Od Redakcji: We współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej proponujemy Państwu dokumenty niezwykłe: zapis Powstania Warszawskiego 1944 z archiwów służb specjalnych. Zbiór unikatowych dokumentów dotyczących Powstania Warszawskiego 1944 r. i późniejszych losów powstańców pochodzi z zasobu archiwalnego IPN oraz z Centralnego Archiwum Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Zostały wytworzone przez służby specjalne III Rzeszy Niemieckiej, „polskie” organy bezpieczeństwa publicznego oraz sowieckie służby specjalne. Są to meldunki, protokoły przesłuchań, ale także protokoły posiedzeń sądowych w procesach przeciwko zbrodniarzom wojennym odpowiedzialnym za likwidację powstania.
22 września 1944, Warszawa. Protokół przesłuchania powstańca
Teofila Budzanowskiego (vel Teofil Suścitawski)
EK Policji Bezpieczeństwa Warszawa, 22.9.44
Grupa Bojowa „Reinefarth”
Doprowadzony by[ły] pol[ski] kapitan Teofil S u ś c i t a w s k i1, ur. 10.12.[18]94 w Grodnie, żon[aty], kat[olik], były oficer zawodowy, po 1939 zamieszkały i zatrudniony jako rolnik w Strupinie pow. Grodno. Przesłuchiwany składa następujące zeznania:
Od 1.8.42 prowadzę nielegalną działalność i w tym celu miałem w Warszawie, [ul.] Kaliska 13/34, drugie mieszkanie, w którym przebywałem całymi miesiącami. Najpierw należałem do OPW (Obóz Polski Walczącej) 2 i w tej organizacji kierowałem sektorem wywiadu dla komunizmu w dystrykcie Białystok. Od 1.3.43 jestem członkiem AK. Tutaj w Warszawie dowodziłem 4 kompanią (I pluton na Czerniakowie, II pluton na Mokotowie, III pluton na Drei-Kreuz-Platz). Przejąłem z niej około 70 ludzi i do momentu wybuchu powstania wzmocniłem, werbując do 180 ludzi.
Jednocześnie byłem zastępcą dowódcy batalionu. O terminie wybuchu powstania zadecydowała sytuacja polityczna. Cofanie się frontu niemieckiego i zbliżanie się armii sowieckiej zmusiło AK do przygotowania powstania i wreszcie jego rozpoczęcia.
W żadnym wypadku nie chcieliśmy pozwolić Rosjanom na wkroczenie do Warszawy jako zdobywcom. [Mieliśmy zamiar] przyjąć ich poniekąd jako gospodarze, żeby uzyskać w ten sposób status najwyższej władzy. W związku z tym muszę stwierdzić, że plan powstańców przewidywał całkowite opanowanie Warszawy w ciągu kilku godzin. Gdy to się nie udało, generał „B ó r” [miał] wydać oddziałom leśnym rozkaz natychmiastowego uderzenia i przyjścia Warszawie z odsieczą.
Zakładam, że gdyby się to powiodło, rozpętałoby się powszechne powstanie w całym GG. Prawdopodobnie przewidywał to także plan najwyższego dowództwa, gdyż sama Warszawa nie byłaby w stanie przeciwstawić się Rosjanom.
AK samodzielnie przygotowała powstanie i uderzyła. Z innymi organizacjami nie nawiązano wcześniej łączności. Sprawa uzbrojenia wyglądała następująco: osobiście byłem zdania, na podstawie meldunków, relacji i wypowiedzi wyższych przełożonych, że broni jest dosyć. Później okazało się, że był to mylny wniosek. Wyższe dowództwo AK liczyło z góry na broń zdobyczną, zaopatrzenie ze zrzutów z angielskich samolotów, a nawet na wsparcie skoczków spadochronowych armii rosyjsko-polskiej. Ponadto wyższe kierownictwo AK miało nadzieję, że iskra powstania, raz zapalona, jak płomień porwie ze sobą wszystkich zdolnych do walki cywilów, a tym bardziej wszystkie istniejące organizacje. Wielki na początku entuzjazm bardzo szybko osłabł, gdy pojawiły się pierwsze niepowodzenia.
Powstanie
Podczas Powstania Warszawskiego byłem dowódcą batalionu AK i zastępcą dowódcy Grupy Bojowej „Kryska”. Moje pseudonimy to „Tum” i „Budzanowski”.
Już kilka miesięcy wcześniej, przed rozpoczęciem powstania, otrzymałem specjalne instrukcje dotyczące przyszłych zadań i moje formacje wiedziały, że godzina „W” jest bliska. W połowie lipca otrzymałem dokładne instrukcje, dotyczące mojego pierwszego sektora walki. Dalej sprawy potoczyły się następująco:
W dniu 24.7 nakazano stopień „czujność”.
W dniu 25.7 zgodnie z rozkazem skoncentrowałem V Zgrupowanie i rozmieściłem je w następujący sposób:
1 komp[ania]– 111 ludzi– dom róg ul. Wszinkowska [?] / Hafenstr[asse],
2 komp[ania]– 80 ludzi– Fürstenstr[asse] 1,
3 komp[ania]– 100 ludzi– Hafenstr[asse] 185,
4 komp[ania]– 170 ludzi– Wilanowska 24,
5 komp[ania]– 90 ludzi– Fabryczna 1 i Przemysłowa (dom hrabiego L e d ó c h o w s k i e g o, który w pierwszych dniach powstania został zamordowany przez komunistę S ę p a – funkcjonariusza AL).
RAZEM – 551 ludzi
Zakwaterowanie było w domach prywatnych. Znajdującą się w nich pol[ską] ludność cywilną sterroryzowano, żeby uniknąć zdrady z jej strony. Równocześnie wstępnie uzbrojono [ludzi]. Rozdałem na kompanię: 40 granatów ręcznych, 5–8 pistoletów, 2–6 karabinów i 50–80 sztuk amunicji do kar[abinów]. Broń ta znajdowała się do tej pory u dowódców plutonów, odpowiedzialnych za ich uzbrojenie.
W dniu 28.7 zarządzono godzinę „P”, tzn. formacje miały być od tej chwili w pogotowiu, żeby w ciągu 24 godzin przed rozpoczęciem powstania mogły zostać wprowadzone do akcji. Odwrotu już nie było. A jednak po 24 godzinach „gotowość” znowu odwołano. To było oznaką odwlekania lub braku jednomyślności w dowództwie.
Czekanie męczyło ludzi. W dniu 1.8. zarządzono przed południem jeszcze raz godzinę „P” i o godz. 12.30 nadszedł wreszcie zbawienny rozkaz: „O godz. 17.00 godzina «W»!”. Pojedyncze formacje, nie wytrzymując napięcia, rozpoczęły jednak strzelaninę już o godz. 15.00.
Już 25.7. zająłem stanowisko bojowe przy ul. Szarej 20 i stąd później kierowałem poszczególnymi działaniami bojowymi. Oficjalnym dowódcą V Zgrupowania był porucznik o pseudonimie „Siekiera”3. Był inwalidą i zajmował się głównie analizowaniem rozkazów, podczas gdy praktyczne kierownictwo spoczywało w moich rękach. Mój pierwszy rozkaz bojowy był następujący: „Zaatakować km-ami hotel «Sejmowy» (Komando Gendarmerie) – schrony na ul. Rozbrat, dom studentek (zajęty przez Gend[armerie] i SA) oraz dom SA na Górnośląskiej”.
Mimo włączenia [do akcji] wszystkich pięciu kompanii nie udało się zająć wymienionych obiektów. Zaatakowano nas ciężkim ogniem km-ów i po utracie dwóch oficerów i około 25 ludzi musieliśmy się wycofać. Później obiekty te przez cały czas oblegaliśmy, ale nie mogliśmy ich zdobyć.
To była, poza jakimiś mniejszymi, nasza jedyna akcja szturmowa. Wkrótce zepchnięto nas do obrony i nie mogliśmy nic więcej zrobić poza utrzymaniem naszych pozycji na Czerniakowskiej, Łazienkowskiej i Rozbrat.
W dniu 14.9 musieliśmy z nich zrezygnować. Po utracie Fürstenstrasse zostaliśmy odcięci od centrum i znaleźliśmy się teraz w kotle wiślanym. Podziemne połączenie z Mokotowem istniało tylko do 16.9. Kazałem to połączenie wykonać oddziałom saperskim, z wykorzystaniem istniejących już kanałów.
Począwszy od pierwszego dnia [powstania] wszędzie budowano barykady. Potrzebną siłę roboczą mieli nam dostarczyć kierownicy poszczególnych grup zamieszkałych domów. Ponieważ miejsca [budowy barykad] często były pod ostrzałem, zgłaszało się niewielu ochotników. Musieliśmy wobec tego zastosować przymus. W moim sektorze bojowym do budowania barykad wykorzystano około 20 zaaresztowanych volksdeutschów.
Około 8.8. w moim sektorze pojawiło się 20 członków żandarmerii, których skierowała jakaś wyższa placówka. 20.8. stwierdziłem, że ich dalszy pobyt stał się nie do zniesienia. Zajmowali się [oni] plądrowaniem, dokonywali mordów na tle rabunkowym na Polakach i volksdeutschach itd., więc rozkazałem od razu trzech żandarmów zlikwidować, a resztę pozbawiłem urzędu. Na moją propozycję włączono tych ludzi później do oddziałów bojowych. Na nasze żądanie otrzymaliśmy w zamian 10 pewnych żandarmów. Spełniali oni zadania policyjne.
Na rozkaz Delegatury po 10.9. wprowadzono w całym obszarze powstania administrację cywilną. Utworzyła ona organ bezpieczeństwa, nazwany KB (Korpus Bezpieczeństwa)4. Była to policja cywilna, nosiła opaski na ramieniu z napisem KB i była uzbrojona w pistolety. Podczas gdy żandarmeria zajmowała się głównie sprawami wojskowymi (dezercja, dekownictwo itd.), KB podlegało nadzorowanie życia cywilnego i pospolitych przestępstw (rabunek, kradzież itd.).
Nie przestrzegano zasady rekrutowania do KB tylko sprawdzonych obrońców. Bardzo szybko stwierdziłem, że członkowie KB stanowili w moim sektorze element komunistyczny i swoim zachowaniem spowodowali w znacznej mierze narastanie wrogiego nastawienia ludności cywilnej do członków AK.
Następujące przykłady:
1. Niemieccy jeńcy byli przez członków KB zazwyczaj źle traktowani, chociaż AK tego zabraniała i stale z tym walczyła.
2. Zadaniem KB było rekwirowanie dla wojska sienników, koców itp. należących do ludności cywilnej. Przy tej okazji stale rabowano ludziom rzeczy wartościowe (pieniądze, przedmioty ze złota i srebra, futra itd.).
3. Polski inżynier otrzymał od walczącego oddziału pewne zadanie. Nie licząc się z tym, KB zlecił mu inne. Gdy inżynier powołał się na rozkaz wojskowy, został na 30 dni wtrącony do ciężkiego aresztu, gdzie znęcano się nad nim.
4. Słyszałem, że w KB nawet torturowano jeńców, żeby wymusić zeznania. Nie mam na to dowodów, ale pewnego dnia wyższe dowództwo przekazało KB instrukcje o surowym zakazie torturowania i dręczenia jeńców.
5. Kiedyś zobaczyłem pojmanego volksdeutscha, który, całkowicie wycieńczony, pracował w wyłomie muru, a członek KB znęcał się nad nim. Odepchnąłem KB-owca i zapytałem volksdeutscha, co mu dolega. Miał spuchnięte wargi, zdartą na nich skórę i prosił tylko: „wody!”. Na moje zarzuty wobec KB-owca, że nie daje temu człowiekowi wody, ten odpowiedział ze złością: „Niemcy też dręczą naszych jeńców i każą im umierać z pragnienia!”.
W związku z tym muszę też wspomnieć o D w ó j c e. Przed powstaniem była oddziałem informacyjnym AK (2 Oddział). W ramach każdego ugrupowania urzędował jeden oficer informacji i każda kompania musiała mu oddać do dyspozycji dwóch sprawnych młodych ludzi, którymi potem nie mógł dysponować nawet dowódca batalionu. W pierwszych dniach powstania tych ludzi w ogóle się nie widziało. [Dopiero] około 10.8 zaczęli stopniowo ujawniać się i wszystkich szpiegować. Ich oficjalnym zadaniem było zapobieganie tendencjom destrukcyjnym w AK. Na moim odcinku walki przydzielono takiemu oficerowi informacji i wywiadu oficera AK o nazwisku K u c h a r s k i. Nieraz wydawał on samowolnie rozkazy rozstrzeliwania volksdeutschów, pomimo że AK tego zabraniała.
Żadnemu członkowi AK nie wolno było samodzielnie sądzić jeńców, takie prawo miały tylko sądy. Za swoje postępowanie Kucharski został aresztowany i prokurator najwyższej instancji zajął się nim osobiście. W każdym razie oczekiwał osądzenia.
Prawdą jest, że w czasopiśmie „Biuletyn Informacyjny” był raz opublikowany artykuł, w którym jeńcy niemieccy byli podzieleni na grupy, i podano w nim m. in., że gestapo, SS, SD, SA, HJ, Gendarmerie, policję i policję kolejową należy traktować jak pospolitych przestępców. Jestem przekonany, że tę publikację wprowadziły do czasopisma elementy takie, jak Kucharski – niezależnie od tego, czy należały do Dwójki, czy do jakichkolwiek władz sądowych.
Zaraz na początku (do 10.8.) wyższe dowództwo wydało rozkaz, że wszystkich jeńców należy doprowadzić do komisji śledczych. Wyjątek stanowili niemieccy żołnierze wzięci do niewoli, których kierowano natychmiast do obozu zbiorczego. Komisje śledcze – w każdym ugrupowaniu była jedna – składały się przynajmniej z trzech osób znających prawo, których zadaniem było przesłuchanie doprowadzonych więźniów i przekazanie wyniku [przesłuchania] prokuratorowi, gdy była taka potrzeba.
Komisje śl[edcze] wydawały też wyroki, ale mogły to robić tylko w obecności prokuratora. W moim sektorze na pewno nie zetknąłem się z nadużyciami tej instytucji, lecz wiem, że KB – szczególnie w pierwszym okresie – raczej nie przestrzegał tego zarządzenia i od razu likwidował wielu jeńców po zatrzymaniu. Jako żołnierz nie mogłem bardziej wnikać w tego rodzaju sprawy.
Około 10.8. pojawili się w naszych szeregach pierwsi komuniści. Byli to członkowie AL. Członków PAL na moim odcinku walki nie widziałem. Ludzi z AL było najpierw niewielu. Kontaktowali się z kapitanem „Kryską” – i uzyskali zezwolenie na otwarcie biur werbunkowych oraz na werbowanie ludzi. Swój udział w walce uzależniali od tego zezwolenia, a ponieważ byli dobrze uzbrojeni, otrzymali je.
Mogę jeszcze dodać, że AL składała się wyłącznie z opłacanych elementów, przestępców i wszelkiego rodzaju motłochu ulicznego. Pewnego razu ujęliśmy kurierkę AL. Przybyła z Mokotowa i miała przy sobie pokwitowanie na ponad 2 000 000 złotych. Tę kwotę rozdała poszczególnym grupom AL, do których dotarła.
AK nie utrzymywała biur werbunkowych. W zasadzie włączano do oddziałów bojowych tylko tych ludzi, którzy sprawdzili się wcześniej w działalności konspiracyjnej. Wyższe dowództwo AK planowało, że po opanowaniu Warszawy powoła się cztery roczniki w celu utworzenia regularnej armii. Miała ona później zmobilizować cały polski naród i, po drugie, stworzyć możliwość oporu wobec zbliżających się wojsk sowieckich.
Chciałbym podkreślić, że AK nadal kieruje się polityką antybolszewicką prowadzoną przez S o s n k o w s k i e g o. Fakt, że został on odwołany z funkcji Naczelnego Wodza przez tak zwany rząd na uchodźstwie, wcale nas nie obchodzi. Liczyliśmy na to, że wojska zarówno rosyjskie, jak i niemieckie będą zbyt wyczerpane, żeby się skutecznie przeciwstawić, gdy powstanie cały naród polski.
Ponadto wierzyliśmy w pomoc Wojska Polskiego, znajdującego się poza krajem oraz przede wszystkim Ameryki. Od Anglii nie oczekiwaliśmy niczego.
Liczyliśmy na pomoc R o o s e v e l t a z następujących powodów:
W USA żyje 8 000 000 Polaków, których roli jako czynnika politycznego i elementu konstruktywnego nie należy lekceważyć. Roosevelt stoi teraz przed wyborami, polski naród cieszy się w USA wielką sympatią i wierzyliśmy, że te wszystkie okoliczności zapewnią nam pomoc Ameryki.
Jest to nie tylko moje osobiste zdanie, lecz wszystkich patriotycznie myślących Polaków – demokratów oraz wielu oficerów AK, którzy żyją tylko pracą i walką dla wolnej Polski. Z państwem, które potraktowałoby nas w taki sposób i rozumiałoby nasze potrzeby, poszlibyśmy natychmiast razem. Anglia odpada, ponieważ jest zbyt mocno związana z Moskwą.
Wróćmy do powstania. W okresie 8–10.8. kapitan „Kryska” dołączył z trzema kompaniami do mojego zgrupowania. Utworzono teraz dwa bataliony, „Tur”7 i „Tum”, których łączna siła wynosiła 1300 ludzi. Tylko około 1/4 była uzbrojona, 3/4 grupy bojowej „Kryska” składało się z ludzi nieuzbrojonych, personelu sanitarnego, formacji wywiadowczych i z licznych dekowników, którzy starali się unikać walki w miarę pogarszania się naszej sytuacji. Na początku września „Kryska” został ciężko ranny (zmarł 18.9. w czasie transportu przez Wisłę8) i ja przejąłem komendę nad grupą bojową. Gdy Śródmieście skapitulowało9, pułkownik „Radosław” dołączył do mnie z jednym batalionem (przebił się przez Fürstenstrasse) i przejął dowodzenie całą grupą. Jego zastępcą został major „Witold”. Ja zachowałem komendę nad moimi dwoma batalionami.
Po upadku Fürstenstrasse „Radosław” podjął decyzję nawiązania kontaktu ze Śródmieściem. W tym celu wydał rozkaz ściągnięcia zewnętrznych posterunków i zmniejszył tym samym kocioł, ponieważ Niemcy natychmiast posunęli się z siłą za nami. Udało mu się wprawdzie odzyskać kilka domów, ale nie posunął się dalej. 16.9., gdy była najgorsza sytuacja, adiutant „Radosława” przekazał mi, że otrzymamy pomoc od oddziałów Berlinga z tamtej strony Wisły. Jak doszło do kontaktu, nie wiem. Podczas następnych trzech nocy przeprawiło się w drewnianych łodziach przez Wisłę łącznie dziewięć plutonów. Były przy tym wielkie straty. Zdarzało się, że ginęły całe plutony.
Jeszcze większe straty poniosły oddziały Berlinga w akcji. [Żołnierze] nie byli przyzwyczajeni do walk ulicznych i nie przejawiali ochoty do walki, ponieważ do armii wcielono ich na siłę. Miałem wrażenie, że wszyscy byli przeciwnikami bolszewizmu. Niektórzy powiadali nam: „Wy jeszcze zobaczycie, co to jest bolszewizm!”. Oddziały te były dobrze uzbrojone. Na temat stosunków w armii sowieckiej nie dowiedziałem się niczego, ponieważ po odniesieniu rany nie zajmowałem się takimi sprawami. Słyszałem jednak, że Rosjanom przechodzi ochota do walki w miarę oddalania się od ziemi ojczystej. Otępiałego żołnierza rosyjskiego nawet najlepsza propaganda nie pchnie do przodu, najwyżej przymus i skierowane na niego lufy km-ów.
Teraz sytuacja szybko się pogarsza. W dniu 21.9. zniknął „Radosław”. Być może zbiegł do oddziałów Berlinga, jak wielu ludzi z AK (ale nie oficerów!) i cywilów. Już przed 16.9. pewna liczba akowców i cywilów zbiegła podziemnym kanałem na Mokotów. Większość oficerów i duża część żołnierzy poległa w walce.
Gdy 22.9. zbliżał się koniec, oddziały Berlinga zaproponowały mi osłonę ogniową do przeprawienia moich ludzi przezWisłę. Odrzuciłem to jednak i zaproponowałem kapitulację Niemcom. Zapewnili oni mnie i moich ludzi, że będą nas traktować jak żołnierzy. Wówczas poddałem się wraz z około 10 oficerami i 200 ludźmi. W kotle pozostało około 300 ludzi z oddziałów Berlinga, którzy walczyli do wieczora, a potem chcieli się ponownie przeprawić przez Wisłę.
Kocioł wiślany nie miał łączności radiowej z Rosjanami aż do przybycia oddziałów Berlinga. Przyniosły one sprzęt radiowy. O rosyjskim kapitanie K a ł u g i n i e słyszałem. Miał chodzić od jednej grupy bojowej do drugiej i mówić: „Wytrzymajcie, pomoc nadchodzi!”. K[aługin] podobno był bolszewikiem.
Z relacji naszej prasy wynika, że maksymalna liczba powstańców pod koniec sierpnia wynosiła 100 000. To nieprawda. O ile wiem, dysponowaliśmy dokładnie 40 000 ludzi, z których nawet nie wszyscy byli uzbrojeni. Na początku powstania było trochę ponad 10 000.
Wyższe dowództwo na początku kazało nam iść na barykady prawie bez broni. Musieliśmy sobie sami radzić i ilość naszego uzbrojenia powiększaliśmy bronią zdobyczną, własnej produkcji (granaty ręczne) i wykopywaniem zasobów ukrywanych od 1939 r. (amunicja, karabiny i broń maszynowa). Na moim odcinku były dwa zrzuty, łącznie osiem ładunków spadochronowych (broń, amunicja, materiały wybuchowe i żywność). Musiałem jednak wszystko przekazać do Śródmieścia. Były to angielskie samoloty z polskimi pilotami. Z mojego zrzutu przekazano mi kartkę następującej treści (napisaną odręcznie): „Witamy was, bracia Polacy, podajemy wam braterską dłoń! Polscy piloci”
Uzbrojone kobiety były u mnie wielką rzadkością. Napotkane czy zgłaszające się przyjmowano do służby medycznej albo jako łączniczki.
Na koniec chciałbym wskazać na problem oddziałów leśnych. Tam AK pozostaje w największej opozycji do bolszewizmu, ma najsurowszy zakaz podejmowania akcji przeciwko Niemcom i przez cały czas walczy z AL, w której dominuje bolszewicki żywioł. Oprócz tego istnieje wiele mniejszych band, złożonych z wszelkiego rodzaju ciemnych elementów, które podszywając się pod AK, zajmują się rabunkiem i plądrowaniem.
Oddziały leśne AK nie mają stałej łączności z generałem „B o r e m”. Poszczególni komendanci okręgów przeprowadzają operacje dość samodzielnie. Warto by się zastanowić, jak skutecznie zmobilizować te przeciwne bolszewizmowi siły do walki z napierającą armią sowiecką. Uważam, że [znalezienie] właściwych sposobów i odpowiednie przygotowanie jest możliwe. Zgłaszam gotowość oddania do dyspozycji moich sił zarówno do tego zadania, jak i szukania sposobu zakończenia tej bezsensownej walki w Warszawie.
v. g. u.
T. Suścitawski
Tekst pochodzi ze zbioru Powstanie Warszawskie 1944 w dokumentach z archiwów służb specjalnych, wyd IPN