Chińskie 500 plus. Pekin zapowiada walkę z kryzysem demograficznym

Władze ChRL zapowiedziały wprowadzenie programu prodemograficznego, który można określić jako chińskie 500 plus. Mianowicie Pekin w dniu 28 lipca ogłosił wprowadzenie rocznych dopłat w wysokości 3,6 tys. juanów za każde dziecko poniżej trzeciego roku życia. Specjaliści jednak ostrzegają, że same dotacje mogą nie wystarczyć, by skutecznie przeciwdziałać pogłębiającemu się kryzysowi demograficznemu.
Chińskie 500 plus
.Nowe przepisy, opublikowane w dokumencie „Plan wdrożenia systemu dotacji na opiekę nad dziećmi”, weszły w życie z mocą wsteczną od 1 stycznia 2025 r. To pierwszy raz, gdy program subsydiów obejmuje cały kraj, a nie tylko wybrane regiony.
Zgodnie z zasadami programu rodzice dzieci urodzonych po 1 stycznia 2025 r. otrzymają 3,6 tys. juanów (ok. 1,8 zł) rocznie aż do ukończenia przez dziecko trzeciego roku życia. Rodziny dzieci urodzonych wcześniej, które w momencie wejścia programu w życie nie ukończyły jeszcze trzech lat, także otrzymają dopłaty, ale ich wysokość będzie odpowiednio niższa.
Do tej pory podobne inicjatywy istniały jedynie lokalnie. Na przykład w Hefei, stolicy prowincji Anhui, pary otrzymują jednorazową dopłatę w wysokości 20 tys. juanów za drugie dziecko i 5 tys. za trzecie. Nowe środki mają na celu przeciwdziałanie gwałtownemu spadkowi liczby urodzeń w Państwie Środka. W 2024 r. populacja Chin zmniejszyła się już trzeci rok z rzędu, a liczba nowo narodzonych dzieci w 2023 r. spadła do rekordowo niskiego poziomu 9,02 mln – najmniej od momentu rozpoczęcia prowadzenia statystyk w 1949 r.
Przyczyny kryzysu demograficznego w Chinach
.W zamyśle chińskich władz subsydia mają „zmniejszyć presję związaną z rodzicielstwem” i zachęcić młode pary do posiadania dzieci. Eksperci są jednak sceptyczni co do tego, czy skromne wsparcie finansowe wystarczy, by odwrócić niekorzystny trend. „Walka ze spadkiem urodzeń to proces długofalowy, który wymaga kompleksowego podejścia” – powiedział Song Jian, profesor wydziału populacji i zdrowia na Uniwersytecie Ludowym (Renmin), cytowany przez rządową agencję Xinhua. „Potrzebne są polityki wspierające opiekę nad dziećmi, ale również w zakresie mieszkalnictwa, edukacji czy rynku pracy” – dodał.
Istotną przyczyną obecnego kryzysu demograficznego pozostaje „polityka jednego dziecka”, prowadzona w Państwie Środka przez około cztery dekady. Choć formalnie zakończono ją w 2015 r., a sześć lat później zniesiono wszelkie limity, jej konsekwencje są głęboko zakorzenione społecznie. Polityka ta bowiem nie tylko ograniczała przyrost naturalny za pomocą sankcji i presji administracyjnej, ale także trwale zmieniła model życia rodzinnego, wzmacniając pozycję kobiet na rynku pracy i obniżając aspiracje rodzicielskie.
Zjawisko to nakłada się na rosnące koszty życia, wysokie ceny nieruchomości, konkurencyjny system edukacyjny oraz brak stabilnych form wsparcia w opiece nad dziećmi – zwłaszcza w dużych miastach. Efektem ubocznym „polityki jednego dziecka” było też pojawienie się zjawiska „małych cesarzy” – pokolenia jedynaków, w które rodzice i dziadkowie inwestowali wszystkie swoje zasoby emocjonalne i finansowe. Tak wychowane osoby – otoczone uwagą i presją sukcesu – same nie mają doświadczenia życia w większej rodzinie i często nie odczuwają potrzeby jej zakładania.
Demografia to klucz do rozwoju
.Na temat coraz bardziej osłabiającego Europę problemu niskiego przyrostu naturalnego i braku zastępowalności pokoleń, na łamach „Wszystko Co Najważniejsze” pisze Jan ŚLIWA w tekście „Demografia, głupcy!„. Autor zwraca w nim uwagę na ogrom zagrożeń wiążących się z tzw. „polityką otwartych drzwi”.
„W 1885 r. Afryka miała tylko 100 milionów, m.in. w wyniku wywozu niewolników przez Arabów i Europejczyków przez stulecia. Europa (bez Rosji) miała wtedy 275 milionów – stosunek wynosił prawie 3:1 na korzyść Europy. Obecnie (2020) Afryka ma 1,3 miliarda, a w 2050 r. ma mieć 2,4 miliarda, 1/4 ludności świata”.
„To nie może nie mieć konsekwencji. Społeczeństwa afrykańskie są również bardzo młode, 40 proc. ludności ma poniżej 15 lat. To znaczy, że dominuje młodzież, w naturalny sposób aktywna seksualnie (stąd olbrzymia skala AIDS) i skłonna do ryzyka (dzieci żołnierze). To powoduje również, że połowa ludności nie ma praw wyborczych. Nawet na Zachodzie widzieliśmy rebelie młodzieży – liczebnej, lecz bez znaczenia w polityce: pokolenie dorosłych wysyła nas do Wietnamu, a my nie mamy nic do powiedzenia. W Afryce rządzą dorośli, również starzy dyktatorzy. To budzi niezadowolenie. Narusza też transmisję tradycji i kultury między pokoleniami. Kiedyś dzieci uczyły się, obserwując starszych i naśladując ich zachowanie, teraz żyją we własnym świecie. Taki przyrost uniemożliwia budowę odpowiedniej infrastruktury, państwo nie nadąża, przeżycie ułatwia korupcja. Kto może, wysyła dzieci do szkół za granicę, kilkadziesiąt procent chce emigrować. Emigrują nie tylko do Europy, również do lepiej prosperujących krajów afrykańskich i do lokalnych metropolii. Lagos, stolica Nigerii, w 1965 r. miało 350 tysięcy mieszkańców, a w 2012 r. – 21 milionów. Oczywiście większość to slumsy, ale chęć wyrwania się jest silniejsza. Podobnie wygląda z emigracją do Europy”.
.„Nieliczni mają możliwość wyjazdu w formie cywilizowanej. Posiadają wykształcenie, które pozwala na pracę, a dzięki zasobom mogą kursować między oboma światami. Na dole są ci, którzy tylko w telewizji widzą świat białego człowieka i o nim marzą. Kto przekracza pewien próg zamożności, może myśleć o ucieczce. Finanse są ważne, bo transfer kosztuje 2000–3000 dolarów, czyli roczny dochód. Chęć wyrwania się jest potężna, lecz przeprawa nie jest łatwa. A z drugiej strony otwarte granice nie są rozwiązaniem, trzeba widzieć fakty. Sam kiedyś napisałem (i zostałem zrugany za cynizm), że otwarcie granic przez Angelę Merkel było zachętą do ładowania się na chybotliwe łódki i ryzykowania życia na morzu. Co ciekawe, gdy w 2017 ruch się zmniejszył, a łodzie ratunkowe podpływały aż pod wody terytorialne Libii, proporcjonalna liczba zaginionych wzrosła pięciokrotnie. Popyt rodzi podaż – przemytnicy ładowali na 9-metrowe pontony do 130 osób, wielokrotnie więcej niż dopuszczalnie. Na „nawigatora”, który miał nawiązać kontakt z ratownikami, wyznaczano jednego z pasażerów (za zniżkę w cenie). Do tego, by silnik wartości 8000 euro nie przepadł, przemytnicy podpływali drugą łódką i go zabierali, pozostawiając pasażerów w dryfującym pontonie. Sama droga przez Libię wiąże się z brutalnym wykorzystywaniem przez przemytników, a droga przez Niger i Algierię jest ponoć jeszcze gorsza, lecz tam się żaden dziennikarz nie zapuszcza. Promocja takiej migracji ma z humanitaryzmem niewiele wspólnego” – pisze Jan ŚLIWA.
LINK DO TEKSTU: https://wszystkoconajwazniejsze.pl/jan-sliwa-demografia-glupcze/
PAP/MJ