"Najpierw interesy Polski. Nikt się nie pali do umierania za Donieck"
Nie trzeba być specjalistą od polityki i historii aby zauważyć, że debata o Ukrainie i toczącej się tam wojnie przybiera postać czarno-białego obrazu świata. Kto nie z nami ten przeciwko nam. „Pachołki Kremla” kontra „Jankeskie Sługusy”. Na złość Putinowi, na pohybel banderowcom. Słowem: kłótnia i przepychanki.
Taki czarno-biały obraz dominuje w mediach. Bohaterscy Ukraińcy bronią się przed imperialistami z Kremla a my musimy im kibicować i wspierać. To zbytnie uproszczenie. I pośrednio zastawiona na nas pułapka, podobna do tej, w jaką sami wpadliśmy w latach trzydziestych, kiedy to propaganda antyniemiecka postawiła nas pod ścianą i nie pozwoliła na manewr taktyczny w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Nie możemy zatem popełniać po raz kolejny tego samego błędu.
Redaktor Sakiewicz z „Gazety Polskiej” już chciałby wysyłać polskie czołgi na Ukrainę (na razie tylko do Kijowa). Z drugiej strony ekipa skupiona wokół strony xportal.pl demonstruje przed siedzibą ambasady ukraińskiej w Warszawie, w obronie samozwańczych republik na wschodzie Ukrainy.
Pierwszym, co należałoby zrobić, byłoby określenie, czego Polska tak naprawdę od Ukrainy chce i jaka jest polska wizja Ukrainy.
Tymczasem zamiast uprawiać propagandę, to pierwszym, co należałoby zrobić, byłoby określenie, czego Polska tak naprawdę od Ukrainy chce i jaka jest polska wizja Ukrainy. Nie bójmy się tak myśleć. Kompleksy narodowe zostawmy za drzwiami. Skoro w ten sposób myślą Niemcy, Amerykanie i Rosjanie… – dlaczego nie Polacy?
Optymalna sytuacja? W miarę silna, choć nie silniejsza od Polski, propolska Ukraina. W miarę toczącego się tam konfliktu powinniśmy się określić. Musimy zdecydować się na jakiś kurs i trzymać się – konsekwencja przede wszystkim.
A może należy wpierw postawić pytanie: czy Ukraina jest państwem przyjaznym dla Polski? Porzućmy bajki oraz marzenia i spójrzmy prawdzie w oczy. Na tak postawione pytanie musimy opowiedzieć niestety negatywnie. Kto stawia pomniki UPA i Banderze? O takich drobnych gestach jak brak odcięcia się od tradycji mordowania Polaków na Wołyniu czy blokowanie eksportu mięsa znad Wisły nie wspominam. Na ironię losu zakrawa fakt, że to hołubiony przez Polaków Juszczenko nadał Banderze tytuł Bohatera Ukrainy a dekret ten unieważnił stary komunista Janukowycz. Nie zapominajmy też o głośno wyrażanych przez neobanderowców pretensjach terytorialnych. Zamość i Chełm marzą się im w granicach Wielkiej Ukrainy.
Na ironię losu zakrawa fakt, że to hołubiony przez Polaków Juszczenko nadał Banderze tytuł Bohatera Ukrainy a dekret ten unieważnił stary komunista Janukowycz.
Skoro Ukraina jest nam niezbyt przyjazna a Rosja także nie darzy nas wielką miłością, to należy sobie zadać pytanie o właściwą postawę wobec sytuacji konfliktu dwóch, niezbyt nas miłujących państw.
Ślepe popieranie jednej ze stron konfliktu może skończyć się dla nas źle. Zwłaszcza, że do końca nie wiemy jaki będzie tego konfliktu koniec. A może być jeszcze ciekawiej – obie strony mogą się porozumieć ze sobą i razem stanąć przeciwko nam. Należy zatem rozważyć każdy możliwy wariant wydarzeń. Nie zapominajmy o istotnej rzeczy, jaką jest sytuacja międzynarodowa. Popatrzmy na rekcję Białego Domu. Przyjrzyjmy się działaniom pozostałych stolic europejskich. I co widzimy? Nikt się nie pali do umierania za Donieck podobnie jak 75 lat temu brak było ochotników by ginąć za Gdańsk.
Historia nas uczy i korzystajmy z tej lekcji. Musimy po prostu być egoistami narodowymi. Może ktoś się obruszyć za takie stwierdzenie, ale – cóż – tak przecież grają poważni gracze. Pora odejść od hasła „za wolność naszą i waszą”, kiedy to byliśmy wykorzystywani jako mięso armatnie w ramach nie swoich interesów. Prowadzi to także do kolejnego wniosku: nie powinniśmy się militarnie angażować w konflikt na Ukrainie.
Popatrzmy na rekcję Białego Domu. Przyjrzyjmy się działaniom pozostałych stolic europejskich. I co widzimy? Nikt się nie pali do umierania za Donieck podobnie jak 75 lat temu brak było ochotników by ginąć za Gdańsk.
Argument „jak nie pójdziemy z czołgami na Ukrainę, to Rosjanie wkroczą do nas” pozwolę sobie włożyć między bajki. Z Królewca do Warszawy jest około 350 kilometrów. Proszę łaskawie rzucić okiem na mapę. W ile dni rosyjskie oddziały dotrą pod Warszawę? Po co mieliby się pchać przez całą Ukrainę? Należy się też zastanowić czy Szczecin jest najszczęśliwszą lokalizacją dla tzw. „szpicy” NATO, czyli oddziałów szybkiego reagowania. Może okazać się, że już nie będzie za bardzo na co reagować. Niekoniecznie nawet wybuch konfliktu na terenie Polski i całkiem prawdopodobna śmierć żołnierzy NATO wywoła jakiekolwiek energiczne działania, poza bardziej może zdecydowanymi „wyrazami zaniepokojenia i ubolewania”.
Nie zapominajmy też, że wiceprezydent Biden zapowiedział na początku roku 2014 wyraźnie, że macie przecież Polacy NATO i nic więcej wam obiecać nie możemy. Problem w tym, że sam pakt NATO nic nie mówi o obowiązku pomocy zbrojnej, a jedynie o wymaganej stosownej reakcji.
Cóż zatem w tej sytuacji? Liczyć tylko na siebie – jak zwykle zresztą. Zbroić się i montować realne sojusze dwustronne lub wielostronne. Nie zapominajmy też o umacnianiu gospodarki (szczególnie przemysłu ciężkiego, który łatwo można przestawić na produkcję zbrojeniową). I kibicować, aby niepodległa Ukraina oddzielała nas od Rosji. Na samą wojnę nie mamy wpływu – nikt nas przecież do rozmów pokojowych nie zaprosił. A interesy? Robić ze wszystkimi. Francuzi niech będą dla nas przykładem. Sprzedaż broni? Proszę bardzo. Radom się ucieszy. Łabędy i Siemianowice zapewne też. I za żadne skarby – nie pchajmy się ze swoim wojskiem za Bug.
A zabawę w jedzenie jabłek (ostatnio nieco passe, wyparte przez polewanie się zimną wodą) i bojkotowanie ruskich pierogów (które z Rosją nie mają nic wspólnego) oraz demonstracyjne wychodzenie z parkietu w trakcie piosenki „Biełyje rozy” zostawmy celebrytom – to tylko puste gesty. Gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę. Nie dajmy się wystawić do wiatru. Czyli na ostrzał.
Marcin Pianka
11 września 2014 r.