Eryk MISTEWICZ: Karol Nawrocki, czyli majestat Rzeczypospolitej

Karol Nawrocki, czyli majestat Rzeczypospolitej

Photo of Eryk MISTEWICZ

Eryk MISTEWICZ

Prezes Instytutu Nowych Mediów, wydawcy "Wszystko co Najważniejsze".  www.erykmistewicz.pl

Ryc.: Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Karol Nawrocki – cóż, zaryzykuję tak ryzykowną tezę – wpisuje się swoim wejściem na scenę polityczną w metafizyczną wręcz tęsknotę za silnym przywódcą, monarchą, królem – pisze Eryk MISTEWICZ

.Podążając w orszaku prezydenckim w dniu zaprzysiężenia Karola Nawrockiego na urząd Prezydenta RP, przechodziliśmy uliczkami Starego Miasta, którymi szli lub przejeżdżali dyliżansami prezydenci obejmujący najwyższy urząd w polskim państwie w okresie międzywojennym. Jakie myśli się w nich wówczas kłębiły, na jakie decyzje musieli się szykować, jak silne były wpływy dookólnych mocarstw, jak kształtowała się wewnątrzpolska opozycja względem ich działań, a może przede wszystkim: jak przyrzekali sobie w duchu prowadzić polskie sprawy? Nie przychodzimy znikąd, to, co robimy wynika też z doświadczeń przeszłości – kto, jeśli nie prezydent historyk, będzie to rozumiał najlepiej?

Dzień zaprzysiężenia był dniem pełnym symboliki, zarówno świeckiej, jak i religijnej. Wzniosłość majestatu pierwszego spośród nas wyniesionego na najwyższy urząd w państwie. Uroczysty akt zaprzysiężenia przed Zgromadzeniem Narodowym rozpoczęty przez Karola Nawrockiego inwokacją do Narodu i Boga, zatrzymanie kawalkady aut przy stadionie piłkarskim, zejście do ludu, katedra św. Jana z Bogurodzicą, pieśniami legionowymi, pieśniami od wieków średnich towarzyszącymi polskiemu rycerstwu. Majestatyczne, godne, podniosłe chwile, świetnie komponujące się z atmosferą dnia. Przejście uliczkami Starego Miasta, Zamek Królewski i inwestytura na Wielkiego Mistrza Orderu Orła Białego i Orderu Odrodzenia Polski, pierwsza z nich odczytana i przeprowadzona z godnością przynależną tak ważnej chwili przez prof. Michała Kleibera, przewodniczącego Kapituły Orderu Orła Białego, redaktora naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”.

I znów powrót i zatopienie się w ludzie. Dla wszystkich, którzy z bliska obserwowali ten przemarsz, widoczne było chłonięcie przez nowego prezydenta emocji zebranych, czerpanie z nich w sposób widoczny siły. Siły i radości. W jednej z nowelek Anaïs Nin opisuje takie właśnie emocje, emocje towarzyszące decyzji o namaszczeniu i wyjściu do ludu nowego króla. A więc czyżby: powrót króla?

Wzruszające wejście do Pałacu Prezydenckiego, przywitanie na dziedzińcu przez odchodzącego po dekadzie z tej funkcji i tego miejsca prezydenta Andrzeja Dudę, z którym kilka dni wcześniej razem, na koniec spotkania pełnego ustaleń, modlili się prezydenci ustępujący i nowy w prezydenckiej kaplicy.

I kontynuacja programu oficjalnego tego dnia, dnia zaprzysiężenia, a może powrotu monarchy właśnie, z miejscami dla Polaków tak ważnymi, tak nasyconymi emocjami zrozumiałymi tylko dla naszej nacji, jak Grób Nieznanego Żołnierza, pomnik Lecha Kaczyńskiego, pomnik Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. Przejęcie zwierzchnictwa nad armią z godnym, niesłyszanym jeszcze w IV RP tak mocnym: „Czołem żołnierze!”.

Od trzydziestu lat obserwuję podobne momenty w historii narodów. W różnych rolach i różnych strefach dostępu. Od sejmowej loży w trakcie zaprzysiężenia Aleksandra Kwaśniewskiego, poprzez nieco techniczne zaprzysiężenie Lecha Kaczyńskiego, wystawne, wręcz barokowe objęcie prezydentury Republiki przez Nicolasa Sarkozy’ego, po dwa zaprzysiężenia Andrzeja Dudy… Każde z tych wydarzeń było, rzecz jasna, inne, co najczęściej wynikało z charakteru nowo zaprzysiężanego prezydenta. Ale też obserwując tak wiele obejmowania rządów, powinienem się przyzwyczaić do tego, w czym przychodzi mi uczestniczyć.

A jednak nie. W zaprzysiężeniu Karola Nawrockiego było zauważalne coś jeszcze, co tknęło mnie już przy pierwszej z nim rozmowie na kilka lat przed tym dniem, w jego gabinecie w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a co dziś widzą (czy raczej: odczuwają) wszyscy, o ile ich ocen nie dewastuje udział w partyjniackim sporze. Coś, co wracało przy każdej naszej rozmowie. Coś, co dziś, z perspektywy pierwszych tygodni po zaprzysiężeniu, najkrócej mógłbym podsumować: postawienie przez Polaków na Karola Nawrockiego to był dobry wybór dla Polski. Nawet jeśli początkowo w dyskusjach przedwyborczych byłem bliższy ocen stronnictwa innego kandydata.

Karol Nawrocki został Prezydentem Rzeczypospolitej z woli Narodu. Ten zwrot naturalny, wręcz zwyczajny w przypadku tak wielu prezydentów, w jego przypadku niesie dodatkową moc. Karol Nawrocki bowiem – cóż, zaryzykuję tak ryzykowną tezę – wpisuje się swoim wejściem na scenę polityczną w metafizyczną wręcz tęsknotę za silnym przywódcą, monarchą, królem. A jednocześnie jest przecież kimś bliskim dla większości Polaków, borykających się z podobnymi problemami i życiowymi dylematami. Z rodziną, która zachowuje się tak samo, niezależnie od tego, czy pojawia się na balkonie na gdańskim osiedlu, czy w udostępnionej bocznej oficynie Pałacu Belwederskiego. Z jednej strony archetyp króla – a po zrozumieniu tego naturalne stają się i dreszcze przechodzące wszystkich będących wówczas w katedrze św. Jana, przy dźwiękach pieśni rycerskich, i reakcja ludu na trasie przemarszu w dniu zaprzysiężenia; z drugiej zaś strony – przekonanie: to „jeden z nas”. Zachowujący się tak, jak zachowuje się każdy przyzwoity człowiek, gdy atakuje się jego żonę, córkę, schorowanego sąsiada. Który wychowuje swojego syna tak, że nie ma najmniejszej wątpliwości, jak postrzega rolę rodziny i jakie wzorce chce przekazać. Który ma honor, który nie pozwala mu na zachowania niezgodne z wewnętrznym kodeksem.

.A więc: z jednej strony monarcha, który zaprowadzi tu ład i porządek, zapomniany i zaginiony, a teraz szczęśliwie odnaleziony, z drugiej zaś: człowiek z ludu, który zna trudy życia, który nie pozwoli nas skrzywdzić. Potrzebujący niesamowitych sił w tej arcytrudnej, z wieloma mocarnymi wrogami, misji.

I do tego jeszcze metafizyka – nie udawajmy, że tego nie było, i to w skali nieprawdopodobnej; nigdy w polskiej historii ostatnich 30 lat tak wiele osób i środowisk nie prowadziło modlitewnych szturmów w intencji jednej osoby – kandydata na Prezydenta RP. W intencji Karola Nawrockiego modlili się tak, jakby chodziło o powrót króla wyzwoliciela, który zaordynuje uczciwe i godne królewskiego majestatu uporządkowanie spraw. Zapewne też związane było to też z tym, że nigdy dotąd nie towarzyszyła wyborom prezydenckim tak silna świadomość ich wagi. Oczywiście, każde wybory przedstawiane są jako te „najważniejsze”, jednak żadne nie były tak decydujące dla kształtu polskiej wspólnoty i kierunku polskich spraw. Nigdy dotąd w ostatnich 30 latach wybory prezydenckie nie były obarczone tak wielkim ryzykiem, ryzykiem skrajnym.

Pierwszy miesiąc sprawowania przez Karola Nawrockiego urzędu pokazuje, że świetnie zdaje on sobie sprawę z poziomu oczekiwań rodaków. Co więcej, podwyższa je, proponując sobie i swoim współpracownikom realizacje, wydawałoby się, niewykonalne dla zwyczajnego człowieka. Wytrzymałość fizyczna i psychiczna, która tak zagrała na jego kandydaturę w kampanii wyborczej, przydaje się, jak widać, także w sprawowaniu urzędu. Szczególnie gdy w ciągu kilku dni planuje porozmawiać z liderami najważniejszych państw, ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Wizyta, która wzmocniła zarówno jego przywództwo w regionie (o czym pisze w tym numerze „Wszystko co Najważniejsze” Michał Kłosowski, który towarzyszył prezydentowi w wizycie w Waszyngtonie, Rzymie i Watykanie), ale też była silnym impulsem dla wzmocnienia wizerunku i pozycji Polski. Na prezydenturze Karola Nawrockiego, jego rozmowach w Waszyngtonie, Rzymie, Watykanie, Wilnie, Helsinkach, Berlinie, Paryżu – głównie zyskujemy. Ku nieukrywanemu i jakże niemądremu, szkodliwemu wkurzeniu opozycji wobec polskich spraw.

Prezydent ma świadomość wyzwań i zagrożeń, otoczył się najlepszymi ludźmi na rynku. Pierwszy miesiąc działania to raczej poszerzanie bazy sympatii (także poza Polską) niż jakieś większe błędy w rozpoznawaniu sytuacji i działaniu.

Mamy króla! – zakrzykną niektórzy. Symbolika z dnia zaprzysiężenia to wciąż wielka emanacja godności. Utrzymywana mimo prób osłabienia tak Karola Nawrockiego, jak i pozycji Pałacu Prezydenckiego od pierwszego momentu (choć słabsze są siły deprecjonujące kilkanaście lat wcześniej Lecha Kaczyńskiego, inaczej rozkładają się też dziś sympatie społeczne). Ale też wymagająca od Karola Nawrockiego właśnie „królewskiego spojrzenia” na najbardziej palące kwestie wspólnoty obywateli. Mówił prezydent w Watykanie, na spotkaniu z hierarchią kościelną, o podziałach politycznych, partyjnych, dewastujących zaufanie między ludźmi, także niweczących tak wiele projektów rozwojowych. Jedną z konsekwencji bowiem podsycania podziałów w Polsce, obniżania pozycji Prezydenta, jest obniżanie pozycji Polski. A to wizerunek Polski i poziom relacji naszego kraju z przywódcą USA i partnerami z NATO, obok własnego przygotowania, będą decydujące gdy Kreml zdecyduje się kontynuować operacje – także wojskowe – odzyskiwania wpływów w Europie. Silny przywódca dysponujący silnymi uprawnieniami jak nigdy w ostatnich 30 latach będzie Polsce potrzebny.

.Od lat pracuję na styku Polski i Francji. Za sprawą kampanii wyborczych we Francji świetnie poznałem tamtejszy system polityczny i uważam go za optymalny. System prezydencki najlepiej bowiem wyraża ideę, aby to Naród wybierał swojego władcę, który następnie kształtuje rząd, ale też wskazuje, jak mają funkcjonować media, edukacja, jakie wartości mają być wartościami promowanymi przez kulturę, nie tylko kwestie obronne i dyplomatyczne. Zdanie prezydenta jest decydujące w rzeczywistości politycznej.

Nad powrotem w Polsce do systemu prezydenckiego, jaki obowiązywał przed wojną, warto się poważnie zastanowić, taką dyskusję zaplanowaliśmy też we „Wszystko co Najważniejsze”. Prezydent to jedyny tej rangi polityk wybierany w wyborach powszechnych, a nie ucierany w parlamentarnych upychankach, z ogromnym poparciem społecznym. Może też system prezydencki uznać powinniśmy za najlepszy także dla polskiego ducha wolności, chcącego się unosić, a nie stać w miejscu?

Król wrócił. Sondaże, choćby najnowszy CBOS, wskazują, że Polacy chcą, aby to on, a nie premier (niezależnie, o jakim nazwisku i z jakiej partii) powinien być liderem polskich spraw. Co z tym zrobimy?

Eryk Mistewicz

Tekst ukazał się w nr 72 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [PRENUMERATA: Sklep Idei LINK >>>]. Miesięcznik dostępny także w ebooku „Wszystko co Najważniejsze” [e-booki Wszystko co Najważniejsze w Legimi.pl LINK >>>].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 23 listopada 2025
Fot. Marek Ladzinski / Forum