Jerzy MIZIOŁEK: Misterium światła

Misterium światła

Photo of Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Prof. Jerzy MIZIOŁEK

Historyk sztuki, profesor nauk humanistycznych, w latach 2018–2019 dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.

zobacz inne teksty Autora

Światło jako najbardziej niematerialne zjawisko całego dzieła stworzenia jest szczególnie odpowiednim symbolem dla wyrażenia istoty Boga – pisze prof. Jerzy MIZIOŁEK

.Metafory solarne odnajdujemy w licznych psalmach, m.in. 67 i 84, które głoszą: „Wstąpił na nieba niebios, na wschód słońca”; „Bóg Jahwe jest słońcem i tarczą”. Symbolika światła wybrzmiewa też z całą mocą w księgach prorockich: „Twe słońce nie zajdzie już więcej… bo Jahwe będzie ci światłością wieczną” (Izajasz); „A wam bojącym się imienia mego wzejdzie Słońce sprawiedliwości” (Malachiasz). I wreszcie Zachariasz głosi: „Albowiem ześlę sługę mego wschodzącego”; „Przyjdzie mąż, a imię jego Wschód”. Określenia „sługa wschodzący”, czyli Oriens, i „Słońce sprawiedliwości” występują również w Nowym Testamencie i stały się wszechobecne w chrześcijańskiej literaturze i w sztuce.

Nowy Testament, przyjmując starotestamentalną symbolikę światła, dodał jej nowe znaczenia, odnoszące się do zbawienia ludzkości. Światło rozjaśnia serce, obdarza życiem i nieśmiertelnością. „Nowina – pisze Jan Ewangelista – którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności”. Bóg zapragnął wyprowadzić człowieka zagubionego i pozostającego w ciemności z niewoli grzechu i dlatego „światło przyszło na świat” (Jan Ewangelista). Stan ludzkości przed narodzeniem Chrystusa określa Ewangelista jako pogrążony w ciemnościach; podąża tu za myślą proroka Izajasza: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło”. Przez swoje przyjście Zbawiciel umożliwił ludziom, aby stawali się „synami światłości” i aby mogli doznać łaski Słońca sprawiedliwości.

Dzięki przywołanym wypowiedziom proroków, Ewangelii Jana i Łukasza, który mówi o „wschodzącym z wysoka”, koncepcja Chrystusa jako Słońca, w tym także jako wschodzącego Słońca (Oriens), stała się niezwykle rozpowszechniona. Odpowiednikiem tego w liturgii było zwracanie się w modlitwie twarzą ku wschodowi, świętowanie Dnia Pana (niedzieli) i Wielkanocy w Dzień Słońca (Dies Solis), a także obchodzenie Bożego Narodzenia w dniu 25 grudnia, a więc w Dies Natalis Solis Invicti (Dzień Narodzin Słońca Niezwyciężonego). Doszło zatem do pełnego schrystianizowania pogańskiego święta obchodzonego w dniu, w którym słońce zaczyna się „odradzać”, zwiększa swoją moc. Przydając Chrystusowi solarne określenia, chrystianizując pogańskie święta i zwyczaje, Kościół w przemyślany sposób asymilował pogański kult słońca. W niezwykle bogatej chrześcijańskiej spekulacji solarnej Chrystus, nazwany Prawdziwym, Nowym i Wiecznym Słońcem, czy, za Malachiaszem, Słońcem Sprawiedliwości zajął miejsce „starego”, pogańskiego Heliosa/Sol. Znalazło to odbicie w scenach Bożego Narodzenia i Hołdu Trzech Magów.

Pośród wielości myśli o Bogu jako Światłości, o Chrystusie jako „rozbłysku chwały Rodzica”, jak pisał św. Ambroży, w III i IV wieku rodziła się sztuka chrześcijańska, która wspaniale rozwinęła się w kolejnych wiekach, przynosząc wiele pełnych symboliki światła obrazów od Zwiastowania do Ofiarowania w świątyni. Hołd Trzech Mędrców zajmuje tu szczególne miejsce, gdyż wiąże się z magami, którzy czytali znaki na niebie; jednym z nich miał być Balaam, syn Beora wypowiadający w Księdze Liczb to oto proroctwo: „Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”. To zapewne właśnie Balaama wskazującego na ośmioramienną gwiazdę widzimy w malowidle z III wieku w Katakumbach Priscilli w Rzymie. Prorok – niektórzy badacze widzą w nim Izajasza, a nie Balaama – wskazuje na niebo, stojąc przed siedzącą Matką Boską z Dzieciątkiem. Jest to pierwsze w dziejach sztuki przedstawienie Bożego Narodzenia.

Gdy przeszło 1200 lat później ten sam temat malował Fra Filippo Lippi, niezwykle go wysublimował. Adoracja Dzieciątka w pałacu Medyceuszów we Florencji, autorstwa tego malarza, została ukończona w 1459 roku i jako retabulum ołtarzowe w słynnej Capella dei Magi stanowi zamknięcie cyklu fresków namalowanych przez Benozza Gozzolego z tego samego czasu. Ukazuje nie stajenkę, lecz leśną polanę z klęczącą Madonną i leżące na kwietnej łące Dzieciątko, którego nogi spowija delikatna przezroczysta tkanina. Głęboko skupiona Maria ze złożonymi modlitewnie dłońmi adoruje Jezusa, ponad którym unosi się gołębica Ducha Świętego, niejako sfruwająca z otwartych ramion Boga Ojca, ukazanego na obłoku na tle kilku sfer gwieździstego nieba. Z otoczonej aurą światła gołębicy Ducha Świętego na Dzieciątko spływają złote promienie, które wokół Jego ciała stanowią delikatną, świetlistą „materię niebiańską”, tworzącą ogniste języki. W adoracji uczestniczą ukazani z lewej strony św. Jan Chrzciciel i widoczny ponad nim święty, identyfikowany z Bernardem z Clairvaux.

Boskie światło, którego źródłem jest Bóg Ojciec, zstępuje z wyżyn niebios, łącząc w wyrafinowany sposób Trzy Osoby Trójcy Świętej. Namalowane przez Lippiego przezroczyste promienie świetlne wprowadzają do obrazu niezwykłą finezję i są zapewne, za sprawą szczególnych oczekiwań fundatora – Kosmy Medyceusza – efektem inspiracji płynących m.in. z pism Marsilia Ficina. W dziele O nieśmiertelności duszy tego nadwornego teologa Medyceuszy czytamy: „Jakże dociekliwy ten łowca, który w głębokim lesie świata szuka i znajduje ślady Boga. Dzięki promieniom jego prawdy dostrzega rzeczy prawdziwe, zapala się płomieniem samego Dobra i ponad wszystko pragnie Jego”. W dziele Fra Filippo mamy zatem „las świata”, „promienie prawdy”, „płomienie Dobra” i piękne unaocznienie „przenikania boskiego bytu w ziemską materię” oraz w sugestywny sposób zaprezentowaną jedność Osób Boskich uczestniczących w historii odkupienia. Istotnym elementem programu Cappella dei Re Magi jest solarny dysk otoczony falistymi promieniami z inicjałami IHS wpisanymi w centrum. Ten umieszczony na sklepieniu, ponad ołtarzem, symbol Chrystusa odgrywa tu rolę Gwiazdy Betlejemskiej, ale może też być odczytywany jako Sol justitiae. Kaplica Medyceuszów nie ma żadnych naturalnych źródeł światła, toteż możemy sobie wyobrazić, jaki mistyczny blask dawały oświetlone licznymi świecami promienie Trójcy Świętej ukazanej przez Fra Filippo Lippiego na omówionym obrazie i złocisty dysk Słońca Chrystusa umieszczony ponad ołtarzem.

Florencja posiada inną jeszcze wersję Adoracji Dzieciątka tego samego malarza. Vasari tak o nim pisze: „Pracował [Fra Filippo] także dla żony Kosmy [Lukrecji z Tornabuonich], malując Boże Narodzenie i św. Jana Chrzciciela, z przeznaczeniem dla eremu Kamedułów dla jednej z cel”. Dzieło to, obecnie w Uffiziach, jest lustrzanym odbiciem wcześniejszej kompozycji – z Matką Boską i Dzieciątkiem – tu ukazanymi po lewej stronie, podczas gdy św. Jan Chrzciciel i św. Bernard (w innym niż poprzednio ustawieniu) widnieją po stronie prawej. Artysta włożył podobny wysiłek, by pięknie pokazać wszechblask Boga czy jak to ujął Pseudo-Dionizy „nadsubstancjalne światło” Trójcy Świętej. Tym razem wszakże zamiast popiersia Boga Ojca widzimy tylko Jego dłonie adorowane przez anioły.

W pełnych symboliki światła obrazach Fra Filippo Lippiego zawarte są nie tylko mistyczne myśli Ficina, ale może w jeszcze większym stopniu refleks wizji św. Brygidy Szwedzkiej. Oto jej słowa spisane po widzeniu, które miała w 1372 r. w czasie pobytu w Ziemi Świętej: „I kiedy tak Ona [Maria] trwała na modlitwie, zobaczyłam, jak poruszył się Ten, który spoczywał w Jej łonie, i zaraz nagle, w jednej chwili porodziła Syna, od którego biło tak niewymowne światło i tak wielki blask, że nie można go porównać ze słońcem, a światełko postawione przez starca [św. Józefa] nie dawało żadnej jasności, jakoż jego materialna światłość została całkowicie przyćmiona owym Boskim blaskiem. Ten poród był tak nagły i momentalny, że nie mogłam nawet dostrzec i zrozumieć, jak i gdzie się odbył. Lecz zaraz zobaczyłam leżące na ziemi i przepełnione blaskiem owo chwalebne Dziecię”. To właśnie za sprawą tej wizji sztuka epoki renesansu wydała tyle przedstawień Bożego Narodzenia z klęczącą Madonną i świetlistym Dzieciątkiem.

Finezyjne malowanie boskiego światła dostrzegamy również w słynnej scenie Hołdu Trzech Króli, namalowanej ok. 1475 roku przez Sandro Botticellego do kaplicy grobowej Gaspare del Lama, we florenckim kościele Santa Maria Novella (obecnie w Uffiziach). Dedykowanie tej kaplicy Trzem Królom nie było przypadkowe, gdyż fundator nosił imię Guaspare (Kacper). Medyceusze, pośród nich Kosma, tak jak w Kaplicy Trzech Króli i tu wcielili się w postacie Mędrców ze Wschodu. Boskie światło spływa na Dzieciątko w postaci pyłu gwiezdnego i licznych złotych promieni, które przechodzą w wielopromieniste rozbłyski. A więc i w przypadku obrazu Botticellego wysublimowane nauki Ojców Kościoła i Ficina o boskim świetle doczekały się pięknej wizualizacji. Jest prawdopodobne, że powstała pod wpływem takich tekstów, jak ten autorstwa Pseudo-Dionizego Areopagity (Hierarchia niebiańska, XIII, 3): „Spróbuję to [promieniowanie boskiego światła] wytłumaczyć, odwołując się do bardziej odpowiednich i zrozumiałych dla nas przykładów, nawet jeśli nie przystają one w pełni do doskonałości Boga, który przekracza wszystko. Rozchodzący się promień słońca przenika z łatwością pierwszą, bliższą sobie materię, która jest najbardziej przejrzysta ze wszystkich, i poprzez tę materię rozprzestrzenia swoje blaski najpełniej gorejące”.

Przywołajmy tu jeszcze Pokłon Trzech Króli z polskich zbiorów. Chodzi o niewielkie malowidło z połowy XIV w. z kolekcji Lanckorońskich (obecnie na Zamku Królewskim na Wawelu). Ciemne niebo i dwa masywy skalne stanowią doskonałe tło dla jasnej architektury portyku z loggią, w którym ukazana jest św. Rodzina. Pierwszy z monarchów, złożywszy na ziemi swój dar i koronę, upadł na kolana, by ucałować stopę Dzieciątka siedzącego na kolanach NM Panny. Jeden z dwóch oczekujących na włączenie się w akt homagium królów wskazuje prawą ręką na niebo, na świecący wieloma promieniami dysk słoneczny z obliczem Dzieciątka. Lśniąc złotem na ciemnym, prawie granatowym niebie, rozświetla górzysty krajobraz, nadając wręcz magiczny nastrój cudownej nocy hołdu.

Autor obrazu z kolekcji Lanckorońskich znał zapewne dobrze proroctwo Izajasza: „Powstań! Świeć… I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu”, jak i inne powiązane z nim teksty, a pośród nich jeden powszechnie dawniej znany, napisany pod koniec XIII w. pt. Medytacje nad żywotem Chrystusa. W dziele tym, przypisywanemu niegdyś św. Bonawenturze, czytamy: „Musisz myśleć z radością o podniosłej atmosferze tego dnia [Bożego Narodzenia]. Dziś Chrystus się narodził i dzisiaj właśnie prawdziwie są narodziny wieczystego Króla, Syna Boga Żywego. Dzisiaj Dziecię się nam narodziło i Syn jest nam dany. Dzisiaj Słońce sprawiedliwości, które było skryte za chmurami świeci jasno. Dzisiaj oblubieniec Kościoła, Głowa wybranych, opuścił swoje mieszkanie w niebie”. Przychodzą na myśl również słowa z hymnu św. Ambrożego: „O Słońce prawdziwe, kiedy noc głucha / Spraw, by nam żary te błysły…”. Tak więc cud Wcielenia ma wymiar ziemski – obrazuje go Dzieciątko w ramionach Matki – i niebiański w postaci gwiazdy lub duchowego Słońca jaśniejącego na niebie. Wszakże z czasem – za sprawą wizji św. Brygidy i Ficina – również ciało Dzieciątka stało się świetliste, łącząc w jedno to, co niebiańskie, z tym, co ziemskie.

.Pomimo że ojcowie Kościoła, a następnie m.in. Święci Bonawentura i Tomasz z Akwinu przyjmowali, że Gwiazda Betlejemska nie jest naturalnym ciałem niebieskim, to jednak w scenie Hołdu Trzech Króli przedstawionej m.in. przez Giotta w Cappella dell’Arena w Padwie gwiazda ma ewidentnie cechy komety Halleya, która pojawiła się późną jesienią 1301 roku. Czy gwiazda magów mogła być tą czy inną kometą albo zjawiskiem świetlnym podobnym do koniunkcji Saturna i Jowisza w okresie Bożego Narodzenia AD 2020? Narodzenie Chrystusa miało wymiar kosmiczny, a więc objawieniu się światła duchowego towarzyszyć musiał też blask dostrzegalny dla ludzkich oczu. Niekiedy bywał nim dysk słoneczny, niekiedy – jak na obrazach Fra Filippo Lippiego i Botticellego – były nim promienie, ich liczne rozbłyski i pył gwiezdny, ale najczęściej gwiazda. W pięknym hymnie Prudencjusza czytamy o gwieździe jako znaku wielkiej chwały, zstąpieniu Boga w ludzkim ciele na ziemię, darach magów i ich symbolice:

Króla i Boga oznacza

Z Saby kadzidło, błysk złota,

Mirra myśl naszą tam wiedzie,

Gdzie grobu czeka cię grota.

Jerzy Miziołek
Tekst opublikowany w nr 36 miesięcznika opinii „Wszystko co Najważniejsze” [LINK].

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 24 grudnia 2021