Michał KŁOSOWSKI: Katedra

Katedra

Photo of Michał KŁOSOWSKI

Michał KŁOSOWSKI

Zastępca Redaktora Naczelnego „Wszystko co Najważniejsze”, szef działu projektów międzynarodowych Instytutu Nowych Mediów, publikuje w prasie polskiej i zagranicznej. Autor programów radiowych i telewizyjnych. Stypendysta Departamentu Stanu USA oraz rzymskiego Angelicum. Ukończył studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie i London University of Arts.

Ryc.Fabien Clairefond

zobacz inne teksty Autora

Są takie miejsca, są takie budowle, które znaczą więcej. I taka jest właśnie stara Notre Dame. Znaczy więcej – pisze Michał KŁOSOWSKI

.W jednym ze swoich esejów Zbigniew Herbert pisał o tym, jak po cichu i jakoś trochę bezprawnie wdrapał się na wieżyczkę jednej z katedr. Nie była to oczywiście Notre Dame, choć miejsce też było we Francji, dość jednak daleko od Paryża. W tym obrazku, w tej scenie, jak w soczewce ogniskuje się wszystko. Po to są katedry – żeby wspinać się na nie i dzięki nim. Żeby dążyć do nieba.

Kiedy patrzyłem na pożar paryskiej katedry pięć lat temu, miałem w głowie tamten właśnie obraz, tyle że przeniesiony do Paryża AD 2019 – wchodzenia po wysokich, stromych schodach katedry, które nie kończyły się jednak żadnym dachem – ten właśnie płonął. Bałem się wtedy, że katedra nigdy już nie otworzy swoich podwojów. Pomyliłem się.

Bo stara Notre Dame znów króluje nad Paryżem. I jest jak to miasto sama – odarta, z bagażem doświadczeń, podrapana, choć oczyszczona z zewnętrznego brudu i przypudrowana – Notre Dame jest Francją. Fenomenem, który ma dawne granice, średniowieczne mury, trzymające ją w ryzach, a jednak jej wnętrze to coś już zupełnie innego. Nie mogę zapomnieć zdjęć Emmanuela Macrona z wnętrza, uśmiechniętego i zupełnie nielicującego z miejscem, które odwiedzał. Jakby nie wiedział, że nie da się ugasić ognia, który tli się w tym miejscu.

Bo Notre Dame jest Francją. Metaforycznie, historycznym bytem zamkniętym w starych murach, po renowacji wypełnionym nową treścią. Metafizycznie, bo mimo wszystko ma do wypełnienia rolę, której nikt nie może jej odebrać; bo widziała zbyt wiele wojen i rewolucji, ostatnio rok 1968, żeby cokolwiek miało wstrząsnąć jej fundamentami. Symbolicznie, bo jak Republika odradza się na nowo.

To serce Francji, pulsujące rytmem historii, wiary i wątpliwości. Jest wcieleniem francuskiego ducha, którego tkankę stanowią zarówno chwała rycerzy spod Orleanu, jak i krzyk zbuntowanych rewolucjonistów prących na Bastylię. Jej wieże, niczym strażnicy czasu, patrzyły na królewskie koronacje i procesje pogrzebowe, na triumfy i upadki, na modlitwy szeptane przez świętych i grzeszników, którzy szukali rozgrzeszenia w półmroku konfesjonałów. Czy to Joanna d’Arc, przywołana przed oblicze Kościoła, czy anonimowy pielgrzym, który przybył tu ze wschodnich rubieży Europy, Notre Dame zawsze otwierała swoje drzwi, będąc świadkiem ludzkiego losu w jego najpełniejszym spektrum. Tak jak dzisiaj. Ta katedra to Francja.

Bez nadmiernej egzaltacji można powiedzieć, że jej historia jest też historią Europy, kontynentu, który uczył się siebie i swojego ducha, właśnie budując katedry. Matka europejskich katedr – tak można nazwać Notre Dame. Jej gotyckie sklepienia są nie tylko triumfem ludzkiego geniuszu, ale i modlitwą wyrytą w kamieniu, która znalazła swoje echa w Chartres, Amiens, Kolonii i Canterbury, wyznaczając granice świata, który za każdym obrotem wskazówek odkrywa, że jest większy niż myśli. Wszystkie te świątynie, choć wielkie, zdają się jednak jak dzieci zapatrzone w swoją matkę, w jej dostojną prostotę i niezmienną obecność. Katedra Notre Dame stała się wzorcem, z którego czerpali budowniczowie całej chrześcijańskiej Europy, nie tylko architekturą, ale i duchem, który mówi o wieczności zaklętej w ludzkich dziełach.

Rozpoczęta w 1163 roku, za panowania Ludwika VII, budowa była przecież wyrazem ambicji człowieka, który chciał zbliżyć się do nieba nie tylko duchem, ale i architekturą. Jej fundamenty głęboko wbite w Île de la Cité stały się świadkami burzliwych dziejów, które przetaczały się przez Francję; te fundamenty właśnie uratowały katedrę od niejednej klęski, rewolucji i wojny.

W roku 1239 Ludwik IX Święty wniósł do katedry Koronę Cierniową, jedną z najcenniejszych relikwii chrześcijaństwa, nadając świątyni status miejsca świętego w sercu Europy. Ale przecież jej historia się wtedy nie skończyła. Była Notre Dame świadkiem nie tylko chwały i modlitw, ale także chaosu. W czasie wojny stuletniej (1337–1453) widziała upadek i wzlot Francji. To tu, w blasku świec, paryskie mieszczki modliły się o zwycięstwo Joanny d’Arc, która w 1431 roku spłonęła na stosie, niesprawiedliwie skazana przez ludzi, ale unieśmiertelniona przez wiarę; wiarę, której wyrazem jest właśnie katedra Notre Dame.

Potem przyszła era rewolucji. Ta francuska przyniosła katedrze największe poniżenie. W 1793 roku, ogłoszona Świątynią Rozumu, została ogołocona z rzeźb i dzwonów, które przetopiono na armaty. Fasada, zdobiona wizerunkami królów Judy, padła ofiarą gniewu rewolucjonistów, którzy mylnie wzięli je za francuskich monarchów. A jednak Notre Dame przetrwała, jakby zakorzeniona w samym sercu Paryża, którego nie mogła opuścić. Może właśnie te jej korzenie są zbyt głęboko, żeby człowiek mógł je wyrwać?

XIX wiek przyniósł odrodzenie za sprawą Victora Hugo, którego powieść Katedra Marii Panny w Paryżu (1831) wzbudziła społeczną świadomość jej wartości. Restauracja prowadzona przez Eugène’a Viollet-le-Duca uratowała ją zaś przed upadkiem, oddając Francji jej gotycką perłę. Bo Notre Dame, jak Francja, wielokrotnie już miała upaść.

XX wiek był zaś czasem dramatów, ale i nadziei. Podczas II wojny światowej katedra stała się świadkiem lęków mieszkańców Paryża, którzy kryli się w jej murach przed niemieckim bombardowaniem, wierząc, że nikt nie będzie barbarzyńcą na tyle, by bombardować taką świętość. I mieli rację – w sierpniu 1944 roku, gdy Paryż był wyzwalany, dźwięk jej dzwonów ogłosił światu wolność. Potem, w 1970 roku, historia zatoczyła koło, kiedy stara Notre Dame żegnała generała Charles’a de Gaulle’a, który sam stał się symbolem niezłomności Francji.

Choć jest tak bardzo ponadczasowa, Notre Dame pozostaje zanurzona w teraźniejszości, w świecie, który wokół niej biegnie, zmienia się, zapomina i przypomina sobie o tym, kim jest. Płynąca dołem Sekwana odbija jej majestat, ale i zgiełk codzienności Paryża – miasta jak żadne inne. W wodach rzeki przegląda się nie tylko kamień, ale całe wieki, które przeszły obok. Ten obraz – katedry i rzeki – jest niczym spotkanie sacrum z profanum, natury i kultury, dwóch sił, od których człowiek nie ma jak uciec.

.Notre Dame więc trwa, cokolwiek by o niej napisano, zupełnie bez emocji i bez poruszenia. Jak latarnia w porcie historii, podczas gdy świat płynie dalej, pozostawiając ślad tylko w jej refleksji. Odbijają się w niej zarówno niebo, jak i ziemia, a każdy, kto choć raz na nią spojrzy, wie, że patrzy na coś większego od siebie. Nawet – a może właśnie wtedy – kiedy próbuje to odrzucić. Notre Dame trwa i raz po raz wyrywa Francję z letargu historii.

Michał Kłosowski

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 6 grudnia 2024
Fot. CHRISTOPHE PETIT TESSON / Reuters / Forum