24 miliony Tajwańczyków nie istnieją. Walczyliśmy, aby to zmienić. Doprowadziło to nawet do niezadowolenia Chin, które dotarło aż do Sekretarza Generalnego. A ten się ugiął.
Jeśli ktokolwiek w ONZ choćby wspomni o Tajwanie, partia komunistyczna wpada w szał. Żąda, by cały świat nazywał ten kraj „prowincją Chin”. Domaga się nawet, by amerykańskie liceum wprowadziło zmiany na swojej stronie internetowej, zanim uczniowie zostaną wpuszczeni do budynku ONZ.
Chiny blokują również współpracę ONZ z organizacjami pozarządowymi, chyba że twierdzą one, że Tajwan jest częścią komunistycznych Chin. Partia komunistyczna zmieniła historyczne dokumenty ONZ, aby wyeliminować wszelkie wzmianki o Tajwanie jako odrębnym kraju. Dodam, że to ta sama Organizacja Narodów Zjednoczonych, która ma obsesję na punkcie Palestyńczyków. ONZ utworzyła agencje działające na ich rzecz. Kwestie palestyńskie zajmują stałe miejsce w agendzie innych organów. W maju Zgromadzenie Ogólne głosowało za pełnym członkostwem Palestyny przy pełnym poparciu Chin. Jest to przejaw niezwykłej hipokryzji Chin i ONZ. Tajwańczyków jest prawie pięć razy więcej. Organizacja Narodów Zjednoczonych powinna przestać ich ignorować.
Chiny poświęciły dziesięciolecia, by przekonać inne kraje do cofnięcia decyzji o uznaniu niezależności Tajwanu. Obecnie stosunki dyplomatyczne z Tajwanem utrzymuje zaledwie 12 państw. Liczba ta wciąż maleje. Tylko w ciągu ostatnich pięciu lat trzy wyspiarskie kraje Pacyfiku porzuciły Tajwan i decydowały się stanąć po stronie Chin. Nie były w stanie znieść nękania i zastraszania. Pozytywnym sygnałem jest to, że niektóre państwa umacniają relacje z Tajwanem mimo nacisków ze strony Chin. Litwa otworzyła tajwańskie przedstawicielstwo w 2021 r.; Estonia zamierza zrobić to samo. Chiny próbowały zmusić te państwa do zmiany decyzji, ale one się nie ugięły. Każdy kraj powinien wykazać się taką odwagą. Odwaga jest tu niezbędna. Za każdym razem, gdy tajwańscy urzędnicy odwiedzają Europę, Chiny reagują oburzeniem i groźbami. A kiedy na początku tego roku Filipiny pogratulowały przyszłemu prezydentowi Tajwanu, Chiny wezwały ich ambasadora i ostrzegły, by „nie igrać z ogniem”.
Zachowanie Chin wobec Tajwanu szkodzi całemu światu. Stało się to szczególnie widoczne na początku pandemii. Tajwan dostrzegł niebezpieczeństwo wcześniej niż ktokolwiek inny. Pod koniec 2019 roku jego rząd ostrzegł Światową Organizację Zdrowia o wirusie COVID pochodzącym z Chin. Ale WHO równie dobrze mogłaby być chińską filią. Nie uznaje Tajwanu, więc alert zignorowała. I gdy Tajwan przygotowywał się na najgorsze, prowadząc skuteczną politykę, WHO bagatelizowała zagrożenie. Zareagowała za późno, przez co zmarły miliony ludzi. Gdyby Chiny nie zablokowały członkostwa Tajwanu w WHO, pandemia mogłaby mieć zupełnie inny przebieg. Umarłoby mniej ludzi. Mniej krajów musiałoby paraliżować swoje gospodarki czy ograniczać wolność obywateli. Chiny nie wzięły jeszcze odpowiedzialności za to, co zrobiły światu. Ale Tajwan zachowywał się odpowiedzialnie od samego początku.
.Tajwan powinien być nie tylko w WHO, ale też zostać pełnoprawnym członkiem ONZ. Ma pełne prawo zasiadać przy jednym stole z innymi państwami. Pod wieloma względami Tajwan udowodnił, że ma do tego większe prawo niż wiele innych państw. Tajwan jest światowym liderem w medycynie, nauce i technologii. Odpowiada za niemal dwie trzecie światowej produkcji półprzewodników. Podczas gdy inni koncentrują się na rozwoju zaawansowanych technologii w Chinach, te – pod wieloma względami – usiłują doścignąć Tajwan. Choćby z tego powodu Stany Zjednoczone i inne wolne narody powinny przyjąć Tajwan z otwartymi ramionami.
A jeśli dla kogoś to nie jest wystarczający powód, niech spojrzy na zaangażowanie Tajwanu we wspólne bezpieczeństwo. Tajwan przeznacza 2,5 proc. swojego PKB na obronę i zwiększał wydatki na obronę przez siedem lat z rzędu. Wyprzedza Wielką Brytanię, Francję, Włochy, Niemcy i wiele innych krajów, zarówno dużych, jak i małych. Wydatki Tajwanu na obronę są dwa razy wyższe niż wydatki Kanady. Gdyby wszyscy nasi sojusznicy poszli za tym przykładem, świat byłby bezpieczniejszy.
USA i Zachód powinny nieugięcie dążyć do globalnej akceptacji Tajwanu. Oczywiście Chiny będą z tym walczyć. Jeśli Stany Zjednoczone i inne kraje poprą Tajwan, Pekin zagrozi wojną. Mimo całej swojej potęgi Chiny nie są jednak wystarczająco silne, by wygrać. Ale w końcu się takie staną, ponieważ wydają na obronę 12–13 razy więcej niż Tajwan. Dlatego Zachód musi działać szybko. Powinniśmy wspierać Tajwan już teraz, a nie czekać na ewentualną inwazję Chin. Jeśli podejmiemy niezbędne kroki, Chiny dobrze się zastanowią przed rozpoczęciem wojny.
Nie możemy pozwolić, by reakcja Chin dyktowała nasze decyzje. Przez dziesięciolecia Chiny tłamsiły inne narody, groźbami zmuszając je do milczenia i bierności. Czas przerwać to milczenie. Lata bezczynności i odwracania wzroku tylko nas osłabiły. Słuchając Chin, zmarnowaliśmy cenny czas i zwiększyliśmy prawdopodobieństwo wojny, zamiast je zmniejszyć. Możemy jeszcze zapobiec najgorszemu i utrzymać pokój, ale w tym celu musimy odbudować naszą potęgę i determinację. Nadszedł czas, aby strach przed Chinami przestał sterować demokracjami. Powinniśmy wreszcie dostrzec, że to Komunistyczna Partia Chin boi się najbardziej. Boi się wolnego Tajwanu.
.Około 24 milionów mieszkańców Tajwanu pokazują, że 1,4 miliarda ludzi w Chinach może żyć inaczej niż pod jarzmem komunistycznej tyranii. Nie muszą być zamykani w obozach pracy. Nie muszą być cenzurowani, torturowani i katowani za wyrażanie swoich poglądów. Komunizm rozumie jedynie wojnę i zniszczenie. Natomiast wolni ludzie są zdolni do pokojowego tworzenia, które wzniosło Tajwan na tak niewiarygodne wyżyny. Dopóki Tajwan jest wolny i demokratyczny, pokazuje zniewolonym masom w Chinach kontynentalnych, jak mogłaby – i powinna – wyglądać ich przyszłość. I że taka przyszłość jest w zasięgu ich ręki. Przyszłość, w której Chińczycy w końcu zrzucą kajdany komunistycznej dyktatury i przejmą kontrolę nad własnym przeznaczeniem.
Tekst ukazał się w nr 67 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].