Erhard BUSEK: Rola Europy Centralnej, rola Polski - i świat, który nadchodzi

Rola Europy Centralnej, rola Polski - i świat, który nadchodzi

Photo of Erhard BUSEK

Erhard BUSEK

Austriacki polityk i prawnik, parlamentarzysta i minister, w latach 1991–1995 wicekanclerz oraz przewodniczący Austriackiej Partii Ludowej.

To dla mnie wielki zaszczyt móc przedstawić obraz Unii Europejskiej widzianej z perspektywy Europy Środkowej, ponieważ znajdujemy się obecnie na rozdrożu, na którym decyduje się przyszłość Starego Kontynentu – pisze Erhard BUSEK

.Musimy stawić czoła wielu trudnościom, a relacje ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją trzeba ułożyć na nowo. Wszystko to wynika to ze zmian, które zaszły po 1989 roku, oraz procesów globalizacyjnych. Nie chodzi tylko o upadek żelaznej kurtyny i muru berlińskiego, ale również o gruntowną przebudowę geopolitycznej mapy Europy. Ileż nowych państw się na niej pojawiło!

Poza wydzieleniem Czech i Słowacji w Europie Środkowej nastąpił również rozpad Jugosławii Tity, a ze Związku Radzieckiego wyodrębniło się całe mnóstwo nowych republik. Z drugiej strony pojawiły się silne tendencje integracyjne, choć głównie w sferze gospodarczej, bo już w dziedzinie wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony było z tym gorzej, jak pokazuje przykład Iraku i Syrii. Integracji nie można jednak osiągnąć z dnia na dzień. Zadanie to jest tym trudniejsze, że Europa przechodzi obecnie swoisty proces edukacji.

Europejczycy muszą stopniowo nauczyć się przestać myśleć w kategoriach narodowych tożsamości, walut i instytucji, a zacząć myśleć i zachowywać się jak obywatele Zjednoczonej Europy.

Proces ten jest oczywiście długotrwały, a jego realizacja angażuje wysiłki na poziomie krajowym i europejskim, których celem jest zaszczepienie zgodnego poczucia „europejskiej” odpowiedzialności w kontekście nieuchronnie silniejszej Unii Europejskiej. To dlatego my, Europejczycy, jesteśmy teraz zajęci sobą i przyszłością naszego kontynentu. Patrząc na Europę z drugiej strony Atlantyku, niełatwo jest czasami rozeznać się w szczegółach najważniejszych dla tego kontynentu kwestii, czyli politycznej i gospodarczej integracji, rozszerzenia Unii Europejskiej czy wprowadzenia wspólnej waluty, paktu stabilności i europejskiej konstytucji. Stany Zjednoczone też nie są pozbawione problemów. Z kolei Rosja nadal traktuje Amerykę jako wyzwanie z powodu NATO.

Proces integracji gospodarczej musi być postrzegany przez pryzmat integracji politycznej. Integracja polityczna to z kolei koncepcja, która wykracza daleko poza zapisy traktatów z Maastricht i Lizbony. Jest to proces, który zakłada pogodzenie się z nową rzeczywistością Europy wchodzącej w nowe tysiąclecie, kiedy świat przestaje być traktowany w kategoriach dwubiegunowych. Sukces integracji europejskiej zależy od tego, czy przywódcy Europy będą potrafili zdecydowanie zareagować na zmieniające się na całym kontynencie uwarunkowania polityczno-gospodarcze. Aby to osiągnąć, muszą być oczywiście gotowi do tego, by myśleć i działać nie jak populiści, ale jak obywatele wspólnej Europy.

* * *

.Przed dramatycznymi zmianami, które ogarnęły Europę Środkowo-Wschodnią w roku 1989, Austria była wschodnią rubieżą świata Zachodu. Dzisiaj jest znowu w jego centrum. Geografia polityczna nakłada się na geografię naturalną, „Wschód” nie jest już zbiorczym terminem, a nasze geograficzne koncepcje znów współgrają z politycznymi. Miejsc położonych niegdyś po obydwu stronach żelaznej kurtyny nie dzielą już odległości nie do pokonania. Do Bratysławy jest teraz bliżej niż na Majorkę, nawet wiedeńczykom, choć wielu jeszcze tego zakrawającego kiedyś na ironię faktu nie zauważyło.

W następstwie wydarzeń, które miały miejsce po 1989 roku, musieliśmy nauczyć się nowego spojrzenia na rzeczywistość, wypracować nowe koncepcje i stanąć przed nowymi wyzwaniami zarówno pod względem politycznym, jak i gospodarczym, kiedy to na mapie Europy pojawiło się 21 nowych państw. Teraz jednak Wielka Brytania opuszcza wspólnotę!

Państwa Europy Środkowo-Wschodniej mają duże oczekiwania w stosunku do Unii Europejskiej. Wracając do przykładu Austrii, kiedy kraj ten stał się pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej w styczniu 1995 roku, przestał być neutralnym buforem oddzielającym Wschód od Zachodu, jakim był od czasu podpisania austriackiego traktatu państwowego w roku 1955, a jego polityka zagraniczna przestała opierać się na doktrynie neutralności. Obecnie byłe kraje „bloku wschodniego” są częścią byłego „Zachodu”, a Europa Środkowa to raczej „szersza Europa”. Z uwagi na swoje geograficzne i historyczne położenie w Europie Środkowej Austria jak żadne inne państwo rozumie złożone problemy tego regionu, które nie zawsze są czytelne dla reszty świata.

Należy zrobić wszystko, aby nie doprowadzić do powstania nowej linii podziału pomiędzy państwami znajdującymi się wewnątrz Unii Europejskiej i tymi, które są poza jej granicami.

Wciąż mamy wrażenie, że zmiany po 1989 roku wpłynęły wyłącznie na Wschód, ale przecież Zachód również mocno je odczuł i zamiast trwać w świecie różnic i dwubiegunowości musi sobie zdać sprawę, że kontynent europejski znów istnieje jako całość. Co więcej, sytuacja na Zachodzie także się zaogniła, co widać na przykładzie włoskich dyskusji nad przyszłością regionu Padania, zapoczątkowanych przez Ligę Północną, zmagań Szwajcarii ze swoją rolą w Europie, problemów Niemiec po zjednoczeniu oraz kwestii Katalonii w Hiszpanii. Czesi i Słowacy są po „aksamitnym rozwodzie”, królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców – późniejsza Jugosławia Tity – rozpadło się na siedem państw i nawet Węgry starają się dostosować do nowych warunków i wyzwań. Wielu ludzi patrzy na procesy dezintegracyjne z niepokojem, pamiętając o tym, jak ważna jest dziś integracja. Ja spojrzałbym na to z innej strony. Dezintegracja mogłaby być warunkiem dalszej integracji, ponieważ elementy, które do tej pory spajały kontynent, robiły to w sposób sztuczny. Nie możemy się oszukiwać. Nasze granice nie są bynajmniej naturalne. Ukształtowała je nie „wola Boża”, ale wojny, stronnicze traktaty, a nawet małżeństwa dynastyczne. Zmiana granic nie jest zadaniem łatwym, co raz jeszcze potwierdził Akt końcowy konferencji w Helsinkach. Musimy zatem nadać granicom nową jakość i znaczenie, przekraczając je. Rola granic zmienia się szczególnie w obliczu wyzwań ekologicznych.

Istotą Unii Europejskiej nie jest organizacja systemu gospodarczego ani budowa „twierdzy Europa”, ale właśnie nowe rozumienie granic i nowy wymiar współpracy. Dla europejskiej geografii niezwykle ważne jest zrozumienie „celu Europy”. Nasza Europa jest niepełna. Do 2004 roku w UE nie było ani jednego słowiańskiego państwa, a znaczącej współpracy z regionami Europy znajdującymi się pod wpływem prawosławia nie udało się osiągnąć do tej pory. Islam i Bliski Wschód to ciągle wielki znak zapytania u naszych drzwi. Przyzwyczailiśmy się do rozszerzonego rynku, ale nie zdajemy sobie sprawy, że sama gospodarka to za mało, by zachęcić do integracji. Nie należy zapominać o palących kwestiach bezpieczeństwa, pozycji Europy na świecie i, co nie mniej ważne, fascynującej różnorodności kulturowej kontynentu. Integracja to nie tylko proces, ale także cel, który często prowadzi do dalszych podziałów między sąsiadami, co obserwujemy po wprowadzeniu układu z Schengen.

Stany Zjednoczone nie mają tego problemu, ponieważ w ciągu ostatnich stu lat rozwijały się w innym kierunku. Amerykanom udało się zbudować poczucie jedności, którego my w Europie dopiero zaczynamy się uczyć. Zrobiliśmy oczywiście duży postęp na tej drodze. Wystarczy wspomnieć, że konflikty pomiędzy Niemcami i Francją, które wpływały na bieg historii Europy przez stulecia, należą do przeszłości. Staramy się zjednoczyć politycznie i gospodarczo, tak aby zapewnić pokój, stabilność i bezpieczeństwo na skalę globalną.

* * *

.Warto w tym momencie wspomnieć o roli, jaką od roku 2002 odgrywa unia gospodarcza i walutowa oraz wspólna waluta. Co zyskują na tym Europejczycy? Jakie to ma znaczenie dla Stanów Zjednoczonych? Jak wpłynie to na pozycję dolara i przyszłość relacji handlowych pomiędzy Unią Europejską a Ameryką?

Skupmy się na walucie jako przykładzie konkurencji i współpracy.

Osiągnięcie unii gospodarczej i walutowej powraca jako cel Unii Europejskiej od końca lat 60. XX w., ponieważ wiązane są z tym nadzieje na stabilność walutową i przyspieszenie procesu integracji. Podmioty gospodarcze zyskają na likwidacji ryzyka związanego z kursami wymiany oraz poprawie funkcjonowania rynku wewnętrznego. Przejście na walutę euro wpłynie na wszystkie firmy w każdym aspekcie ich działalności. Te bezpośrednie i odczuwalne konsekwencje pociągają za sobą wyzwania marketingowe i organizacyjne, na które gorączkowo przygotowuje się każde europejskie przedsiębiorstwo. W relacjach międzynarodowych dolar traci na znaczeniu, podczas gdy pozycja euro jest coraz silniejsza. Co jednak ważniejsze, unia walutowa to unia polityczna wprowadzana od kuchni.

Bardziej intensywna współpraca oznacza szybszy rozwój i większy dobrobyt w Europie. Wspólna waluta wzmocni konkurencyjność i bezpieczeństwo europejskich firm, poprawiając konkurencyjność całej Europy. Nie spowoduje to jednak obniżenia płac i standardów społecznych, ale raczej modernizację struktur społecznych. Konkurencyjność Europy zasadza się na stabilności tychże struktur oraz dostosowywanym i usprawnianym europejskim modelu społecznym.

Co teraz musi się stać?

Ze swoimi 500 milionami obywateli UE ma większe zdolności produkcyjne niż Stany Zjednoczone czy Japonia. Jest największym podmiotem handlowym na świecie. Ponieważ dwanaście milionów miejsc pracy w UE jest związanych bezpośrednio z eksportem, w najlepszym interesie Europy jest to, aby rynki światowe były wolne, otwarte i dostępne. Przewaga konkurencyjna Europy nad gospodarczymi blokami Azji i Stanów Zjednoczonych zwiększy się dzięki walucie euro, co wpłynie na bezpieczeństwo miejsc pracy i poprawi jakość życia. Już teraz Chiny rozliczają transakcje biznesowe w euro. Trudno jednak przewidzieć, jaki wpływ na tę sytuację będzie miał niespodziewany kryzys związany z epidemią koronawirusa.

* * *

.W tym kontekście ważny jest dialog transatlantycki. W dzisiejszej rzeczywistości europejska integracja i współpraca transatlantycka gwarantują większą stabilność i bezpieczeństwo.

Przy obecnych załamaniach na rynkach giełdowych, dewaluacji walut, kryzysach politycznych w Rosji, regionie Kaukazu, Malezji, Iraku, Indonezji i Afryce Środkowej światu bardziej niż kiedykolwiek potrzebny jest ład i porządek. Nie zapominajmy również o wyzwaniu chińskim.

Transatlantyckie relacje gospodarcze opierają się na najważniejszych powiązaniach handlowo-inwestycyjnych na świecie. Biorąc pod uwagę towary i usługi łącznie, Unia Europejska i Stany Zjednoczone są dla siebie największymi partnerami handlowymi: wartość ich obustronnej wymiany handlowej w 1997 roku wynosiła 400 miliardów euro. Obydwie strony są dla siebie także najważniejszym źródłem i kierunkiem bezpośrednich inwestycji zagranicznych.

Europejskie inwestycje zapewniają 3 miliony miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych poprzez bezpośrednie zatrudnienie w europejskich firmach. Dodatkowe 3 miliony miejsc pracy zależy od inwestycji europejskich pośrednio. Te same inwestycje odpowiadają za 12,5 proc. amerykańskich miejsc pracy w branży wytwórczej. Szacuje się, że eksport ze Stanów Zjednoczonych do Europy zapewnia pracę kolejnemu milionowi osób. Podobna liczba europejskich miejsc pracy zależy od amerykańskich inwestycji w Europie i europejskiego eksportu do Stanów Zjednoczonych.

Dane te najlepiej obrazują współzależność rynków transatlantyckich.

Mimo wszystko po obu stronach Atlantyku widzimy tendencje do skupiania się na sporach dzielących UE i Amerykę, kiedykolwiek pojawiają się problemy. Takie kwestie, jak ustawa Helmsa-Burtona, kilka amerykańskich przepisów stanowych wprowadzających eksterytorialne roszczenia wobec europejskich firm, banany, standardy bezpieczeństwa wołowiny oraz genetycznie modyfikowana kukurydza i soja, nie powinny być traktowane jak amunicja w przyszłych wojnach handlowych, ale raczej jak drobne nieporozumienia, które pojawiają się przy okazji każdej współpracy.

W świetle coraz większej integracji oraz odchodzącego w przeszłość podziału na Wschód i Zachód musimy zrozumieć, że euroatlantyckie partnerstwo wchodzi w nową fazę. Aby osiągnąć postęp, trzeba wykroczyć poza proste teorie na temat stref wpływu i kwestii spornych, koncentrując się na wspólnych sprawach i interesach. Jest to nasze wyzwanie na przyszłość, również w kontekście następstw brexitu.

* * *

.Zastanawiają się Państwo zapewne, dlaczego skupiam się na kwestiach gospodarczych. Robię to, ponieważ gospodarka jest kołem zamachowym rozwiązań politycznych. Wielka to szkoda, że w dobie globalnej gospodarki brakuje nam instrumentów globalnej polityki. Mógłbym długo opowiadać o zorganizowanej przestępczości, ponieważ przestępcy działają właśnie na skalę globalną, podczas gdy my walczymy z przestępczością, handlem narkotykami czy handlem ludźmi na poziomie krajowym. Dlatego też Europa musi zadbać jednocześnie o państwa narodowe i integrację. Państwa narodowe nie znikną, ale wydaje mi się, że musimy jasno rozgraniczyć poziom europejski, krajowy i regionalny. Pierwszym krokiem w tym kierunku są traktaty europejskie. Poza tym musimy poradzić sobie z kwestią relacji ze Stanami Zjednoczonymi.

Europa odgrywa teraz ważną rolę nie tylko gospodarczo, lecz także politycznie, ponieważ w pewnym sensie przekroczyła masę krytyczną. Dlatego też musi iść własną drogą i wypracować nowe relacje. Stosunki z Federacją Rosyjską czy Turcją wyglądają inaczej w zależności od tego, czy patrzymy na nie z perspektywy Europy, czy Ameryki. Czasami są one łatwiejsze dla Stanów Zjednoczonych, które z tymi państwami tak naprawdę nie graniczą. Jeżeli chodzi o Turcję, stoimy przed wyzwaniami związanymi z migracją i bezpieczeństwem oraz pewnymi różnicami, które można interpretować w kontekście zderzenia cywilizacji. Stanów Zjednoczonych problemy te jednak nie dotyczą. To dobrze, że kwestie te wychodzą na wierzch przy okazji kryzysu w Iraku i Syrii. Proszę nie zrozumieć mnie źle: ten kryzys i podziały w Europie to potworny problem, na temat którego wypowiedziano wiele niemądrych słów. Myślę tu na przykład o podziale na Europę „starą” i „nową”. Podstawą takich koncepcji są różne doświadczenia historyczne.

Nowe państwa członkowskie Unii Europejskiej opowiadały się bardziej po stronie Stanów Zjednoczonych z oczywistych powodów. Przemawiały za tym ich „sowieckie” doświadczenia i amerykańska przeciwwaga w stosunku do Związku Radzieckiego przed rokiem 1989. Z drugiej strony my, Europejczycy, mamy dosyć wojen i nie uważamy, aby ataki z 11 września miały wpływ na sytuację w Europie. Takie podejście jest również błędne. Być może do tej pory implikacje dla Europy nie były zbyt poważne, ale na pewno zaważą na naszej wspólnej przyszłości. Jestem zatem przekonany, że w dłuższej perspektywie Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Federacja Rosyjska muszą zajmować jedno stanowisko w niektórych sprawach, takich jak rozwój Indii, Pakistanu, Chin, Japonii i Afryki. Lista pojawiających się tutaj pytań jest oczywista. Po pierwsze, jak rozmawiać o wspólnym stanowisku? Co z porozumieniem wojskowym? Z jednej strony mamy wojskowe supermocarstwo, które może podejmować dość szybkie interwencje w jakimkolwiek regionie świata, z drugiej bardzo słabą Unię Europejską. Realistycznie rzecz biorąc, prowadzenie polityki zagranicznej bez siły militarnej jest niemożliwe. Wybierając inną drogę, Europa może zostać jedynie „szczęśliwą wyspą”, czymś na kształt twierdzy, co trudno sobie wyobrazić, wziąwszy pod uwagę wpływ migracji, zorganizowanej przestępczości i globalnej wymiany handlowej.

Inne pytania sięgają jeszcze głębiej. Chodzi o pewien podział w postrzeganiu świata, na który wpływa głównie myślenie religijne. Nie mam tu na myśli wpływu konkretnych Kościołów czy religii, ale to, czy dana wizja świata opiera się na podejściu świeckim, czy ideologicznym. Dotyczy to również tego, czy nasze czyny mają jakąś wyższą sankcję. Z drugiej strony wciąż borykamy się z problemem różnych grup etnicznych, zaszłości historycznych z tym związanych oraz różnicami społecznymi w Europie. Daleko nam jeszcze do rozwiązania tych problemów. Nie ma na przykład zbyt wielu kontaktów pomiędzy katolicyzmem, prawosławiem i islamem. Papież prosił wprawdzie o wybaczenie przeszłych grzechów, ale prawdziwy dialog nie istnieje. Dialog pomiędzy chrześcijaństwem a islamem jest jeszcze trudniejszy. Wystarczy wsłuchać się w wypowiedzi, w których pojawiają się pojęcia „krucjata” czy „święta wojna” (dżihad). Brakuje nam ponadto globalnej publiczności. Stacja CNN mówi w coraz większym stopniu głosem Ameryki, tak jak Al-Dżazira mówi głosem świata arabskiego. Stacji Euronews na pewno nie można traktować w kategoriach globalnych.

* * *

.Jestem przekonany, że nie grozi nam zderzenie cywilizacji, ponieważ w Europie różne cywilizacje już się wymieszały. Gdyby do takiego zderzenia miało dojść, pociągnęłoby to za sobą wojnę domową. Potencjał wybuchu takiej wojny zawsze się tli: ostatnie wojny w Europie nie wybuchały przecież pomiędzy państwami, ale wewnątrz ich granic, tak jak miało to miejsce w Europie Południowo-Wschodniej czy Czeczenii. Aby poradzić sobie z tymi wszystkimi problemami, musimy się lepiej poznać. Skończyły się już czasy, kiedy mogliśmy twierdzić, że Europejczycy i Amerykanie są w gruncie rzeczy tacy sami i tworzą jedno społeczeństwo. Tak naprawdę mieszkańcy obu kontynentów różnią się między sobą środkami wyrazu i poziomem bogactwa. Mam również wątpliwości, czy możemy mówić o wspólnych wartościach z wyjątkiem praw człowieka. Demokracja, system partyjny i debata polityczna rozwijają się w Europie i Ameryce inaczej. Musimy przejść przez ten proces, ponieważ jest on niezwykle ważny dla przyszłości tak Europy, jak i Stanów Zjednoczonych. Ostatnio skupialiśmy się za bardzo na sprawach wewnętrznych, nie patrząc na to, co na zewnątrz, podczas gdy cały świat się zmieniał.

Pierwsza połowa XXI w. przesądzi o tym, jak potoczy się nasza historia. Grożące nam niebezpieczeństwo to rozpad Europy na wiele części połączonych z innymi regionami świata. Może być również i tak, że Stany Zjednoczone przeceniają swoją siłę i osiągnęły już szczyt możliwości.

Niebezpieczeństwem dla Ameryki byłby izolacjonizm i unilateralizm, których nie da się utrzymać na dłuższą metę. Można zatem stwierdzić, że żyjemy w czasach pełnych podziałów. Aby im podołać, potrzebujemy bardzo zdecydowanego dialogu i zrozumienia naszych odmiennych mentalności.

* * *

.Chciałbym zakończyć następującą myślą: świat przypomina coraz bardziej globalną wioskę, gdzie każdy mieszka w domu o innej wielkości i innym standardzie. Wiemy, że nie uda nam się żyć w zgodzie, jeżeli w sąsiednim domu dojdzie do kłótni. Wiemy, że będzie nam grozić niebezpieczeństwo, jeżeli w sąsiednim domu wybuchnie pożar albo nasz sąsiad nie zajmie się swoim ogrodem lub nie będzie uprawiał pola. Życie nauczyło nas, że muszą istnieć ulice, place i rynki, gdzie możemy znaleźć pracę lub udać się na zakupy, a wodociągi i kanalizacja to nasza wspólna sprawa, podobnie jak policja, straż pożarna, szkolnictwo czy domy spokojnej starości. Potrzeba nam również domu modlitwy w centrum miasta, który byłby symbolem kluczowych wartości podzielanych przez społeczność. I w końcu potrzebne są nam festyny i bijatyki, aby dać upust nieuniknionej agresji i móc nadal zgodnie żyć w pokoju i dobrobycie.

Erhard Busek

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 13 lutego 2021