Jakub KRUPA, Paweł ŚWIDLICKI: "Donald Tusk: pięć zadań dla Europy"

"Donald Tusk

Photo of Jakub KRUPA

Jakub KRUPA

Socjolog zajmujący się problemem tożsamości i zachowań politycznych, komentator polityki europejskiej, absolwent i analityk London School of Economics and Political Science, stały współpracownik „Kultury Liberalnej”.

Photo of Paweł ŚWIDLICKI

Paweł ŚWIDLICKI

Research Analyst w Open Europe, brytyjskim think-tanku zajmującym się polityką europejską, który proponuje daleko idące reformy w funkcjonowaniu Unii Europejskiej.

Nie oszukujmy się: większość Europejczyków nie ma zielonego pojęcia, z czym się wiąże stanowisko, które 1 grudnia obejmie Donald Tusk. Niezależnie czy to internauci, czy dziennikarze czołowych polskich mediów – Rada Europejska nadal mylona jest z Radą Europy i Radą Unii Europejskiej. Herman van Rompuy, poprzednik Tuska, jeśli czymkolwiek zapadł w pamięć w powszechnym odbiorze to swoją nijakością, a najwięcej uwagi skupił na sobie wtedy, kiedy w Parlamencie Europejskim obrażał go Nigel Farage.

Ten wizerunek Rompuya jest oczywiście w dużej mierze błędny: będąc daleko od przebojowego, błyskotliwego mówcy, były belgijski premier robił dokładnie to, do czego został nominowany w 2009 roku: nie przeszkadzał, a gdzie mógł – pomagał osiągać kompromisy w najbardziej wrażliwych kwestiach. I robił to z gracją, sprawnie lawirując pomiędzy różnymi interesami państw członkowskich – ale o tym wiedzą tylko ci najbardziej zainteresowani brukselską polityką.

 Jakie wyzwania będą stały przed Donaldem Tuskiem? 

Równowaga interesów

Tusk zdaje się mieć nieco inne zadanie i silniejszą pozycję niż Rompuy. W 2009 roku, tuż po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego, europejscy przywódcy nie widzieli potrzeby, żeby facylitator spotkań głów państw był jakkolwiek widoczny poza samymi spotkaniami. Jako drugi przewodniczący będzie mógł mniej skupiać się na budowaniu instytucji jako takiej, a bardziej na utrwalaniu pewnych (dobrych) praktyk z okresu Rompuy’a i nadawaniu strategicznego kierunku rozwoju Unii. Polski premier, jak wynika z nominacji i tego, co sam mówił, chce wnieść „środkowoeuropejski optymizm do zjednoczonej Europy”, a jednocześnie dbać o to, aby Unia nie rozjechała się na dwa oddzielne, przebiegające w różnym tempie procesy integracyjne. To będzie wymagało więcej inicjatywy i przede wszystkim pracy nad pozytywnym wizerunkiem Unii – a w tym, jak wiemy z Polski, Tusk ma spore doświadczenie.

Ciekawym doświadczeniem będzie obserwowanie, jak Tusk poradzi sobie z budowaniem porozumień ponad różnymi liniami politycznego podziału. Polska polityka jego ery zarządzana była przez często podsycany konflikt pomiędzy „postępową” Platformą Obywatelską a „konserwatystami” z Prawa i Sprawiedliwości. Na poziomie europejskim, Tusk będzie musiał zbalansować interesy wielu, bardzo różnych, grup – Wschodu i Zachodu; Północy i Południa; chadeków, socjaldemokratów i liberałów; „gołębi” i „jastrzębi” w polityce zagranicznej wobec Rosji. To będzie wymagało ogromnej ostrożności i skupienia się na szukaniu punktów wspólnych. Jeśli po swojej kadencji w Brukseli polski premier postanowi wrócić do Warszawy, może się to okazać w przyszłości odświeżające.

Europejska demokracja

Wbrew ekwilibrystycznym wysiłkom europejskich spin doktorów, ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego nie przełamały trendu spadającej frekwencji ani nie poprawiły przesadnie wizerunku samej instytucji. Wyborcy wciąż średnio rozumieją (a często po prostu ich to nie obchodzi), co dzieje się w Unii Europejskiej, a przykłady regulacji, które do nich docierają kształtują (w zdecydowanej większości nieprawdziwe) poczucie, że Bruksela zajmuje się tylko zabranianiem odkurzaczy, papierosów mentolowych i mierzeniem bananów.

Poczucia odpowiedzialności wśród dziennikarzy za słowo pisane albo, często, ich merytorycznych braków Tusk nie poprawi, ale może lobbować za zmianami, które dadzą Europejczykom przekonanie, że w razie głupich pomysłów ich własne parlamenty narodowe będą mogły zablokować co dziwniejszą legislację. Z pomocą Tuskowi przyjdzie tutaj silny wewnętrzny trend w samej Unii – grupa państw, z Wielką Brytanią i Holandią na czele, nawołują do wprowadzenia systemu tzw. „żółtych” i „czerwonych” kartek dla legislacji zaprojektowanej w unijnych instytucjach. Poważna reforma będzie wymagała zmiany traktatu – co może zająć sporo czasu – ale polityczne porozumienie liderów może pozwolić, nie po raz pierwszy, na uznanie niektórych zastrzeżeń zgłaszanych ze stolic (które w obecnym systemie Komisja może po prostu zignorować) za jednoznaczne „czerwone kartki”.

 Unia stosunkowo jednej prędkości

 Presja na szybszą integrację w ramach strefy euro narasta od lat, a jej zwolennicy tłumaczą, że „nie ma drogi”, żeby osiągnąć zadowalające efekty. Problem w tym, że im bardziej przyspieszy ekskluzywna integracja w ramach strefy euro, tym bardziej będzie frustrować te państwa, które są poza nią i dodatkowo skomplikuje tłumaczenie całej idei Unii Europejskiej i tak skonfundowanym już obywatelom, którzy gubią się w tym kto i za co odpowiada.

 Tusk – teoretycznie bezstronny jako przewodniczący Rady Europejskiej, ale jednak znający najlepiej polską politykę i punkt widzenia – będzie szczególny wyczulony na to, aby zapewnić odpowiednie mechanizmy angażujące wszystkie państwa członkowskie, bez faworyzowania tych, którzy weszli do strefy euro. Odpowiednie działania będą tutaj szczególnie kluczowe w takich obszarach jak unia bankowa.

Bitwa o Wielką Brytanię

Zapewnienie pozostania Wielkiej Brytanii w ramach Unii Europejskiej będzie jednym z kluczowych zadań przed ewentualnym referendum dot. członkostwa w 2017 roku. Choć plany Londynu są wciąż bardzo ogólne co do tego, co miałoby podlegać renegocjacji, należy spodziewać się, że w obliczu zaognionej krajowej polityki i zbliżających się w 2015 roku wyborów parlamentarnych, brytyjscy konserwatyści będą chcieli się wykazać przed bardziej eurosceptycznymi wyborcami i będą wysuwali coraz dalej idące żądania reform.

Kluczowa może się tutaj okazać właśnie rola Przewodniczącego Rady Europejskiej. Mądre odpowiadanie na te żądania i pokazywanie gotowości do rozmowy, a nie federalistycznej arogancji (jak to jest odbierane na Wyspach), może pomóc w przeprowadzeniu tych rozmów w taki sposób, aby zarówno Wielka Brytania, jak i Unia Europejska na nich skorzystały, a w referendum – jeśli do niego dojdzie – Brytyjczycy zagłosowali za pozostaniem w Unii.

Tusk może też niespodziewanie zostać postawiony przed innym wyzwaniem: Jeśli w zbliżającym się referendum Szkoci zdecydują się na niepodległość, Rada Europejska będzie musiała zająć się kwestią członkostwa niepodległej Szkocji w UE. Taki scenariusz wzbudziłby na pewno sporo niezadowolenia w stolicach z własnymi ruchami niepodległościowymi, w szczególności w Hiszpanii, która wciąż próbuje powstrzymać zapędy Katalonii. Nowy szef Rady Europejskiej może znaleźć się w niekomfortowej sytuacji, która będzie wymagała bardzo dużo politycznej zręczności.

Cholerni migranci!

Wbrew sensacyjnym nagłówkom niektórych mediów, Tusk nie zgodził się (przynajmniej oficjalnie) na żaden „tajemniczy deal” z Cameronem, który miałby rzekomo uderzyć w polskich migrantów na Wyspach.

 To nie zmienia jednak faktu, że Unia Europejska będzie musiała przeprowadzić reformy, które, owszem, dotkną także część polskich migrantów na Wyspach – ale nie będzie tego robiła w ramach politycznego porozumienia pod stołem, ale zwykłego dbania o swój rozwój.

Unia Europejska kompletnie nie ma gotowych europejskich systemów społecznych i dobrobytu, które usprawniałyby – albo miały chociaż przemyślane – działanie różnego rodzaju dopłat i zasiłków. Narodowe rozwiązania w większości były zaprojektowane na długo przed wielkimi migracjami po 2004 roku, a ich reformowanie jest zbyt powolne, prowadząc do zrozumiałej, choć często kierowanej pod niewłaściwy adres frustracji wśród obywateli państw z wyższą liczbą migrantów. Ogólna percepcja – nawet jeśli często przesadzona – że wystarczy przyjechać i automatycznie dostaje się wiele zasiłków i dodatków niemal bez wysiłku, na pewno nie pomaga wizerunkowi Unii Europejskiej.

Zaznaczenie istnienia problemu i rozpoczęcia dyskusji nad jego rozwiązaniem powinno być pierwszym krokiem, który wytrąci populistyczne argumenty dotyczące znaczącej ingerencji w przepływ osób, który – co do zasady – według wszelkich badań i analiz jest jednoznacznie pozytywny dla Unii Europejskiej. Konieczne jest jednak wypracowanie mechanizmów monitorowania i rozwiązywania istniejących problemów w ramach systemu.

Jakub Krupa
Paweł Świdlicki

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 5 września 2014