(Bez)graniczny strach. Ewangelia, migracje i demografia [Michał KŁOSOWSKI]

W czasach globalnej mobilności i dramatycznych przemian demograficznych Europa, a wraz z nią Polska, mierzy się z fundamentalnym pytaniem: czy Ewangelia i odpowiedzialność za państwo dadzą się połączyć? Na to, krążące w przestrzeni publicznej pytanie, coraz częściej odpowiedzią staje się jednak strach. Emocja, będąca walutą polityki i dźwignią kampanii wyborczych, treścią mediów i tematem rozmów przy niedzielnych stołach. Strach, który – zamiast rozwiązywać problemy – pogłębia podziały i niszczy wspólnotę a który bywa usprawiedliwiany, ale rzadko konfrontowany, z Ewangelią.
Kłamstwo ma krótkie nogi i długie konsekwencje
.Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, twierdził, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Historia uczy, że od jednego dobrze skonstruowanego kłamstwa zaczyna się też spirala przemocy. W latach 30. XX wieku była to narracja o „zagrożeniu ze strony Żydów”; obecnie to „zagrożenie migracyjne”, „wielka wymiana”, „inwazja”. Mechanizm ten sam: odczłowieczenie, generalizacja, wzbudzenie lęku, stworzenie wyimaginowanego wroga a nie zajmowanie się realnymi problemami. Mechanizm, przeniesiony z innej części świata do Europy, zaczynającej żyć w logice oblężonej twierdzy, wobec której każdy kto z zewnątrz jest po prostu zagrożeniem.
Kłopot tylko w tym, że to nie tylko nieprawda, to także wielkie niebezpieczeństwo, także intelektualne. Przede wszystkim jednak to narracja głęboko niezgodna z nauką społeczną Kościoła, która – na długo przed współczesnymi analizami geopolitycznymi – podkreślała podstawowe prawo człowieka do migracji w poszukiwaniu bezpieczeństwa, pracy i lepszego życia. Z drugiej jednak strony, próby bezgranicznej otwierania drzwi, które miały być z kolei odpowiedzią na inny, demograficzny problem, okazały się nadzieją płonną, wykorzystaną przez tejże Europy wrogów.
Demografia nie kłamie
.W Polsce bowiem, podobnie jak w całej Europie Środkowej, sytuacja demograficzna jest dramatyczna. Według danych GUS, wskaźnik dzietności w 2024 roku wyniósł 1,2, czyli znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. Już teraz mamy więcej pogrzebów niż chrztów. Jeśli ten trend się utrzyma, do 2050 roku populacja Polski może się zmniejszyć o ponad 10%. „Demograficzna zima” puka do drzwi nie tylko zamożnych krajów Europy Zachodniej, ale i do naszych.
To nie są teorie spiskowe, to twarda matematyka. Nie ma bowiem systemu emerytalnego, który przetrwa bez młodych rąk do pracy. Nie ma wspólnoty narodowej, która utrzyma swoją tożsamość bez nowego życia. I nie ma Kościoła ani szkoły, które będą trwać, jeśli ławki pozostaną puste. W obliczu tej więc rzeczywistości, migracja nie jest zagrożeniem, ale faktycznie — jest szansą. I to szansą nie tylko ekonomiczną, ale również moralną: na odbudowę wspólnoty, na okazanie miłosierdzia, na autentyczne świadectwo chrześcijaństwa. Tyle teoria, bo rzeczywistość często bywa znacznie bardziej brutalna i po ludzku niejednoznaczna i trudna.
Polityka versus Ewangelia
.Oczywiście bowiem, polityka migracyjna musi być roztropna. Państwo ma prawo, ba! ma obowiązek, chronić swoje granice, weryfikować tożsamość przybyszów, integrować ich w sposób uporządkowany, sprawdzać przydatność dla własnego rozwoju. Ale czym innym jest polityka, a czym innym Ewangelia. Chrześcijaństwo nie może być dodatkiem do partyjnego programu. I nie może być używane jako narzędzie do legitymizowania strachu czy do rozbrajania wspólnoty od wewnętrz. To nie tak, że wybór leży wyłącznie pomiędzy pełną otwartością a zupełnym zamknięciem granic.
Nie można jednocześnie powoływać się na „wartości chrześcijańskie” i dehumanizować migrantów. Nie można odmawiać człowiekowi prawa do azylu, a jednocześnie modlić się za nienarodzonych. Nie można bronić „cywilizacji chrześcijańskiej” przed „islamską inwazją”, a zapominać, że Jezus był uchodźcą, a Józef i Maryja uciekali z Dzieciątkiem do Egiptu. To się po prostu nie łączy. Ewangelia nie zna granic. „Byłem przybyszem, a przyjęliście mnie” – mówi Jezus w 25. rozdziale Ewangelii według św. Mateusza. Nie pyta o wizę, obywatelstwo ani status uchodźcy. Ale też — nie niszczy, nie gwałci, nie atakuje. Przychodzi aby prawo wypełnić, nie znieść.
To, co obserwujemy w debacie publicznej, a zwłaszcza w kampaniach politycznych, czy tej permanentnej, w której trwamy, to bowiem nie tylko eksploatacja lęków społecznych, ale także systematyczna produkcja „innego”. Migrant staje się figurą lęku, obcego, który „zagraża naszej tożsamości”, „naszym kobietom”, „naszej religii”, co podkreślane jest przez media i sieci społecznościowe. Tymczasem historia uczy, że kultura nie rodzi się z izolacji, ale z dialogu i ten też mógłby zostać pokazany. Gdzie są historie sukcesu migrantów, którzy osiedlili się i wnieśli wartość dodaną do nowych społeczeństw? Chrześcijaństwo od początku rozwijało się w zderzeniu z innymi kulturami, językami, narodami pomagając się rozwijać i dbając o dobrobyt.
Potrzebna Ewangelia, nie strach
.W Polsce, kraju, który sam przez wieki był wielokulturowy, gościnny i otwarty, od Ormian po Tatarów, od Żydów po Greków, strach przed obcym jest paradoksem. To nie migranci zagrażają Polsce. To lęk i zamknięcie prowadzą do upadku wspólnoty; to nieumiejętność wcielenia przybyszów sprawia, że rośnie agresja i budzą się demony.
Potrzebujemy więc polityki, która będzie realistyczna, a nie cyniczna. Potrzebujemy Kościoła, który będzie wierny Ewangelii, a nie politycznym sojuszom. Potrzebujemy w końcu mediów, które będą uczyły empatii, a nie podsycały histerię. Potrzebujemy też liderów, którzy – jak papież Franciszek – przypomną, że migrant to nie statystyka, ale osoba, z historią, twarzą, marzeniem. I z szansą, którą może zrealizować w kraju przyjmowania.
Strach nie może być fundamentem cywilizacji. Zwłaszcza chrześcijańskiej. Bo strach paraliżuje, zamyka, niszczy. A Ewangelia? Ewangelia zawsze prowadzi do wolności i szansy na integralny rozwój człowieka.
Michał Kłosowski