Wołodymyr JERMOŁENKO
Mamy trzy lata. Czego moglibyśmy dokonać?
Mamy przed sobą trzy lata spokoju. Albo i nie. Ale załóżmy, że tak. Może by tak coś przez ten czas zrobić? Ale co? Możemy sięgnąć do doświadczeń dawnych i nowych, swoich i cudzych. Ale w jakim celu? – pisze Jan ŚLIWA
Moja motywacja: chciałbym, byśmy my, Polacy, nabrali (jeszcze większej) wiary w siebie, byśmy uwierzyli, że razem możemy coś osiągnąć. Również chciałbym, by inni spojrzeli na nas ze szczerym zachwytem. No i żebyśmy faktycznie coś osiągnęli, co będzie odskocznią do kolejnego etapu.
Współpraca wszystkich – to jest możliwe
.By coś osiągnąć, ważne są motywacja, determinacja, dobry przykład. Świetnym przykładem jest nasza własna przeszłość: odrodzenie państwa polskiego, zapoczątkowane 11 listopada 1918 r. W krótkim czasie stworzono państwo, obroniono jego granice w walce i w Wersalu, ujednolicono administrację, szkolnictwo, system kolei. Do tego – cud na cudy – w krytycznym momencie współpracowały wszystkie siły polityczne, a zwłaszcza ich ambitni przewódcy. Wspaniałe zwycięstwo roku 1920, gdy losy państwa wisiały na włosku, to tylko pochodna tego cudu. Żadna wiktoria oręża by nie dała trwałych efektów, gdyby nie powszechna wola.
Podobny przykład to powstanie państwa Izrael w 1948 r. Zbieranina ludności z wielu stron, zjednoczona nadzieją spełnienia wielowiekowego marzenia, po prawie kompletnej zagładzie w Europie, obroniła państwowość przed atakiem wszystkich sąsiadów. Inna sprawa, że ziemie te nie były puste, a metody do osiągnięcia celu bywały brutalne. Oba te przykłady to rezultat wysiłku całego narodu w sytuacji egzystencjalnego zagrożenia.
O przykłady pozytywne w historii trudniej niż negatywne. Jednym z nich jest Korea Południowa – w kilka dekad od spalonej ziemi do Samsunga. Innymi są Niemcy i Japonia po wojnie. Tu z kolei mamy do czynienia z silnym bodźcem: zewnętrzny protektor dający bezpieczeństwo i sporą pomoc materialną, któremu zależy na utrzymaniu protegowanego we własnym systemie. Czasem prowadząc go, udzielając (przymusowych) lekcji demokracji. Jednak te kraje wykorzystały szansę dzięki własnej ciężkiej pracy.
Gdzie się podziała nasza ambicja?
.Impulsem do działania może być zagrożenie z zewnątrz. Amerykanie mówią na to „efekt Sputnika”. Po wojnie czuli się silni, m.in. dzięki broni atomowej. Potem jednak Rosjanie nie dość, że skonstruowali (wykradając plany) bombę atomową, to jeszcze pierwsi wystrzelili Sputnika, który z orbity nadawał „piip, piip”, również nad Oklahomą. A rakiety amerykańskie często eksplodowały na wyrzutni lub spadały po kilku saltach. Ameryka straciła prowadzenie, przeciwnika trzeba było potraktować poważnie. Niektórzy uczyli się więc rosyjskiego, by studiować teorię stabilności Lapunowa. Ale decydująca była zapowiedź prezydenta Kennedy’ego w 1962 r. lotu na Księżyc przed końcem dekady, „nie ponieważ jest to łatwe, ale ponieważ jest to trudne; ponieważ ten cel posłuży nam do zorganizowania i zmierzenia naszych najlepszych energii i umiejętności, ponieważ chcemy przyjąć to wyzwanie, bez opóźnień – i zamierzamy wygrać”. Kosztowało to mnóstwo pieniędzy, ale postawiło amerykańską naukę i technikę na najwyższym poziomie. Studenci wybierali kierunki ścisłe, było to cool. Kto działał w rocket science, był kimś. Dotyczyło to również dziewcząt. Wzorem była Frances „Poppy” Northcutt – atrakcyjna dziewczyna, ale broń Boże, nie paprotka, kierowniczka zespołu wyliczającego i korygującego trajektorie lotu. Dziś to przeminęło i Ameryka znowu musi nadganiać.
Gdy sięgnąć w przeszłość, dobrym przykładem jest Szwajcaria. W XIX wieku była wciąż dość zacofanym krajem. Pierwsza linia kolejowa powstała dopiero w 1847 r. – 23 km z Zurychu do Baden. Dla porównania: pierwszy odcinek Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej został oddany do użytku w 1845 r. Późny start był m.in. spowodowany oporem mieszkańców, kolej była traktowana jak obecnie 5G. Inicjatorem rozbudowy kolei był zuryski przedsiębiorca Alfred Escher. Jego dziełem jest Politechnika Federalna (1854), dostarczająca inżynierów dla ambitnych projektów, oraz bank Schweizerische Kreditanstalt (1856), by uniezależnić się od obcego kapitału. Tak, były czasy, gdy w Szwajcarii trudno było o poważny bank. Ale najważniejszy był 15-kilometrowy tunel kolejowy Świętego Gotarda, zbudowany w latach 1872–1882. Wówczas był to najdłuższy tunel świata. Pod nim znajduje się nowy z 2016 r., który ma 57 km i też jest rekordowy. Stworzono w ten sposób magistralę północ-południe, ambitnie przebijającą Alpy i łączącą Niemcy z Włochami. Były to pierwsze kroki do tego, by górski, rolniczy kraik przekształcić w potęgę gospodarczą, finansową i techniczną. Tu nie było żadnego planu Marshalla, za to był energiczny człowiek o dominującym charakterze. Przez wiele lat był traktowany jak król Szwajcarii, choć nie piastował żadnego urzędu politycznego. Ten charakter doprowadził też do konfliktów – na przebicie tunelu nie został zaproszony. Jego pomnik stoi przed zuryskim dworcem i spogląda na południe.
Lider projektu i inwestycje w mądre głowy
.Przykłady z Bliskiego Wschodu, np. Dubaju, należą do innej kategorii. Mądry szejk, nieliczna ludność i ropa tryskająca strumieniami to inny świat. Ale może jednak coś da się wynieść. Nie musimy mieć najwyższej wieży ani najdroższego hotelu. Ale Emiraty, mając jedno tylko źródło bogactwa, do tego zależne od wahań rynkowych, postawiły na dywersyfikację. Stały się centrum finansowym i handlowym. Również turystycznym – bliskowschodnia aura połączona z czystością i porządkiem. Inwestują w szkolnictwo. Uniwersytety łączą importowane głowy z lokalnymi pieniędzmi. Na razie są poza pierwszym tysiącem, ale jakoś trzeba zacząć. No i oczywiście leżąc w strategicznym miejscu, Dubaj stał się wielkim hubem lotniczym z własnymi liniami. W tych dniach pod flagą Emiratów i za ich pieniądze została wysłana sonda w kierunku Marsa. Japoński kosmodrom i japońska rakieta, amerykańska technika satelitarna. Mam nadzieję, że z pewnym arabskim wkładem. Start został wyświetlony na Burj Khalifa, najwyższym budynku świata, ku radości widzów. Symbol na symbolu. Arab potrafi. I stać go na to, by kupić to, czego nie potrafi. Chcą tym zachęcić młodzież do studiowania przedmiotów technicznych. Kiedyś się zwróci.
Perspektywiczne, odważne decyzje łatwiej podejmuje się w szejkanatach i krajach autorytarnych. Przykładem autorytaryzmu z dozowaną swobodą są Chiny. Ich rozwój, od zdewastowanej gospodarki i studiowania myśli Mao zamiast nauk ścisłych, trwał 40 lat. Jednak już pierwsze uwolnienie rynku, zwłaszcza rolnego, rozwiązało problem głodu. Potem krok po kroku kraj szedł do przodu – od przejmowania prymitywnej produkcji (tandetne ciuchy) po szybkie koleje, 5G, sztuczną inteligencję. Najpierw podkradanie i kopiowanie, potem studiowanie cudzych rozwiązań i praca nad własnymi. W tych dniach jest dogodne okno do lotu na Marsa – Chińczycy też już wystrzelili rakietę, na dniach zrobią to Amerykanie. Trochę to dla efektu, lecz podobnie jak w przypadku Ameryki sprzed pół wieku, ciągnie to potężnie w górę technikę, przemysł i szkolnictwo. Przykro na to patrzeć, ale dziś wielu Amerykanów koncentruje się na walce z dominacją białego człowieka, schodząc intelektualnie na poziom Czerwonej książeczki przewodniczącego Mao. Sic transit gloria mundi.
Ważne jest też, że Chińczycy podnieśli gospodarkę na taki poziom, że przy rozwiniętym rynku wewnętrznym w obecnej wojnie handlowej trudno ich dotknąć sankcjami. Ameryka grozi przesunięciem produkcji do innych krajów, jak Wietnam. Ale Chiny same chcą się pozbyć prostej produkcji i przejść na wyższy poziom technologiczny. Takie groźby (cytuję za Radosławem Pyfflem) to jak rzucanie w psa pierożkami mięsnymi (肉包子打狗 – ròu bāozi dǎ gǒu). Wiadomo jednak – Chiny to inna skala i trwało to dekady. Tu uwaga i ostrzeżenie: przegonienie Zachodu było również celem Wielkiego Skoku, który doprowadził do katastrofy i śmierci głodowej milionów. Tym razem jednak merytokracja wygrała z ideologią. Na razie.
Gotowość do samodzielnego podejmowania decyzji, zamiast użalania się nad sobą i szukania winy u innych
.Jaka dla nas z tego nauka? Każdy przykład jest inny: Chiny są wielkie, Szwajcaria jest spokojna, Ameryka jest bogata. Warunki mają znaczenie. Jared Diamond w swojej najnowszej książce Upheaval: How Nations Cope with Crisis and Change (Przewrót. Jak narody radzą sobie z kryzysem i zmianą) opisuje przykładowe kraje, które zostały dotknięte głębokim kryzysem i którym udało się z niego wyjść. Wylicza pomocne czynniki, jak tożsamość narodowa i wartości, doświadczenie własne i cudze, elastyczność w myśleniu i brak ograniczeń geopolitycznych.
Najciekawsza wydaje mi się gotowość do samodzielnego podejmowania decyzji, zamiast użalania się nad sobą i szukania winy u innych. Nad tym na pewno musimy pracować. Ale warunki ewoluują. Nawet geopolityka: to samo położenie, niegdyś oceniane jako przekleństwo – „na przeciągu” – może też być atutem na strategicznym skrzyżowaniu szlaków. Również sposób myślenia się zmienia. Gdy kiedyś jak miecz Damoklesa wisiało nad nami pytanie „wejdą, nie wejdą?”, dziś Polacy nabrali o większej pewności siebie. Też osobiście: w moich młodych latach o paszporcie decydowała milicja, wyjeżdżałem z legalnymi 10 dolarami, mój materialny dorobek był nic niewart. Dziś na Massachusetts Institute of Technology jest klub polskich studentów. Często marudzimy, lecz postęp jest gigantyczny. Choć szczerze: mentalnie to powrót do czasów II RP. Ale znowu: nie narzekać, iść naprzód.
Zrobiliśmy się odporni na miraże
.Co może nas zmotywować do wysiłku? Jakiś jednorazowy, solowy wyczyn nie robi na mnie wrażenia. To samo z czystą propagandą. Rejs jachtu Polskiej Fundacji Narodowej „I love Poland” zakończył się klapą. Gdyby się znalazł nasz Elon Musk i naprawdę wysłał rakietę w kosmos, ale nie na pokaz, lecz jako bazę dla nowej ekonomii – to tak. Poza tym chyba zrobiliśmy się odporni na miraże. Ile razy mieliśmy nadzieję na cudowne rozwiązanie? Były łupki, był grafen. Miała być elektromobilność – na razie jej nie widzę. Kolejna papierowa informacja: ktoś zmontował jedną sztukę, jutro podbijemy świat. Żeby jednak ta odporność na iluzje nie prowadziła do zwątpienia. Tu liczę na polskich przedsiębiorców, którzy poniżej zasięgu medialnych radarów jednak działają. Ostatnio podano wyniki gospodarcze, zaskakująco dobre. Nawet na twarzy premiera zauważyłem zdziwienie. Sugeruje to, że polski przedsiębiorca daje radę, jeżeli mu się nie przeszkadza. Nie można na komendę czegoś genialnego wynaleźć. Zadaniem władzy jest stwarzać korzystne warunki.
Polska już w tej chwili ma mocne punkty. Jest czwartym na świecie eksporterem gier, tylko za Chinami, Hongkongiem i Japonią. Gra Wiedźmin sprzedała się w ponad 40 mln egzemplarzy. Polska jest też czołowym eksporterem jachtów w Europie, pod obcymi i własnymi markami. Wciąż tania, a już wysoko kwalifikowana kadra pozwala na produkcję indywidualnych modeli w konkurencyjnej cenie. Polskie firmy działają w elektromobilności – dostarczają np. stacje ładowania baterii dla transportu miejskiego w wielu miastach Europy.
System cyberfizyczny i Centralny Port Komunikacyjny
.Jeżeli chodzi o wielkie przedsięwzięcia, które mogłyby być kołem zamachowym gospodarki, to oczywiście jako pierwszy przychodzi na myśl Centralny Port Komunikacyjny. Jak wszystko dobrze pójdzie. Ostrzeżeniem może być lotnisko Belin Brandenburg. Piętnaście lat planowania, początek budowy – 2006 r., planowane otwarcie – 2011 r., aktualny termin: listopad 2020 r., jeżeli epidemia pozwoli. Projekt prześladowany usterkami i skandalami finansowymi. Za to Turcy zbudowali nowe lotnisko w Stambule od 2015 do 2018 r. Już w 2019 r. obsłużyło 52 miliony pasażerów. Złożoność takiego projektu wymaga zarządzania przez specjalistów z najwyższej półki światowej – tu oszczędność byłaby karygodna. Do tego kwestia skali – w tej chwili nie wiadomo, czy pandemia trwale wpłynie na ruch lotniczy.
Żaden taki projekt nie przebiega bez zakłóceń. I Gdynia, i tunel Świętego Gotarda miały trudne momenty. Jednak byłoby to coś naprawdę wielkiego – dla wielu działów gospodarki. Lotnisko to dużo więcej niż beton. To też bardzo dużo informatyki do zarządzania tym wszystkim oraz do sterowania. Hasło: system cyberfizyczny, internet rzeczy.
A może piękno rzeczy i spraw małych?
.Dobra strategia Wielkiego Skoku musi łączyć takie wektory rozwoju, uzupełnione o elementy widowiskowe i motywujące, z solidną pracą u podstaw. Często czekamy na coś spektakularnego i nawet nie dostrzegamy osiągnięć małych i średnich firm, a one właśnie tworzą tkankę, na której może coś większego wyrosnąć.
W Szwajcarii ponad sto lat temu w regionie Biel i Neuchâtel kobiety w zimie nie miały co robić. Ktoś wpadł na pomysł, że mając czas, dobry wzrok i drobne ręce mogłyby w domu montować zegarki. Dziś jest to centrum mechaniki precyzyjnej i mikroelektroniki. Systematycznie, krok po kroku. I do tego sieć szkół. Porządne szkolnictwo zawodowe, wyżej regionalne szkoły techniczne, z teorią według potrzeb i dużą częścią praktyczną. A na szczycie dwie politechniki federalne, gdzie prowadzi się badania na poziomie światowym i czasem Nobel się trafi.
Można powiedzieć: „A co to ma z nami wspólnego? Oni na to pracowali dwieście lat, bez wojen i rewolucji (prawie)”. Ale kiedyś też zaczęli.
Zaniechania tych trzech lat nikt nam nie wybaczy
.Liczę na to, że nastawienie otoczenia do Polski się zacznie zmieniać. Nawet przy braku nadmiernej sympatii ceni się człowieka (i kraj) sukcesu. Stabilne rządy i wzrastająca gospodarka przyciągają partnerów i inwestorów. Inwestycje dają wzrost gospodarki, poprawienie nastrojów społecznych i stabilność polityczną. Bezpośrednie kontakty pozwalają przezwyciężyć uprzedzenia. Jak idzie dobrze, to sytuacja się sama nakręca. Pozytywnych faktów musi być tyle, żeby najbardziej oporni przyjrzeli się Polsce na nowo. Bo fakty nie mają łatwego życia.
Z wirusem w Europie najlepiej sobie poradziły Polska i Węgry, najgorzej Hiszpania i Włochy. Nie przeszkadza to w wykazywaniu korelacji słabych wyników z rządami autorytarnych mężczyzn (Johnson, Trump i Bolsonaro). Po sześciu kolejnych wygranych wyborach czas zauważyć, że władza obecna nie jest efemerydą. Podobnie jeżeli w piątym roku dyktatury jej kandydat musi walczyć w drugiej turze, a obozów nie ma, to może ta dyktatura jest bezzębna. Jeżeli demokracja upadła po raz 25., to może poprzednie 24 razy nie upadła tak całkiem. Jest to o tyle istotne, że albo biznesmeni będą przyjeżdżać chętnie, albo się będą trzy razy upewniać, czy w Polsce na ulicach biją. To ma konkretny wymiar ekonomiczny. Lecz bądźmy szczerzy – nie wszystkim zależy na sukcesie Polski.
Podsumowując więc:
- znajmy i rozwijajmy własne atuty,
- znajmy własne słabości, walczmy z nimi,
- rząd niech dba o podstawy: szkolnictwo, infrastrukturę,
- niech wyznaczy wielostronny flagowy projekt
- i niech nie przeszkadza innowacyjnym przedsiębiorcom,
- dbajmy o spójność, grajmy w jednej drużynie,
- niech sukcesy nam dadzą poczucie wartości,
- niech poczucie wartości prowadzi do kolejnych sukcesów,
- niech sukcesy i poczucie wartości zespolą ducha drużyny.
A teraz: naprzód, ku świetlanej przyszłości!
Jan Śliwa